Człowiek o dwóch twarzach. Twierdzi, że w życiu przeczytał jedną książkę – Koran. Najwyraźniej bez zrozumienia, bo rocznie potrafił obrócić kwotą rzędu 170 milionów euro na własne zachcianki. Król życia, jednocześnie polityczna gnida. Bohater propagandowy i tchórz ukrywający się w nigerskiej norze. Przykładny mąż i wielbiciel gejowskich filmów porno. Wreszcie – najbardziej rozpoznawalny libijski futbolista, choć… w Europie kojarzony tylko jako piłkarz-widmo. Kim jest Al-Saadi, syn niedawno zamordowanego pułkownika Kaddafiego?
Osierocony, opuszczony, ale na szczęście z kontem na Wyspach Dziewiczych. Buty zawiesił na kołku, ale karabin woli mieć ciągle przewieszony przez ramię. List gończy Interpolu nie pozostaje tylko efektem pełnienia zaszczytnej funkcji dowódcy sił specjalnych. Naliczanie grzechów ponad abonament ruszyło za czasów działalności w Libijskiej Federacji Piłkarskiej. Już wtedy ciężko mu było rozstać się z gnatem. Chętnie przykładał go do głowy swoim wrogom, by utrzymać pełną gamę respektowanych funkcji: od związku, po kluby ligowe. Miał w kieszeni całe Al Ittihad, a w dodatku robił za lokalnego „Fryzjera”. Tabelę zdawał się odczytywać kartami tarota, a chwilami… układał ją według własnego widzimisię.
Zanim do koszyka wrzucił udziały w mistrzu kraju, zbierał pierwsze skalpy w walce o utrzymanie. Kiedy było za ciężko, poruszył niebem i ziemią. Znalazł ku temu doskonałych pośredników – sędziów. Kiedy ze stołecznym Al-Ahly do sukcesu potrzeba było mu punktu, dostał w zamian dwa rzuty karne Rywale z Bengazi zeszli z boiska, ale zostali zawróceni przez goryli Al-Saadiego. Igrzyska przeniosły się poza stadion, a panorama miasta przypominała gwałtowne rozniecenie kilku zniczy olimpijskich.
Nie minęły pierwsze krzyki, rzucone kamienie nie opadły na ziemię, a miasto zasypał kurz i pył. Z polecenia Kaddafiego juniora z ziemią zrównano stadion i ośrodek treningowy rywala. Jak na ironię, jedno Al-Ahly dostało nowe życie kosztem drugiego. To z Bengazi wykreślono z piłkarskiej mapy. Wszystko w ramach nauczki za rozkręcone zamieszki. Trofea i medale znikły pod gruzami lokalnej areny, choć zdziczenia nie było widać końca. Wisienką na torcie była decyzja o degradacji i… permanentnym pozbawieniu możliwości awansu. Saadi zdjął nakaz w 2005 roku, ale na dobre pozostał w mieście znienawidzoną figurą. Tego roku, jakby nigdy nic, wpadł w odwiedziny, w celu nawracania na kult swojego staruszka… Sami możecie przewidzieć efekty.
Incydent sprzed dekady zdołano jeszcze zamieść pod dywan. „Bohater” niedługo później wyfrunął z rodzinnego gniazda i wyniósł się do Włoch. Z czystą kartoteką. Za grube miliony dopisywał w CV kolejne podpunkty. Na wymienianiu drużyn z nazwy można zakończyć opis jego… występów.
Po zrzeknięciu się pozycji w federacji, z nadzieją zapukał do Lucciano Gaucciego. Ekscentrycznego prezesa Perugii nie trzeba było długo namawiać, wystarczyło, że w szczelinie drzwi znalazł pokaźną zaliczkę. Wkrótce i tak doprowadził klub do bankructwa, bo walizki z kasą przestały wystarczać. Z opowieści brzmi to jak film, ale dla świadków była to rzeczywistość. Libijczyk nesesery z forsą zabierał wszędzie. Upychał w nich nawet 200 tysięcy euro, a kiedy opróżniał je zbyt szybko, chwytał za telefon z prośbą o natychmiastowy przelew z ambasady.
Trzeba oddać, że syn pułkownika miał gest i momentami potrafił się dzielić. Pieniądze traktował jak czekoladę, chętnie łamał i rozdawał kolejne kawałki swojego majątku. Kiedy chciał zaciągnąć do łóżka bułgarską tancerkę z klubu gogo, nie przeszkadzały mu treningi w Perugii, pomimo że poznał ją w Paryżu. W krótkim czasie został stałym bywalcem lotniska Charles de Gaulle w miejscu, które nazywał „miastem ciemności”. Jedyną wiązką światła była 21-latka, której bez żadnego powodu wcisnął do ręki 50 tysięcy, by po chwili podarować zegarek za połowę tej kwoty. Skromna dziewczyna pozostawała nieugięta, bo nie chciała tylko być częścią efektownego… haremu. Miała jednak na tyle rozbujaną ciekawość, że czasem zaglądała w rachunki amanta. Saadi dla własnych uciech potrafił w rok wydać 170 milionów euro. Na takie wieści właściciele Lazio spoglądali na niego maślanymi oczami. Na tyle wywęszyli możliwy dopływ zielonych, że pozwolili mu nawet na treningi z Gascoignem.
