Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

11 kwietnia 2017, 12:25 • 6 min czytania 191 komentarzy

(ANI SŁOWA O SPORCIE, POLITYKA I SMOLEŃSK – OSTRZEGAŁEM)

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Można było iść na cmentarz i zapalić świeczkę. Można było powiedzieć dziennikarzom: – Nie teraz, nie dzisiaj, to szczególny dzień. Można było wyłączyć komórkę i zabrać rodzinę na spacer. Zjeść zupę pomidorową i podumać przy parapecie.

Ale można też było „zbliżać się do prawdy”, organizować wiece, przemawiać, karmić tłum pustymi hasłami.

Lata mijają, a PiS ciągle „zbliża się do prawdy”. Nie wiem, na ile zbliżył się teraz – czy „prawda” jest już na wyciągnięcie ręki, czy może potrzeba jeszcze kolejnych siedmiu, czternastu, może dwudziestu jeden lat. Nie wiem też, czy celem jest poznanie „prawdy”, czy może jedynie sukcesywne zbliżanie się do niej. Bo jeśli celem jest poznanie „prawdy”, a jej finalny oczekiwany kształt mniej więcej znamy, to pojawia się pytanie: co dalej? Jeśli nasze władze będą już pewne, że to Władimir Putin stał za zamachem, jaki będzie następny krok? Bo jeśli nie wojna (a może jednak), to z pewnością zerwanie stosunków dyplomatycznych, zamknięcie granicy, całkowite odcięcie na poziomie gospodarczym. Nie można przecież ogłosić, że prezydent RP został zamordowany przez obce państwo, a następnie z tym państwem tak sobie zwyczajnie sąsiadować i handlować jajkami.

Fakt, że polskie F-16 jeszcze nie lecą w stronę Kremla każe mi – naiwnie? – wierzyć, że całe to szaleństwo w istocie szaleństwem nie jest, tylko cynizmem. Że ci ludzie wiedzą, że mieliśmy do czynienia z wypadkiem komunikacyjnym – dramatycznym, lecz wciąż wypadkiem – ale wiedzą też, w jaki sposób zdobywa się i utrzymuje władzę. Wiedzą, że zdeklasowali inne partie wśród najmniej wykształconych wyborców – a więc też najbardziej podatnych na wszelkie teorie spiskowe, nawet te nietrzymające się kupy. Cyniczne wykorzystanie katastrofy smoleńskiej na użytek wewnętrznej polityki nie byłby niczym chwalebnym, ale jednak daleko bardziej bezpieczniejszym niż wariant pt. „wierzymy w to, co mówimy”.

Reklama

Mam więc cichą nadzieję, że politycy kłamią. Niestety, nie mam pewności, czy aby nie mówią prawdy – w sensie nie takim, że mają rację, ale w takim, że tak sądzą.

Jak co roku 10 kwietnia jest dobry moment, aby pomilczeć i jak co roku politycy tracą tę okazję. Jednak wczorajszy dzień to już ekstremum. Konferencje, czaty, przemówienia, teorie – nie można było tego zorganizować 20 kwietnia? 10 maja? 15 czerwca? W jakikolwiek inny dzień? Trzeba było zasmrodzić dzień bombą termobaryczną? Bombą, która mogła wybuchnąć, ale nie wiadomo, czy wybuchła? Musieliśmy zatonąć w potoku nonsensu?

Na swój sposób to genialne – opracować taką koncepcję zamachu, który rzekomo nie zostawiłby jednoznacznego śladu i „mogłoby tak być, ale mogłoby tak nie być”. Czyli dalej pozostajemy w kwestii tego, w co chcemy wierzyć, nawet jeśli ta koncepcja urąga zdrowemu rozsądkowi. Ważne, że ci, którzy chcą wierzyć w zamach otrzymają sygnał: możecie wierzyć dalej. Ich wiara zostanie podtrzymana przynajmniej do najbliższych wyborów, kiedy dalej będzie można rozliczać „zdrajców narodu”, a kolejna kadencja posłuży, aby „zbliżyć się do prawdy”.

(czarny humor: aż sobie wyobraziłem konsternację, gdyby po 14 latach zbliżania się do prawdy PiS nagle oznajmił – no dobra, już wiemy, to był wypadek, dziękujemy za uwagę)

Dwa lata temu napisałem w tym miejscu tekst o Smoleńsku. Trochę wziąłem w obronę PiS, który za tę katastrofę notorycznie obrywał, a przecież w sumie chciał dobrze: żądał poważnego śledztwa, zwrotu wraku itd. Oburzała mnie ówczesna rzeczywistość medialna. Napisałem:

Kiedy spadł samolot Germanwings, następnego dnia śledczy odczytali skrzynki i stwierdzili nawet, iż pilot „spokojnie oddychał”. A tu przez pięć lat nie mogą odczytać, co i kto dokładnie powiedział. Kiedy widzę, jak kilka dni przed rocznicą katastrofy – poprzez przeciek kontrolowany – wypływają nowe stenogramy, stworzone tylko po to, by raz jeszcze kampanię nakierować na wątek smoleński i raz jeszcze dokonać podziału na „oszołomów” i „normalnych”, jest mi za takie państwo wstyd. Przy czym jest to wstyd tak przejmujący, że dalej już nic nie ma, koniec skali. W głowie mi się nie mieści, że pięć lat może trwać analiza dźwięku i że raz może z tej analizy wyjść tak, a raz inaczej.

Reklama

(…)

Za długo pracuję w mediach, by nie znać tych sztuczek. „Dajcie im taką lokalizację pomnika, żeby się na nią nie zgodzili, ale wystarczająco dobrą, by większość ludzi wzięła ich za oszołomów i pytała, czego chcą więcej”. Gdybym ja był prezydentem Warszawy, to pięć lat temu wezwałbym do siebie naczelnego architekta i powiedział: – Gówno mnie obchodzi jak to zrobisz, ale ma być pięknie i w optymalnej lokalizacji… A tu nie: tu ma być tak, by druga strona się pluła. I żeby ją wytykać palcami – ha, znowu się plują!

Jako warszawiak źle się czuję w mieście, w którym w centralnym punkcie stoi jakaś kretyńska palma, a gdzie indziej brzydka tęcza, natomiast pomnik ofiar katastrofy planuje się przy pętli autobusowej. Nie twierdzę, że miał stanąć zamiast palmy, albo zamiast tęczy, ale twierdzę, że powinien stanąć w godnym miejscu i jeśli patrzę na palmę (kurwa, palmę!), to nie chcę słyszeć o koncepcji urbanistycznej, do której pomnik ofiar nie pasuje. Nie podoba mi się, jak gra się stenogramami, i nie podoba mi się, jak się gra lokalizacją – wciąż po to, by przeciwników pokazać jako kłótliwych warchołów. Nagle – w co sam nie wierzę – zaczynam dryfować w stronę PiS. Partii po stokroć nędznej, ale tak medialnie napierdalanej, tak obrzydliwie poniewieranej, że aż mi się jej robi żal. W imię elementarnej przyzwoitości nie mogę patrzeć, jakimi sztuczkami topi się opozycję – a że ona pływać nie umie, to proces przebiega bardzo sprawnie.

Tylko że sytuacja się zmieniła. Teraz to PiS jest u władzy i ze Smoleńska czerpie garściami, tak jak wcześniej robiła to Platforma Obywatelska. Teraz maczugę przejęła druga strona. Teraz jest zawłaszczanie katastrofy na potrzeby jednego ugrupowania.

PiS w kwestii Smoleńska nie zrobił niczego więcej niż PO. Wrak leży tam gdzie leżał, czarne skrzynki też. Zmieniła się jedynie narracja. Wcześniej PO z PiS-u robiła wariatów, teraz PiS z PO robi zdrajców. Tańcują sobie jedni i drudzy na grobach, ku uciesze najgłupszych części elektoratu. Znowu część społeczeństwa przeżywa katastrofę jak mrówka okres, jakby codziennie na drogach nie ginęli niewinni ludzie, a druga część się z katastrofy szydzi – jakby Smoleńsk, czy jakikolwiek inny tragiczny wypadek, to był powód do dowcipów. Show must go on. Za rok, 10 kwietnia, znowu będzie „dochodzenie do prawdy”, znowu komisja z Monty Pythona, jak się uda wcelować w konkretną datę, to może nawet przesłuchanie Tuska w prokuraturze.

Jednego tylko nie będzie – rzeczywistej zadumy i żałoby. Tam gdzie robi się biznes, tam nie ma na to miejsca. Ale mimo wszystko, mimo świadomości, że mój apel nie może zostać wysłuchany, apeluję po raz ostatni: 10 kwietnia można iść na cmentarz i zapalić świeczkę. Można powiedzieć dziennikarzom: – Nie teraz, nie dzisiaj, to szczególny dzień. Można wyłączyć komórkę i zabrać rodzinę na spacer. Zjeść zupę pomidorową i podumać przy parapecie.

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Najmłodszy mistrz, skazaniec, bankrut. Przełomowe momenty w życiu Mike’a Tysona

Błażej Gołębiewski
0
Najmłodszy mistrz, skazaniec, bankrut. Przełomowe momenty w życiu Mike’a Tysona
Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
2
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Felietony i blogi

Komentarze

191 komentarzy

Loading...