Reklama

Anglicy mają pokolenie gotowe na sukces?

Autorzy:Przemysław Rudzki Piotr Rzepecki

08 czerwca 2024, 13:04 • 16 min czytania 11 komentarzy

Przez dekady reprezentacja Anglii była przed każdym dużym turniejem uważana za jednego z faworytów do złota, ale można odnieść wrażenie, że działo się tak wyłącznie z jednego powodu – to sami Anglicy wmówili światu, że są potęgą, a świat, przynajmniej częściowo, dawał się na taką moc sugestii nabierać. Skoro o Hiszpanach długo mówiło się „grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze”, to o Anglii można było śmiało powiedzieć, że „gra jak zawsze i jak zawsze przegrywa”. Najpewniej w karnych. Ale potencjalny triumf Synów Albionu podczas EURO 2024 nie jest tylko opowieścią dziwnej treści. Drużyna prowadzona przez Garetha Southgate’a udowodniła już, że warto się z nią liczyć. Jest mocniejsza niż na mundialu w Katarze. Czemu więc tym razem miałoby się nie udać?
Anglicy mają pokolenie gotowe na sukces?
Niemcy martwią się oczywiście najazdem angielskich fanów, mając w pamięci rozliczne batalie wyspiarsko-germańskie. Jedno jest pewne – Anglicy znów zaleją miasta, w których ich drużyna zagra – Gelsenkirchen (Serbia), Frankfurt nad Menem (Dania) i Kolonię (Słowenia).
Wielu z nich będzie tam w… podrabianych koszulkach. Wyliczono, że wydali na nie ponad 2 miliony funtów. To spora strata dla sponsora technicznego kadry, firmy Nike. A wszystko za sprawą tego, że Anglicy mają już dość drożyzny. Zamiast więcej płacić za oryginalne trykoty między 85 a 120 funtów, postanowili kupować na chińskich stronach kilka razy taniej.
Reklama
Drogie koszulki, drodzy piłkarze i być może wyboista droga po wymarzone złoto. Jako że każdy duży turniej to czas superkomputerów, ten od OPTA, liczącej wszelkie statystyki, wyliczył ciekawą rzecz – jeśli Anglia nie wygrałaby swojej grupy, a w pozostałych grupach wszystko ułoży się zgodnie z planem i reprezentacje będą zwyciężać ze słabszymi od siebie w światowym rankingu, to ekipę Southgate’a czeka niezwykle ciekawa droga do finału. 1/8 finału z Niemcami, ćwierćfinał z Hiszpanią, półfinał z Holandią i finał z Francją.
No cóż, zdobycie mistrzostwa Europy po przejściu takiej drabinki oznaczałoby wytrącenie argumentów wszystkim tym, którzy uważają, że Anglia to jedynie faworyt na papierze. Wątpię jednak, by Harry Kane i spółka chcieli atakować szczyt od takiej strony. Dlatego pierwszy cel jest oczywisty: wygrać grupę. Najlepiej w dobrym stylu, tak by drużyna urosła z każdym meczem.

Sentymenty już niepotrzebne

Wygląda na to, że Southgate zrzucił płaszcz konserwatysty. Nie wiemy jeszcze jak powołania, a może nawet bardziej „odstrzelenia” piłkarzy na niemiecki turniej, przełożą się na poczynania boiskowe Anglików, ale jedno jest pewne – selekcjoner wstrząsnął pewnym układem i przewietrzył mocno szatnię. Dotychczas uchodził za tego, który roztacza parasol ochronny nad swoimi pupilami. Ciągnie ich za uszy, nawet gdy tłum domaga się wymiany krwi.
Reklama
Jego flegmatyczne usposobienie przekładało się nie tylko na samo zarządzanie zasobami ludzkimi, ale również na sposób gry. Wielu angielskich fanów nie mogło sobie wybaczyć, że podczas katarskich mistrzostw świata ich drużyna nie gra z większa odwagą i polotem.
Niektóre z jego decyzji podjętych przed turniejem wynikają ze stanu zdrowia zawodników, inne ze spadku formy. Z pewnością nieobecność w kadrze dwóch z trzech graczy, którzy w pamiętnym finale EURO przeciwko Włochom nie wykorzystali rzutów karnych w serii jedenastek, czyli Jadona Sancho i Marcusa Rashforda, pokazuje nam, że myliliśmy się co do przyszłości angielskiej reprezentacji, sądząc, że to właśnie oni będą stanowić o sile kadry do końca swoich karier. Ale równocześnie te same decyzje są dowodem na głębię kadry. Bo Southgate może przebierać w nazwiskach i dzięki temu nie opierać swoich wyborów na sentymentach.
Trudno jednak stawiać na ludzi, którzy cię zawiedli. Rashford to przecież jeden z największych zjazdów ostatnich lat. Aż trudno uwierzyć, w jaki cień samego siebie się przepoczwarzył. Jego klubowy kolega, Harry Maguire, walczył z kontuzją, licząc, że jeśli stanie na obie nogi, trener znów po niego sięgnie, jak robił to wielokrotnie wcześniej, broniąc przed krytykami i konsekwentnie przeprowadzając na oczach milionów eksperyment. Nawet udany – Maguire w kadrze i w klubie to dwóch różnych piłkarzy.
Nie ma już Jordana Hendersona, który od momentu przejścia do Arabii Saudyjskiej, z której bardzo szybko się zawinął, przestał być traktowany jak poważny gracz. Do samolotu nie wsiądzie również Jack Grealish i to wywołało największą dyskusję. Rozkręcający każdą imprezę z okazji dowolnego trofeum zdobytego przez Manchester City pomocnik ma za sobą kiepski sezon u Pepa Guardioli. Można śmiało postawić tezę, że grał odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak bawił się latem ubiegłego roku, po zdobyciu potrójnej korony, gdy zwiedzał kolejne kurorty, pijany od świtu do nocy.
Dziennikarze The Telegraph twierdzą, że pominięcie Grealisha było największym szokiem dla kadrowiczów. Na niektórych portalach jeszcze dziś rano wyświetlała się reklama koszulek Anglików na EURO 2024, a modelem był właśnie pomocnik City. Szatnia czuje na kilometr talent i nikt go Jackowi nie odmawia. To kapitalny facet do tworzenia dobrej atmosfery, ale też niezwykle przydatny dżoker. Jego umiejętności indywidualne pozwalają nękać rywala, szczególnie, kiedy ten jest już zmęczony, dryblingi otwierają szansę do stworzenia wolnych przestrzeni, ale selekcjoner przecież doskonale o tym wie. Tym brakiem nominacji dla JG pokazuje, że potrzebuje ludzi gotowych tylko na sto procent.

Szkoda na pewno Jamesa Maddisona. To zawodnik z olbrzymim potencjałem. Miał bardzo dobry początek sezonu po transferze do Tottenhamu, jednak – tak jak wcześniej w Leicester City – przeplatał wybitne występy przeciętnymi, na dodatek konkurencja w reprezentacji jest dużo większa niż w klubie z Północnego Londynu.
Skończyła się również cierpliwość selekcjonera do innego żelaznego żołnierza kadry – Raheema Sterlinga, który z reprezentacją na wielkie turnieje jeździł od 2012 roku.

Kadra zbalansowana

Ale Anglia czeka również na nowych bohaterów, co nie dziwi – wszyscy potrzebujemy Michaelów Owenów z 1998 roku. Jednym z nich może być Adam Wharton. Pomocnik Crystal Palace na razie skradł serca trybun na południu Londynu, ale niewykluczone, że wkrótce będzie podziwiać go większe audytorium, bo 20-latek, który zaczynał jako maskotka Blackburn Rovers, później przez dwa lata grał w tym klubie, dzisiaj kuszony jest przez Manchester City.
Za występ przeciwko Bośni i Hercegowinie, będący jego debiutem w seniorskiej reprezentacji, Wharton zebrał mnóstwo komplementów. To nie dziwi, bo futbol poszukuje dzisiaj odważnych ludzi, a gracz Palace do takich należy. Drybluje, szuka trudnych podań, jest kimś, kto sprawia, że widzowie często wstają z krzesełek. Na Selhurst Park pojawił się na początku lutego i szybko został tam najlepszym kreatorem. 22 miliony funtów zapłacone Blackburn zaczęły się błyskawicznie spłacać, a za moment londyński klub może zarobić na nim fortunę.
Southgate ma w drugiej linii ciekawy zestaw – piłkarze tacy jak Kobbie Mainoo z Manchesteru United czy Conor Gallagher z Chelsea z całą pewnością nie wpisują się w stereotyp gracza z Wysp Brytyjskich. Selekcjoner szukał ludzi do grania na fortepianie i takich, którzy muszą go nosić.
Najsłabszą formacją wydaje się być defensywa, obsada bramki też pozostawia wiele do życzenia, choć forma Jordana Pickforda w końcówce sezonu napawa optymizmem. To on stoi w dużej mierze za spokojnym utrzymaniem się w lidze Evertonu.
Najmocniejszą formacją z pewnością jest atak. Z przodu Anglicy mogą wybierać do woli w zawodnikach o różnej charakterystyce: od fenomenalnie wyszkolonego technicznie Phila Fodena, gwiazdy minionego sezonu Premier League i jednego z liderów Manchesteru City, przez szybkiego i nieobliczalnego Jarroda Bowena, gracza West Hamu z serduchem do walki i nosem do goli, czy błyskotliwego Eberechiego Eze z Crystal Palace, skończywszy na gotowym do nękania rywali w każdym momencie meczu Bukayo Sace, zimnokrwistym Cole’u Palmerze czy zabójczym snajperze Harry’m Kane’ie.
Reprezentacja Anglii ma więc przed niemieckim turniejem sporo pieczątek w legitymacji kandydata do złota. Do tych największych trzeba zaliczyć doświadczenie Southgate’a i jego olbrzymi spokój w trudnych momentach, ale też naturalny miks w kadrze, graczy młodych jak wspomniany Wharton, z doświadczonymi (Kyle Walker, Kieran Trippier, Pickford, Kane). Wydaje się, że selekcjoner złapał środek w powołaniach, na dodatek kilku jego zawodników ma za sobą naprawdę znakomity sezon Premier League – do głowy od razu przychodzą nazwiska takie Cole Palmer, który momentami ciągnął w pojedynkę grę Chelsea, czy Ollie Watkins, będący na celowniku Liverpoolu, po tym jak w Aston Villi stał się maszyną do goli i asyst.

