Reklama

BLOG WISŁY KRAKÓW: GŁOSOWANIE (CZʌĆ 1)

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2010, 18:10 • 38 min czytania 0 komentarzy

Dostaliśmy kilkadziesiąt tekstów – musieliśmy zrobić przesiew. Nie umieszczaliśmy tu tekstów tak krótkich, że bardziej przypominały komentarze pod tekstami, ani takich, w których liczba błędów była zbyt duża. Irytowało nas, kiedy każde zdanie kończyło się “!!!” lub “???”. Mamy nadzieję, że autorzy, których teksty nie zostały zamieszczone, doskonale to zrozumieją… UWAGA, WCZEŚNIEJ BYŁA POMYŁKA W NUMERACJI – GŁOSOWANIE OD POCZÄ„TKU.

TEKST 1 – AUTOR: TOMEK.

Tyle się zawsze pisze o przygotowaniach przedsezonowych, tę drużynę trener zajechał, tamtym za bardzo pobłażał. I tak się zastanawiam: czy piłkarz co pół roku zatraca umiejętność gry w piłkę? Czy te wszystkie przygotowania w ciepłych krajach niezbędne są do tego, żeby oni grali na boisku jak zawodowcy, a nie jak zlepek zawodników, którzy nie wiedzą po co i skąd wzięli się na boisku?

Pograją kilkanaście spotkań i przerwa, potem znowu 3 miesiące gry i na wakacje. Ale nie o to chodzi. Mając do rozegrania tak małą liczbę spotkań i tyle czasu na odpoczynek, i regenerację piłkarze przez cala rundę powinni być u szczytu formy. Zapierdzielać przez 90 minut na pełnych obrotach. A tutaj jak zwykle. Wiosna się zaczęła i słyszę wśród piłkarzy Wisły narzekania stare jak świat, że nie najlepiej czuja się fizycznie, że ciężkie nogi, że z meczu na mecz ich forma powinna być lepsza (jak będą ja budować w takim tempie to do ostatniej kolejki może zdążą), a sam kapitan Głowacki przyznaje ze “cierpią na boisku”. Wielu kibiców i dziennikarzy oczywiście od razu jedzie po Skorży, że to jego wina. I tutaj wracam do mojego pierwszego pytania. Czy trener ma co 6 miesięcy uczyć piłkarza od nowa gry w piłkę? Czy jak Małecki, Sobolewski albo Kirm dobrze grali na jesieni to teraz już nie mogą? Zapomnieli jak to się robi? “Nieudolny” Skorża ich oduczył? Jak za granicą piłkarz jest dobry to nie ważne kto go trenuje, on zawsze będzie się wyróżniał. Nie potrzebuje trenera, który będzie go do tego przystosowywał na 3-4 miesiące. Potem nie cofa się w rozwoju i czeka, aż trener geniusz znowu powie mu jak kopać piłkę prosto, jak przyjmować żeby mu nie odskoczyła na 4 metry, czy kopnąć silnie jak mężczyzna zamiast jak panienka puścić balonika gdzieś tam umownie w kierunku bramki (bo bywa że na aut).

Wydaje mi się, że wielu przecenia role trenera, w Polsce można wyczuć taki sposób myślenia, że trener ma się obchodzić z 25-30 letnimi facetami jak z juniorami. Ale moim zdaniem nie na tym to polega. Należy ćwiczyć z nimi różne schematy taktyczne, stałe fragmenty, zachowania się i ustawienia przy rozegraniu akcji, ale no ludzie nie tego żeby jednemu czy drugiemu piłka od nogi nie odskakiwała albo co ma z nią zrobić jak juz się znajdzie przy jego nodze! W mocnych ligach europejskich w ogóle nie ma takich tematów jak dobre czy złe przygotowanie do sezonu, jakieś rozpędzanie się, łapanie formy przez 5 kolejek, potem kryzys w środku rundy i pod koniec zmęczenie (ciekawe po czym?). Tam grają kilkadziesiąt spotkań w roku, nieważne czy zima czy lato, czy dzień roboczy czy świąteczny. Każdy zna swoja wartość i coś sobą reprezentuje, u nas trener musi zawodnika uczyć gry co 15 spotkań. Jak to się popularnie mówi śmiech na sali. Iluż to jest trenerów, których nazywa się katami czy zamordystami ale jakoś ich piłkarze nie zostają zajechani i prędzej czy później odnoszą sukcesy na swoją miarę, czasem nawet ponad nią.

Często też można usłyszeć o czymś takim jak trafianie z formą w … no właśnie w co? Dla czego w profesjonalnych ligach grają od nas 2 razy więcej i zawodnicy trzymają formę przez cały sezon (nie mówiąc o drobnych wpadkach czy małych kryzysach, które rzecz jasna mogą się zdarzyć), a u nas tak być nie może tylko zawsze celuje się z formą w pojedynczy mecz albo jakiś okres?

Reklama

Oczywiście w żadnym wypadku ten tekst nie ma nic wspólnego z próbą obrony Macieja Skorży. Przeciwnie, uważam, że pewne błędy zostały przez niego popełnione i pożegnanie z nim było konieczne. Ale chciałem zwrócić uwagę na coś o czym wielu najwyraźniej zapomina. Przestańmy rozliczać tylko trenerów, weźmy się za piłkarzy! Niech odpowiadają za wyniki po równo, fifty-fifty. Nie oznacza to jednak, że w ten sam sposób bo przecież nikt z klubu nie wyrzuci dwudziestu kilku piłkarzy, ale mimo wszystko konsekwencje mogą być dla nich równie mocno odczuwalne. Jakoś dziwnie spokojny jestem o to, że gdyby kilku dostało po kieszeni bądź poczuło zapach trawy w Młodej Ekstraklasie to ich zaangażowanie w kolejnych meczach wyglądało by zupełnie inaczej. I tylko wtedy można zapytać słowami trenera Tarasiewicza: a wcześniej ruszyć dupy nie mogli?

Czy od człowieka zarabiającego wg mnie niesprawiedliwie duże pieniądze w odniesieniu do przeciętnego Kowalskiego, ciężko pracującego by wyżywić rodzinę, nie można wymagać pełnego profesjonalizmu, zaangażowania i szacunku do właściciela oraz kibiców, którzy ich utrzymują? Trzeba!


TEKST 2 – AUTOR: KISIEL

Na początek, ostatnio w kandydaturach na bloggera Lecha ukazał się tekst Franka, do którego chciałbym się odnieść. A więc Franku, jeśli poza pisaniem potrafisz również czytać, te kilkanaście zdań dedykuję tobie:

-jak kibic Wisły nie odespał nocy, to znaczy, że Men in Pejs(czyt. “kibice” Cracovii) wymachiwali przed jego domem nożami, bo tylko do tego się nadają, gdyż kibicować to oni nigdy nie potrafili, najwyżej obrażać przeciwnika,

– Wisła sporu o Kriwieca (czy tam Kriwca, pojawiają się różne wersje) na pewno nie przegrała, bo go miała w pupie(łagodnie mówiąc, z resztą nie podzielam tego, że woleli króla youtuba od takiego piłkarza), a o Lewandowskiego na pewno nie walczy, bo nie chce im się wydawać 7mln euro na tego kogoś(chyba, że pan Rutkowski dorzuci do tego jakiś klawy zestaw lodówek po przecenie),

Reklama

-możecie wygrać sobie mecz, ale i tak na końcu zdanie: “idziemy na majstra!” będziecie sobie odhaczać wężykiem,

– tak, nadal lubię swój klub, bo nie jestem kibicem sukcesu jak ogromna ilość kibiców Kolejorza, których namnożyło się sporo, bo Lechowi udało się ładnie zaprezentować w Europejskich pucharach( i z tego powinien się cieszyć każdy kibic w Polsce). Aha, w podstawówce w mojej starej szkole macie naprawdę wielu oddanych fanów, choć żaden z nich nie potrafi wymienić żadnego zawodnika z kadry poza Lewandowskim(choć i tak każdy myli, że chodzi o “cycusia”) i Reissem, który i tak już tam nie gra.

