Według “Przeglądu Sportowego” najbliższym współpracownikiem Leo Beenhakkera będzie ktoś z dwójki Czesław Michniewicz i Rafał Ulatowski. Cóż – na pewno nie będą pracowali wspólnie, to po pierwsze. Obaj ze sobą nie rozmawiają, odkąd Ulatowski skutecznie podpiłował krzesło pod Michniewiczem w Zagłębiu Lubin i wskoczył na jego ciepłą posadkę. Poza tym Michniewicza nie za bardzo interesuje to stanowisko, a samo wybieranie następcy Beenhakkerowi uważa za kretynizm, co barwnie opisał na swoim blogu.
Na blogu na naszej stronie Czesław Michniewicz kilka dni temu napisał wszystko, co sądzi o asystenturze przy Leo Beenhakkerze. A pisał tak…
Mamy nową operę mydlaną – kogo Leo Beenhakker wskaże na swojego asystenta, a przyszłego następcę. Przecież to kompletny absurd i głupota do kwadratu! To tak jakby rząd PiS miał wskazać rządowi PO, kto ma być premierem, a mąż odchodząc od żony miałby jej wybrać następnego partnera.
Jeśli Leo zrobi super wyniki, to czemu ma odchodzić? Następca w ogóle nie będzie potrzebny. Niech dalej pracuje w chwale. Natomiast jeśli wyniki będą do bani, to po co miałaby następować kontynuacja tej pracy pod rządami asystenta? Poza tym w takim wypadku byłby to – nie oszukujmy się – pocałunek śmierci dla drugiego trenera.
Jak dla mnie cała ta dyskusja nie ma sensu, bo tak naprawdę można wszystko sprowadzić do dwóch wariantów: Leo wygrywa, więc go nie zmieniamy oraz Leo przegrywa, więc zmienione zostanie wszystko. Nie oszukujmy się – jeśli nastąpi zwalnianie selekcjonera, to znając polską specyfikę, w kadrze nie zostanie kamień na kamieniu. Jeśli łódka Beenhakkera zatonie, to zatoną też wszyscy, którzy nią płynęli.
Wyznaczanie następcy przez obecnego selekcjonera ma sens w takim kraju jak Niemcy. Tam posada trenera kadry narodowej to niemal urząd, być selekcjonerem – to jak być kanclerzem. Każdy ma swoją kadencję, która trwa minimum kilka lat. Czy wiecie ilu było trenerów Niemiec od początku istnienia tej reprezentacji?
Natomiast nam bliżej do Anglii, gdzie trwa nieustanne rozliczanie trenerów. I raz jeszcze powtórzę – jeśli Beenhakker przegra, to rozliczeni zostaną też jego asystenci (tak jak są rozliczani teraz), a jak wygra, to niech pracuje dalej? Mamy zmieniać dla samej zmiany? A nawet jeśli wybierzemy wariant, że naprawdę nawet w razie klęski następnym selekcjonerem będzie dotychczasowy asystent, to jak to się może skończyć? Jak w Anglii, gdzie Eriksson wskazał McClarena…
W ogóle warto słów kilka napisać o asystentach. Moim zdaniem dzielą się na biernych i czynnych. Bierny słucha poleceń, nie spiskuje, jest lojalny i… nie interesuje go posada pierwszego trenera. Czynny piłuje krzesło pierwszego szkoleniowca, kumpluje się z zawodnikami, mówi, że wiele rzeczy zrobiłby lepiej, pociesza tych, którzy nie grają. Jest tym dobrym policjantem, ale… tylko do momentu, gdy uda mu się wygryźć pierwszego trenera. Potem czar pryska.
Jak mawiał trener Polakow, najlepszym asystentem jest człowiek, który nie ma ambicji być pierwszym trenerem albo taki, który już nim był i wie, jak ten chleb smakuje, zraził się. Oczywiście mówię o doświadczeniach klubowych, ale myślę, że wiele z tego można przełożyć na reprezentację. Po prostu drugi trener to dziś w zasadzie inny zawód niż pierwszy, inna specjalizacja…
Nie chcę, żeby ktoś to odczytał tak, że posadą asystenta Beenhakkera należy gardzić. Absolutnie nie – to wielka nobilitacja. Kiedy Maciek Skorża został asystentem Pawła Janasa, nabrał kapitalnego doświadczenia, otarł się o wielką piłkę. Ale czy teraz, po pracy z Wisłą Kraków, znowu wskoczenie na posadę wice-trenera byłoby dla niego szczytem marzeń? Raczej nie. Ale czy to oznacza, że Maciek w przyszłości nie może być selekcjonerem – bo chce teraz pracować na swój rachunek, mając swój czas, swoje pięć minut? Ł»e nie chce terminować u czyjegoś boku, nie wiedząc, co będzie dalej i co mu to da?
Poza tym przypominają mi się dwa przykłady – asystenci Ottmara Hitzfelda i Franza Beckenbauera. Próbowali sił na własną rękę i nic z tego dobrego nie wyszło, mimo że jeden u boku Hitzfelda zdobył z Borussią Dortmund Puchar Europy, a drugi wraz z Beckenbauerem mistrzostwo świata…