Czas Jude’a Bellinghama

W znakomitej książce zatytułowanej „W poszukiwaniu zaginionej chwały” Paul Hayward przypomina takie oto zdarzenie, opisane przez Ivana Sharpe’a w 1931 roku. Dziennikarz ten, w tekście o proroczo brzmiącym nagłówku „Otwórzmy oczy i drzwi. Świat nam ucieka, a my zostajemy z tyłu”, przestrzega Anglię przed nadmierną pychą. „W Austrii widziałem futbol tak piękny, że mogłyby się na niego zdobyć tylko połączone reprezentacje Anglii i Szkocji. Tyle że tam grają półzawodowcy, ludzie zarabiający po 10 funtów miesięcznie”.
Ten sam Sharpe opisywał m.in. Włochów budujących pierwsze akademie i kształcących profesjonalnych trenerów, czy wymyślających nowe trendy taktyczne Węgrów. Jego zdaniem Anglia cierpiała na chorobę izolacjonizmu. Patrzyła na innych z góry, roszczeniowo podchodziła do futbolu jako materii niejako jej przynależnej, nie widząc w tym samym czasie problemów, z jakimi się boryka. „Ludzie za granicą śmieją się ze mnie, gdy mówię, że piłkarz brytyjski jest najlepszym i najbardziej utalentowanym na świecie, ale niestety jego miłość do tego sportu i talent zostały zaniedbane, więc nie idzie z duchem czasu”. Blisko sto lat później Anglia bez wątpienia nie cierpi już na tę przypadłość. Wyszła ze swojej skorupy, nie tylko wzbogacając rodzimą ligę wybitnymi zawodnikami z innych kontynentów, ale przede wszystkim zatrudniając najlepszych trenerów, którzy konsekwentnie podnosili poziom Premier League.
Być może miniony sezon nie jest tego najlepszym przykładem, bo angielskie zespoły zawiodły na całego w europejskich pucharach. Manchester City nie był w stanie powtórzyć sukcesu z wcześniejszej edycji Ligi Mistrzów. Liverpool został zgnieciony przez nowocześnie grającą Atalantę, a ostatnia nadzieja Wysp Brytyjskich, Aston Villa, rewelacja Premier League, musiała uznać wyższość Olympiakosu Pireus w Lidze Konferencji Europy.

Z drugiej jednak strony wydarzyło się coś bardzo ważnego – największe gwiazdy reprezentacji opuściły strefę komfortu i wyszło im to na dobre. Choć w przypadku Harry’ego Kane’a możemy mówić o kolejnym przeklętym sezonie bez trofeum, to jednak indywidualnie jego przygoda w Bawarii jest wielkim sukcesem – kapitan kadry pozamiatał w kwestii liczb: rozegrał 45 meczów w lidze i pucharach, zdobywając 44 bramki.
Najważniejsze dla Anglików wydarzyło się jednak – i to może coś symbolicznego – na Wembley. W finale Champions League Jude Bellingham zdobył z Realem Madryt Puchar Europy. I to właśnie na nim będzie ciążyć największa presja, bo z nim kibice z Anglii wiążą olbrzymie nadzieje. Pomocnik Realu ma to szczęście, że wystąpi u boku Declana Rice’a, który rozegrał w Arsenalu najlepszy sezon w karierze. Obecność Rice’a, piłkarza harującego w trybie „box to box”, pozwoli pokazać Bellinghamowi pełnię możliwości. Pomocnik, który jako 16-latek mierzył się z seniorami, występując w Birmingham City, dzisiaj zbiera żniwa swojej ciężkiej pracy i w wieku zaledwie 21 lat ma być jednym z liderów kadry. Skoro był w stanie wprawić w osłupienie Santiago Bernabeu i Europę, czemu nie wierzyć, że nie powtórzy tego w Niemczech?

***

Najgłupsza historia wokół kadry

Afera z koszulkami reprezentacji Anglii. „Profanacja i ignorancja tradycji”

Przed mistrzostwami Europy 2024 doszło do przedziwnej sytuacji, gdzie dyskutowano na temat… meczowych trykotów. Otóż zaprojektowane koszulki reprezentacji Anglii przez firmę Nike miały jeden poważny problem, który stał się niemalże tematem do debaty na Wyspach i podzielił społeczeństwo na to bardziej nowoczesne i konserwatywne, pielęgnujące tradycje.

O co tak naprawdę poszło? Chodziło o Krzyż św. Jerzego, jeden z symboli Anglii, który na nowych trykotach przybrał barwy nieco odbiegającego od tych tradycyjnych.

Premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak nawet ostrzegł przed „zadzieraniem” z symbolami narodowymi. Podobne zdanie wyraził lider opozycji, Sir Keir Starmer. Burza urosła do naprawdę dużych rozmiarów, odniósł się do tego sam producent. – Jesteśmy dumni, że możemy być partnerami angielskiego związku i rozumiemy znaczenie Krzyża św. Jerzego, ale nigdy nie było naszą intencją obrażanie, biorąc pod uwagę, co to oznacza dla angielskich fanów. Chcieliśmy uczcić bohaterów z 1966 roku, wykończenie mankietów nawiązuje do stroju treningowego noszonego przez angielskich bohaterów z mundialu w 1966 roku, z gradientem błękitu, czerwieni oraz fioletu.

