Od meczu Arsenalu z FC Porto minęło już sporo czasu, emocje opadły. I… żal nam Łukasza Fabiańskiego. Naprawdę. Tak – nam, bezlitosnym szydercom, żal jest tego chłopaka. Owszem, można uznać, że zawodowo zajmujemy się wyśmiewaniem, z tym, że i my obiekty swoich drwin starannie wybieramy (stąd często zarzuty, że się na kogoś uwzięliśmy). Lubimy przeczołgać Cabaja albo Pawełka, bo to ciamajdy etatowe. Lubimy kpić z Zahorskiego albo Chmiesta, bo zwyczajnie są kiepscy. Lubimy też zastanowić się, czy u Iwańskiego pod kopułą wszystko w porządku, bo stale zmusza nas do takich wątpliwości.
A Fabiańskiego nam szkoda. To nie jest zły bramkarz. Owszem – irytuje nas to częste “Łukasz, Łukaszku, Łukaszeczku”, głaskanie go aż do wyrzygania, robienie z normalnych interwencji niesamowitych robinsonad, obwoływanie bohaterem po meczu, w którym puścił cztery gole i usprawiedliwianie błędów wszystkim, czym się tylko da. I dlatego czasami – dla przeciwwagi – zaprotestujemy, wytkniemy błąd tak dobitnie, jak się tylko da. Bo Fabiański ma tę wadę, że pełno wokół niego klakierów. Obrzydliwych klakierów.
Jednak wciąż – mimo wszystko – mamy wrażenie, że ten chłopak ma potencjał. Ł»e umie bronić. Ł»e nie spali się w kluczowym momencie. Po prostu – że da się mu zaufać. Oczywiście, w ostatnim czasie jakby się uwziął, by temu wszystkiemu zaprzeczyć, w Porto jego występ był naprawdę kompromitujący, ale tak czasami w życiu bramkarza bywa. Trzeba teraz się zastanowić – czy normą w jego wykonaniu jest to, jak bronił przed transferem do Arsenalu, czy normą jest to, jak broni teraz? Pod względem techniki bramkarskiej to jest przecież ciągle ten sam chłopak. Pytanie, jak reaguje na stres, na wielką stawkę. Ale on akurat nie sprawia wrażenia kogoś, kto staje się kłębkiem nerwów. Pozory? Może. Kiedyś Maciej Szczęsny powiedział mniej więcej coś takiego: “Ja na boisku wyglądam na zdenerwowanego, a tak naprawdę jestem bardzo wyluzowany. A Andrzej Woźniak sprawia wrażenie spokojnego, podczas gdy jest całkowicie obsrany”. Ale jednak nie wydaje nam się, by ta reguła miała zastosowanie akurat w tym wypadku.
Kto wie – możliwe, że Fabiański zaprzepaścił swoją szansę, by stać się kimś znaczącym w europejskim futbolu. Ale może jeszcze tego nie zrobił? Może nie jest za późno? Jakże by to było niesprawiedliwe, gdyby cała ocena twoich umiejętności, piętnastu lat treningów i ciężkiej pracy, wynikała tylko z jakiejś koślawej interwencji po wrzutce z prawej strony boiska. Przecież to ułamek sekundy, jeden krok nie w tę stronę, jedna myśl, która popłynęła gdzieś daleko, jeden ruch, którego nie da się już cofnąć. Oczywiście – świat nie jest sprawiedliwy, tak się może zdarzyć. Oczywiście – tych błędów w Arsenalu było więcej. I oczywiście – cały futbol to często właśnie sekunda, która zmienia wszystko. Diego Maradona, zanim strzelił najpiękniejszego gola w historii finałów mistrzostw świata, mógł podać do Valdano. I już by nie był TYM Maradoną.
Jednak zastanawiamy się nad Fabiańskim i coraz bardziej wydaje nam się, że chłopak zasłużył na odrobinę zaufania. Nie chleje na umór, nie utył jak świnia, nie spóźnia się na treningi, nie rozbija samochodów. Jemu po prostu nie wyszła interwencja. Prosta interwencja. Byle czwartoligowy bramkarz nie popełniłby błędu, co nie znaczy, że byle czwartoligowy bramkarz jest lepszy. OK, jemu nie wyszło w ostatnim czasie kilka interwencji, ale stwierdzenie, że po prostu nie umie bronić byłoby nadużyciem.
To jakieś nagromadzenie złych zdarzeń, zła passa, która nagle dopada, w najmniej odpowiednim momencie. Bramkarze często mówią: “przyjdzie prawo serii i zobaczymy, jaki jest mocny”. Teraz prawo serii dopadło Łukasza i pytanie, jak się po tym wszystkim pozbiera. Wciąż uważamy, że nie popełnił aż tylu błędów, by uznać go za straconego. Być może dlatego, że nie grał za wiele i błędy “przesiedział” na ławce rezerwowych. Ale być może tych błędów będzie coraz mniej, gdy zacznie regularnie grać, tydzień w tydzień…
W każdym razie – nie, nie dodajemy go do naszego grona piłkarzy, do których można strzelać na oślep: bo nawet jak w tym tygodniu czegoś nie zawalą, to na pewno zrobią to w następnym. Fabiański wciąż ma u nas kredyt zaufania. Coraz mniejszy, ale jednak.