Pamiętacie Marcina Krzywickiego, którego kiedyś Leo Beenhakker powołał do reprezentacji Polski? Miało to miejsce jeszcze zanim ten chłopak zdążył zagrać w ekstraklasie. Dzięki Bogu, w kadrze nie zadebiutował, bo nasz genialny sztab zapomniał sprawdzić, czy na pewno jest zdrowy. A nie był.
Krzywickiego powołano tylko dlatego, że jest wysoki (równe dwa metry drewna). Już wtedy pisaliśmy o nim: “Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Krzywicki nie umie grać w piłkę. Taka wada naprawdę czasami trochę przeszkadza, nawet na polskich boiskach. Jakieś elementarne umiejętności są jednak konieczne. Tak jak w szachach trzeba wiedzieć, jak porusza się wieża i skoczek, ale juz bez znajomości zasad roszady (o obronie sycylijskiej nie wspominając) da się przeżyć na osiedlowym turnieju dla siedmiolatków, tak w polskiej lidze nie trzeba od razu dryblować na poziomie Cristiano Ronaldo, ale przyjęcie piłki i podanie to jednak podstawa. No i jakakolwiek koordynacja ruchowa”.
Tak nam się dzisiaj ten “polski Crouch” przypomniał i sprawdziliśmy, co u niego. Rundę wiosenną spędził w końcu w Zawiszy Bydgoszcz, więc nieco zniknął nam z oczu. I co się okazuje – w trzecioligowym, wedle normalnej nomenklatury, Zawiszy Krzywicki rozegrał trzynaście meczów i nie strzelił ANI JEDNEGO GOLA. Nie znalazł sposobu ani na bramkarza Nielby Wągrowiec, ani Victorii Koronowo. Polonia Słubice też zdołała odeprzeć jego szalone ataki.
Ale spokojnie – Leo na pewno szybko o nim nie zapomni.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT