Reklama

Neville przegrał nawet derby z biedakami. Levante wraca do gry

redakcja

Autor:redakcja

13 marca 2016, 14:34 • 3 min czytania 0 komentarzy

O Primera División w tym sezonie Maciej Skorża nigdy nie powiedziałby, że liga będzie ciekawsza. Sprawa mistrzostwa jest już praktycznie załatwiona, drugie miejsce rozstrzygnie się pomiędzy Atletico a Realem, czwarte jest prawie (wiele zależy od dzisiejszego meczu) zaklepane dla Villarrealu. Prawdziwy kocioł rozgorzał natomiast w dole tabeli, gdzie walka zaczyna iść na noże. Kandydatów de facto jest siedmiu: Espanyol, Las Palmas, Rayo, Getafe, Granada, Gijón i Levante. Wydawało się, że absolutnym pewniakiem, by zlecieć z ligi są ci ostatni, ale… właśnie ograli w derbach Valencię i wszystko znów zostało wywrócone do góry nogami.

Neville przegrał nawet derby z biedakami. Levante wraca do gry

Kiedy wydawało się, że Gary Neville znalazł wreszcie formułę na „Nietoperzy” i ten klub zacznie się podnosić… Kiedy zdemolował Rapid Wiedeń w Lidze Europy i zaczynał podejmować coraz więcej słusznych decyzji… Kiedy wreszcie media zaczęły się do niego przekonywać… przyszedł dzisiejszy mecz. Starcie z Levante, czerwoną latarnią La Liga, drużyną niemal bez argumentów, by pozostać w elicie, zespołem bez stylu, poważnego trenera, ale przede wszystkim – derby. Mecz o większym – przynajmniej z perspektywy kibiców – ciężarze gatunkowym niż nawet starcia z Atletico. Konfrontacja, która miała wreszcie oczyścić atmosferę. I nagle Valencia – wydająca latem 137 milionów na transfery – dostaje od tych biedaków w papę. Coś nieprawdopodobnego.

Zero zaangażowania, wysiłku. Brak intensywności, pomysłu na grę. Znowu masa niewłaściwych decyzji. Noże otwierają się w kieszeni sympatyków Valencii, gdy oglądają grę Daniego Parejo. Faceta o olbrzymim potencjale technicznym, ale zwykle prezentującym – doskonale wiecie, o czym mówimy – pressing Iwańskiego. Właśnie ten Parejo stał się wręcz symbolem dzisiejszej Valencii. Drużyny o potężnych możliwościach, ale ukrytych tak głęboko, że praktycznie już kompletnie niewidocznych. Drużyny ospałej, bezpłciowej, dla której sezon w zasadzie już się skończył. Puchary? Bez szans. Walka o utrzymanie? Bez przesady – mimo wszystko aż taki zjazd raczej im nie grozi.

Kilka tygodni temu kibice z Estadio Mestalla nie wytrzymali. Żegnali Neville’a klasyczną panoladą, czyli chusteczkami. Wielu z nich pojawiło się też przy bramie ośrodka treningowego, gdzie wygwizdywano po kolei wszystkich wyjeżdżających. Kilku zatrzymało też samochód Andre Gomesa domagając się, by Portugalczyk tłumaczył się z żenującej dyspozycji zespołu. Najbardziej jednak od wszystkich obrywa się Parejo, a – po tym, co obejrzeliśmy dzisiaj – można podejrzewać, że to dopiero początek. Levante pokazało, kto ma większe cojones w Comunitat Valenciana. Wystarczyło trochę biegania, odpowiedzialności harówki i błysk Giuseppe Rossiego, by pyknąć ekipę Neville’a.

Reklama

– Valencia w ciągłym zjeździe i bez widocznych rozwiązań. Historia traci znaczenie, gdy w klubie brakuje zarządzania, a wszelkie decyzje wynikają z kaprysów – napisał Santiago Canizares, jeden z bardziej uznanych ekspertów w piłce hiszpańskiej, a liga na dole będzie ciekawa jak nigdy…

 Zrzut ekranu 2016-03-13 o 14.19.59

Najnowsze

Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
24
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

0 komentarzy

Loading...