Jagiellonia Białystok ostatecznie sprowadziła Rafała Grzyba z Polonii Bytom już teraz. Szkoda. Dlaczego szkoda? Bo znowu klub, który w praktyce szantażował, że jak będzie trzeba, to pół roku poznęca się nad piłkarzem, ugrał swoje i dostał kasę. Dobrze byłoby wprowadzić do futbolu coś na kształt zasady “nie negocjujemy z terrorystami”.
Ale trzeba przyznać, że ten transfer jest naprawdę dziwny, bo na co teraz Grzyb potrzebny Jagiellonii? Trzy miesiące nie trenował – wstawić go więc do składu nie można, bo albo okazałoby się, że niczym nie odstaje (a to oznaczałoby, że całe te drogie zgrupowania były bez sensu i facet biegający sam po parku osiąga identyczny efekt), albo okazałoby się, że jest nieprzygotowany, niezgrany, generalnie – niegotowy (a liga za moment się kończy).
A nawet jeśli już go wstawić, to konkretnie gdzie, za kogo? Przecież dopiero co sprowadzono dwóch środkowych pomocników – Kascelana i Burkhardta. Nie chcemy się wymądrzać, ale Jagiellonia ma ze dwa razy za dużo piłkarzy. O dwa miejsca w pomocy rywalizują:
– Bruno
– Hermes
– Kascelan
– Burkhardt
– Grzyb
Trzech będzie niezadowolonych. Po co ściągano Burkhardta, jeśli nie sprzedano Bruno? Po co brano Kascelana, skoro przyszedł ostatecznie Grzyb? Po co przyszedł Grzyb, skoro już był Kascelan? I tak dalej.