Jeśli za rok nie będzie poprawy, podczas grudniowego zjazdu w 2009 roku złożę rezygnację i rozpiszę nowe wybory. Przy okazji mam prośbę do mediów – piszcie uczciwie, a jeśli krytykujecie, to róbcie to rzetelnie – powiedział Grzegorz Lato, gdy wybrano go prezesem PZPN. Rok od czasu, gdy przejął stery w polskiej piłce, minie dokładnie w piątek. Ma więc jeszcze kilka dni, by dokonać tej poprawy, o której wspomniał. W przeciwnym razie – jako człowiek honorowy – powinien zapowiedzieć dymisję, a na grudzień rozpisać wybory. Teraz wyjątkowo głupie pytanie: jak sądzicie, dotrzyma słowa?
Z Latą mamy ten problem, że czasami irytuje nas, iż napsuł w polskiej piłce mniej niż Michał Listkiewicz, a obrywa mu się bardziej. To jednak tak naprawdę bez znaczenia, bo przecież nowy prezes miał specjalizować się nie w tym, by mniej psuć, tylko w tym, by cokolwiek naprawić. Waszym zdaniem – udało mu się? Bo jak dla nas, przebimbał te blisko 365 dni.
Bez dwóch zdań – Grzegorz Lato złożył publiczne przyrzeczenie i w piątek należałoby wyczekiwać słów o odejściu. Oczywiście te słowa nie padną – no bo kto by zrezygnował z 50 tysięcy złotych miesięcznej pensji? Nikt. A już na pewno nikt, kto nie ma szans na jakąkolwiek inną posadę i po prostu do końca życia będzie osobą bezrobotną. Można bajdurzyć, że honor droższy od pieniędzy, ale stąpajmy twardo po ziemi.
Co tak naprawdę przez rok zrobił Lato? Podpisał kontrakt ze SportFive. Tego do plusów nie zaliczymy – to znaczy dobić targu z tą firmą mógł, ale najpierw należało zapoznać się z ofertami konkurencyjnych firm, które mogły (nie musiały) zapłacić więcej. Zresztą, brak oszacowania wartości towaru, którym się handluje, to skandal sam w sobie. A Lato wyceniał prawa marketingowe na oko i bez żadnych analiz…
Co dalej? Zwolnił Beenhakkera – to na plus, duży. Ale za późno, bo dawał sobą pomiatać – to na minus. No i dał pożywkę obrońcom Holendra, opowiadając o dymisji przed kamerami TV – to też minus. Zatrudnił Majewskiego – znowu minus, oczywiście duży. I zabrał się za szukanie nowego selekcjonera tak, by nie znaleźć nikogo poza Polską – kolejny minus. Nie potrafił poprowadzić dialogu z kibicami, co doprowadziło do inicjatyw w stylu koniecpzpn.pl – oczywisty minus. Zwolnił cywilizowanego rzecznika prasowego – minus. Kiedy już sam stawał przed dziennikarzami, kompromitował się na potęgę – minus. Z chęcią przyjął podwyżkę, choć zapewniał, że nie zarobi nawet złotówki więcej niż Listkiewicz – minus. Obdarowywał premiami osoby, które nic nie robią, na przykład Piechniczka – minus. I przymykał oko na to, że wspomniany Piechniczek podwójnie rozlicza delegacje (czyli pozwalał, by własna firma była okradana) – minus. Sprawa licencji ligowych – minus jak stąd na Kamczatkę.
Poprawy więc naprawdę nie widać. Zatrzymania w sprawie korupcji jak były, tak są. Atmosfera na meczach – gorsza. Wyniki – fatalne. Wizerunek związku – w gruzach. Lacie został wtorek, środa i czwartek, by to wszystko naprawić…