Patryk Rachwał z kursu w szkole trenerskiej PZPN wrócił – jak przeczytaliśmy w Przeglądzie Sportowym – ze zdemolowanym samochodem. Z jednej strony zniszczenia są ponoć ogromne, od uszkodzonej karoserii, po wgłębiony dach, z drugiej – poszkodowany złożył zeznania pięć dni później, a początkowo miał nie widzieć zniszczeń. Co w tej sprawie najbardziej zaskakuje, to wymienianie wśród prawdopodobnych napastników trzech innych piłkarzy: Bartosza Ś., Grzegorza B. i Szymona S.
Odebraliśmy dziś telefon od znajomego z klubu, w którym gra jeden z tego tercetu, i zapytał: czy to w ogóle możliwe? Nas – skoro wiemy, co wydarzyło się niespełna rok temu w Bełchatowie – nic już się nie zdziwi. Cofnijmy się jednak do początku historii…
W październiku GKS Bełchatów mierzył się w Pucharze Polski z Piastem. Mecz w Gliwicach, więc drużyna zameldowała się na miejscu dzień wcześniej. Piłkarze zebrali się w pokojach, dla zabicia nudy postanowili się napić, ale wypili trochę za dużo. Poranek nie należał do lekkich, wieczór tym bardziej – GKS, rozgrywając mecz o 20:45, przegrał różnicą aż pięciu goli. A o tym, co działo się dobę przed meczem, dowiedział się trener Kiereś.
Trzej piłkarze, wspomniani Ś., B. i S., z zespołu nie wylecieli. Zamiast kary sportowej, dostali mocno po kieszeniach. Konkretnie: najmocniej w historii klubu, po 60 tysięcy złotych. Jak się domyślacie, nie byli jednak jedynymi pijącymi. Zaproponowali więc reszcie, że na tę karę się zrzucą, jako drużyna aż tak tej kasy nie odczują (a i łatwiej ukryją przed partnerkami). Ale tutaj solidarności już nie było, reszta dołożyć się nie chciała. Tak powstał pierwszy zgrzyt.
Druga wątpliwość dotyczyła tego, kto trenerowi o wszystkim doniósł – kto, jak, gdzie i dlaczego. Jak są takie afery, to i często musi być ten, który nakablował. Wskazano Patryka Rachwała.
Od tamtego czasu, a to był przełom października i listopada, szatnia GKS-u nie była już później taka sama. Ś., B. i S. odeszli z klubu dopiero latem, co oznacza, że jeszcze ponad pół roku spędzili mnóstwo czasu w jednym miejscu z tymi samymi twarzami, włącznie z Rachwałem. Ten przez starszyznę został odrzucony. On był dla nich stracony, cała szatnia – podzielona.
Wiosną, gdy GKS nie mógł wrócić na właściwe tory, Kiereś zrezygnował. Dopiero potem przyznał, że był tym wszystkim zmęczony, chciał odpocząć i niektóre rzeczy przemyśleć. Przemyślenia – gdy po dwóch miesiącach wrócił – były takie, by kilku piłkarzy, właściwie samych imprezowiczów, odsunąć.
Pod tę nieobecność Kieresia – o, to jest hit! – w klubie zameldował się Marek Zub, który… o niczym nie wiedział. Nikt go nie poinformował, nikt go nie ostrzegł. Myślał, że otrzymuje kolejną szansę w polskiej lidze, że bierze niezły zespół, który po prostu jest w dołku. A tam w środku, wewnątrz szatni – kompletny burdel.
Tak ostatecznie GKS Bełchatów, który w pewnym momencie był nawet liderem i wyglądał nieźle personalnie, spadł z Ekstraklasy. Znaczy się: tam wszystko jest możliwe…
Dziś okazuje się, że Rachwał ma zdemolowany samochód. Traf chciał, że na kursie w szkole trenerskiej zjawił się i obecny kapitan bełchatowian, i wspomniana trójka, na którą Rachwał miał wcześniej donieść. Tak jak oni wskazali kiedyś jego, tak teraz on wskazuje ich. Auto jest zniszczone, okoliczności też sprzyjające. O winie dopiero rozstrzygnie monitoring i w dalszej kolejności sąd.
fot. FotoPyk