Z tym pamiętnikiem piłkarza w “PS” – tydzień temu o smakołykach opowiadał Jakub Wawrzyniak – to chyba jakiś stały cykl. Tym razem poznaliśmy tydzień z życia Arkadiusza Onyszko. Wprawdzie ten tydzień jakiś chyba udawany, bo jeśli wierzyć zdjęciom, to przez siedem chodził w tych samych ciuchach, ale co tam…
Tak to przeczytaliśmy i zastanawiamy się – czy Onyszko stał się własnym zakładnikiem i odgrywa teraz jakąś rolę, z której nie potrafi wyjść? Od trzech miesięcy ciągle gada to samo, ale z coraz większym zapałem. I boimy się, że jak mu ktoś zrobi zdjęcie za miesiąc, to facet przyjdzie w moherowym berecie.
Na samym wstępie stwierdził: “Pogubiłem się tam, zatraciłem wartości. Zapomniałem, co jest w życiu naprawdę ważne. Teraz odzyskuję spokój ducha. Przed pierwszym spotkaniem poprosiłem prezesa Darka Kozielskiego, żeby zawiózł mnie do kościoła. Wyspowiadałem się i poczułem ulgę”.
A potem mamy w dość krótkim tekście jeszcze takie kawałki:
“Weekend to dobry czas, żeby zajrzeć do kościoła. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, byłem bardzo religijny. Jednak na zchodzie zobaczyłem, że ludzie nie wierzą w Boga”
“Kolejny cudowny, bo spędzony w Polsce dzień. Lubię poranki na wodzisławskiej prowincji i popołudniowe spacery na tamtejszym rynku”
“Dziś cieszą mnie zwykłe rzeczy. Choćby to, że znowu jem polski chleb i rozmawiam z Bogiem”
A do tego – na siedem dni dwie spore wzmianki o pedałach i trzy o tym, że Dania jest beznadziejna. Wyobrażacie sobie 80-letniego Onyszkę? Wymachujący laską, krzyczący: pedały do gazu, Dania do zaorania, Bóg, honor, ojczyzna! Aaaa! Byleby tą laską już kobiet nie bił.