To że ludzie na całym świecie mają świra na punkcie osób, które pojawiają się co jakiś czas w telewizji jest oczywiste. Zastanawiam się jednak, czy Polska nie jest jednak ewenementem i pod tym względem. My bowiem – my jako społeczeństwo, niekoniecznie jako ja i moje otoczenie – żyjemy ich życiem bezwarunkowo, co doprowadza do groteski.
Być może pamiętacie, ale kiedyś stadion Legii zapełniał się z rzadka. Gwarancją kompletu na trybunach były jedynie spotkania typu TVN kontra TVP, czy inne całkowicie żenujące widowiska. Patrzenie z trybun na amatorów próbujących grać w piłkę dopiero uzmysławiało, jak dobrzy są ci zawodnicy, na których dzień w dzień narzekamy. A jednak publice się podobało! Cieszyła się, gdy ktoś się poślizgnął, gdy złapał zadyszkę, gdy kopnął w aut. Uzmysławiało to, że nie poziom sportowy, ale marketing i przywiązanie do „bohaterów” ma znaczenie przy sprzedaży biletów. Większy aplauz był w stanie wywołać gruby jak beczka Ryszard Kalisz niż piłkarz, który poprzednie 15 lat poświęcił na codzienne treningi.
Jesteśmy w Polsce samowystarczalni – jesteśmy w stanie stworzyć sport bez sportowców. Cóż to jest za oszczędność! Przecież oznacza to sport bez ośrodków treningowych, sprzętu, stypendiów, kontraktów… Same dyscypliny sportowe, ze spisanymi regułami, przydadzą się, ale już sportowcy – całkowicie zbędni. Stadiony są w stanie zapełnić prezenterzy telewizyjni i serialowi aktorzy, a żeby ktoś się zainteresował rajdami, to trzeba było za kółko wsadzić Adama Małysza (no dobra, sportowiec, ale z innej branży, w sumie celebryta). Z triathlonistów znany jest Maciej Dowbor (zwłaszcza że Tomasz Karolak jak biegł, to nie dobiegł), ze skoczków do wody Aleksandra Ciupa, a z maratończyków – Adam Hofman.
Dochodzi do całkowitych wypaczeń. Żeby walka w KSW miała sens, muszą walczyć ludzie, którzy nie potrafią walczyć. Wiem, że starcia freaków to magnes stary jak świat, ale u nas nie są dodatkiem, lecz koniecznym main-eventem, bez którego organizacja gali stałaby się nieopłacalna. Spośród wszystkich zawodowców jakąś tam rozpoznawalność zdołał sobie wypracować jedynie Mamed Chalidow, chociaż też mam wątpliwości, czy decydujący był poziom sportowy, czy też dość egzotyczna historia – że Czeczen, że Muzułmanin, że tak dobrze po polsku mówi itd. Poza tym cały biznes opiera się wyłącznie o idiotyczne starcia amatorów, które z jakichś przyczyn ludzie chcą oglądać. Na razie interes jeszcze kiełkuje, lgną do niego finansowi desperaci, ale już wkrótce mogą pojawić się prawdziwe pieniądze: Agnieszka Szulim kontra Doda („Starcie z kibla, część druga”), Stefan Niesiołowski kontra Antoni Macierewicz, Krzysztof Ibisz kontra Jerzy Połomski, może nawet Krzysztof Stanowski kontra prezes firmy Mercedes-Benz!
Trochę żal mi ludzi, którzy rzeczywiście interesują się sztukami walki, a jeszcze bardziej żal mi tych, którzy je trenują – z myślą, że kiedyś będą z tego powodu podziwiani i dobrze sytuowani. Rzeczywistość jest taka, że aby ich umiejętnościami ktokolwiek się zainteresował, musieliby najpierw stać się przekoksowanymi karykaturami człowieka, albo pajacami z pociętą mordą. Poziom sportowy nie ma znaczenia, liczy się wyłącznie rozpoznawalność wśród najgłupszej części społeczeństwa. Sport bez sportu, sztuki walki, które nie są sztuką, a i nawet walką niekoniecznie.
Z wyników oglądalności walki Pudzianowski – Popek organizatorzy są bardzo zadowoleni, podobno też kilkaset tysięcy osób obserwowało tę naparzankę w nielegalny sposób (z tego organizatorzy są zadowoleni znacznie mniej). Czego ci ludzie oczekiwali? Jakiego rodzaju emocji? Jakich doznań? Po co marnowali czas? OK, byli ciekawi, kto kogo pokona, ale to oznacza, że – tak na zdrowy rozum – gdyby Ibisz walczył z Połomskim ciekawi byliby jeszcze bardziej, tak? Jesteśmy wyłącznie podglądaczami – podglądamy czy Pudzianowski da po mordzie Popkowi, podglądamy czy dziewczyna Wojewódzkiego złapie stopa szybciej niż żona Lisa. Potem jeszcze – o zgrozo – kupujemy gazety, w których są na ten temat teksty (no, głównie zdjęcia). Magazyny z plotkami o rozwodach znanych osób sprzedają się znacznie lepiej niż tygodniki opinii. Zupełnie jakby jakiekolwiek znaczenie miał dla nas rozwód dwóch obcych ludzi, nawet jeśli jedną z nich jest Angelina Jolie, a drugą Brad Pitt.
Na tej galopującej głupocie sport ucierpi. Boks już poszedł w odstawkę, liczy się celebrycki cyrk KSW. Pytanie brzmi – która następna dyscyplina zostanie zawłaszczona przez dziwolągów? Czy jak skoki narciarski ostatecznie stracą publikę, to wepchniemy na szczyt wieży Oliviera Janiaka (prawdziwe imię – Piotr)? A może Piotr Kraśko na bramkę Śląska Wrocław? Michał Wiśniewski do sztafety 4×400 metrów? Kierunek został wskazane, społeczeństwo właśnie takiej rozrywki oczekuje.
* * *
Kiedy pisałem kilka tygodni temu o pomyśle, by zorganizowane wyjazdy grup kibiców zostały zdelegalizowane, to dyskusja była bardzo gorąca. A wiecie na czym polegają normalne wyjazdy na mecze, w normalnym społeczeństwie, dla normalnych ludzi? Na tym (zdjęcie zrobiłem w sobotę podczas meczu Barcelona – Real, mógłbym takich fotek natrzaskać dwieście):