No i nie ma już Brazylii w finałach mistrzostw świata? Ktoś żałuje, tak naprawdę? My jakoś w ogóle. Była to chyba najbardziej bezbarwna reprezentacja Brazylii na mistrzostwach świata, jaką w życiu widzieliśmy. Bezbarwna w tym znaczeniu, że chyba nie zdarzyło się, by “canarinhos” wystawili na mundialu aż tylu… średnich piłkarzy. Nie kiepskich, ale też nie wybitnych. Kto z całego tego składu na co dzień jest gwiazdą? Ale wiecie – taką prawdziwą, którą wymienia się w dyskusjach, komu przypaść powinna Złota Piłka “France Football? Kto jest najlepszy na świecie na swojej pozycji?
No dobra, z gwiazd to by było mniej więcej tak:
1. Maicon
2. Kaka
3. Julio Cesar (mimo puszczonego dzisiaj gola na 1:1)
Z “prawie gwiazd” tak:
1. Luis Fabiano
2. Dani Alves
3. Lucio
Ale spójrzmy na tą kadrę tak:
– Luis Fabiano jest dobry, ale… nigdy nie był nawet najlepszy w Hiszpanii, więc jakim cudem miałby być najlepszy na świecie?
– Robinho nie poradził sobie w Europie i aktualnie gra w Santosie, czyli mimo wszystko na uboczu wielkiego futbolu
– Felipe Melo uznawany był za najgorszego piłkarza Juventusu Turyn
– Juan, Bastos – bądźmy poważni
– Gilberto Silva z Panathinaikosu – bez jaj
– Nilmar na ratunek – żarty
– No i rezerwowi (Grafite, Kleberson, Ramires, Luisao, Josue, Thiago Silva) – kto miałby się ich bać?
Ale idźmy dalej. Gdyby dziś ułożyć listę dziesięciu najlepszych napastników na świecie, to Argentyńczycy mieliby szanse na pięć miejsc (Messi, Higuain, Milito, Tevez, Aguero), a na ile miejsc mieliby szanse Brazylijczycy? Dysproporcja pomiędzy potencjałem ofensywnym Argentyny i Brazylii w 2010 roku była chyba większa niż kiedykolwiek wcześniej. W ligach europejskich oprócz Luisa Fabiano liczy się jeszcze Pato. Ale jakoś w ataku Barcelony, Realu, Manchesteru United, Chelsea, Liverpoolu, Arsenalu, Interu czy Bayernu nie grają Brazylijczycy.
A przecież kiedyś było inaczej – Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho, wcześniej duet Romario – Bebeto. Następcy to jakoś nie ta klasa.
Odpadł wielki piłkarski kraj, ale taka sobie drużyna.