Jacek Bąk rozważa pozostanie w reprezentacji Polski po finałach mistrzostw Europy. Wkrótce więc stanie się zawodnikiem z największą liczbą meczów w kadrze w całej historii, przebije Grzegorza Latę, daleko w tyle zostawi Kazimierza Deynę czy Zbigniewa Bońka. To tylko pokazuje, jak kłamliwa potrafi być statystyka i jak niebezpiecznie jest oceniać klasę piłkarzy, biorąc pod uwagę tego typu rankingi…
Z jednej strony, rezygnacja Bąka jest mocna wyczekiwana, bo kiedyś grał dobrze, jeszcze niedawno tak sobie, a teraz to już raczej kiepściutko. Zawsze jednak Jacek miał jedną cechę szczególną – mistrzowsko potrafił odwracać od siebie uwagę, wiedział kiedy i do kogo się uśmiechnąć, którego trenera pochwalić, a którego… pochwalić jeszcze bardziej. Kiedy więc rozpoczynało się szukanie kozłów ofiarnych, on stał gdzieś z boku i tylko patrzył, który z kolegów zostanie odstrzelony.
Pod tym względem Euro 2008 jest podobne – Golański zawalił mecz z Niemcami, Jop z Austrią, a Bąk… A Bąk nic. Był tam gdzieś. Jednak niedawno jeden z piłkarzy mówił: – Wiecie kto tak naprawdę, pod względem gry, był najgorszy w naszym zespole w meczu z Austrią? Bąk. Ile on zagrał “zapalników”, ile trudnych piłek do Mariusza Lewandowskiego, ile razy na konia wsadzał swoich kolegów…
Może pora więc każdego rzetelnie rozliczyć i zastanowić się, co z tą kadrą dalej? Co może dać jej na dziś Maciej Ł»urawski, co może dać Jacek Krzynówek, a co Michał Ł»ewłakow. Wszyscy są w podobnym wieku. Wydaje się, że z Ł»ewłakowa nie można rezygnować pod żadnym pozorem, z Krzynówka raczej nie, a przynajmniej nie ostatecznie, natomiast kwestia Bąka i Ł»urawskiego jest naprawdę paląca. Czy stać nas na pokoleniową zmianę, czy też jesteśmy poniekąd skazani na dogorywające gwiazdy, skoro młodzież jakoś specjalnie nie naciska?