Oczywiście scenariusz się powtarza – bramkarz z bośniackiego trawnika zaliczył testy w Wiśle Kraków i może wracać do siebie (po drodze jeszczce odbębni kilka dni zgrupowania w Austrii). Więcej go w Polsce nie zobaczymy. Teraz podobno ma przyjechać do Krakowa trzeci golkiper czeskiej reprezentacji w hokeja na trawie. Istnieje szansa, że da się go przystosować do futbolowych realiów.
A skoro już przy bramkarzach Wisły jesteśmy… Na stronie futbolnet.pl ciekawy wywiad z Jackiem Kazimierskim, udającym trenera bramkarzy w krakowskim klubie. Mówi tak: – Z Mariuszem zdobyliśmy dwa mistrzostwa Polski i proszę mi wierzyć, że on zna się na swoim fachu. Jeżeli mamy kogoś kupić, to albo doświadczonego golkipera za duże pieniądze, albo młodego za małe. Nie jesteśmy Realem Madryt czy Liverpoolem, gdzie mają po trzech równorzędnych bramkarzy. Nas po prostu na to nie stać. Dlatego jeśli kogoś sprowadzimy, to nie byle kogo, ale ja naprawdę uważam, że Wisła nie ma obecnie kłopotu z bramkarzami i jest wiele innych pilniejszych spraw. A z tych wszystkich kandydatów, których do tej pory sprawdzaliśmy, o miejsce w składzie z Pawełkiem mógłby jedynie powalczyć Fin Henri Silanpaa, któremu jednak akurat podczas testów nie wyszedł mecz i do transferu ostatecznie nie doszło. Reszta była zwyczajnie gorsza od Mariusza.
Hmmm… Real Madryt i Liverpool mają trzech równorzędnych bramkarzy? Przyznamy, że to dla nas absolutna nowość. Nie sądziliśmy Jordi Codina, Iker Casillas i Jerzy Dudek to ta sama klasa. No ale skoro taki fachowiec jak Kazimierski tak twierdzi…
Dalej “Kazimiera” zdobywa się na chwilę szczerości: – Powtarzam, Wisła to nie Real Madryt. Ja wolę sprowadzić jakiegoś utalentowanego chłopaka i jeśli będę chciał, i naturalnie on będzie chciał, zrobię z niego kawał piłkarza. Tylko na to trzeba czasu.
“Jeśli będę chciał” – no to już wiemy, dlaczego Kazimierski ma w ostatnim czasie problem ze swoimi podopiecznymi. Bo mu się nie chce. Jest zbyt zblazowany, zbyt zajęty chodzeniem do “Platinium” i tym podobnych klubów. Niedawno w jednym z wywiadów Grzegorz Szamotulski powiedział tak: – Poza tym mam poczucie, że straciłem bardzo ważne lata. Gdybym wówczas trenował jak trenuję teraz, z takim trenerem jakim jest pan Piotr Dzwonek albo z takim fachowcem jak Krzysztof Dowhań, byłbym zwyczajnie lepszy. Ale – ze smutkiem przyznaję to po latach – od Jacka Kazimierskiego nie nauczyłem się zbyt wiele. To były tylko kopnięcia na chwyt, prawa, lewa, prawa, lewa. Teraz, jak oglądam dawne mecze Legii to… szczerze wstydzę się tego, jak broniłem. Wiem, że kibice na Łazienkowskiej mnie lubią, śpiewali “Nie ma lepszego od Grześka Szamotulskiego”, prasa wybierała mnie bramkarzem roku, odkryciem roku. Ale tak naprawdę jestem z siebie zadowolony dopiero teraz. Uważam, że po trzydziestce wreszcie osiągnąłem poziom, na jaki było mnie stać znacznie wcześniej.
Kazimierskiemu nie chciało się więc 10 lat temu, nie chce się teraz. Sądzicie, że jeszcze się zachce?
FOT. W. Sierakowski FOTO SPORT