– Co do konkursu klubowego, jeśli chciałbym wygrać jakąś kuchenkę to bym wysłał sms-a na audiotele w TVP, a taki kabel zawsze się przyda, np. wtedy jak Wisła znowu wygra mistrzostwo Polski i będzie można czym przywiązać sobie jej flagę do balkonu.

– tak, masz rację, mamy względem was kompleksy, bo u nas na stadionie nikt nie odgrzewa sobie tygodniowych parówek w kuchence Amiki i nie rozdaje tego kibicom, a prąd ostatnio podrożał, mamy również wobec was kompleksy bo też chcielibyśmy zająć kiedyś jakieś niższe miejsce od jednego z naszych najgroźniejszych przeciwników, a potem dostać wp..ol od Clubu Brugge, gdzie w składzie grają takie tuzy jak Kruska, który potrafi jak nikt inny kopać się w czoło z takim wdziękiem(no, może jeszcze tylko Wilk potrafiłby z nim rywalizować) i ma na tyle kultury, że nie je publicznie stopami. Z resztą zdobywanie bez przerwy mistrzostwa Polski naprawdę staje się nudne( chciałbyś wiedzieć jak to jest, nie?)
Jednym słowem- mamy same kompleksy wobec was. Z Wiślackim pozdrowieniem
A całuj ty mnie głęboko w d..ę

Więc wracając do tematu, chciałbym się zająć sprawą zwolnienia Skorży. Otóż przed meczem z Jagiellonią na konferencji prasowej powiedział takie słowa: “Mogę zapewnić, bo wierzę w tą drużynę, że w najbliższym meczu nie będzie zawodnika w koszulce Wisły, który by nie walczył.” A więc chyba te myślenickie wróbelki miały rację mówiąc, że bez różnicy, jaki wynik padłby w Białymstoku, to pan Maciej i tak straciłby pracę, a ten dokładnie chyba o tym wiedział i poinformował o tym swoich zawodników, chcąc, by w meczu z Jagą Ci zagrali dla niego. Coś w stylu prezentu pożegnalnego, ostatniej woli. Niestety jak widać piłkarze mieli gdzieś to pożegnanie bo zagrali tak jak zawsze. Od razu skojarzyło mi się to z anegdotą, którą kiedyś tam usłyszałem podczas meczu w TV, kiedy to (najprawdopodobniej) jakaś drużyna z Premier League grała w lidze akurat w dniu urodzin swojego trenera. Więc tuż przed spotkaniem, na odprawie przedmeczowej trener wszedł do szatni i powiedział coś w stylu:
-Jak wiecie, mam dziś urodziny. Chciałbym was powiadomić, że najlepszym prezentem dla mnie będzie dzisiejsze zwycięstwo.

Na to pewien piłkarz:
-Ale my już kupiliśmy panu zegarek…

Kto wie, może jak Skorża wszedł do szatni przed w/w potyczką i poprosił o grę z całych sił, by móc godnie zapamiętać jego ostatnie spotkanie usłyszał coś w stylu: ” A nie wystarczą kwiaty?”. Na to chyba wyglądało, bo oglądając grę Wisły po trzech minutach zachciało się rzygać, gdyż to było nawet bardziej przyjemne i interesujące, a zarazem mniej przewidywalne niż “gra”( no wiem, trochę przesadziłem, ale jakoś nie mogłem znaleźć innego słowa) Wiślaków. A więc najważniejsze pytanie: Czy to wina Skorży, że zawodnicy, którzy grają w piłkę od kilku (- nastu, -dziesięciu, niepotrzebne skreślić) lat, nagle zapomnieli jak się kopie futbolówkę, że gracze ocierający się o reprezentację, a tak naprawdę podcierający sobie tyłki gotówką po wpieprzeniu kolejnego hamburgera, nie potrafią kopnąć mocno i celnie piłki (bo albo kopią na siłę i przy okazji niecelnie, albo lekko i też niecelnie) ? Czy to on jest powodem tego ,że te osoby zmarnowały sobie poprzednie lata życia na treningi nie dające efektu, zamiast zdobyć wykształcenie, lub w przypadku Małeckiego chociaż wyuczyć się np. zawodu piekarza? A tak w ogóle to wyobrażacie sobie taką sytuację?

– młody zawieź te bułki pod ten adres.
– A kim ty k**wa jesteś śmieciu?
– Twoim szefem.

Wracając do tematu to nie wierzę, że drużyna o tak dużej dyscyplinie taktycznej traciła punkty przez trenera, a nie przez niedołężnych grajków, którzy tak jak Diaz w spotkaniu z Bełchatowem mając przed sobą pustą bramkę wolał zanurkować na plecach/wywinąć fiflaka (ciężko to nazwać, musiałem oglądnąć powtórkę żeby stwierdzić co to jest, a nawet to nie rozwiało moich wątpliwości) zamiast pieprznąć w to coś okrągłego i białego tym samym zdobywając bramkę.

Ok, Skorża ma swoje wady tak jak każdy, np.(to co mnie najbardziej w nim drażniło) bał się postawić na młodzież. Przykładem tego jest Mączyński, który został wprowadzany stopniowo do składu przez 3 (TRZY!!!) lata, by w końcu nie zagrać nawet połówki w jakimś spotkaniu o stawkę (Puchar Ekstraklasy to żadna stawka) i zanim Maciuś się obejrzał, Krzysiek już dawno przestał być młody i perspektywiczny. Jeden z moich znajomych stwierdził, że Skorża jest świetnym taktykiem, nie trenerem, czyli kimś w stylu Fergusona (z resztą do tego dążono pod Wawelem). I to w pewnym sensie na pewno się zgadza, gdyż Skorża trenować nie umie w ogóle.

Cóż, w rezultacie nowym trenerem ( w tym przypadku akurat chyba miotłą) został Kasperczak. Wchodząc na wszelkie Wiślackie portale czytałem komentarze w stylu: “O nareszcie!”, “Świetny wybór, najlepszy z możliwych”, “Panie Kasperczak, zawsze w Pana wierzyłem”, czy “Niech ja Cię ucałuję Heniu!”, a jeszcze dzień wcześniej słyszało się głosy, że żaden kibic nie chce widzieć tej szuji przy R22, za to, że próbował wymusić od Wisły kasę. Skąd nagle taka zmiana? Nie wiem. Wiem za to jednak, że dawno nie słyszałem takiego lizodupostwa, jak w wykonaniu pana Henia. ZAKŁAMANIE czuć jak z Rzeszowa ( bo właśnie piszę z jego okolic) do Bombaju i z powrotem. Nie chciałbym, żeby stwierdzono, że jestem jego przeciwnikiem, wręcz przeciwnie, mam do niego wielki szacunek za to co osiągnął w moim klubie. W kwestii jego ponownego zatrudnienia Kasperczaka od razu nasuwa się kolejny wniosek, a mianowicie taki, że w ciągu tylu lat i rewolucji w Wiśle, która z roku na rok podobno stawała się coraz silniejsza, pod Wawelem ludzie doszli do wniosku, że najlepszym kandydatem do budowania piłkarskiej potęgi jest facet, którego wyrzucono nie będąc zadowolonym z jego wyników.

Cóż, czas pokaże, czy decyzja podjęta przez zarząd i RN( ta, akurat, każdy wie, że to Boguś ją podjął i nikt się z tą informacją nie kryje) była słuszna. Oby już niebawem.


TEKST 3 – AUTOR: CZAREK

Co tu dużo mówić – kocham Wisłę i kocham ten nasz słodki burdel. Tu wszystko powinno się już dawno zawalić, a wciąż się jakoś trzyma. Wszyscy powinni dawno pójść z torbami, a kopią piłkę i jeszcze czasem trenują.

Ostatnimi czasy, wściekły Cupiał wyrzucił z klubu sprzątaczkę, sekretarkę, prezesa i dyrektora sportowego. No i trenera. Pani Lucynie dajmy spokój, natomiast: Wilczek, Bednarz, Skorża – z tego trio najdłużej ostał się Maciej “Teraz Liga Będzie Ciekawsza”. Miły facet, ale z Levadią umoczył niemożebnie i jego czas minął. Może to i dobrze, teraz do Lecha będzie mógł sobie ściągnąć Burkhardta i wystawić go na bramce.

Nie ma co udawać, zwolnienia Skorży wszyscy się spodziewali. Niektórzy wręcz się o to modlili. Zatrudnienie Schaefera też nie byłoby specjalną sensacją, no, ale Niemiec się nie dogadał i Wisła wzięła Kasperczaka.

No, tu, jak to mawiał Boguś Linda, już pierdolnęło jak grom z jasnego nieba! Totalne zaskoczenie. W mediach same bzdury, a wśród kibiców dyskusja. Dobrze czy źle. Swego czasu, SKWK poparło zwolnienie trenera (i to w 1906 procentach); nic, więc dziwnego, że teraz kręci nosem. Primo: darmozjad. Secundo: robił Bogusia (Cupiała, nie Lindę) na kasę. Tertio: to skandal, że klub nie konsultuje decyzji z kibicami. Skandal!

Ale są też pikniki. Na wieść o powrocie Henia wyciągnęli z szaf te śmieszne, czerwone kapelusiki, a z szuflad wyfrunęły trąbki. Hurra, teraz nic nam nie straszne.

Ja zwycięstwa, wcale nie jestem taki pewien, bo Heniu swój kunszt już pokazał w Górniku. Do tego, nie ma za bardzo kiedy z chłopcami potrenować – zwłaszcza, że kiedy piszę te słowa, Paweł Brożek przewraca się z boku na bok.

Z drugiej strony, nie wołam: darmozjad, bo Kasperczak miał podpisaną umowę i zwyczajnie walczył o (nie)swoje. Jego brożka.

Interesuje mnie, jednak, co innego. Czy, aby przypadkiem, nie jest tak, że siwy pan Henio nie jest tylko trenerem tymczasowym? Cupiał pospieszył się z wyrzuceniem Skorży, negocjacje z Niemcem się przeciągały, coś trzeba było wymyślić. W klubie nie ma komu decydować, więc Jarosz usiadł z sekretarką, trochę pomyśleli i im wyszło: dzwonimy do Kasperczaka. Jeśli to prawda, że trener ma w umowie zapisaną klauzulę wypowiedzenia gdy zabraknie MP lub awansu do LM, to trzeba już szukać kogoś na sierpień. I być może takie poszukiwania już trwają – nie wymieniono sztabu (trener Łaciak i bramkarz Pawełek – to jest to!), a gazety bombardują czytelników newsami o dalszych rozmowach z Schaeferem.


TEKST 4 – AUTOR: ZMAJ

Jurek Fedorowicz to swój chłop! Bardzo lubię kiedy pojawia się na stadionie, ostentacyjnie ogłaszając swoją wielką miłość do Wisły. Lubię kiedy patrzy na mnie z gazet i ekranu monitora, akurat wtedy, kiedy zbliżają się wybory. Lubię kiedy moralizuje, lubię kiedy napomina, lubię kiedy próbuje być poprawny politycznie. Lubię kiedy zachęca do głosowania na stadionie, lubię kiedy robi to ze stanowiska spikera. Ja po prostu lubię posła Fedorowicza!

Mojej sympatii nie zmieni fakt, że poseł ostatnio widziany był na finale hokeja w loży prezesa Filipiaka. Nie zmieni jej radosny skok po bramce dla Cracovii, nie zmienią brawa i wiwatowanie po kolejnych golach. Nic tego nie zmieni. Przecież poseł powiedział kiedyś, że prawdziwy krakus kibicuje zawsze krakowskiemu klubowi. Ma pan racje panie pośle, przecież to oczywiste. W końcu piętnaście tysięcy ludzi śpiewających piosenkę o tym, że “było ich sześciu, a potem dwunastu”, nerwowo czeka na gole Barana, Moskały czy innego Pawlusińskiego, kiedy to grają przeciwko drużynom spoza Krakowa. Przecież wszyscy mamy po dwa urzędowe szaliki – w jednym chodzi się na Wisłę, a w drugim na Cracovię. Jeśli kibice gonią się po osiedlu natychmiast przerywają i jednoczą siły, jeśli na horyzoncie pojawi się zabłąkana ekipa Dolcana Ząbki. To oczywiste i jasne dla wszystkich.

Niech się pan tylko nie zdziwi, jeśli w przyszłej kadencji sejmu Polska będzie musiała radzić sobie bez pana. Kraków może, w końcu palcem pan nie kiwnął przed Euro 2012, gapiąc się tylko na lobbujących przedstawicieli Wrocławia, Gdańska i Poznania. Nie napiszę, że stracił pan w hali Cracovii wyborcę, bo nigdy nim nie byłem. Mam jednak nadzieję, że niektórzy dwa razy zastanowią się, co zrobić w lokalu wyborczym. Kto wie? Może wtedy zwróci się pan do elektoratu z drugiej strony błoń..? Oni też na pewno pana polubią.

W tym tygodniu nie pisałem o:

Piłkarzach, bo grają do dupy.
Henryku Kasperczaku, bo przynudza jak zawsze.
Legii Warszawa, bo nie jestem sadystą.
Lechu Poznań, bo przekrzyczeli dzieci i opiekunki w Bełchatowie, więc są jak zwykle “de best!”.
TVP, bo transmituje biegi narciarskie zamiast Pucharu Polski.


TEKST 5 – AUTOR: JAN

Cupiał nie wytrzymał. Właściciel Wisły zwolnił Macieja Skorży z piastowanej przez niego funkcji trenera Białej Gwiazdy. To był taki trzeci (a może i trzydziesty trzeci) raz Skorży, kiedy to trener Maciej popełnił błąd, który mógłby go kosztować utratę posady. Dziwne jest tylko to, że jeden z najbogatszych Polaków w Polsce, mający twierdzę w podkrakowskich Myślenicach nie zwolnił króla Maciusia wcześniej, a miał przecież ku temu okazję. Nie zwolnił go po czwartym miejscu na jesień w poprzednim sezonie, nie zwolnił po Levadii, nie zwolnił po Cracovii, a uczynił to po minimalnej porażce z Arką, która lekko mówiąc na Reymonta uchodzi za, zaraz po Cracovii i Legii, najgorszego wroga. Miałem nadzieję, że człowiek, który ponad 10 lat daje na krakowski sport pieniądze, zmądrzał. Skończyła się era wywalanych po dwóch remisach Łazarków, skończyła się era popularnego obecnie syndromu Wojciechowskiego, tego z Warszawy. To miał być klub budowany przez ambitnego, młodego, a już jedzącego z niejednej miski trenera. Zabrakło tylko jednego… sukcesu w Europie, właśnie takiego sukcesu, jaki osiągnął Henryk Kasperczak. Każdy pamięta boje z Parmą, Lazio i Schalke. Pamięta je także Cupiał, który znalazł w swojej biblioteczce zakurzoną legendę Kasperczaka. Pomijam wszelki brak honoru ze strony Kasperczaka i proszenie o ponowne przyjęcie pod Wawelem, bo nie o tym chciałem napisać. Stawiam sobie tylko jedno pytanie, czy Kasperczak jest w stanie sukces na arenie europejskiej zapewnić. Moim zdaniem nie, a na pewno takim składem, bo kto przestraszy się Wisły, której najlepszym strzelcem jest obrońca? Obrońca, który i tak za niedługo opuści Kraków i przejdzie do zdecydowanie silniejszego klubu w zdecydowanej silniejszej lidze. Tam była pomyłka, mam dwa pytania. Drugie jest takie, czy nowy-stary trener Wisły będzie w stanie zastąpić Skorżę również pod względem kontaktu z kibicami. Byłemu już trenerowi Białej Gwiazdy, nie było obojętne zdanie kibiców. To właśnie Skorża zainicjował spotkania z fanami Wisełki w Jamie na Reymonta. Kibice go popierali, pochwalali, a w pewnym momencie uwielbiali. Nikt nie zapomni chwili, kiedy po mistrzostwie Polski wywalczonym w 2009 roku, Maciej Skorży podszedł do sektora D i podarował fanom koszulkę Marcelo, nie spełniając tym samym ich prośby (chcieli marynarkę). Nikt nie zapomni prośby do trenera Macieja: “Pomachaj nam, pomachaj nam, hej trenerze pomachaj nam!”. A wróćmy jeszcze wcześniej, chyba do najbardziej pamiętnego na linii Skorża – kibice meczu. 5 grudnia 2008 rok, przeddzień mikołajek, właśnie wtedy trener dostał od nas największy prezent. Po serii nieudanych spotkań (porażki ze Śląskiem i Ruchem, remis z Cracovią) Maciej Skorża otrzymał ogromne poparcie od kibiców. Przez 80% czasu dopingu na Reymonta (a w sumie trwał on jakieś dwie godziny) skandowane było jedno nazwisko, trenera Skorży. To było coś niesamowitego. Wisła przegrywa, a kibice pozdrawiają Skorżę. Po meczu trener podszedł do nas i podziękował, miał za co. Skorży nie ma już pod Wawelem, jest Henryk Kasperczak, który będzie miał bardzo trudne zadanie, aby zastąpić poprzednika. A wiecie co skandowali kibice podczas meczu z Lechią? Maciej Skorża!


TEKST 6 – AUTOR: RYBKA

Mecz Wisły z Lechią był bardzo ciekawym widowiskiem z mojego punktu widzenia. Uprzedzam, że nie jestem masochistą i nie podobała mi się gra Białej Gwiazdy ale to spotkanie pokazało mi jak bardzo różni się dzisiejsza Wisłą od Wisły Henryka Kasperczaka z lat 2002-2005. I to właśnie o tym będzie dzisiejszy mój tekst, bowiem nie mam zamiaru tracić czasu nad rozpisywaniem przyczyn kryzysu Wisły bo chyba każdy trzeźwo myślący człowiek potrafił przewidzieć nadchodzącą katastrofę na co zanosiło się od co najmniej 2 lat.

Wisła za Kasperczaka gwoli przypomnienia słynęła z gry ofensywnej. Jeszcze 5 lat temu niektórzy trenerzy jak pan Henryk wychodzili z założenia, że napastnik nie musi mieć określonej liczby centymetrów żeby strzelać bramki a skrzydłowi musieli im to umożliwić dając przychylne piłki z których można strzelić bramkę a nie “zawalczyć”. Kosowski, Ł»urawski, Frankowski, Gorawski czy Uche to byli najlepsi piłkarze w naszej lidze. Nie wyróżniający się czy nieźli. Najlepsi. Jak patrzę na dzisiejszą Wisłę ogarnia mnie śmiech. Permanentny brak jakości. Jakoś nie słychać żeby poważne kluby zachodnie biły się o dzisiejszych liderów Wisły. Np. Paweł Brożek przerasta naszą ligę umiejętnościami to fakt (jest to nietrudne jak wiadomo) ale jest także wypalony. Nie chce mu się już tutaj grać i to naprawdę widać. Pewnie większość się ze mną nie zgodzi ale mniejsza z tym. Ale reszta to naprawdę mierni zawodnicy jak na naszą Ekstraklasę. Naprawdę nic szczególnego. Dlatego np. nie jest problemem brak wysokiego napastnika ( tego Bułgara nie liczę bo jest ostrym kaleką nie wróżę mu zbyt długiej kariery pod Wawelem). Problemem są wrzutki-lampiony Małeckiego, kopnięcia byle w pole karne Piotra Brożka czy statyczna gra Kirma. O Łobodzińskim w ogóle nie wspominam z wiadomych względów. Ponadto nie mieści mi się w głowie jak drużyna, która poprzez grę w bardzo słabej lidze musi nastawiać się na ataki pozycyjne od 5 lat nie posiada rozgrywającego. Naprawdę od czasów gry Mirka Szymkowiaka nie dało się sprowadzić kogoś z wizją gry do przodu? Naprawdę nikogo ( bo nie liczę jako rozgrywającego Jirsaka który typowym playmakerem nie jest )? Nawet za darmo lub na wypożyczenie naprawdę można załatwić piłkarza nie-kalekę. Nie można linie pomocy opierać o Sobolewskiego, który raczej nie jest piłkarzem potrafiącym zagrać niekonwencjonalnie. Z łokcia przywalić czy krzyknąć jak najbardziej. Rozgrywanie-Boże broń. Co do rozgrywających to nie liczę przypadku Garguły ponieważ jest non-stop kontuzjowany co spotyka większość zawodników Wisły ponieważ są notorycznie źle przygotowywani do sezonu. Za czasów Kasperczaka obiektywnie trzeba przyznać, że kontuzje się zdarzały ale o wiele rzadziej. Jego drużyna potrafiła grać cały sezon 13-14 ludźmi. I to naprawdę starcza jeśli są to ludzie umiejący grać w piłkę. Dlatego to całe gadanie o konieczności rywalizacji to w naszej rzeczywistości bajki. Oni po prostu golili frajerów i tyle. Liczy się jakość nie ilość.

Podsumowując to naprawdę ciężka praca przed panem Henrykiem. Trener na tym poziomie może drużynę odpowiednio ustawić czy zmotywować. Nie zmieni natomiast mentalności piłkarzy. Nie mówię, że wszyscy są słabi bo tak z pewnością nie jest ale naprawdę teraz jest czas na zmiany. I trzeba je przeprowadzić niezależnie od wyniku w tym sezonie, bo spawa mistrzostwa jest nadal otwarta, co nie zmienia obrazu sytauacji. Starsi już prochu nie wymyślą, a młodzi muszą nabrać nowej motywacji do pracy i ciężko trenować. Także nastał czas wielkiej przebudowy. Niektórym trzeba podziękować i zastąpić, innym dać bodziec do wytężonej pracy. Bo w innym razie znów będziemy musieli się wstydzić oglądając nieporadność naszych piłkarzy w pucharach, odpadających w żałosnym stylu z coraz to słabszymi drużynami…


TEKST 7 – AUTOR: FAVEKS

Przyglądając się grze Wisły od początku 2009 roku można doszukać sie idealnego przykładu związku prostytucji z muzyką. Coś tu, kurwa, nie gra. Wciąż aktualny Mistrz Polski to drużyna przeciętnych kopaczy, którzy grają w piłke, ponieważ ktoś kiedyś powiedział im że robią to dobrze. Mandarynie też ktoś kiedyś powiedział, że umie śpiewać a do dziś nikt tego nie zauważył. Podobnie jest z piłkarzami Wisły.

No bo jak inaczej wyjaśnić to, że taka osoba(miałem napisać bramkarz, ale to jak jakby nazwać Jakuba Dziółke pigmejem) jak Mariusz Pawełek stoi na bramce w zespole Mistrza Polski. Stoi, no bo przecież nie broni, bo bronienie w piłce nożnej polega na tym, że robi sie wszystko aby piłka nie wpadła do bramki. Szkoda, że Pan Mariusz o tym nie wie.

Patrząc na zestawienie obrony Wisły można powiedzieć-przynajmniej tu jest dobrze. Otóż nie, wcale nie jest. Mogą odezwać sie głosy- Jak to? Przecież to czołowi gracze w lidze na swych pozycjach. Tak tylko, że wszyscy ci pseudoeksperci oceniają ich w pryzmacie 15 meczów, w których w conajmniej 11 nie mają przeciwko sobie nawet pół napastnika. Marcelo wygra głowe z Podstawkiem, ale jak Lewandowski i Peszko zagrają kombinacyjnie to zaczyna sie problem. Głowacki przeczyta zagranie Grzyba, ale jak Sobiech puści prostopadłą do Niedzielana to Głowacki już nie ma z nim szans. Alvareza spokojnie minie Dawid Nowak, a Piotrek Brożek czy Junior Diaz pogubią się przy pierwszym starciu ze wspomnianym wyżej Peszko. Dlatego potem mamy takie wyniki jakie mamy.

W pomocy tragedia, w ogóle ciężko ten twór nazwać pomocą, ponieważ zwykle pomoc składa się ze środkowych pomocników ,wśród których są rozgrywający i pomocnicy defensywni oraz z pomocników bocznych zwanych czasem skrzydłowymi. Można powiedzieć, że jeśli Patryk Małecki gra akurat w ataku to w pomocy nie ma nawet pół skrzydłowego. O rozgrywaniu piłki nie ma co mówić, bo skoro Tomas Jirsak, o którym mówi się że w Wiśle rozgrywa najlepiej, jest mniej kreatywny niż Łukasz Surma to jaki to ma sens? Wyobrażacie sobie gorsze porównanie dla rozgrywającego? ŁUKASZ SURMA. Ten sam Surma, który od 10 lat gra ”ty do mnie, ja do ciebie”. Łobodziński i Kirm(na jego temat można napisać książke pt. ”Dlaczego nie umiem grać w klubie?”) ani nie potrafią nikogo przedryblować, ani nawet dokładnie wrzucić. Ale że w metryce mają wpisane skrzydłowi to niestety muszą grać. Na koszt klubu!

W ataku jeśli nie ma Brożka lub nie jest on w formie to również nie ma co liczyć na gole. Czasem wiatr zrobi Małecki, czasem coś wyjdzie Boguskiemu, lub w akcie rozpaczy do przodu pójdzie Marcelo , ale to nie jest atak godny Mistrza Polski. Bo skoro para Brożek-Boguski, która kiedyś była uważana (przez kogo nie wiadomo) za najlepszą pare napastników w Polsce strzela w sumie tyle goli co sam Brazylijczyk to coś jest nie tak.

Krytyki dużo, ale chwalić nie ma za co. Jednak trzeba sobie zdać sprawe, że ci przeciętni kopacze wygrywali już pare razy lige i wciąż mogą wygrać ją kolejny raz. Jednak do Europy nie ma co sie wybierać, bo nie wpuszczą. To nawet dobrze, bo jeśli mamy sie wstydzić po raz kolejny to ja już wole patrzeć jak wyprzeda nas Cypr,Białoruś i Węgry. Bo my taki mamy klub, jaki potrafimy zrobić.


TEKST 8 – AUTOR: KANONIER

Maciej Skorża pracował w Wiśle Kraków niewiele ponad dwa sezony. W pierwszym roku pracy w klubie jego podopieczni potrafili zachwycać. Jak na polskie warunki styl, skuteczność i pewność siebie piłkarzy Białej Gwiazdy była godna podziwu i pozazdroszczenia dla innych kopaczy rodzimej ekstraklasy. W grze widać było polot i pełne zaangażowanie zawodników. Niemal każdy mecz kończył się deklasacją rywali. Kibicom przypomniała się złota era Kasperczaka i wielkie mecze z Schalke, Parmą czy Lazio.

Co się takiego stało, że Skorża w trakcie bieżącego sezonu ukatrupił tę drużynę?

Przede wszystkim, piłkarzom ewidentnie się nie chciało. Były trener udowodnił w trakcie swej przygody z Wisłą, że jest fatalnym motywatorem, właściwie motywatorem nie jest żadnym. Skoro ktoś o charyzmie majonezu, czyli Piotrek Brożek ośmiela się powiedzieć do trenera “Sam se pobiegaj”, to chyba wszyscy widzą, że coś jest nie tak. Skorża nie miał charakteru, a niestety w pracy z polskimi ligowcami to jest niezbędne. Wiśle potrzeba trenera, który będzie zdolny do tego, aby podbiec do opierniczającego się Łobodzińskiego i dać mu – niczym Lepper Morozowskiemu – w papę. Tak, potrzeba drugiego Dana Petrescu, bo Rumun był nadzieją na normalność i profesjonalizm. Ktoś tym nierobom musi owe wartości zaszczepić. Może na drugi raz pan Cupiał będzie mądrzejszy i przezorniejszy…

Dodatkowo, gołym okiem widać, że przygotowań zarówno do rundy jesiennej, jak i wiosennej nie było tak naprawdę żadnych. To nie tylko historyczny oklep z Levadią. Tutaj chodzi raczej o całokształt. Styl gry, jaki Wisła prezentuje w obecnych rozgrywkach woła o pomstę do nieba. Klub z najsilniejszą w Polsce kadrą na jesieni grał słabiutko. Miał jednak pewność siebie i potrafił z wyższością patrzeć na większość rywali. Schemat meczów piłkarzy spod Wawelu był podobny. Szybko uzyskana jedno lub dwubramkowa przewaga i przetruchtanie reszty meczu w tempie godnym Macieja Iwańskiego. Najsilniejsi rywale, czyli Lech i Legia nie dały się na te pozory nabrać. Do tego dochodzi lanie od Cracovii, co dla Wiślaka jest gorsze i bardziej haniebne niż oglądanie striptizu Beaty Kempy.

O ile jesień była zła, wiosna rozpoczęła się tragicznie. Mizeria, żenada, katorga. Grajki autentycznie zaczęły hańbić barwy i historię tego klubu, nie mówiąc o kibicach. Założenia taktyczne? Proszę bardzo: rzucamy wysoką świece z obrony do ataku i czekamy co się stanie.

A przygotowanie fizyczne? Zawodnicy nie są w stanie rozegrać jednego meczu na przyzwoitym poziomie biegowym w ciągu tygodnia, nie mówiąc już o tym, co się dzieje jak wypadnie “maraton” i trzeba zagrać trzy razy na przestrzeni siedmiu dni. Na szczęście, pożegnali się już z Pucharem Polski.

Na razie czekamy. Trener Kasperczak stara się wydźwignąć ten tonący okręt. Widać niewielką, ale pozwalającą myśleć optymistycznie zmianę. Nie ma już świec, jest próba grania piłką. Problemem jest jednak to, że nie tylko Łobo, ale cała reszta jest zajechana. Nogi nie niosą, choćby nawet głowa chciała. W tym sezonie nic wielkiego ze strony Wisły nie zobaczymy, ale może szkoleniowcowi uda się dotrzeć do niepoprawnych gwiazdorów stworzyć taki monolit, jaki w Krakowie już pod jego wodzą mieliśmy.


TEKST 9 – AUTOR: ŁUKASZ

Bycie kibicem Wisły to nie bułka z masłem. Szybkie odpadanie z pucharów, Mariusz Pawełek na bramce, Junior Diaz na (tu należy wpisać jakąkolwiek pozycję poza ławką), szemrana przeszłość, do tego właściciel, który z jednej strony skąpi grosza, a z drugiej wymaga za wszelką cenę Ligi Mistrzów. To wszystko składa się na smutny obraz – Wisłę w pewien sposób można porównać do upośledzonego dziecka. Z jednej strony odstaje od innych (w tym przypadku Europy), a z drugiej ciągle to nasze dziecko i nie można go nie kochać.
Jedyny klub, jaki Wisła przypomina ostatnimi działaniami to “Klub Myszki Miki”. Nie mamy żadnej polityki transferowej, bo jakie wnioski można wyciągnąć na bazie wypożyczenia Christowa? Akt desperacji – nic innego nie przychodzi mi do głowy. Forma zespołu? Póki co jest bardzo słaba. Jedyne, co przychodzi mi na myśl oglądając grę Wisły, to stwierdzenie, że grają III część “Dziadów”. Nie można też zapomnieć o całym sztabie trenerskim, który Boguskiego z prostej kontuzji leczy pół roku, a Pawła Brożka wysyła do gry przez 3 miesiące na środkach przeciwbólowych.
Ktoś może napisać: “kolejny kibic sukcesu, potrafi tylko narzekać”. Rzeczywistości nie da się jednak odkłamać. Wisła po prostu jest europejskim dnem. Wiem, jak bardzo cieszą się teraz kibice Amico-Lecha czytając moje wypociny. Tak naprawdę nie mają z czego się śmiać – ich zespół jest jeszcze słabszy. Bawi mnie postawa niektórych kibiców klubu z Poznania (Lechem tego nazwać już nie sposób), którzy pękają z dumy przed swoim klubem i nabijają się z Wisły lub Legii. To właśnie odróżnia nas – kibiców z Krakowa i Warszawy od tych z Amico-Lecha. My potrafimy zrozumieć, że Pawełek nie umie bronić, Brożek nie wykorzystuje sytuacji, Grzelak jest prosty jak półtora metra drutu kolczastego w kieszeni a Iwański ma wielki brzuch od pączków. Jednak jak przemówić kibicowi Amico-Lecha, że jego klub na dobrą sprawę nie istnieje, Lewandowski jest dobry tylko w polskiej lidze a Kriwec pójdzie tą samą drogą, co Stilić (czytaj – zakisi się w Poznaniu)?
Paradoksalnie narzekanie i umiejętność odrzucenia piłkarskiej chałtury przez kibiców sprawia, że Wisła i Legia to kluby wyjątkowe. Kiedy ktoś ubiera koszulkę z białą gwiazdą na piersi, to oczekuje się od niego twardej oraz nieustępliwej walki. Niestety z tym ostatnio bywa różnie. W Wiśle grają piłkarze związani tylko i wyłącznie umową. Gdy tylko zwąchają parę euro więcej, momentalnie są w stanie wyfrunąć z Krakowa. Trochę to smutne, ale prawdziwe. Gdzie są ci, dla których Wisła była czymś więcej, niż tylko miejscem pracy?
Mam szczęście pamiętać Wisłę z początku ostatniego dziesięciolecia. Wtedy można było oczekiwać nieustępliwości i twardości. Wisła potrafiła wbić 3 bramki Barcelonie, umiała podnieść się z klęczek po I meczu z Saragossą, nie będę już wspominał o fantastycznych meczach z sezonu 2002/2003. Przyjście Kasperczaka spowodowało powrót marzeń o wielkiej Wiśle, która miałaby realną szansę na sukces w Europie. Niestety krawiec kraje, jak mu materiału staje. Z kim Kasperczak ma atakować Ligę Mistrzów? Kirm pałęta się po skrzydle, Diaz gra w kulki a nie w piłkę, a Pawełek założył jednoosobowy cyrk objazdowy. Nawet gdyby “Henry” nie był wypalony (a mam nadzieję, że nie jest) i obronił mistrzostwo Polski, to nie ma szans na osiągnięcie dobrego wyniku w pucharach. Odejdzie Marcelo i Alvarez – stracimy, moim zdaniem, najlepszych piłkarzy w zespole. Jest to całkiem realny scenariusz, wykluczyć go nie sposób.
Czy jest zatem perspektywa na lepsze jutro? Jak najbardziej tak. Wystarczy, że Paweł Brożek i Małecki po prostu zaczną strzelać bramki, Pawełek zacznie bronić a Sobolewski walczyć. Cudów nie trzeba. Oni od tego są w tej drużynie. Od napastnika wymaga się strzelania bramek, od bramkarza skutecznych interwencji a od defensywnego pomocnika dobrej harówki w środku pola. Potrzeba tylko tyle i aż tyle…


TEKST 10 – AUTOR: OPEL

Ostatnie mecze Wisły w tej rundzie skłoniły mnie do paru refleksji, co prawda subiektywnych, ale może wartych zauważenia na łamach “blogowej” propozycji. Otóż chciałbym odnieść się głównie do jednego z zawodników Wisły. I nie będzie to “zacięty” Paweł Brożek, ani nie będzie to chaotyczny Junior Diaz, czy też Andraż “staram się tylko w reprezentacji” Kirm. Faworytem mojego wpisu będzie nie kto inny jak pierwszy bramkarz naszego zespołu.

Jego zachowanie podczas wtorkowego meczu pucharowego zmusiło mnie wręcz do wylania swoich żali w Internecie. Zacznę może od postawienia retorycznego pytania, które sam zadaję sobie co tydzień oglądając kolejną kolejkę Ekstraklasy – czy Wisła do cholery nie zasługuje na bramkarza z “krwi i kości”?!

Bramkarzem z prawdziwego zdarzenia, którego chciałbym oglądać w barwach Wisły jest dla mnie zawodnik, który ma przede wszystkim równo pod sufitem. Czasami odnoszę wrażenie, że nasz bramkarz postradał rozum. No bo jak inaczej wytłumaczyć siatkarskie zagrywki po dośrodkowaniach przeciwnika? Jak argumentować wykopy piłki wprost pod nogi napastników rywali? Niektórzy mogą to nazwać brakiem opanowania albo niedociągnięciami technicznymi, okej, ale jak z kolei wyjaśnić dryblingi wszerz boiska (przez całe pole karne, aż do linii bocznej)? No tutaj już wątpliwości być nie powinno. Do tego czarę goryczy przelewa już doszczętnie “fuck” wycelowany w kibiców na Hutniku (notabene nie pierwszy). To już jednak nie jest przejaw głupoty, to czyste chamstwo, a cytując klasyka z Łodzi – zwykłe skurwysyństwo.

Mimo tych wszystkich niedociągnięć, które wymieniłem pan Mariusz nadal uchodzi za bramkarza jednego z lepszych w Polsce. Takie są fakty – powołania do reprezentacji za Beenhakkera i Smudy, wielokrotnie wysokie miejsca w rankingach na najlepszych ligowych golkiperów. Chwali go Jacek Kazimierski, chwalił Skorża (bo wystawianie do pierwszego składu Mistrza Polski to nic innego jak pochwała, no tak przynajmniej powinno być). Istny paradoks! Nie tak dawno interesował się nim podobno turecki Trabzonspor, ale ich skauci chyba szybko przejrzeli na oczy i na plotkach się skończyło. A szkoda…

Powoli z kiksów Mariusza Pawełka zaczyna się coraz częściej drwić. Niedługo przestanie się mówić o wpuszczonym “Cabaju”, a metafora o lataniu jak Ł»yd po pustym sklepie, zostanie sparafrazowana na latanie jak Pawełek po własnym polu karnym. Ł»arty żartami, ale każdy fan Białej Gwiazdy wstydzi się, gdy słyszy takie porównania i ja nie jestem wyjątkiem.

Dlatego chciałbym jako kibic Wisły Kraków oglądać w naszej bramce kogoś kto będzie popełniał jak najmniej prostych błędów wynikających z roztargnienia, kogoś zmobilizowanego na każdy kolejny mecz, kogoś kto krzyknie i zmobilizuje obrońców oraz nimi pokieruje w kryzysowym momencie, kogoś kto będąc za plecami Łukasza Burligi, Mariusza Jopa, Arka Głowackiego, czy Marcelo nie przyprawi go o konwulsje swoimi niepewnymi zagraniami. I wreszcie kogoś, kogo stać będzie żeby wyp*erdolić piłkę w aut w stylu Clebera, zamiast podać ją do Tshibamby, Chinyamy, albo innego Grzelaka. Czy to jest tak wiele? Nie muszę przecież widzieć przy Reymonta golkipera o refleksie Givena, grze jeden na jeden Reiny, czy podaniach Van der Sara. Chcę po prostu normalnego bramkarza!


