Ktoś powie, że to możliwie najgorsza reklama naszej piłki ligowej. Z drugiej strony – chociaż jest głośno, nieważne z jakiego powodu! Często nasze niedzielne typy z Ligi Minus odpowiadają ostatecznemu kształtowi jedenastek najlepszych i najgorszych piłkarzy danej kolejki, bo poniedziałkowe spotkania jakimś dziwnym trafem nie zapadają w pamięć. Na szczęście jest Motor, który w najważniejszym momencie przypomniał sobie, że potrafi dostarczać rozrywkę. A i Legia potrafiła dotrzymać rywalom kroku w kategorii “futbolowe niedorzeczności”.
Kozacy i badziewiacy – najlepsza i najgorsza jedenastka po 24. kolejce Ekstraklasy
Tak zaciętej rywalizacji o miano największego badziewiaka kolejki dawno nie było, ale Vladan Kovacević nie był w stanie pokonać Kacpra Rosy i nawet nie zmieści się w jedenastce! Prawdę powiedziawszy, w tym sezonie chyba nikt jeszcze nie zaliczył tak pechowego występu, a widzieliśmy naprawdę wiele. Bramkarz Motoru będzie miał jednak problem, by zapomnieć o błędzie, który obiegł sieć z prędkością światła, a w sercach wszystkich sympatyków Ekstraklasy urządził się w sporym pokoju i pewnie zamieszka na kilka dobrych lat.
Ale jakby miało być inaczej, skoro Rosa właściwie asystował przy golu Marca Guala i w praktyce odpowiada za jedno z najdziwniejszych trafień jakie kiedykolwiek zobaczyliście. Bramkarz próbował to jakoś sensownie wytłumaczyć już w przerwie spotkania i chyba nawet mu się udało. – Usłyszałem gwizdek. To nie był gwizd, tylko gwizdek, taki jak przy wznowieniu gry. Byłem przekonany, że sędzia pokazał spalonego. Usłyszałem gwizdek, to chciałem wznowić grę z ziemi – mówił na gorąco piłkarz Motoru. Nie zmienia to jednak faktu, że ten gol idzie na jego konto i to on odpowiada za jego stratę: – Stało się i nie będę tego roztrząsał. Biorę to na klatę i tyle. To najbardziej absurdalna bramka, jaką straciłem w karierze, ale to wynika z tego, że jest tu dzisiaj mnóstwo ludzi i ludzie “gwizdają” – mówił ewidentnie podenerwowany golkiper.
Trudno się tym nerwom dziwić, choć prawda jest taka, że nie tylko ten jeden gol padł za sprawą błędu Rosy. Później bramkarz Motoru popisał się jeszcze niefortunną interwencją po jednym z dośrodkowań – chciał wyłapać piłkę, ale ta wyślizgnęła mu się z rąk i spadła pod nogi Kacpra Chodyny. Ten może i był nieco zaskoczony, ale zachował się bardzo przytomnie. Uderzył do pustej bramki a Rosa tylko złapał się za głowę.
Cóż, zdarza się. Nawet jeśli dwa razy w jednym meczu.
Współczynnik xD wywaliło w kosmos. W tym meczu było wszystko [CZYTAJ O STARCIU MOTORU Z LEGIĄ]
Ambitnie o miejsce w składzie badziewiaków walczył też, jak już wspomnieliśmy, Vladan Kovacević, ale Bośniak tym razem musi obejść się smakiem. Największym jego błędem w meczu z Motorem był bez wątpienia sprokurowany rzut karny – w szóstej minucie czasu doliczonego bramkarz zdzielił przeciwnika w twarz i ostatecznie jego zespół wrócił do Warszawy z jednym, a nie trzema punktami. Kovacević nie zapracował sobie jednak na tytuł najgorszego bramkarza kolejki. Może innym razem się uda…
W polu też pokazało nam się w weekend kilku ananasków. Beznadziejny występ zaliczył Marvin Senger, a wraz z nim cała linia defensywna Stali. Niemiec, gdy jego zespół mógł jeszcze liczyć na choćby punkt w starciu z Lechem, popełnił katastrofalny błąd przy wyprowadzeniu piłki. Co tu dużo mówić – po prostu podał ją do Afonso Sousy, a Portugalczyk nie miał zamiaru pogardzić takim prezentem.
Dwie twarze Hakansa. Lech wygrywa i wraca na fotel lidera! [WIĘCEJ O POPISACH OBROŃCÓW STALI]
Z trzyosobowego bloku obronnego mielczan upiekło się tylko Piotrowi Wlaźle, a to wszystko dzięki równie słabym występom Miguela Munoza z Piasta i Pawła Wszołka. To zresztą nie jest ostatni z piłkarzy Legii, którzy rozegrali bardzo słaby mecz.
Rzutem na taśmę do grona badziewiaków wbił się także Ilja Szkurin, który wypchnął z naszego zestawienia Kajetana Szmyta. Dobrze zrobił, bo inaczej biedne (w sensie przenośnym oczywiście) Zagłębie mogłoby się pochwalić aż trzema reprezentantami w jedenastce najgorszych piłkarzy minionej kolejki. Oprócz Szmyta kiepski występ zaliczył, drugi raz z rzędu ogłoszony badziewiakiem Tomasz Pieńko, a do niego dołączył jeszcze sprowadzony zimą Ludvig Fritzson. – Dla Zagłębia powoli przestajemy widzieć ratunek. Pieńko znowu pokazał najgorszą wersję siebie – powolną, zblazowaną, niezdecydowaną pod bramką przeciwnika. Ustawiony na dziesiątce Fritzson niczego nie pokazał. Wchodzący z ławki Listkowski oddał dwa uderzenia i to już sprawia, że należy uznać go jednym z najaktywniejszych piłkarzy w tym zespole – ocenił na łamach Weszło Jakub Białek.
Trzech wspaniałych. Aż miło na nich popatrzeć!
Na całe szczęście nie tylko słabymi występami usłana jest Ekstraklasa. Zdarzają się też naprawdę niezłe popisy. I tak, mówimy o panu, panie Brunes. I o panu, panie Fornalczyk. I o panu piłkarzu Rasmusie Carstensenie też. Ci trzej muszkieterowie tydzień po tygodniu meldują się w jedenastce kozaków i nie ma w tym nawet cienia przypadku. Wszyscy oni są w doskonałej formie i nawet trudno powiedzieć, którego gwiazda świeci na ten moment najjaśniej. Najbardziej zaskakuje nas oczywiście świetna wiosna Korony, która w tym roku zdobyła jak na razie najwięcej punktów ze wszystkich drużyn Ekstraklasy. A Fornalczyk jest jej filarem – wreszcie pokazuje umiejętności na miarę jego potencjału i możliwe, że tak grając, wkrótce zapracuje sobie nawet na zagraniczny transfer.
Nad Kielcami świeci słońce! [CZYTAJ WIĘCEJ]
Nie dziwi też ponowny wybór do jedenastki kozaków Afonso Sousy, który wyróżnienia odbiera od nas regularnie. Portugalczyk po raz siódmy zameldował się wśród kozaków i po raz siódmy naprawdę solidnie na to zapracował. Lech nie miał może wielkich problemów ze Stalą i poprzeczka wcale nie została zawieszona jakoś bardzo wysoko, ale bez Sousy Kolejorz straciłby naprawdę wiele. Nie tylko w tym meczu, ale i w ogóle.
Trudno nawet powiedzieć, ile straciłaby Jagiellonia, gdyby kosmici porwali dziś Mateusza Skrzypczaka i stwierdzili, że już go nie oddadzą. Mistrzowie Polski cierpieli w niedzielę w Łodzi i przez sporą część spotkania byli zmuszeni do rozpaczliwej wręcz obrony jednobramkowego prowadzenia zapewnionego na samym początku właśnie przez Skrzypczaka. Najpierw gol, potem zakończona sukcesem walka o zachowanie czystego konta. A na koniec liczne analizy poświęcone obrońcy Jagiellonii, który, zadaniem wielu, puka już do reprezentacji Polski. Na razie musi mu wystarczyć powołanie do składu kozaków, też przecież bardzo prestiżowe.
Czy kogoś my tu jeszcze nie wyróżn… ach, no tak! Przecież! Filip Majchrowicz ma za sobą naprawdę udaną kolejkę – gdy jego Górnik grał tak, jakby zapomniał wyjść na boisko, bramkarz bardzo się przydał. Obronił też rzut karny Camilo Meny: – Badania ekspertów od jedenastek jednoznacznie pokazują, że gdy bramkarz robi cokolwiek, żeby wytrącić strzelca z równowagi, ma większą szansę doprowadzić do jego pomyłki. Golkiperzy często tańczą, krzyczą coś, a bramkarz Górnika postanowił po prostu odsłonić 2/3 bramki. I Mena strzelił właśnie tam, gdzie Majchrowicz chciał – pisał w pomeczowej relacji na Weszło Jakub Radomski.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Prezes Zagłębia tak szanuje Włodarskiego, że aż go zwolnił
- Walka o Pogoń Szczecin. Effori oskarża o przestępstwa? “To przekoloryzowane”
- Trela: Żal idei. Lubińskie cmentarzysko trenerów znów dało o sobie znać
Fot. Newspix