Niektórzy komentatorzy, jak na przykład były reprezentant Anglii John Barnes, nie mogli zrozumieć skali tego konfliktu. – Jeśli zamierzaliby zmienić trzy lwy, to rzeczywiście byłby temat do debaty. Myślę, że jest wiele hałasu o nic. Nie został zmieniony kolor koszulki, lwy wciąż tam są.

W tym samym tonie wypowiedział się selekcjoner Anglików, Gareth Southgate. – Najważniejszą rzeczą, która musi znaleźć się na koszulce reprezentacji Anglii, są Trzy Lwy. To nasz kultowy symbol. To one nas odróżniają nie tylko od innych drużyn, ale też od reprezentacji Anglii w rugby i krykieta.

Po czym dodał z uśmiechem, pytany na konferencji prasowej. – To jakieś artystyczne ujęcie. Być może nie jestem na tyle kreatywny, by je zrozumieć.

Ostatecznie, z krzyża nie zrezygnowano. Konserwatywni kibice będą musieli przymknąć na to oko i liczyć, że wynik sportowy na imprezie im to wynagrodzi.

Potencjał na ulubieńca kibiców

Kobbie Mainoo

Wspomnieliśmy o wielkich nieobecnych w kadrze Trzech Lwów na zbliżający się turniej. Southgate zrezygnował m.in. z Grealisha, Rashforda czy Sterlinga, natomiast poza wykreślaniem – chciałoby się powiedzieć – etatowych reprezentantów, odkrył kilku młodych, którym da szansę. Selekcjoner Anglików na imprezę zabiera m.in. młodziutkiego Kobbiego Mainoo, który wdarł się przebojem do pierwszego składu Manchesteru United.

W marcu 2023 roku miał zaledwie na koncie trzy gry w barwach „Czerwonych Diabłów”, grał w kadrze do lat 19, uchodził za talent, ale tak naprawdę mało kto o nim słyszał. Równo rok później selekcjoner pierwszej kadry dał mu zagrać w dwóch meczach (z Brazylią i Belgią). Sezon Premier League zamknął z bilansem trzech goli i jednej asysty w 24 występach, a rozgrywki zwieńczył wygraną w Pucharze Anglii. W meczu finałowym z Manchesterem City strzelił bramkę.

Marzec tego roku był dla niego wyjątkowy. Do końca nie wiedział, że zostanie powołany do pierwszej reprezentacji, miał grać w młodzieżówce. – Trener reprezentacji do lat 21 Lee Carsley powiedział, że będę trenował z seniorami. Steve Holland (asystent Southgate’a – red.) spotkał mnie w recepcji i powiedział, że jestem powołany. Byłem bardzo szczęśliwy, ale i zszokowany. Od razu zadzwoniłem do rodziny.

Od pierwszej minuty raczej go na Euro 2024 nie zobaczymy, ale bardzo możliwe, że utalentowany 19-latek otrzyma szanse od selekcjonera i pojawi się w końcówkach meczów. W ostatnim sparingu przed turniejem (z Islandią, porażka 0:1) zagrał 90 minut.

Kryć na plaster

Jude Bellingham

Nie jest to specjalnie odkrywczy typ. Gwiazdor Realu Madryt to kluczowa postać nie tylko w klubie, ale i w kadrze. Podobnie jak u Carlo Ancelottiego, tak i w reprezentacji Belligham ma bardzo dużo ofensywnych zadań. Ma uzupełniać Harry’ego Kane’a, stwarzając zagrożenie, wbiegać w pole karne w drugie tempo.