TEKST 11 – AUTOR: BARTOSZ

Tematów dotyczących Wisły w ostatnich czasie namnożyło się jak swego czasu złotówki na koncie Cupiała. Z pewnością większość moich kolegów napiszę o katastrofalnej formie grajków Białej Gwiazdy, o słusznym, bądź niesłusznym zwolnieniu Macieja Skorży z fotela trenera naszej drużyny. Oczywiście można napisać o Schaeferze, analizując czy pociągnął by, krakowian na szczyt jak FC Koln czy raczej, jego niemiecka ręka byłaby tak szczęśliwa jak w Dubaju. Z pewnością warto, by napisać o Henryku Kasperczaku, o jego żałosnym podlizywaniu się Cupiałowi i wypominając jego jeszcze nie tak dawne odgrażanie się, iż zwycięstwo w sądzie nad byłym pracodawcą jest nie tylko pewne, ale i słodkie. Niektórzy stwierdzą, że zamiast tego warto przypomnieć wspaniałe zwycięstwa “ekipy Kasperczaka” w Pucharze UEFA, nad Schalke czy Parmą , inni zwrócą uwagę na Valerangę, jeszcze inni na plotki o powracającym na Reymonta Kosowskim.
Ja natomiast, ostatnimi dniami myślałem w związku z naszym ukochanym klubem, nad czymś zupełnie innym. Poruszyła mnie wiadomość o powrocie w ramiona właściciela Wisły Zdzisława Kapki. Tym razem, w roli… skauta. Oczywiście, sprawa jego przydatności nie podlega żadnej dyskusji. Kapka nadaje się na skauta w nie większym stopniu niż Piotr Rubik. Ba! On nie nadaję się do żadnej pracy. Podobno tylko nieźle mu szło donoszenie na kolegów Służbom Bezpieczeństwa. Każda jego próba aktywności poza boiskiem, jest absolutną żenadą. Przy Kapce jako działaczu i człowieku, Pawełek to bramkarz wybitny, Benhakker piękny dżentelmen, Trałka ambitny walczak, a Małecki to następca prof. Miodka. Wymieniać można by bez końca, ale i bez większego sensu. Meritum sprawy do, którego staram się dojść to kim otacza się Bogusław Cupiał.
Gdy w 1997 Tele-Fonika przejmowała Wisłę, my – jej kibice- zobaczyliśmy coś dotąd niespotykanego w Krakowie. Pieniądze w piłce, duża ambicja działaczy, podejście europejskie i długofalowe. Wydawało się, że przez wiele lat, że Cupiał to człowiek z innej bajki, nie tylko przez swoje pieniądze, ale w porównaniu z ówczesnymi Pawelcami, Dziurowiczami czy współczesnymi Miklasami i Latami to człowiek nie tylko z kasą, ale i klasą. Myślałem, iż może nie zna się na piłce, ale z pewnością ma jaja i chęci do robienia porządku w ukochanym klubie. Wydawało mi się, że owszem otacza się partaczami w garniturach znających się co najwyżej na kablach, a nie boiskach, ale jeśli tylko trafi na dobrych doradców Wisła może być naprawdę wielka. Tymczasem dziś zarysowuje mi się obraz koleżków, panów Turczyńskich, Rogali, Kapki, którzy mimo przeczytania tomów podręczników (w przypadku Kapki to musiał być audiobook) o menadżerstwie i savoir vivre nadal niewiele różnią się przeszłych mocodawców Kapki i z dala od kamer i salonów wpierdalają musztardę z wódką, spadają z krzeseł i prowadzą dysputy na poziomie Antoniego Piechniczka. Pod płaszczykiem ich wyszukanego wyścigu szczurów nadal ukrywają się ludzie o aparycji Łyżwińskiego i inteligencji Laty. Pytanie jakie sobie od dłuższego czasu zadaję w związku z tym, brzmi: Na ile Bogusław Cupiał jest upierdolony musztardą , a na ile jest po prostu naiwny i daje doić się przez ludzi, którzy jedyne co opanowali w życiu, to sztukę manipulacji w stylu Tymochowicza?


TEKST 12 – AUTOR: KLOPIN

Dziennikarze już zdążyli obwieścić powrót wielkiej Wisły, którą magicznym dotknięciem na nowo sprawił trener Kasperczak. Czy zawodowo skrzywieni, po uszy zanurzeni w medialnym symulakrum stracili resztki kontaktu z rzeczywistością, czy po prostu rżną głupa, byle tylko dać chwytliwy tytuł – nie będę się nad tym rozwodził, bo nabijać się z redaktorów to dziś ani wielka sztuka, ani frajda. Fakt faktem, że poza dziennikarskim światkiem i kompletnymi laikami poprawy gry Wisły nie odnotowano. Tyle zauważyć dało się nawet z trybun stadionu na Suchych Stawach, skąd zresztą, po prawdzie, widać niewiele.

Nie przesądzam, czy powrót Kasperczaka będzie totalnym niewypałem, ale, póki nie można jeszcze mówić o efektach jego pracy, wiele na to wskazuje. Po drugim, kompromitującym wyrzuceniu Wisły za burtę europejskich pucharów Kasperczak zdążył się skompromitować jeszcze trzykrotnie: nie potrafił honorowo podać się do dymisji (a wyrzucony ciągał Wisłę po sądach), zwiał przed decydującym meczem z Pucharu Narodów Afryki, na którym trenował Senegal i spuścił z ekstraklasy jeden z bardziej majętnych klubów. W Górniku potwierdził też, że, mówiąc oględnie, nosa do transferów to on nie ma. W Wiśle, która uczyć się na błędach wciąż nie zamierza, zrozumiano przynajmniej tyle, że za sprowadzanie piłkarzy Kasperczak odpowiadać nie może, bo taki menedżer to pełzająca katastrofa. I zapowiedziano, że transferami zajmie się ktoś inny. Jednak jak będzie w rzeczywistości, nie wiadomo, bo obecnie klub dyrektora sportowego nie zatrudnia.

Na niektóre wpadki można by ostatecznie przymknąć oko, gdyby nowy trener rokował nadzieje na przyszłość. Tymczasem Kasperczak nie wygląda na człowieka zorientowanego we współczesnym futbolu, takiego, który śledziłby taktyczne nowinki, stosował nowoczesne metody treningowe i dbał o każdy z tych coraz liczniejszych dziś szczególików, jakie uwzględnia się w działaniu profesjonalnych klubów, a których suma przekłada się na wyniki zespołu. To raczej człowiek bazujący na tym, czego nauczył się lata temu we Francji oraz na bogatym, lecz, powiedzmy szczerze, nieobfitującym w wielkie sukcesy doświadczeniu. Zatrudnienie dziś Kasperczaka w Wiśle to mniej więcej tak, jak zaproponowanie Beenhakkerowi pracy w liczącym się zachodnim klubie. Może i coś dobrego z tego wyjdzie, ale jeśli już, to raczej przez przypadek.

Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki – mówił Heraklit i niewątpliwie miał rację. Toteż i Kasperczak nie może: dzisiaj ma mocniejszą obronę i słabszą ofensywę, jedynie bramkarza równie marnego, jak miał. Styl gry natomiast chciałby uskuteczniać taki, jak dawniej. A że w kontrakcie ma ponoć wpisane, iż można go zwolnić za brak mistrzostwa albo awansu do LM, bardzo możliwe, że nowy-stary trener zdąży zamoczyć się w Wiśle ledwie do kolan, po czym właściciel kolejny raz go przepędzi. Oczywiście nie po to, by podjąć racjonalną decyzję – prędzej da drużynie kolejnego opiekuna, który nadmiernie nie nadweręży zasobności jego portfela. A potem, nawet jeśli szczęśliwym trafem wynajdzie trenerski talent (vide Petrescu) – następnego. Możliwe, że jeszcze kiedyś wróci Skorża; i tak w koło – nomen omen – Macieju. Albo Cupiał zmądrzeje.


