Jeśli Łukasz Fabiański myślał o odejściu z Arsenalu, żeby pograć trochę częściej, to trzeba przyznać – tak, to dobry pomysł. W dzisiejszym spotkaniu znowu zawiódł, a że ostatnio ilekroć wejdzie do bramki, to zawodzi, jego pozycja w londyńskim klubie jest pewnie słabsza niż kiedykolwiek. Ciężko mu teraz będzie przekonać kibiców “Kanonierów”, że właśnie w nim powinni upatrywać bramkarza na następne dziesięć lat. Wrzućcie słowo “Fabianski” to wyszukiwarki na twitterze i zobaczcie, w jakim tempie przybywało wpisów na temat naszego reprezentanta. Wszystkie jednoznaczne.
Łukasza szkoda, bo popełnia błędy dziecinne – takie, jakich nie popełniał nigdy wcześniej. Z drugiej strony – on właśnie trochę tak wygląda w bramce Arsenalu, jak przestraszony dzieciak. A może nie przestraszony, tylko przerażony. Pozory?
W spotkaniu z Porto najpierw zawalił pierwszego gola w taki oto sposób…
A potem zawalił też drugiego. Nawet nie o to chodzi, że złapał piłkę po podaniu obrońcy. Ale jak on mógł ją po prostu oddać rywalom, zamiast grać na czas i zaczekać, aż ustawi się mur? Trzeba było wykopać w trybuny, albo trzymać pod pachą, dostać żółtą kartkę, ale przeczekać ten moment. A on po prostu… Tak, grzecznie oddał piłkę rywalom. To się nazywa prezent od bramkarza, w sensie dosłownym. Sami zobaczcie, jeśli nie widzieliście…