Zamiast dołożyć do klubowych rachunków, syn dyktatora wolał sprawić sobie kolejny jacht o wartości kilku baniek. Później chętnie pozował na nim do zdjęć z modelką Vanessą Hessler, bo o hardej Bułgarce zdążył zapomnieć. Lazio było mu niepotrzebne, zadowalał się 7,5-procentowymi udziałami w Juve – obecnie zamrożonymi z przyczyn oczywistych. Przez moment wahał się nad przejęciem Crystal Palace i Portsmouth, ale splamiłby tylko swój arystokratyczny wizerunek. To tak, jakby odpiął pasy i ze swojego Bugatti Veyrona przeskoczył do Fiata Pandy. Włoska motoryzacja nie była jednak jedyną przyczyną, dla której Italia tak mocno go pociągała…
– Pozytywny wynik testów to tylko i wyłącznie efekt leków, które bierze na ból pleców – mówił Gaucci po zawieszeniu piłkarza na trzy miesiące. Po debiucie w Serie A w maju 2003 w organizmie Libijczyka wykryto nandrolon. Nieźle, że tylko tyle. We Włoszech poczuł znowu kojący smak drugów, ale uzależnienia od alkoholu i kokainy po podpisaniu kontraktu z Perugią potrafił stłumić. Przynajmniej na moment, bo po zawieszeniu przez federację, na otarcie łez pozostało mu tylko balangowanie.
Kariera w trzech klubach Serie A… zamknęła się na dwóch występach. To wystarczyło, żeby przybił piątkę z takimi tuzami jak Rivaldo i Carsten Jancker. Cały tercet został uznany najgorszymi graczami ligi. Libijczyka nie uchroniły nawet treningi z niedoszłym rekordzistą świata w biegu na sto metrów. Niedoszłym, bo również zdyskwalifikowanym za doping. Z Benem Johnsonem najlepiej rozumiał się… poza bieżnią. Częściej niż na wspólnych treningach pokazywali się na meczach hokejowego Toronto Meaple Leafs.
Synek bogatego tatusia miał wyjątkowe szczęście. Nikt za „zwykłe” przepychanki z policją nie zamierzał ciągnąć go do sądowej ławy. Miarka przebrała się, kiedy odjechał z Włoch nie płacąc rachunku za hotel. W ubiegłym roku na konto hotelu w Ligurii musiał przelać 392 tysiące euro. To efekt letniego pobytu w 2007 roku wraz z całą świtą. Od sekretarki, przez ochronę, po tresera dla psa, czyli jak sam nazywał ich pogardliwie: służącymi lub poddanymi. No, to by było na tyle ze wspomnień z okresu „gry” dla Sampdorii.
A skoro już jesteśmy przy stosunkach z ludźmi… Oni znajdowali się w hierarchii Kaddafiego o szczebel niżej niż zwierzęta. Wyjątkowo gorącym uczuciem obdarzył lwy, które hodował w zdobionych klatkach. Innych przyjaciół nie miał, bo… sam się ich pozbył. Ale o tym za chwilę. Zwątpicie, jeśli zobaczycie, jaki szacunek oddawał rywalom na boisku:
Na podobne uściski nie mógł liczyć Reda Thwargi, piłkarz Al-Ittihad. Kiedy odmówił swojemu przyjacielowi seksu… wylądował za kratkami. Nie w areszcie, a od razu w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Po 2,5 latach odsiadki wyszedł na wolności, bo Saadi chciał go prosić o medialne wsparcie dla ojca. Bez skutku, 13-letnia relacja aż tak wielkiej próby nie mogła przetrwać…
Poparcie Thwargi przed kamerami na nic by się nie zdało, bo rebelianci już szykowali podchody na willę piłkarza. Szturm dwustu rebeliantów zakończył się bogatą obławą: ujawnieniem prywatnych fotografii piłkarza i … kolekcją filmów DVD. O nieprzeciętnej fabule – gejowskich stosunkach. W porę uchowały się przynajmniej jego BMW, Audi, Lamborghini i Toyota, które w ostatniej chwili zdążył zgarnąć ze swojej posesji. Tej samej, na której widziano po raz ostatni Basheera Al-Rryana.
Sprawa byłego libijskiego trenera zaczęła elektryzować arabskie media. W 2005 roku po kilkudniowych torturach został zamordowany, a wśród potencjalnych sprawców na liście znalazł się do tej pory jeden kandydat. Al-Saadi. Powoli zaczynamy rozumieć jego 100 milionową inwestycję w Hollywood. Tytuł „The Ice Man: Confessions of a Mafia Contract Killer” pasuje do niego jak ulał, choć bardziej urzekłby remake legendarnego „Scarface’a”. Puściliśmy nawet wodze fantazji…
– W Afryce grywałem bardziej zacięte i trudne mecze, niż we Włoszech – powiedział kiedyś Kaddafi junior. W najważniejszym z nich pozostało mu wstydliwie opuścić plac boju i zbiec do sąsiedniego państwa. W odróżnieniu od filmowej postaci, Tony’ego Montany – przynajmniej zdążył przed zgarnięciem śmiertelnej serii z karabinu maszynowego.
FILIP KAPICA




