Sławomir Peszko ma ogólne problemy z tzw. lojalnością, o czym przekonało się już wiele osób. Piłkarz to jak na nasze warunki bardzo dobry, ale człowiek – taki sobie. W ostatnich dniach zasłynął tym, że w kluczowym momencie negocjacji z Panathinaikosem zgubił telefon, przy czym zgubił go połowicznie – dodzwonić nie mogli się głównie ludzie z Poznania.
Teraz pomocnik Lecha mówi tak: – A moja historia z zagubionym telefonem komórkowym podczas zgrupowania w Hiszpanii, jest jak najbardziej prawdziwa. I nie ma związku z tym, że jak już gdzieś przeczytałem stałem się zawodnikiem popularnych “Koniczynek”.
A chwilę później dodaje: – Słyszałem już o tym, ale greccy dziennikarze mówili mi też, że w Polsce też poinformowano, że zagram już w Grecji (uśmiech). Były liczne telefony z kraju, dzwonili też miejscowi dziennikarze, widziałem tam nawet już swoje zdjęcie w gazetach, czy na portalach internetowych, ale jak widzicie jestem tutaj, a więc konkretów jeszcze nie ma.
Sławku, skąd wiesz, że dzwonili, skoro zgubiłeś telefon? Czy też zgubiłeś ten telefon, gdy dzwonił ktoś z Lecha, potem go znajdowałeś, gdy akurat telefonował Grek, by po chwili znowu stracić go z oczu, gdy wyświetlało się +48? Zadzwonilibyśmy do ciebie spytać o tę frapującą nas sprawę, ale gdzieś zgubiliśmy telefon… O, czekaj, ktoś dzwoni!