TEKST 13 – AUTOR: PRZEMOO

Na początku zmuszony jestem skomentować pseudoteorię Pana Franka, pretendenta nr 3 na blogera Lecha, dowodzącą rzekomych kompleksów kibiców Wisły, popartą pseudo-argumentem. Chodzi mi tutaj o liczbę postów na forum Białej Gwiazdy dotyczących tematów związanych z meczami rywali. Frank wysuwa zarzut, że kibice Wisły przesadnie dużo komentują te mecze, co jest ponoć powodem kompleksów. Jest to oczywiście niebywała nadinterpretacja zakrawająca na absurd. Ja i każdy logicznie myślący człowiek powinien uznać pisanie postów (czyli interesowanie się innymi meczami ligowymi) za dążenie do obiektywizmu w ocenie gry poszczególnych zespołów, albo nawet za troskę nie tylko o swój klub ale także o całą polską ligę. I tym bym tłumaczył tą “zatrważającą” liczbę postów komentujących mecze innych zespołów na forum Wisły. Cóż, nie każdy musi używać mózgu, ale bloger WESZŁO – tak.
Wracam do naczelnego tematu. Na początku zeszłego tygodnia Wisłę przejął Henryk Kasperczak. Zapewne wielu fanów Białej Gwiazdy miało mieszane uczucia odnośnie tej nominacji. Z jednej strony sympatia do Macieja Skorży, z drugiej tragiczna forma drużyny i wspomnienia magicznych sezonów za Kasperczaka. Faktem jest, że drużyna jest rozbita, bez formy, a mecz z Jagiellonią był najgorszym jaki widziałem za ery Cupiała. Piłkarze grali ze sobą jakby się 1. raz w życiu widzieli – brak klarownych sytuacji, nawet prób strzałów, jednym słowem – dno. Przed sobą trzy mecze przyjaźni z Lechią ( 2 pucharowe i 1 ligowy) i marzenie o wreszcie zdobytej bramce (kto by pomyślał, że piłkarze Mistrza Polski muszą modlić trafienia na krajowym podwórku). W pucharze się nie udało – 0:0. Wiadomo 3 dni po zmianie trenera, nie można było liczyć na jakiekolwiek efekty. Może czas na niewielkie po tygodniu w meczu Ekstraklasy? Jeśli chodzi o ruchy kadrowe, to nowy szkoleniowiec dokonał jednej zmiany względem byłego. Ustawił Juniora Diaza na lewą obronę, a Piotra Brożka przeniósł do linii pomocy.
Gra w pierwszej połowie była bardzo podobna do tej z pucharowego meczu. Także do przerwy wynik 0-0, chociaż to Lechia była bliższa zdobycia bramki. Zmianę jakości przynieśli wprowadzeni w drugiej połowie Łobodziński i Jirsak. Dopiero 25 minut przed końcem spotkania po wrzutce Małeckiego i rykoszecie, wolejem bramkę zdobył Marcelo. Radość drużyny z bramki zdobytej po około 350 minutach posuchy wielka niczym w dogrywce finału Ligi Europejskiej (o LM nawet nie śmiem marzyć). W następnych minutach widać było, że ewidentnie zeszło z Wiślaków napięcie, co udokumentowali jeszcze dwoma bramkami Jirsaka i Boguskiego.
Szczerze mówiąc, rozmiary zwycięstwa na pewno nie odzwierciedlały przebiegu spotkania. Nie oszukujmy się, gra Wiślaków wciąż nie wygląda dobrze, nie wygląda nawet poprawnie, o czym przekonaliśmy się boleśnie w meczu rewanżowym Pucharu Polski, w którym dodatkowo incydent z Pawełkiem na pewno wpłynął niekorzystnie na już nadszarpnięte relacje kibice – zawodnicy.
W najbliższy weekend Wiślacy zmierzą się w Bytomiu z Polonią. I choć nie podejrzewam ich o taką padakę jak Legia, już teraz potrafię sobie wyobrazić sensacyjne nagłówki: Polonia B. lepsza od Mistrza Polski. Bo mimo, że jestem fanem Wisły, pragnę być obiektywny, gdyż tylko taka publicystyka posiada jakąkolwiek jakość. Dlatego wierzę, że będę miał okazję dalej pisać o losach Naszej Polskiej Piłki z perspektywy Białej Gwiazdy i jakiekolwiek one będą zostaną rozliczone sprawiedliwie.


TEKST 14 – AUTOR: SYLWIA

Bogusław Cupiał – coś jak polski sir Alex Ferguson. Co prawda nie jest on trenerem (ani, z tego co wiem, gumożujem), a właścicielem. I to nie wielkiego Manchesteru, a naszej, prowincjonalnej Wisełki. Mimo to, można tych panów w pewnej statystyce porównać. Szkot od swojego przybycia na Old Trafford 11 razy wygrał ligę z Manchesterem United. Wcześniej Czerwone Diabły wygrał ligę tylko 7-krotnie! Jeśli chodzi o Bodzia (posługując się ksywką z Edka Debeściaka), przy Reymonta rezyduje od 1998. Cofając się wstecz, to trochę ponad dekada od 1998, w którym pewnie co niektóry czytelnik używał jeszcze pampersów. Tak więc od 1998, czyli przybycia Cupiała – i naturalnie jego moneys’a – na Reymonta, Wisła zdobyła 7 tytułów mistrzowskich w przeciągu dwunastu lat. A przez wcześniejsze 92 lata (1906-1998) uzbierała ich tylko 5! Dlatego całkiem słusznie wielu kibiców Białej Gwiazdy uważa Cupiała za swoistego “odnowiciela”. Czyż jednak nasz Boguś nie popełnił paru wstydliwych błędów? Pozwolenie na odejście filarów drużyny, Zieńczuka i Baszczyńskiego, w głąb ligi greckiej po ostatnim sezonie, to jeden z przykładów. Dobrze pamiętam, jak wściekał się po tym mój kolega. Jesień 2009 pokazała, że może nie do końca mój kumpel miał rację. Mecze bez udziału Marcelo i Głowackiego – np. ostatni z Lechią – pokazały że jednak, że miał. W przypadku “Baszcza” na pewno miał.

Kolejny fatalny error Cupiała jest głównym tematem tego tekstu. Przybliżmy najpierw biografię Maćka Skorży, innymi słowy wstawmy parę pierdułek z Wikipedii. Maciej Skorża, urodzony 10 stycznia w Radomiu, ciemnooki brunet lat 38. Niebrzydki, dodam jeszcze, ignorując neutralny punkt widzenia Wikipedii. Sezonów w Wiśle: 2. Mistrzostwa: 2. Obecny stan: bez klubu?

Chcecie, wołajcie na Cupiała odnowiciel, nie zabraniam wam – każdemu może zdarzyć się przedawkować alkohol. Ale nie on jeden przyczynił się do sukcesów Wisełki. Sięgnijmy parę lat wstecz, ale nie do ery pampersów, troszku bliżej, do sezonu 06/07. Co tam robi TS? Stoi, jak byk, na 8 miejscu. Bez mistrzostwa, bez Ligi Mistrzów (naturalnie eliminacji DO Ligi Mistrzów ^^), bez Pucharu UEFA, bez Pucharu Intertoto. Bez niczego. No, dobra, z utrzymaniem. I wtedy właśnie do akcji wkroczył Maciek Skorża. Wtedy można jeszcze było pytać “who? who?”, mimo PE i PP, ale po jego debiutanckim sezonie Wiśle, tylko jakiś zbłąkany Legionista by się odważył. Biała Gwiazda znów świeciła, świecił i Maciek. Szybkie odpadnięcie z eliminacji Ligi Mistrzów można było wytłumaczyć wpadnięciem na Catalunyę, z którą i tak historycznie wygraliśmy. Skorża po raz drugi. Czy to był trafny wybór? Wisła pałatęła się po tabeli, jak za starych, 06/07 czasów, dostając lekcję futbolu 4:1 od KKS-u przy Reymonta. Zewsząd polała się krytyka na Maćka, a dziennikarze zwiastowali rychłe zwolnienie pana S. “I ch*j z tym” mógł powiedzieć wtedy Cupiał. Dobrze się stało, że mógł tak powiedzieć. Ledwo, ledwo, ale te 12-ste mistrzostwo wyłuskaliśmy. Wyłuskał je Brozio, dopomógł i Łobo, ale przede wszystkim – Skorża. Jakże bolesne było więc ponowne odpadnięcie z eliminacji do LM. I to nie z Barceloną. Nawet nie z jakimś TurboDymoOslo. Jeszcze gorzej – odpadliśmy z Levadią Tallin. Między Skorżą i Cupiałem pozostała “cienka, czerwona linia”. Kilka ładnych kolejek bez remisu i porażki pozwoliło jednak ochłonąć członkom zarządu. I Lecha, Legię i Craxę jakoś przeboleliśmy – zarząd, piłkarze, fani… Można było usłyszeć ,,Jesteśmy z Tobą, trenerze jesteśmy z Tobą”? Można było. Na cichym Ludowym w Sosnowcu nie do końca, ale Skorża pozostawał w sercach kibiców Wisły. Pozostawał, mimo tajemniczych porażek z GKS-em, Arką, remisem z Jagą. Zawsze byliśmy gotowi do zanucenia “Maciek Skorża, Maciek!”. Po tych dwóch lat nie dało się wyrzucić z pamięci. Niestety, komuś się jednak udało. “Wisła pożegnała mnie z klasą” – opowiadał później Skorża. Nawet gdyby w ramach zadośćuczynienia załatwili Ci kontrakt w Liverpoolu, nie byłoby to pożegnanie z klasą. Pożegnanie, którego nie powinno być, trudno określić klasowym.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...