W warszawskiej knajpie “Szparka” przy Placu Trzech Krzyży można spotkać sędziego Jacka Granata. Wygląda dramatycznie – jakby się postarzał o jakieś dwadzieścia lat. Porusza się jakoś niedołężnie, krzywo, ogólnie zdziadział. Zaprzestanie sędziowania tłumaczy problemami zdrowotnymi. Patrząc na niego – można dać wiarę. Ale chyba też coś go mocno gryzie, bo zasępiony jest wyjątkowo. “Polska” sugeruje, że Granat nie chce podpisać oświadczenia antykorupcyjnego i zaryzykowania miliona złotych kary, jeśli zostałby skazany za korupcję. A czas na podpisanie ma do 3 września.
Jak wiadomo, Granat był w dość częstym kontakcie z “Fryzjerem”. Śledztwo wykazało, że w ciągu kilku miesięcy rozmawiali ze sobą co najmniej kilkadziesiąt razy (a może nawet kilkaset). Na łamach gazety Granat przyznaje: – Nigdy nie ukrywałem i nie mam zamiaru ukrywać, że nieraz rozmawiałem z Ryszardem. Ten człowiek wiele lat działał w piłce i oczywistym jest, że mieliśmy jakiś kontakt.
“Oczywistym jest”? Powiedzmy więcej – to oczywista oczywistość. Ale “Polska” sugeruje nawet, że Granat za pomoc “Fryzjerowi” w załatwianiu wielu spraw dostał… Piłkarskiego Oscara. Otóż Ryszard F. miał wpłynąć na wielkopolskie kluby, by na ich listach pojawiało się tylko jedno nazwisko – właśnie Granata.
To oznaczałoby, że Piłkarskie Oscary stały się na koniec farsą. Znana jest przecież sprawa Zbigniewa Marczyka, który za ustawienie meczu domagał się pieniędzy i… kompletu głosów w plebiscycie na najlepszego sędziego. Samej imprezy szkoda (bo ostatnio zniknęła) – może warto byłoby ją przywrócić bez nagrody dla arbitrów?
Jak sądzicie, czy choć raz wygrał uczciwy sędzia?