Centralne Biuro Śledcze zatrzymało byłego właściciela Widzewa Łódź Andrzeja G. i dawnego działacza tego klubu Jacka Dz. Prokuratura postawiła im zarzut „przywłaszczenia wielomilionowych kwot w celu ukrycia ich przed egzekucją” – tak w „Polsce” zaczyna się tekst o Andrzeju Grajewskim.
Zatrzymanie ma związek z prowadzonym od kilku miesięcy śledztwem dotyczącym niegospodarności w PZPN, w której wątek Widzewa (obok GKS Katowice) odgrywa kluczową rolę. Chodzi o przejęcie udziałów w klubie w 2004 roku od Andrzeja G. przez byłego właściciela Świtu Nowy Dwór Mazowiecki – Wojciecha Sz., oraz Zbigniewa Bońka i niezgodne z prawem przyznanie licencji na grę w II lidze przez PZPN.
Widzew, chcąc uniknąć spłaty wielomilionowych długów, przekształcił się wówczas ze spółki akcyjnej w stowarzyszenie RTS, i co najbardziej zaskakujące – uciekając od zobowiązań wobec wierzycieli, otrzymał zezwolenie związku na występy w rozgrywkach. PZPN zamiast w pierwszej kolejności odprowadzać środki z tytułu umowy z Canal+ do wierzycieli Widzewa przekazywał je do klubu, a ten i tak nie regulował zadłużenia. Jednym z głównych podejrzanych w sprawie jest były wiceprezes PZPN ds. organizacyjnych Eugeniusz K., któremu postawiono zarzut niegospodarności i narażenia związku na wielomilionowe straty. Podobne zarzuty postawiono też sekretarzowi generalnemu PZPN Zdzisławowi Kręcinie.
Niedawno zeznania w tej sprawie składał trener Widzewa z czasów przekształceń własnościowych klubu, obecny członek zarządu PZPN Stefan Majewski. Andrzej G. to jedna z najbarwniejszych postaci w polskiej piłce w ostatnim ćwierćwieczu. Jako żołnierz zawodowy emigrował w latach 70. do Niemiec, gdzie zaczynał jako rzeźnik oraz sprzedawca kwiatów i kiełbasek z grilla. Później handlował używanymi samochodami, by na początku lat 90. zostać przedstawicielem renomowanej firmy mleczarskiej MuellerMilch.
Jako reprezentant tejże firmy pojawił się wówczas w Legii, która dotarła do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharu, a następnie promował produkty MuellerMilcha przy reprezentacji olimpijskiej Janusza Wójcika, która zdobyła srebrny medal w Barcelonie, oraz kadrze Niemiec i Rosji. Po powrocie do rodzinnej Łodzi został współwłaścicielem Widzewa, z którym zdobywał mistrzostwa kraju i jako ostatni w Polsce świętował awans do Ligi Mistrzów.
– To ja odkryłem Franza Smudę dla polskiej piłki – szczycił się niebezpodstawnie, gdy sprowadził z Niemiec ponownie do Polski trenera, któremu wcześniej nie udało się osiągnąć sukcesów w Stali Mielec. Po sukcesach, wespół z Andrzejem Pawelcem i Ismatem Koussanem, rozsprzedali zespół, dokonując kilku naprawdę znaczących transferów (Jacek Dembiński do HSV, Sławomir Majak do Hansy Rostock, Andrzej Woźniak i Grzegorz Mielcarski do FC Porto) sięgających milionów marek i dolarów.
Pozostali widzewiacy, także za całkiem pokaźne pieniądze, trafili do czołowych polskich klubów. Maciej Szczęsny i Mirosław Szymkowiak do Wisły Kraków, a kontuzjowani i Tomasz Łapiński, Marek Citko, Paweł Wojtala i chory na cukrzycę Rafał Siadaczka do Legii, gdy trenerem obu tych drużyn był akurat Smuda. Mimo znaczących transakcji klub popadł w ogromne długi. Współwłaściciele się skłócili i odtąd nigdy nie znaleźli wspólnego języka w finansowaniu Widzewa.
Andrzej G. utworzył firmę menedżerską JAG i na własną rękę zajął się transferami piłkarzy. Sprzedał m.in. Artura Wichniarka do Arminii Bielefeld i został jego osobistym agentem. Dziś jest również szwagrem najlepszego polskiego piłkarza w Niemczech, bowiem związał się niedawno z siostrą Artura i przeprowadził dla niej z Hanoweru do Poznania.
Ostatnio Andrzej G. prowadził na Wielkopolsce intratny biznes związany z energooszczędnym używaniem pieców grzewczych. W polski futbol nie chciał już inwestować, bowiem twierdził, iż brzydzi go piłka przesiąknięta korupcją. Prokuratura wrocławska wystąpiła do sądu o aresztowanie byłego współwłaściciela Widzewa. Dziś ma zostać podjęta decyzja w tej sprawie.