Reklama

Dawidowski gra tak, jak chcieliśmy

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2008, 21:56 • 5 min czytania 0 komentarzy

Tomasz Dawidowski, któremu niedawno poświęciliśmy duży tekst, strzelił bramkę dla Wisły w meczu z FC Koper. Wykorzystał strzałem głową dośrodkowanie Marka Zieńczuka.

Dawidowski gra tak, jak chcieliśmy


Wisła Kraków – FC Koper 1:1 (1:1)
Bramki: Dawidowski 4 – Bżicić 43.

Wisła: Juszczyk – Baszczyński, Głowacki (46. Cleber), Singlar (81. Kowalski), Diaz – Dawidowski (46. Piotr Brożek, Jirsak (46. Mączyński), Sobolewski (81. Szabat), Zieńczuk (67. Kmiecik) – Lalin (46. Paweł Brożek), Małecki (46. Małecki).

O Dawidowskim pisaliśmy tak…

Kibicom Wisły kojarzy się ze wszystkim co najgorsze – nędzny oszust, który od kilku lat wyłudza pieniądze od klubu. Teraz znów został włączony do kadry pierwszego zespołu, a fani zaczęli pytać: – To oni jeszcze go nie wyrzucili?! A przecież wyrzucać go nie za bardzo jest za co, a zamiast złościć się, należałoby mu współczuć. Od czterech lat Tomasz Dawidowski toczy heroiczny bój o powrót do zdrowia. Ł»aden inny piłkarz w Polsce nie przeszedł takiej drogi przez mękę i żadnemu innemu piłkarzowi futbol nie przyniósł aż tak wielkiego cierpienia i tak mało satysfakcji.

Gdy przychodzi maj, Dawidowski rozsyła smsy. – Dziś moja rocznica – pisze kolegom. Gdy ci dziwią się, o co mu chodzi, odpowiada: – Kolejny rok nie gram w piłkę… Bo to nie jest przecież tak, że Tomek przychodząc do Wisły Kraków marzył o tym, aby siedzieć na trybunach i inkasować duże pieniądze – nie, jak każdy piłkarz chciał zarabiać, ale też walczyć z rywalami, a nie z ciągłym bólem i strzelać bramki, a zamiast tego strzelały mu kolejne mięśnie i ścięgna. Często traktuje się go jak trędowatego, a przecież to co się dzieje, jest właśnie przede wszystkim jego dramatem – a nie klubu. Niestety, dla wielu ludzi stał się tylko pozycją w budżecie, a nie człowiekiem, który przeszedł już zabiegi i operację wszystkiego, nawet serca… Jak to jest, że na współczucie fanów zasługu Andrzej Niedzielan, bo jego urazł dopadł raz, a Dawidowski już nie – bo spotkało go to trzy czy cztery razy? Gdzie tu logika?

Reklama

Do Wisły przechodził jako gwiazda. Kupiony za 450 tysięcy euro, miał pomóc w walce o Ligę Mistrzów. Regularnie otrzymywał powołania do reprezentacji, w której grał dla trzech selekcjonerów – Engela, Bońka i Janasa. Wydawało się że wielka kariera stoi przed nim otworem. Był szybki, agresywny, miał dobry strzał z obu nóg i niezły drybling. Z trójki Zieńczuk – Dudka – Dawidowski to właśnie on miał być tym najlepszym…

Tymczasem w Krakowie rozegrał ledwie dwanaście meczów (o 140 mniej niż w Amice). Zamiast słuchać pochwał i komplementów, słyszał tylko, że jest kaleką, sprawcą najgorszego transferu w dziejach klubu.
– Nawet nie mam argumentów, żeby się kłócić. Przestałem się przejmować. Mam swoje lata. Zmieniły mi się priorytety. Nie chcę nikomu nic udowadniać. Chcę tylko być zdrowy – mówi.

Obecnie znów wraca do zespołu. Po raz który? Pamiętamy takie spotkanie z Tomkiem mniej więcej trzy lata temu, gdy przechodził rehabilitacją na stadionie Arkonii Szczecin. W czasie tych katorżniczych ćwiczeń nauczył się głównie cierpliwości.
– Gdyby ktoś mi teraz powiedział, że na pewno zagram w piłkę za rok, to bym skakał z radości. Nie wiem, co będzie. Najczarniejsze myśli zawsze miałem po zabiegach, których w poprzednim roku przeszedłem cztery. Zastanawiam się, dlaczego mnie się to stało, dlaczego mnie tak boli. Dlaczego po pierwszej operacji nie wróciłem do gry? Dlaczego lekarze mylili się akurat w moim wypadku? Dlaczego ich błędy tak dużo mnie kosztowały? – mówił “Dawid”.

– Kiedy się nie gra szesnaście miesięcy, a wieczorami kolano ciągle boli i nie wygląda tak, jak powinno, ma się różne myśli. Miałem chwile zwątpienia. Boże, ileż ich miałem! Ile to razy pytałem się, czy jest sens to dalej ciągnąć – opowiadał i kręcąc głową podsumowywał: – Miałem
pauzować tylko sześć tygodni… Po chwili pokazywał wielką bliznę na nodze.

Dawidowski teraz wie, że nawet jeśli teraz uda mu się wrócić do gry, potrzeba będzie dużo
czasu, żeby znów błyszczał w lidze. Ostatnie miesiące spędził w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, znów nabrał obycia z piłką. Jak będzie teraz – trudno zgadnąć. Czy zagra jeszcze kiedykolwiek na miarę swojego talentu, czy też już zawsze będzie wiecznym rehabilitantem? Czy po tak długiej przerwie on w ogóle potrafi jeszcze grać w piłkę? Niektórzy twierdzą, że tego się nie zapomina, ale… wiadomo jak jest. Poza tym chyba nie ma drugiego piłkarza, który czekałby na powrót do piłki tak długo.

– Tak naprawdę forma mnie nie interesuje. Marzę tylko o tym, żeby kolano wytrzymało. A jak wytrzyma, to i grać będę dobrze – mówi. Po chwili nabiera powierza w płucach i krzyczy: – Ależ mam głód piłki!!! Zupełnie jakby narodził się na nowo…

Reklama

Tomek jest specyficzną osobą, na pierwszy rzut oka lekko arogancką, zamkniętą we własnym świecie. Jak mówią niektórzy – pieniędzy nie kolekcjonuje, tylko wydaje i to w tempie ekspresowym. Lubi markowe ubrania i szybkie samochody. Tak – to wszystko z budżetu Wisły, której tak naprawdę nic jeszcze nie dał. I to niektórych w oczy kłuje. Ale tak naprawdę to ambitny chłopak, który nie chce pogodzić się z losem. Czy można robić mu wyrzut z tego, że pół życia spędza w szpitalu? Przecież nie robi tego specjalnie…

Mieć pretensje do Dawidowskiego, to jakby mieć pretensje do nich…

Fot. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Ekstraklasa

Frederiksen: To był jeden z naszych najgorszych meczów w tym sezonie

Bartosz Lodko
2
Frederiksen: To był jeden z naszych najgorszych meczów w tym sezonie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...