– Kumpel do mnie mówi: patrz, przecież to od niego kupowaliśmy bilety. Tam, pod stadionem, nie poznałem, że to Greń, bo w telewizji on jest zawsze w garniturze, a tam w jakiejś granatowej czapce i niezbyt wyjściowej kurtce, też granatowej. Szczerze mówiąc, mówiłem do kumpla: – Ty, to jakiś wałek, bilety mogą być fałszywe, przecież gość wygląda jak lump… Ale teraz nie mam wątpliwości – to od niego kupiłem bilet – mówi nasz czytelnik, Adam. Zamieszczamy zdjęcie biletu, który kupił. Na pewno da się sprawdzić do kogo oryginalnie trafił ten bilet (AKTUALIZACJA: zweryfikowaliśmy, bilet faktycznie trafił do Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej).
– Proszę opowiedzieć, jak to wyglądało.
– Przyjechaliśmy do Irlandii już w piątek, a w niedzielę pojechaliśmy do Dublina i szukaliśmy biletów. Najpierw chodziliśmy po centrum. Chłopaki mówili, że w centrum da się kupić i że kręcą się koniki. Ale nic. Ktoś powiedział: idźcie pod stadion, tam sprzedają. Po drodze spotkałem gościa z Odry Opole, znam go długo. I on mówi, że pod stadionem jest starszy gość, który sprzedaje bilety. Dał mi do niego numer telefonu, chyba sam od niego kupił. Zadzwoniłem, umówiłem się. Miał stać za torami, bo tam obok stadionu są tory. I miał machać. Patrzę – macha. Poszliśmy na jakieś podwórko. Chciał początkowo 700 złotych za jeden bilet. Jak dla mnie – za dużo. Ale znajomi się napalili. Ostatecznie utargowaliśmy, że sprzedał nam cztery bilety za 600 euro, bo my nie mieliśmy złotówek.
– Na pewno to był Kazimierz Greń?
– Na pewno. Jak tylko przeczytałem o tym w mediach i pooglądałem zdjęcia, to wiedziałem, że to on. Potem w internecie napisano, że jeszcze jakąś kobietę zatrzymano. Tam kręciła się taka na oko 28-letnia, może 30-letnia blondynka.
– Greń miał te bilety przy sobie?
– Nie, powiedział, że musi po nie iść i wrócił po kilku minutach. Ale on tych biletów musiał mieć mnóstwo, bo przychodziły naprawdę spore grupy ludzi do niego. Takie załogi po dziesięć osób. A ta kobieta też handlowała. Nawet potem się okazało, że sprzedawała trochę taniej i żałowałem, że nie kupiłem u niej.
– Staliście na prywatnym podwórku?
– Koło stadionu były domki, takie szeregowce. Każdy miał swoje podwórko, oddzielone żywopłotem. Trochę się zdziwiłem, że wchodzimy komuś na posesję, ale on się czuł pewnie.
– Często jeździcie na mecze bez biletów?
– Zdarza się. Byłem nie tak dawno na PSG, na reprezentacji na Wembley… Też kupowałem pod stadionem. Zawsze się kupi, kwestia ceny. Greń miał bilety o cenie nominalnej 50 i chyba 70 euro. My kupiliśmy te po 50 euro.