Reklama

Ryzyko rozwija

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2018, 14:44 • 7 min czytania 9 komentarzy

Dlaczego Ireneusz Mamrot każe zawodnikom ryzykować na boisku? Gdzie widzi największe rezerwy Jagiellonii? Dlaczego nie potrafił w pełni cieszyć się zwycięstwem z Legią? Gdzie tkwi sekret znakomitej fizycznej dyspozycji Jagiellonii? Czemu uważa, że trener obcokrajowiec ma w Ekstraklasie łatwiej, niż trener trafiający tu z pierwszej ligi? Zapraszamy.

Ryzyko rozwija

***

Jak wyglądał powrót Jagiellonii po takiej wygranej?

Normalnie. Rozmawialiśmy bezpośrednio po meczu żeby tonować emocje i nie dać się zwariować. Wiemy jak to jest  – przegrasz, do niczego się nie nadajesz. Wygrasz – karuzela w drugą stronę. Zawsze jest w tym dużo przesady. Ja nie lubię tak do tego podchodzić. Wiadomo, że po przegranym meczu jestem zły, ale nie załamuję się, nie rozpaczam. Tak samo po wygranych, sam siebie trzymam na wodzy. Cieszy nas oczywiście styl, w jakim wygraliśmy, ale już trzeba patrzeć do przodu. Dobrze pan wie, że sport uczy bardzo dużo pokory, a piłka szczególnie.

W wywiadzie dla Sport.pl użył pan bardziej plastycznej metafory, cytując Leo Beenhakkera: „w Polsce albo jesteś Bogiem, albo kawałkiem gówna”.

Reklama

Prawda. Pamiętam co się działo, jak miałem kilka meczów bez zwycięstwa. Zaraz krytyka – chcę zaznaczyć, że nie w klubie, ale ogółem, z zewnątrz. Apelowałbym o rozsądniejsze podejście do zwycięstw i porażek. Apelowałbym o bardziej drobiazgową analizę. Czasami zespół gra bardzo dobrze, a przegrywa mecz. Obija słupki, poprzeczki, ale ma pecha. I co? I od razu wiadro pomyj. Mało kto zagłębia się tak, by dostrzec jak to wszystko naprawdę wygląda. Trudno wymagać tego od kibiców, oni tym żyją, reagują spontanicznie, ale ja staram się podchodzić do tego w sposób chłodny.

W Białymstoku aktualnie panuje euforia, opinie ekspertów też wybiegają daleko. To jak pan na chłodno analizuje wygraną z Legią?

Przede wszystkim cieszę się jak wyglądało pierwsze piętnaście minut, gdy graliśmy po jedenastu. Żebyśmy się dobrze rozumieli: wiadomo, przeciwnik został osłabiony po brutalnym faulu i na pewno był to moment, który wpłynął na mecz. Ale mocno się zastanawiam jak by ten mecz wyglądał, gdybyśmy do końca grali w pełnych składach. Początek mieliśmy znakomity i mam wrażenie, że choć może takiej przewagi byśmy nie mieli, to czuło się dobrą dyspozycję drużyny od samego początku. Dla mnie bardzo ważne, że od początku konsekwentnie realizowaliśmy założenie, żeby grać wysoko. Uważam, że cofnięcie się na Legii to czekanie aż się bramkę straci. Trybuny poniosą legionistów, oni złapią swój styl, rytm gry… Myśmy tego nie chcieli grać.

Legia jest przyzwyczajona, że drużyny, które do niej przyjeżdżają, chowają się za podwójną gardą. Na waszą korzyść działał sam element zaskoczenia.

Nie ukrywam, to też brałem pod uwagę. Nie wiem czy się tego spodziewali czy nie, to pytanie do trenera Jozaka, natomiast doskonale wiem, żę nie tak łatwo się przestawić, kiedy zespół przyzwyczajony jest do ataku pozycyjnego przeciwko ustawionemu niżej rywalowi. Następny mecz z Legią będzie jeszcze trudniejszy, bo Legia będzie miała za sobą inne doświadczenie z nami.

Słyszałem opinię, że poprzednio prowadzony przez pana zespół tak zdominował rywala jeszcze w czasach, gdy prowadził pan Wulkan Wrocław w B-klasie.

Reklama

(śmiech) Ale pan wynalazł. Wie pan co, szkoda, że pierwsza liga jest tak mało pokazywana. Może chciałbym, żeby wyniki w Chrobrym były jeszcze lepsze, ale zdarzały się mecze, że przy piłce byliśmy cały czas. Zawsze przywiązywałem wagę do tego, żeby grać po ziemi, nie oddawać piłki i nie chować się za plecami kolegów.

Tuż po zatrudnieniu w Jadze powiedział pan, że trenerzy z niższych lig powinni panu kibicować, bo pan może otworzyć drzwi kolejnym.

Tak, cały czas to powtarzam kolegom, z którymi wcześniej rywalizowałem: „nawet jak mnie nie lubisz, musisz mi dobrze życzyć, bo jeżeli Jagiellonia będzie miała dobre wyniki, prezesi klubów spojrzą w waszym kierunku”. Ja też kibicowałem każdemu, który szedł tą drogą. Pamiętam choćby jak trzymałem kciuki za Roberta Podolińskiego. Teraz nie pracuje, a szkoda, bo to bardzo dobry trener. Widzi pan jaka jest piłka: czasami jeden punkt zdecyduje gdzie człowiek jest. Gdyby wtedy z Podbeskidziem weszli do ósemki, pewnie teraz byśmy mocno rywalizowali. Nie chcę podawać nazwisk, ale znam w pierwszej lidze bardzo dobrych trenerów i uważam, że to kwestia czasu aż zaistnieją w Ekstraklasie. W pierwszej lidze bardzo ciężko się pracuje, to niedoceniana liga.

Nie ma pan wrażenia, że trener, który wyrobi sobie markę na trudnym pierwszoligowym terenie, w Ekstraklasie zawsze jest obdarzony dużo mniejszym zaufaniem początkowym niż ktokolwiek kto przychodzi zza granicy?

Nie mam wrażenia, tylko jestem o tym przekonany. Tak po prostu jest, w stu procentach się pod tym podpisuję. Fajnie, że trafiłem do Jagiellonii, bo tutaj od początku miałem poparcie prezesa Kuleszy, ale sytuacja jest taka, że gdzie indziej po trzech meczach bez zwycięstwa usłyszałbym pewnie, że jestem słaby, nie nadaję się i powinienem wracać do pierwszej ligi.

Jagiellonia świetnie wygląda fizycznie. Potwierdzają to statystyki, ale widać to też gołym okiem. Co jest pana sekretem? Piłkarze biegają po górach z kierownikiem na plecach jak za dawnych lat?

Znowu muszę wrócić do pierwszej ligi. Pod względem fizycznym ta liga jest niesamowita. Pewien zawodnik – nie zdradzę nazwiska – latem podczas treningu powiedział mi:

– Trenerze, to nie pierwsza liga tylko Ekstraklasa, tu się tak ciężko nie trenuje!

I jak pan zareagował?

Powiedziałem mu, że właśnie dlatego polska piłka tak wygląda. To wszystko było gdzieś w żartach, z przymrużeniem oka, ale kluczem jest ciężka praca. Nie zapominajmy, że w Jagiellonii pracuje sztab ludzi, świetną pracę wykonuje Piotr Jankowicz (trener personalny, twórca treningu GTX, założyciel i master trener oraz szef szkolenia systemu GTX – przyp. red.) , z którym na bieżąco konsultowałem cały plan na okres przygotowawczy. Ja miałem swoje pomysły, on swoje, robiliśmy burzę mózgów. To jeden aspekt, ale drugi, ważniejszy, to podejście piłkarzy do tej pracy. Nie marudzili, że trzeba pobiegać, bo nie ukrywam, takie treningi też były. W Turcji cały czas mieliśmy do dyspozycji boiska, a nie brakowało treningów bez piłek.

Słyszałem głosy, że tak jak trenera Probierza cechowała dyscyplina taktyczna w defensywie, tak u pana większą rolę ogrywa ofensywny rozmach.

To uproszczenie. Naprawdę dużą wagę przykładam do gry defensywnej. Na początku sezonu traciliśmy dużo bramek i to mnie bolało. Natomiast fakt, że dużo poświęcam ofensywie i bywało, ze zapłaciłem za to w przeszłości wysoką cenę. Nasza gra jest czasami mocno ryzykowna. Były mecze, gdzie przegrywaliśmy, bo – przykładowo – straciliśmy piłkę blisko bramki. Ale tego od drużyny wymagam. Tłumaczę im, że ryzyko biorę na siebie, a jak się nie uda, ja poniosę za to największe konsekwencje.

Filozofia – kto nie ryzykuje ten nie pije szampana?

Nie. Uważam, że taka gra sprawia, że piłkarze się rozwijają. Mówię im zawsze – teraz oceniacie na gorąco. Chciałbym, żebyście kiedyś, patrząc na naszą współpracę na chłodno, mogli powiedzieć, że nie zmarnowaliście tego czasu. To dla mnie też wielka satysfakcja, gdy widzę, że zawodnicy robią postępy.

Gdzie tkwią największe rezerwy Jagielonii?

Powinniśmy być skuteczniejsi. Nawet z Lechią, gdzie wygraliśmy wysoko, jak przeanalizować pierwsze dwadzieścia pięć minut, to powinniśmy prowadzić, a straciliśmy bramkę. Poza tym są rezerwy w decyzyjności na boisku. Czasami zbyt długo jesteśmy po jednej stronie boiska albo w jednym sektorze. Trzeba szybciej ciężar gry przerzucić, żeby formacje się porozciągały. Wygląda to coraz lepiej, na to zwracam uwagę, ale wciąż czeka nas sporo pracy.

Czy pierwszy mecz po takim zwycięstwie jest najtrudniejszy, bo zmieniają się oczekiwania wszystkich?

Zgadzam się, tylko niech pan nie myśli, że słodzę.

Może na asystenta się nadaję?

Nie wiem czy pan mnie nie podkopie na pierwszego. A poważnie mówiąc – ja nawet po meczu nie potrafiłem się do końca cieszyć, bo to miałem w głowie cały czas. Z drużyną już rozmawiałem na ten temat. Pierwsze trzy mecze wygrane, euforia. Na Legię nikogo nie trzeba motywować, więc tutaj nie było ryzyka o podejście do meczu. Ale w tym tygodniu trzeba położyć nacisk na koncentrację. Gramy z Wisłą, która jest silna, która w Krakowie była lepsza od nas. Zremisowaliśmy 0:0, mocno pomógł nam debiutujący wtedy Mariusz Pawełek. Musimy o tym pamiętać.

Będzie ciążyć łatka faworyta, którą teraz przypną Jagiellonii przed niemal każdym meczem?

Do tej pory mówiło się o Górniku, Legii, Lechu, a o nas nie i jak mam być szczery, bardzo mi to pasowało. Uważam jednak, że będziemy potrafili się od tego odciąć. Nie można wychodzić na boiska z myślą, że jest się faworytem, tylko trzeba się koncentrować na konkretnych zadaniach. Podoba mi się pod tym względem Górnik Zabrze. Jesienią praktycznie cały czas był niesamowicie chwalony ze wszystkich stron, a cały czas byli konsekwentni i grali swoje.

Teraz największy test mentalności pana piłkarzy, czy udźwigną presję?

Test to za mocne słowo. Ja się tego nie boję i oni myślę, że też. W Jagiellonii są piłkarze, którzy twardo chodzą po ziemi i wiedzą jaka jest piłka: że czasami jedna minuta w życiu piłkarza potrafi wiele zmienić.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

0
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

9 komentarzy

Loading...