Bayernliga. Czy Bayern wycinając transferowo konkurencję trwale okaleczy Bundesligę?

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2014, 17:46 • 5 min czytania

Różne są strategie transferowe. W Polsce dominuje stawianie na szrot z zagranicy, w najlepszym wypadku graczy wyplutych przez ligi, w których gra się w choć trochę poważniejszy futbol. Niektórzy próbują stawiać na młodzież, względnie uznanych w większym bądź mniejszym stopniu ligowców. Bayern podchodzi do tematu jasno: róbmy zakupy tak, by przy okazji wykrwawić ligową konkurencję. Umówmy się, to taktyka, która ma często długofalowe skutki, a Bayernowi pozwalała okopać się w glorii dominatora Bundesligi coraz mocniej.
Najsłynniejszy przykład pochodzi z 2002 roku. Bayer Leverkusen wtedy był diabelnie mocny, należał do europejskiego topu. Owszem, teraz to też jest niezły zespół, ale w porównaniu z tamtą ekipą? Mogli wyjść na murawę z każdym i nigdy nikt nie mógł patrzeć na nich z góry. Ostatecznie w tamtym sezonie doszli do finału Ligi Mistrzów, po drodze pokonując Barcelonę w grupie, potem okazując się lepszym od Juventusu, a także notując potrójny skalp na angielskich zespołach, pozbawiając marzeń o triumfie Arsenal, Liverpool i Man Utd. Dopiero w finale pognębili ich „Galacticos”, a nożem pod żebro okazał się gol Zidane`a z woleja. Jednak to nie Real zadał w tamtym roku Bayerowi największy cios, a… Bayern Monachium. Tuż po triumfie rozpoczął on bowiem demontaż ekipy z Leverkusen, wybierając najbardziej łakome kąski.

Bayernliga. Czy Bayern wycinając transferowo konkurencję trwale okaleczy Bundesligę?
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Ballack. Czy trzeba coś dodawać? Przejście zawodnika, który był liderem kadry Niemiec na długie lata, szefem Bayeru, jego sercem i płucem. Tak jak wyrwanie Ze Roberto było wybiciem Bayerowi zębów, tak zabranie Ballacka było operacją o wiele bardziej makabryczną. Efekt tych roszad? Bayern z trzeciego miejsca za sezon 01-02, wskoczył na poziom gwarantujący mistrzostwo. Choć to delikatny eufemizm. Sezon, o którym mówimy to nie pełen zwrotów akcji bój zakończony monachijskim happy-endem. To raczej przemarsz imperatora po trupach maluczkich, kompletna deklasacja z przewagą SZESNASTU PUNKTÓW. A Leverkusen? To już historia rodem z horroru sygnowanego znakiem Troma Project, bo z wicemistrza stał się ekipą, która biła się o utrzymanie, zajęła piętnaste miejsce, tuż nad strefą spadkową. Niepojęte. Pozmieniało się, prawda? A przecież niedługo później monachijczycy wykradli jeszcze Lucio. Po sile Bayeru, którą musieli szanować wszyscy na kontynencie, nie pozostało praktycznie nic. Albo raczej: po sile Bayeru pozostał jedynie… trzon Bayernu.

Reklama

*

W połowie zeszłej dekady bardzo mocno trzymał się Werder. Nieustannie pukający do bram Ligi Mistrzów, potrafiący tam namieszać. To oczywiście musiało być nie w smak Bayernowi, więc zabrał się za demolkę. Tym razem wybrał sobie z tej ekipy Klose. Efekt? Tak jak przez kilka lat Werder praktycznie nie schodził ze szczytu, tak już w sezonie 08-09 stoczył się na dziesiąte miejsce, by dwa lata później bronić się przed spadkiem. Dziś też nie jest to ekipa, która specjalnie wywołuje drżenie kolan u całej ligowej konkurencji. Owszem, nie tylko wykupienie Klose to sprawiło, ale nie oszukujmy się, przez to też Brema znacząco wytraciła rozpęd.

Image and video hosting by TinyPic

Sezon 2008-09, poprzedzony kolejną kradzieżą z Werderu, tym razem za friko przeszedł Tim Borowski. W roku owym furorę robił Stuttgart, do końca pozostając w walce u triumf, a ligę kończąc na trzecim miejscu, zaledwie trzy punkty za Monachium. Liderem był Mario Gomez, więc zgodnie z prawami natury, już wkrótce zamienił koszulkę VfB na trykot Bawarczyków. Gomez przeszedł za trzydzieści milionów euro, do tego Bayern dobrał jeszcze Olicia za darmo z HSV (uwidacznia się druga tradycja: nie tylko osłabiamy rywali, ale w dodatku robimy to bez zasilania ich kont bankowych) i rok później rozbił ligę. Stuttgart tymczasem rzutem na taśmę zakwalifikował się do Ligi Europy, z ostatniego miejsca dającego taką szansę.

