Paweł Janas już drugi raz w ostatnim czasie zdradził swój klub dla konkurencji. Najpierw porzucił Bełchatów na rzecz Widzewa, a teraz Widzewa na rzecz Polonii. O ile w przypadku piłkarzy takie zachowanie to codzienność, o tyle u trenerów – dziwi. Bo to przecież oni zawsze upominają się, żeby „dać czas”, „pozwolić pracować”, „spokojnie budować zespół przez kilka lat”. Ale z Janasem jest inny problem, który może trochę tłumaczy te dezercje – jemu budować zespołu raczej się nie chce. To jest w ogóle facet, który całym sobą informuje otoczenie: „Nic mi się nie chce”. I aż dziw, że ciągle chcą go inni.
Janas wciąż ma w polskiej piłce dobrą markę, co niezmiennie nas dziwi. Jest to w końcu jedna z najbardziej zblazowanych postaci w naszym futbolu. Zrobi tylko to, co konieczne i nic więcej, nawet palcem nie ruszy bez powodu. Sukces takich szkoleniowców piłkarze definiują słowami: „nie wpierdala się”. Czyli – grajcie jak chcecie, jeśli macie problem, to go sobie rozwiążcie, jak czegoś potrzebujecie, to nie do mnie, tylko do kierownika idźcie. A jak sytuacja będzie skrajna – zrobimy grilla. Albo lepiej sami zróbcie.
Czasami to skutkuje. Atmosfera zawsze dobra („bo, wiesz, nie wpierdala się”), piłkarze grają jak chcą, a wbrew pozorom – oni zazwyczaj wiedzą, kto na jakiej pozycji powinien występować i jak zagrywać. Mieliśmy próbkę tego w reprezentacji – Polska wygrywała, z kim miała wygrać i przegrywała, z kim miała przegrać. Jakoś się to toczyło.
Janas „nie wpierdalać się” zaczął w Legii, gdzie rządził Leszek Pisz. I potem tak już mu zostało. Naprawdę, rozmawialiśmy na jego temat z wieloma, wieloma piłkarzami i nigdy żaden nie powiedział: „Ależ ma świetne treningi!” albo „Taktycznie – pierwsza klasa”. Zawsze tylko: „spoko gość, nie oszukuje, nie wpierdala się”, „normalny facet, nie szuka problemów na siłę”. Jeśli padały pochwały, to takie czysto ludzkie, a nie szkoleniowe.
Czyli siedzi sobie taki Janas w kanciapie, czasami napije się whisky z kierownikiem drużyny, ktoś opowie jakiś żart, on się raczej żadnym nie zrewanżuje (bo mu się nie chce). I tak leci dzień po dniu. Oczywiście, jedno trzeba mu przyznać – umie odróżnić słabego piłkarza od dobrego, co o ile założymy, że jest to unikalna umiejętność (raczej powinna to być norma), każe postawić przy jego nazwisku plus. Ale żeby kluby aż się miały o niego zabijać? Raczej z przyzwyczajenia. Albo jak w szkole – gdy ktoś jedzie na opinii.
Do Polonii ciągnie go Michał Listkiewicz, który regularnie coś tam podszeptuje Józefowi Wojciechowskiemu. No to teraz musiał mu podszeptać: – Bierz Janasa! Coś nam się zdaje, że to będzie niedźwiedzia przysługa. W Widzewie „Janosik” mógł spokojnie pracować przez lata. W Polonii – co najwyżej, do lata (następnego).