Ofensywny pomocnik ma na koncie 29 meczów w kadrze, strzelił trzy gole. To będzie jego trzecia międzynarodowa impreza – na poprzednim Euro po swoim pierwszym sezonie w Borussii Dortmund rozegrał łącznie 55 minut. To Declan Rice i Kalvin Phillips królowali w drugiej linii. Bellingham zbierał natomiast cenne acz nie za długie lekcje.

Na katarskim mundialu był już gwiazdą, jednak jeszcze nie światowego formatu. Southgate go nie oszczędzał – zagrał we wszystkich pięciu spotkaniach – z Iranem w grupie (wygrana 6:2) strzelił gola, z Senegalem w 1/8 finału (wygrana 3:0) zanotował asystę. Jego zespół nie dał rady w ćwierćfinale Francji i uznał wyższość wtedy aktualnych mistrzów świata.

Bez wątpienia Bellingham jest jednym z głównych kandydatów do zgarnięcie Złotej Piłki za ten sezon. Kluczowe będzie Euro. Jeśli Anglicy sięgną po złoto, to rozgrywający Realu Madryt z Ligą Mistrzów, mistrzostwem Hiszpanii i triumfem z narodową kadrą zmiecie konkurencję.

Leśny dziadek

Sam Allardyce

To historia stara jak świat, natomiast przy okazji zbliżającego się Euro 2024 warta odkurzenia. To właściwie idealny przykład, jak zmarnować życiową szansę i napluć na pracodawcę. Otóż były selekcjoner reprezentacji Anglii zapisał się w historii nie tylko jako szkoleniowiec, który raz prowadził kadrę, ale też człowiek, który z angielskiej federacji wyleciał z olbrzymim hukiem.

Padł ofiarą dziennikarskiej prowokacji, natomiast mówiąc szczerze – padł także ofiarą własnej buty i głupoty. W sierpniu 2016 roku, miesiąc po wyborze go na selekcjonera Anglików, Allardyce, który złapał Pana Boga za nogi, bo mało kto typował go na nowego selekcjonera, udzielał porad w zakresie łamania prawa… Do tego wyśmiewał swojego poprzednika, Roya Hodgsona, uderzał w angielską federację, zarzucając „idiotyczną” decyzję budowy nowego stadionu Wembley za astronomiczną kwotę blisko 900 mln funtów.

W skrócie – świeżo upieczony selekcjoner reprezentacji Anglii spotkał się dwukrotnie z dziennikarzami Daily Telegraph, którzy podawali się za biznesmenów z Azji i udzielał porad, jak omijać przepisy transferowe na Wyspach. Sam Allardyce miał otrzymał 400 tys. funtów za informacje dotyczące obejścia third party ownership. To zasady, które zabraniają posiadania praw do zawodników zewnętrznym podmiotom. W przeszłości piłkarze, którzy trafiali do Anglii, byli elementami większej gry różnej maści menadżerów, którzy z tylnego siedzenia sterowali ich karierami.

Sprzedać się jak Sam Allardyce. Trzęsienie ziemi w angielskiej piłce

Biznesowe porady czy parodiowanie Hodgsona w londyńskich restauracjach Allardyce doprowadziły do błyskawicznego pożegnania w aferze skandalu, a 62-letni wtedy trener jedynym czym mógł się poszczycić, to wynikiem 100% wygranych spotkań. Narodowa drużyna pod jego wodzą mierzyła się bowiem tylko w jednym spotkaniu – w meczu eliminacji do rosyjskiego mundialu pokonała Słowację 1:0.

Co zaskakujące, „Big Sam” nie zniknął z angielskiej piłki. Już kilka miesięcy po skandalu, w grudniu 2016 roku, objął Crystal Palace, które poprowadził do końca sezonu. Później pracował jeszcze w Evertonie, West Bromie i Leeds. Jego epizod z zespołem „Pawi” to z kolei historia na osobną opowieść. Awaryjnie przejął byłą drużynę Mateusza Klicha na cztery kolejki przed końcem, Leeds znajdował się pod kreską. I jaki był rezultat? Czy strażak „Big Sam” dał radę? A skąd. Przegrał trzy mecze, jeden zremisował, Leeds zleciało z ligi.