Ostatnia wielka zdrada to naturalnie Neuer. Zawodnik uwielbiany w Schalke, mówiący wszem i wobec, że chce tam pozostać, bo jego serce bije dla S04. A potem zdradzający klub Zagłębia Ruhry na rzecz znienawidzonego wśród kibiców wszystkich innych ekip Bayernu. Niemal tą samą drogą z Westfalii do Bawarii podążył rok temu Goetze, a więc w Monachium pozostają wierni swojej doktrynie, co naturalnie tylko potwierdza zakup Lewego.

Ale ta bynajmniej nie narodziła się wczoraj. W latach dziewięćdziesiątych Bayern ściągnął Baslera z Werderu, Strunza ze Stuttgartu, Sforzę z Kaiserslautern, Herzoga z Werderu, Helmera z Dortmundu, Scholla, Finka i Tarnata z Karlsruher. Linke przeszedł z Schalke za darmo, a Elber zanim stał się legendą klubu z Monachium, przywdziewał barwy VfB. Każdy z wyżej wymienionych piłkarzy był kluczowym dla swoich ekip i nawet jeśli ostatecznie nie sprawdzili się w Bayernie, to przynajmniej w znacznym stopniu obniżyli wartość bojową swoich poprzednich ekip.

Image and video hosting by TinyPic

Warto też wspomnieć, iż jeśli tylko się da, swoich odchodzących piłkarzy Bayern najchętniej umieszcza za granicą. Owszem, czasem na niemieckich piłkarzy nie ma kupców poza krajem, bo to przede wszystkim za naszą zachodnią granicą mają oni wyrobioną markę. Ale czasem zdarza się takie lato, jak w 2007. Salihamidzić do Juve, Maakay do Feyenoordu, Hargreaves do United, nawet Santa Cruz oddany do Blackburn. Również Elber, choć chciało go pół Bundesligi, żegnając się z Bayernem w swoim czasie został wysłany do Lyonu.

Czy to sytuacja bez precedensu? Giganci swoich lig zawsze bardzo uważnie przeglądają rodzime rozgrywki, ale nikt tak mocno nie rozrywał kadr przeciwników co Bayern. Nikt nie robił tego tak regularnie, nikt nie uczynił z tego jednego z fundamentów swojej strategii transferowej. Magnetyzm Allianz Arena nie polega obecnie wyłącznie na finansach (choć naturalnie również) ale też na tym, iż klub z Monachium dystansuje konkurencję także pod względem prestiżu i reputacji na kontynencie. Swego czasu – zachowują proporcje – podobnie czyniła Wisła w Polsce, z sukcesami, aczkolwiek też z wyjątkami, bo transferów na linii Warszawa – Kraków nie odnotowywano. Tam wygaśnięcie finansowego eldorado wystarczyło, by klub z Reymonta przestał być kuszącą propozycją dla ligowców. Koszulka „Białej Gwiazdy” straciła blask.

Bayernowi to nie grozi, na pewno nie dziś i nie jutro, bo nie pomyli się ten, który powie, że monachijczycy są właśnie w najlepszej kondycji od lat. Bundesliga stała się Bayernligą, wyścigiem jednego konia, co służy liderowi stawki, ale cała pozostała część ma przez to dodatkowy problem. Przez taką sytuację liga stała się mniej atrakcyjna, a więc też i mniej może być niedługo pieniędzy do podziału ze strony reklamodawców, praw telewizyjnych, sponsorów. Bo nic tak nie nakręca popularności i medialności, jak zażarta walka – na wysokim poziomie – o triumfy. Granie o drugie miejsce, gdy mistrz znany jest wiele miesięcy wcześniej, to żaden magnes. Przypomnijmy, że po zgaśnięciu Bayeru w 2002 roku, Bundesliga przez ładnych parę lat pozostawała w cieniu pozostałych rozgrywek w Europie. Tempa nabrała dopiero w ostatnich kilku sezonach, gdy Bayern zyskał godnego rywala w postaci Borussii Dortmund.

Tego samego, z którego właśnie odpływa kolejne kluczowe ogniwo. W jedynym znanym w Niemczech kierunku. W stronę Monachium.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama