Reklama

Już za chwilę, już za momencik będziemy naprawdę mocni… Tak…

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2010, 01:20 • 3 min czytania 0 komentarzy

Są już pierwsze wypowiedzi po meczu z Hiszpanią – przebija się z nich przekonanie polskich piłkarzy, że zmierzają w jakimś konkretnym kierunku, uczą się, niwelują dystans dzielący ich od najlepszych i że już za chwilę (za dwa lata) będą gotowi do wielkich meczów. Jeśli tak gadają, bo coś gadać muszą – w porządku. Ale obawiamy się, że oni naprawdę w to wierzą.
A przecież oczywistym jest, że – to będzie najwłaściwsze słowo – historyczny wpierdol w Murcii nie nauczy ich niczego. To znaczy mogą co najwyżej nabrać życiowej mądrości w stylu “skoro zawodowy bokser dał mi sto razy po mordzie i skoro ja ani razu go nie trafiłem, to nie ma sensu się dalej bić” albo “skoro ilekroć wsiadam do samochodu, mam wypadek, to może nie powinienem prowadzić”. Czyli – nie grajmy z Hiszpanią, bo znowu się ośmieszymy. O, tego mogli się we wtorek nauczyć. I niczego więcej.

Już za chwilę, już za momencik będziemy naprawdę mocni… Tak…

Niemniej oni sądzą, że przegrają tak jeszcze pięć razy i za szóstym już podejmą walkę. “Taka porażka na pewno wiele znaczy i miejmy nadzieję, że szybko z niej wyciągniemy wnioski” – mówi Lewandowski. “U nich każde zagranie wychodziło, a wynikało to z ich ogromnych umiejętności. Nam tego jeszcze brakuje. Ten mecz pokazał w jakim miejscu w tej chwili jesteśmy” – dodawał Sadlok. Zwracamy uwagę na słowa “jeszcze”, “w tej chwili”… Jeszcze brakuje im umiejętności, ale za chwilę w cudowny sposób te umiejętności przyjdą same. I wtedy jeden kadrowicz powie do drugiego: – Ty, w piątym meczu z rzędu zrobili tą akcję, po której wbijali nam piłkę do pustej bramki. Tak się już na nią napatrzyłem, że chyba potrafię! Potrafię ją powtórzyć!

“Ten mecz pokazał w jakim miejscu w tej chwili jesteśmy”. Drodzy piłkarze – wy zawsze będziecie w tym miejscu. Nie mamy do was pretensji, że chcieliście koniecznie wymienić się z Hiszpanami na koszulki, bo to nawet normalne, gdy zwykły człowiek spotyka idola. A tak właśnie było. Wy nigdy nie będziecie sobie równi. Nigdy nie wskoczycie na tę półkę. To nic złego – nie być najlepszym na świecie. Polska nie jest najlepsza na świecie w prawie żadnej dziedzinie. Normalka. Tylko lepiej zdawać sobie z tego sprawę. Założenie, że porażka 0:6 sprawi, iż zaczniemy grać lepiej wygląda głupawo. San Marino nauczyło się grać, dzięki temu, że przegrało z nami 0:10? Nie. A oni tak przegrywają co chwilę (0:13 z Niemcami) – powinni dzięki uczeniu się na błędach pruć w rankingu FIFA jak szaleni. Tymczasem, cóż, San Marino ma tak samo daleko do nas, jak my do Hiszpanii. To realia. Za dwa lata, w czasie Euro 2012, oczywiście nic się nie zmieni – San Marino nie awansuje, a my dostaniemy (dostaniecie – zwał jak zwał) w dupę i zakończymy (zakończycie) udział w turnieju na fazie grupowej. Lepiej od razu oswajać tą myśl, będzie łatwiej.

Smuda powinien pójść do takiego piłkarskiego lekarza, który mu powie:
– Panie Franku, zostały panu dwa lata trenerskiego życia. W czerwcu 2012 będzie po wszystkim.
– Nie ma żadnej nadziei? Nic się nie da zrobić?
– Przykro mi.
– Co więc pan radzi?
– Niech się pan cieszy każdym dniem na tym stanowisku. I tyle.

My nie nadrabiamy dystansu do Hiszpanii. My go tracimy. Za dwadzieścia lat Hiszpania nas zleje jeszcze mocniej, a za pięćdziesiąt to już nawet nikt takiego meczu nie zorganizuje, tak jak nie dopuszcza się kierowców MZA w Neoplanach do wyścigów Formuły 1.

Reklama

Polski piłkarzu, zaakceptuj przeznaczenie. Nie grasz w piłkę, by coś wielkiego osiągnąć. Grasz w piłkę, żeby kupić działkę pod miastem, zbudować dwustumetrowy dom, otworzyć sklep spożywczy i powiedzieć kumplom: grałem przeciwko wielkim zawodnikom. Małe marzenia też bywają piękne.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...