Już kiedyś pisaliśmy, że w Brukseli są załamani zdolnościami językowymi Marcina Wasilewskiego. Chłopak od półtora roku mieszka w Belgii i nie w ząb nie nauczył się języka. Siedzi taki na odprawie meczowej i za cholerę nie rozumie, czego trener od niego chce. A potem zawala bramki.
Nic dziwnego, że trener się wkurzył i powiedział: – Nie nauczysz się języka, to zmiataj… Może nie tymi słowami, ale taki był przekaz.
Wasilewski został zapytany przez “Gazetę Wyborczą”, jak mu idzie teraz z tą nauką. I już wiemy – ciągle nijak. “Wasyl” stwierdził: – Musi uczyć się każdy, mamy nawet lekcje. To jednak paradoks. W szatni rozmawiamy najczęściej po angielsku, choć słychać też hiszpański, bo są Argentyńczycy. Trener prowadzi jednak odprawy po francusku. Tylko że ja mieszkam w części Brukseli, w której mówi się po… flamandzku. Nie mam więc gdzie tego francuskiego szlifować. Co z tego, że pójdę na parę lekcji, jak później nie ma się gdzie z językiem osłuchać? Chyba że na odprawach. Na początku nie miałem żadnych problemów, szybko się zaaklimatyzowałem w zespole. Kontakt z chłopakami miałem dobry, więc może to spowodowało opóźnienie w nauce języka.
A pod tekstem znaleźliśmy ciekawy komentarz użytkownika “migotunia”: “Co za bzdury opowiada ten pilkarzyna? Ze mieszka we flamadzkojezycznej czesci Brukseli i dlatego nie moze rozmawiac po francusku??? Takie glupoty moze wmawiac ludziom ktorzy nigdy nie mieszkali w Brukseli. Oficjalnie Bruksela jest dwujezyczna i w kazdym urzedzie, sklepie, restauracji bez problemu kazdy dogada sie po francusku i niderlandzku. Nawet nazwy ulic sa w tych dwoch jezykach. Jesli juz to coraz wiekszy problem jest z komunikacja w jezyku niderlandzkim, na pewno nie francuskim. Leniem jestes czlowieku bo jezyka nie chce ci sie uczyc, wiec przyznaj to a nie opowiadaj takich glupot to wstyd czytac…”
Wpisała się też “magda”: “Nie ma takiej czesci Brukseli, w ktorej mowi sie tylko po lamandzku, bo wszyscy posluguja sie francuskim”.
Komu wierzycie – Wasilewskiemu czy zwykłym ludziom?
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT