Śmieszni bywają ci piłkarze. Myślą, że podpisane kontrakty obowiązują tylko jedną stronę. Taki Robert Lewandowski teraz codziennie powtarza, że chce odejść z Lecha. Ale gdyby to Lech chciał, żeby “Lewy” odszedł (mógł się przecież nie sprawdzić), to by się Robercik trzymał wieloletniego kontraktu rękoma i nogami. Chciałeś po roku być wolnym zawodnikiem? Trzeba było podpisać umowę na rok, albo nie podpisywać jej w ogóle. Mógłbyś iść, gdzie nogi poniosą. A skoro już z radością podpisałeś kontrakt na kilka lat, to graj i grzecznie czekaj, aż Lech dostanie taką ofertę, że będzie chciał cię sprzedać…
Lewandowskiego chce kupić Borussia Dortmund, ale ofertuje 2,5 miliona euro. Może podbiłaby do trzech. Ale działacze Lecha uznali, że za taką sumę swojego asa sprzedawać nie będą. Mądra decyzja czy głupia – nieistotne. Święte prawo właściciela klubu, by decydować o transferach. “Lewy” więc niech nie płacze, bo ma za sobą ledwie jeden dobry sezon, a jednosezonowych gwiazdek to mieliśmy w ostatnich latach na pęczki. Jak w następnym sezonie będzie grał jeszcze lepiej, to i Borussia jeszcze więcej zapłaci.
Aktywnie udziela się też menedżer Lewandowskiego Cezary Kucharski, powtarzając: – Nie tak się umawialiśmy… Drogi Czarku, umówić to się możesz na randkę, a nie z prezesem klubu, żeby opylił piłkarza za sumę, która go nie satysfakcjonuje.
Ł»ebyście nas dobrze zrozumieli – nie dziwimy się, że Lewandowski chce odejść z Lecha do Borussii. Też byśmy na jego miejscu chcieli. Ale to publiczne utyskiwanie jest lekko żenujące. Piłkarze z klasą tak się nie zachowują. Zwłaszcza wobec klubu, któremu niemal wszystko zawdzięczają.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT