Reklama

Moneyball w Ekstraklasie. Poznajcie trenera Rybarskiego

redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2016, 06:02 • 14 min czytania 0 komentarzy

Widzieliście film Moneyball? Słyszeliście o nowatorskim modelu Midtjylland? Na pewno. No to dowiedzcie się, że jest w Ekstraklasie trener, który nie tylko fascynuje się tym kierunkiem w futbolu, ale od lat wprowadza go w praktyce. Wymyślił autorską aplikację Football Team Monitor, systematyzująca treningi i szkolenie. W pracy rozbija zawodnika na parametry, i to nie tylko na łatwo mierzalne jak zwinność, szybkość, ale także mentalne. Poznajcie trenera Andrzeja Rybarskiego z Górnika Łęczna. Jak próbuje kontrolować każdy aspekt treningu? Dlaczego pozytywna motywacja to klucz do sukcesu? Kim jest prawdziwy lider? Polecamy.

Moneyball w Ekstraklasie. Poznajcie trenera Rybarskiego

***

Podobno był pan absolutnie zwariowany na punkcie zostania piłkarzem.

To chyba jak każde dziecko, które ganiało za piłką. Mieszkałem w Pietrzykowicach, miejscowości liczącej pięć tysięcy mieszkańców. Blisko była Bielsko-Biała, gdzie piłka już większa, a także Żywiec, gdzie jest browar żywiecki, wiadome piwko, ale też klub Góral, gdzie ojciec zaprowadził mnie na trening gdy miałem dziewięć lat.

Pasja była od zawsze.

Reklama

W Pietrzykowicach miałem dom obok boiska.

To był pan bez szans. Skazany na futbol.

Na tym boisku całe dzieciństwo spędziłem. Jak był wybór czy iść z kolegami na rowery, czy iść na boisko, to tak naprawdę… dla mnie wyboru nie było.

Podobno poprosił pan kuzyna o stworzenie planu indywidualnych treningów, by zwiększyć swoje szanse na karierę.

Kuzyn jeździł na rowerach, był kolarzem górskim, znał się na przygotowaniu. To Bogdan Czarnota, dziś trener kolarzy, który jedzie do Rio na igrzyska. Miałem szesnaście lat, na moją prośbę wyłożył mi podstawy teoretyczne, a także pokazał ćwiczenia do biegania. Kiedyś trener mi powiedział: jak nie biegasz, to nawet jeśli potrafisz coś zrobić z piłką, nic z tego nie będzie. To było skierowane do mnie, więc zawziąłem się, postanowiłem przełamać tę barierę. Ćwiczyłem, również w oparciu o sport tester, będąc chyba jedynym biegającym wówczas za piłką na Żywiecczyźnie, który korzystał z takiego sprzętu. Zacząłem się lepiej czuć, ta forma zwyżkowała, ale się przeforsowałem. Robiłem to sam, bez niczyjej pomocy, bez kontroli, i dlatego.

Marzenie umarło.

Reklama

Może nie umarło, ale przerodziło się w marzenie zostania trenerem. Powiedziałem sobie, że te wszystkie rzeczy, które nie funkcjonowały prawidłowo, w mojej pracy nie będą się powtarzać. Nie mogę być szkoleniowcem, który będzie robił krzywdę dzieciom – bo wówczas nawet nie marzyłem o pracy z seniorami – muszę mieć wiedzę, muszę zrozumieć, muszę mieć właściwe podejście.

Zapewne trochę „negatywnego” materiału do analiz pan miał. Rozmawiałem trochę z juniorami z tamtych czasów więc wiem ile potrafiło być zaniedbań.

Nie chcę powiedzieć, że spotykałem tylko złych trenerów na swojej drodze, bo byli też fajni, ambitni, ale kiedyś to inaczej wyglądało. Niektórzy przyjeżdżali na ostatni gwizdek, rzucali piłkę i mówili: grajcie. Treningi nie były rozbite na logiczne, merytoryczne elementy, tylko – aha, jestem tutaj na półtorej godziny, potem jadę do domu. To jest raz, dwa: nie było naukowego podejścia. Sport testery? Jakiś kosmos. Piłkarze, nawet zawodowcy, wszyscy wrzucani do jednego treningowego worka, bez względu na ćwiczenia. Postawiłem sobie za punkt honoru: bez względu na to z kim będę pracował, nie będę trenerem, którzy przyjdzie nieprzygotowany na zajęcia.

Trochę symboliczne – 1996 rok, na topie w Polsce trener, który zasłynął powiedzeniem o analizie piłkarza przez to jak ten wchodzi po schodach, a pan o naukowym podejściu do treningów, piłki.

Nie chcę się wypowiadać na temat innych… Goniąc za marzeniem o trenerce poszedłem na studia do Katowic, na AWF.

Co z tych studiów najbardziej w panu utkwiło?

Wiedza o człowieku.

W sensie – psychologia?

Nie. Ogólniej. Psychologia, fizjologia, anatomia. Kontekst całościowy. Zafascynowały mnie mechanizmy działania człowieka. Wiedza, która tłumaczyła dlaczego to nie przypadek, że ktoś zachowuje się tak lub siak, tylko że na wszystko są zwyczajne reguły. Tamten czas otworzył myślenie: trening to nie czary mary, to jest do okiełznania. Na wszystko można znaleźć odpowiedź.

Rezygnujemy z intuicji.

Tak, choć intuicja też jest podobno oparta na doświadczeniu, wiedzy. Nie bierze się z kosmosu, tylko są to podszepty podświadomości oparte o doświadczenia.

Ciekawi mnie to pana przekonanie, że na wszystko można znaleźć odpowiedź. Czy zostało kiedyś poddane próbie? Czy kiedyś odpowiedzi nie było?

Jak nie ma odpowiedzi, to jej się szuka. Jak nie ma odpowiedzi, to nie znaczy, że w ogóle jej nie ma, tylko, że jej się jeszcze nie znalazło. Ale kiedyś podczas dyskusji z trenerem Ryszardem Osmałkiem rozmawialiśmy na temat szczęścia. Ja twierdziłem, że w futbolu wszystko można rozbić na pewne składowe, natomiast on mówił, że trzeba mieć też szczęście. Wtedy się nie zgadzałem, po kilku latach przyznałem mu rację. Szczęścia nie da się mieć pod kontrolą. Ja cały czas szukam mimo to rozwiązania, sposobu wpływania na nie, natomiast zgadzam się – parametr szczęścia istnieje.

Jak tak rozmawiamy to mam wrażenie, że musi pana fascynować klub taki jak Midtjylland.

Fascynuje mnie ich model, tak samo podejście z baseballu – moneyball. Uważam, że ma ono w piłce bardzo duże uzasadnienie. Jestem mocno nastawiony na ten kierunek, długo to analizowałem i uważam, że w piłce, mając odpowiednio duży zbiór danych, można przewidzieć praktycznie wszystko.

Jak to zainteresowanie, ta filozofia, przekłada się u pana na praktykę?

Z gruntu pracy, to jeżeli mamy zawodnika, możemy go określić jeśli chodzi o parametry. Aspekty przygotowania taktycznego, fizycznego, mentalnego. Stworzyć skalę. (Za biurkiem trenera potwierdzające model wykresy zawodników Górnika Łęczna. Przypisane konkretne wartości do różnych cech – trochę taki Football Manager – przyp. red.). Jak się zgromadzi takie parametry, nasza rozmowa w sztabie bądź z zawodnikiem jest bardziej merytoryczna. Nawet dzisiaj mieliśmy taką sytuację na treningu: mówię zawodnikowi X, że może biegać dużo i szybko. On twierdzi, że nie. Na to pokazuję mu jego szczegółowe parametry wydolnościowe, na co już nie miał kontrargumentu. To siedziało w jego głowie. U wielu tylko głowa blokuje nieprawdopodobnie duży potencjał. Parametry psychologiczne są najtrudniejsze do zbadania, natomiast jestem pewien, że również jest to mierzalne i do tego będziemy zmierzać. Gdyby to nie było mierzalne, to taki przedział pracy jak head hunter, nie istniałby, prawda? Firmy, które szukają ludzi na odpowiednie stanowiska w oparciu o właściwe modele psychologiczne.

Mnie się wydaje, że tutaj trudno wyróżnić same parametry, a jeszcze zbudować skalę… Ciężko o podstawowe narzędzia.

Psychologia ma to coraz lepiej pod kontrolą: ocena osobowości, typy temperamentu itd. Ja nie ukrywam, że staram się w Łęcznej o to, żeby dokooptowany został do nas psycholog, który będzie zarówno pracował z drużyną na bieżąco, ale też brał czynny udział przy podpisywaniu kontraktów. Nie ma problemu z oceną szybkości, wydolności, subiektywną oceną jakości zawodnika, natomiast często po jakimś czasie okazuje się, że zawodnik nie dorósł mentalnie do pewnego poziomu. Dlatego chciałbym, by już na tym etapie psycholog mógł się włączyć. Zbierając wszystkie parametry masz zupełnie inny poziom wiedzy o zespole. Decyzję można podjąć na podstawie konkretnych danych, a nie nosa.

Czy ten system określania piłkarzy to Football Team Monitor, pana autorski program, o którym czytałem?

Nie do końca, to jeszcze co innego. Gdy świeżo po studiach zaczynałem pracę w żywieckiej akademii, chciałem mieć pod kontrolą wszystko, co aplikowałem zawodnikom. Potraktowałem trening jako zbiór elementów, którymi bodźcuję piłkarzy. Jeżeli ja zabodźcuję ćwiczeniem na poprawę techniki uderzenia wewnętrzną częścią stopy, to organizm to przyjmuje, układ nerwowy akceptuje, głowa się tego uczy. Po pewnym czasie mogę oczekiwać, ze zawodnik nabywa tę funkcję. Na tych samych zasadach oparta jest metoda Coerver Coaching, która bardzo mocno porozbijała wszystkie elementy treningowe na szczegóły. Rozpisałem w tym duchu treningi, konspekty… szybko to się rozrosło. Powstał pomysł aplikacji komputerowej, którą pomógł mi wykonać kolega z czasów dziecięcego ganiania za piłką, programista Paweł Szczotka. Tak powstała aplikacja Football Team Monitor, pierwsza tego typu w Polsce, zbierająca i systematyzująca dane treningowe. Polega to na tym, że przykładowo, ćwiczenie kształtujące lub doskonalące technikę uderzania piłki wewnętrzną częścią stopy zapisywane jest do kategorii technika, a potem do podkategorii „uderzanie piłki wewnętrzną częścią stopy”. Widzę jak na dłoni ile minut piłkarz nad tym pracował w tym miesiącu, w ostatnim półroczu, w sezonie. Jaki jest procentowy udział tych ćwiczeń w stosunku do pozostałych. Po jakimś czasie robi się testy i sprawdza czy gracz zanotował postęp w porównaniu do wcześniejszego okresu. To dotyczy każdego elementu. Nie można kontrolować pogody, sędziów, urazów, ale nad procesem treningowym możesz mieć całkowitą kontrolę. Nawet aspekty psychologiczne, jakie na niego wpływają, także można kontrolować.

Choćby o nastawienie zawodnika.

Tak jest. Mając pewne narzędzia z tego zakresu i nimi się posługując, to również można okiełznać. Z tego co wiem, system niemieckiego szkolenia oparty na podobnych zasadach, choćby na procentowo odpowiednich dawkach takich a takich ćwiczeń w odpowiednich latach. Mam tę satysfakcje, że opierałem się na własnej koncepcji, której zasadność teraz potwierdza się na szkoleniach, stażach, w rozmowach. Praca w oparciu o to była u mnie, jest i będzie.

Football Team Monitor powstawał z myślą o młodzieżowcach. Czy łatwo go przełożyć na seniorów?

Jeśli chodzi o ideę zbierania danych i merytoryczną ocenę procesu treningowego, sprawdza się tak samo, natomiast model pracy jest inny. Przy młodzieży była tendencja pracy trzymiesięcznej, ustalanie na taki okres priorytetów, a potem ich zmiana. Pracowaliśmy nad dziesięcioma elementami intensywnie, a potem nad innymi. Żeby nie było tak jak kiedyś: ciągle ćwiczenia te same i zamiast rozwijać piłkarza wszechstronnie za młodu, co jest podstawą, trenerzy bezwiednie powtarzali… Powtarzali może nie ćwiczenia, ale to czego uczyły. Po pewnym czasie pytali: czemu tego nie zrobiłeś? A on tylko głowa w dół. A ja się pytam: masz pewność, że wymagasz tego, czego nauczyłeś? Najpierw naucz, potem wymagaj! Wymagajmy od siebie najwięcej, potem od zawodników.

Wspomniał pan o stażach. Który dał panu najwięcej?

W Romie. Zobaczyłem gwiazdy światowego formatu, ludzi, którzy byli świeżo po mistrzostwie świata, jak Totti, De Rossi. I fajna rzecz – obiekty, na których trenowała warta setki milionów euro drużyna, nie były jakimś szałem. Trwa trening, na boisku duża kałuża, i co? I dla tych gwiazd to nie był problem, nikt nie kręcił nosem, pracowali normalnie. Inny element, który przykuł moją uwagę: gdy trener mówił, że trzeba bramkę przynieść, dwudziestu szło. Tak samo Totti, jak i zawodnik Primavery. To była normalna rzecz, element budowania zespołu, który siedzi w drobiazgach. Teraz muszę zrobić jeszcze jeden, dwa staże zagraniczne pod licencję UEFA Pro i chcę jechać do Pilzna, Gentu bądź Midtjylland. Dlaczego tam? Bo oni nie mając nie wiadomo jakich możliwości potrafią grać na wysokim poziomie. Musi w tym tkwić jakiś klucz. Najlepiej powiedzieć: powinno być jak w Barcy! Ale tam są inne fundusze. Jeszcze łatwiej więc wtedy usiąść i powiedzieć: nie da się. A czasem trzeba się tylko zastanowić nad sobą, nad tym co można usprawnić. Podam przykład – w Bielsku, gdzie byłem koordynatorem szkolenia, chciałem psychologa do pracy z dziećmi. Na to nie było możliwości finansowych, za duże koszty. Pomyślałem, że może da się to zrobić pośrednio. Nie włączę psychologa na stałe do sztabu, ale mogę załatwić trenerom warsztaty z nim. Nie będzie to ten sam poziom opieki, ale jednak będzie lepiej, psycholog powie jak podchodzić do dzieciaków, na co kłaść nacisk. Może nie będzie to tak szczegółowe, ale coś zostanie przekazane.

Natomiast trenerzy w ten sposób mają inwestycję w siebie.

I tutaj był problem, bo spotkałem się z dużym oporem. Uznałem, że sami będą tego chcieli, warsztaty były za darmo, wszystko opłacał klub. Dostali coś, co dla chcącego rozwijać się trenera byłoby losem na loterii, ale niestety, nie chcieli. Bardzo mnie to nieprzyjemnie zaskoczyło. Przecież w tym fachu trzeba być otwartym na wiedzę, nikt nie jest alfą i omegą, najlepsi trenerzy świata zawsze podkreślają, że nieustannie trzeba się szkolić.

Czytelnik może mieć właśnie wrażenie, że dla pana najistotniejsze są dane, statystyki, trochę jak z komputera. A czytałem, że psychologia to pana konik. Jaka więc tu ma pan filozofię?

Odkąd pamiętam w przewadze stosowałem motywację pozytywną. Próbowałem przekazać, że ktoś potrafi coś zrobić, że jak zrobi źle, to niech spróbuje drugi, trzeci raz. Wiara w umiejętności, wiara we własne możliwości. Tak było z pracą w akademii, tak jest teraz. Natomiast z dorosłymi jest trochę inaczej, tu czasem trzeba użyć zasady kar, ale to są męskie działania, nikt się na to nie obraża, wręcz przeciwnie, niektórzy twierdzą, że tego potrzebują. Pamiętam jeszcze jako drugi trener powiedziałem do wchodzącego zawodnika: jesteś dobry! Potrafisz! Reakcja była jednak taka, że on się bardzo spiął. Ja chciałem mu przelać pozytywny przekaz, a prawdopodobnie wpłynęło to na niego tak, że przelałem na niego ciężar odpowiedzialności – ty jesteś dobry i teraz to udowodnij. Dlatego trzeba podchodzić indywidualnie. Jednego trzeba wspierać, innemu potrzebny żart, z kimś trzeba o jego problemach bądź rodzinie porozmawiać. Najbardziej lubię pozytywną motywację, ale czym skorupka za młodu nasiąknie – senior ciągnie za sobą bagaż doświadczeń, nie przekażę mu swojej filozofii od razu. Ja uważam, że polski zawodnik ma mega potencjał, tylko często nie umie uwierzyć, że potrafi. Przykład Pazdana: ktoś powie, że okej, żarło mu na Euro, ale może to wszystko? Raz wyszło. A dlaczego nie pomyśleć, że może zaraz zrobi kolejny krok do przodu, a potem następny i następny? O Gliku też kiedyś wypowiadano się głównie negatywnie, a teraz gra w bardzo mocnym klubie. Ale trzeba podkreślić, że piłkarz nie może myśleć: aha, będę wierzył i się uda. To nie może być wiara zbudowana na piasku. On musi wierzyć, że PRACA przełoży się na sukces, że zaowocuje. Musi wierzyć, że jeśli zrobi swoje, zrobi to co powinien, to będzie lepszy. Jeśli w stu procentach będzie zaangażowany i skoncentrowany na treningu, to uwierzy, że tak samo będzie w meczu. Nie będzie miał do siebie pretensji, że czegoś nie zrobił. Ale jeśli na treningu da siedemdziesiąt procent, to w naturalny sposób rodzą się obawy, że nie da rady w grze o stawkę.

Mam wrażenie, że tutaj omawiamy psychologię co do jednostek, a w pracy trenera kluczem jest jeszcze zarządzanie grupą. Zacytuję pana: „relacje ludzkie są kruche. To, co działało, w sekundę może się załamać”.

Funkcjonowanie grupy to w ogóle inny dział psychologii. Grupa potrzebuje naturalnych liderów, którzy tworzą wewnątrz niej filozofię i zasady. Ja ze swojego miejsca jakie oddziaływanie mogę mieć: nadawać kierunek. Przekonywać, że to jest dobre, że możecie zrobić tak, że można wygrywać mecze. Ale to musi w szatnię wrosnąć, musi być w niej powtarzane, a to już robią liderzy, jeśli wierzą w to, co ja. Bez tego tak naprawdę nie ma znaczenia co powiem, będą to słowa rzucone na wiatr. W środku to nie zakiełkuje. Wleci jednym uchem, wyleci drugim. Praca w grupie nie jest łatwa, ale to też jest możliwe, realne, bo oparte o pewne zasady.

Kim powinien być lider?

Lider to nie jest ktoś, kto najgłośniej krzyknie „napompuj mi piłkę”, „przynieś bramkę”. Lider to ktoś, kto bierze odpowiedzialność za drugą osobę, gdy ta sobie nie radzi. Mówi: spokojnie, ja ci pokażę właściwą drogę, i potem faktycznie ją pokazuje swoim działaniem. Lider zdobywa autorytet czynem. Słowo to tylko prolog, względnie kropka. Czyn podstawą, słowo dodatkiem. Odniosę się do kadry Polski i Roberta Lewandowskiego: wielkie sukcesy, a zarazem wielka pokora, nieustanne nastawienie na pracę. Słyszałem od kogoś z wewnątrz reprezentacji, że Robert jest w stałym kontakcie z zawodnikami, nawet z tymi, którzy minuty nie zagrali na Euro. Dzwoni do nich z takimi pytaniami – słuchajcie, co tam u was? Jak się czujesz? To jest nie tylko miłe. To jest nie tylko fajne.

To buduje prawdziwe, silne relacje.

Tak, on dba o to, żeby ten zespół nie spotykał się tylko na treningu, ale żeby żył. To jest prawdziwe liderowanie. Nie chodzi o to, żeby wygrać i powiedzieć najgłośniej – panowie, fajnie, żeśmy wygrali! Chodzi o to, żeby nakierowywać na to jak wygrać ten mecz. Przekonywać, że ta mentalność zwycięzcy może być w szatni standardem, że – po prostu – można wygrywać, że można być lepszym, także od tych niby na papierze mocniejszych. Potencjał w wielu graczach jest niesamowity, oni nawet nie zdają sobie z tego sprawy, tylko ciężko go wydobyć, bo sami się blokują.

Pan swego czasu miał też firmę zajmującą się przygotowaniem motorycznym. To wtedy poznał pan trenera Szatałowa i zaczęła się współpraca.

Według mnie wówczas przygotowanie motoryczne w Polsce szwankowało, więc założyłem spółkę. Nie myślałem, że uda mi się zostać drugim trenerem, a potem że będę w Ekstraklasie – pracowałem z młodzieżą, był czas, by się doszkalać i coś założyć. To się skończyło, ale wiedza została, doświadczenie też. W tym okresie również poznałem się z trenerem Szatałowem, z którym od czasów Polonii Bytom ściśle współpracowałem. To on wciągnął mnie do wielkiej piłki i to z nim przez trzy lata pracowałem w Łęcznej. Cieszę się również, że wskazał mnie jako człowieka mogącego pracować na poziomie Ekstraklasy.

Chodzi mi o to, że to dosyć wszechstronny pakiet. Zafascynowanie analizą, psychologia jako konik, a jeszcze przygotowanie motoryczne na takim poziomie, by swego czasu było pana fachem.

Moja filozofia bycia trenerem to posiąść jak największą wiedzę. Jeżeli jestem pierwszym trenerem, to muszę wiedzieć, jaka jest procedura pracy analityka, czy trener przygotowania motorycznego… nasze koncepcje pracy muszą być spójne.

Przy coraz większych kadrach trzeba czasem po prostu zaufać.

Jestem człowiekiem, który ufa, ale wymaga też wiedzy i merytorycznego podejścia. Lubię dyskusje oparte na faktach i fachowej wiedzy dlatego wymagam zwłaszcza od siebie posiadania jak najwięcej informacji.

Jak ważne w tej branży jest poukładane życie rodzinne?

Ogromnie. Otrzymuję wielkie wsparcie od swojej rodziny, żony, dzieci, bliskich, rodziców, za co bardzo im dziękuję. Rozumieją, że trzeba umieć się poświęcić trenerce w całości, że półśrodki nie istnieją. Praca na pół gwizdka? To nie ma szans wypalić.

Rozmawiał Leszek Milewski

Fot. Przemysław Gąbka/gornik.leczna.pl

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...