Ani z niego wytrwany gracz biznesu, ani specjalnie dobry trener.

Zazdrościmy im…

…przebogatej kultury piłki nożnej

Tutaj przykładów jest aż nadto. Pierwszy oficjalny mecz piłkarski odbył się w Londynie, w 1863 roku, piętnaście lat później powstała pierwsza zawodowa liga – Football League, a kolejne etapy budowy angielskiego związku, klubów na Wyspach to właściwie opowieść o powstawaniu piłki nożnej jako takiej.

Anglicy namiętnie wracają do mundialu w 1966 roku, kiedy ich kadra sięgnęła po jedyne złoto na międzynarodowym turnieju. Tamten skład jest wymieniany przez każdego fana na Wyspach jednym tchem, mistrzowska jedenastka urosła do rangi legend.

W kraju panuje jednaj straszliwy głód na sukces. Bardzo blisko było na poprzednim Euro, kiedy przegrali w finale mistrzostw Europy z reprezentacją Włoch. Na katarskim mundialu dotarli do ćwierćfinału, cztery lata wcześniej zostali czwartą drużyną świata. Z turnieju na turniej jest coraz bliżej, wydaje się, że te mistrzostwa mogą być ich, że mogą sięgnąć po pierwsze, tak upragnione, złoto na mistrzostwach Europy.

Więcej niż tysiąc słów

– Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Całą winę. Przygotowaliśmy się do meczu finałowego najlepiej jak tylko potrafiliśmy. To ja wybrałem chłopaków, którzy wykonywali rzuty karne. Bazowałem na tym, co robili na treningach… Nie byliśmy w stanie rozstrzygnąć tego meczu w regulaminowym czasie gry. Zdecydowałem się pod koniec meczu dokonać zmian (w 120. minucie zostali wprowadzeni Marcus Rashford i Jadon Sancho, obaj nie wykorzystali jedenastek). Trzymamy się razem. Praca z tymi chłopakami była niesamowita. Zapewnili nam kilka cudownych wspomnień. Ten wieczór będzie trudny dla wszystkich. To normalne, że czujemy rozczarowanie, ponieważ okazje do zdobycia takich trofeów w życiu są niezwykle rzadkie. Moja przyszłość – chciałbym zabrać drużynę na mistrzostwa do Kataru, czuję, że zrobiliśmy postęp w ostatnich latach. Ale pomyślimy o tym wkrótce, teraz potrzebuję odpoczynku… – mówił po zakończonym finale poprzednim Euro Gareth Southgate.

Co trzeba wiedzieć?

5 najważniejszych faktów z ostatnich dwóch lat

  1. Przeciwko Islandii (0:1) Harry Kane zagrał swój 91. mecz w narodowych barwach i awansował na dziesiąte miejsce w klasyfikacji wszech czasów pod względem liczby gier dla reprezentacji Anglii.
  2. W grupie eliminacji do Euro 2024 Anglicy ani razu nie przegrali – zmagania zakończyli z 20 punktami na koncie, wygrali sześć spotkań, dwa zremisowali.
  3. We wspomnianej grupie eliminacyjnej mierzyli się m.in. z reprezentacją Włoch. „Zrewanżowali” się za finał poprzedniego Euro – oba starcia wygrali.
  4. W grupie Anglia zagra z Serbią, Danią i Słowenią. Z tymi pierwszymi Anglicy jeszcze nigdy w historii nie rywalizowali.
  5. Z kolei ze Słowenią piłkarze z Wysp mierzyli się w przeszłości siedmiokrotnie. Żadnej konfrontacji nie przegrali (sześć wygranych, jeden remis).

Wyjściowa jedenastka

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

11 komentarzy

Loading...