Wiedzieliśmy, że dzisiejszy konkurs drużynowy dla Polaków łatwy nie będzie. Kamil Stoch leczy bowiem uraz, Dawid Kubacki – który zaczynał skakać solidnie – wypadł z powodu zakażenia koronawirusem. W tej sytuacji w polskiej drużynie skakali Piotr Żyła, Stefan Hula, Kuba Wolny i Paweł Wąsek. Nie poradzili sobie. Zajęli 6. miejsce ze sporą stratą do rywali.
Brak liderów
Wiadomo, że i Dawid Kubacki, i Kamil Stoch formą w ostatnim czasie nie imponowali, choć ten pierwszy zdawał się powoli eliminować swoje błędy i skakać solidniej. Niemniej – to dwaj liderzy kadry, których brak w konkursie drużynowym, zwłaszcza wobec nie najlepszej dyspozycji „zmienników”, po prostu musiał być odczuwalny.
W dodatku o ile w przypadku Dawida obaw o wyjazd na igrzyska nie ma, o tyle w przypadku Kamila przez moment drżano o to, że ten może mieć problem z wyleczeniem urazu przed wylotem do Pekinu. Stoch na treningu zerwał przecież torebkę stawową, a dla skoczka to naprawdę utrudniający życie uraz. Dziś jednak dobre wieści w sprawie naszego trzykrotnego mistrza olimpijskiego przekazał Aleksander Winiarski, lekarz kadry.
– Jest zdecydowany postęp. Obrzęk jest znacznie mniejszy. Zwiększył się za to zakres ruchu. Mniejsze są dolegliwości bólowe. Jestem mile zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że w ciągu dwóch dni będzie aż taka poprawa – mówił, cytowany przez oficjalną stronę Polskiego Związku Narciarskiego. Z kolei Łukasz Gębala, fizjoterapeuta kadry, w rozmowie z PAP dodawał, że Kamil powinien szybko wrócić na skocznię:
– Pierwszego dnia po urazie terapia trwała około ośmiu godzin z przerwą na obiad. Leczenie to głównie holistyczna praca manualna, ale jest to wsparte o fizykoterapię, czyli urządzenia wywołujące efekt przeciwzapalny i przeciwobrzękowy, jak na przykład urządzenia do drenażu kompresyjnego. Do tego dochodzi taping, elementy medycyny chińskiej oraz zaopatrzenie medyczne w postaci różnego rodzaju skarpet i pończoch kompresyjnych. Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem jest świetnie wyposażony, jeżeli chodzi o gabinety odnowy biologicznej, co bardzo nam pomaga w cyklu rehabilitacyjnym. Jestem przekonany, że jeżeli nie pojawią się nieoczekiwane komplikacje, to Kamil wróci na skocznię przed zimowymi igrzyskami.
Pozostaje trzymać za to kciuki. Dziś Stoch kolegów mógł jednak oglądać tylko w roli kibica. I nie był to zapewne najbardziej cieszący oczy widok.
Skoki nie zachwycały
Niestety, żaden z Polaków nie był w stanie dziś osiągnąć odległości, które pozwoliłyby na rywalizację nie tylko z najlepszymi – bo do pierwszych Słoweńców nawet drudzy Niemcy stracili 67(!) punktów – ale nawet z reprezentacjami, które zajęły czwarte czy piąte miejsce. Ba, mało brakowało, by nasi zawodnicy przegrali też z siódmą Rosją, na szczęście w ostatnich kilku skokach udało się pokonać naszych wschodnich sąsiadów. Bo inaczej wynik byłby dramatycznie zły.
A tak jest… po prostu słaby.
Polacy skakali przeciętnie. Żaden nie wystrzelił, żaden niczego całkowicie nie zepsuł, choć pierwszy skok Wolnego (113 metrów) mógłby to sugerować. Ale że rywale z jego kolejki też nie imponowali odległościami, to nie było dramatu. Gdyby do tej ekipy dodać Stocha i Kubackiego w niezłej formie, pewnie liczylibyśmy się w walce o podium. Ich brak obnażył jednak słabość całej naszej reprezentacji jako całości – nie mamy na ten moment skoczków, którzy mogliby wejść do drużyny i dołożyć coś dobrego od siebie. Ba, skompletowanie czterech gości na odpowiednim poziomie to już dla nas wyzwanie.
Do tego regularnie zawodzą liderzy. Dziś takim miał być oczywiście Piotr Żyła. Ale nie polatał daleko. – Nie był to mój dzień. Rano wszystko jeszcze grało, na skoczni już nie. Był problem z rozbiegiem, myślę, że do jutra da się go ogarnąć. Ale mogę się mylić – mówił po konkursie w rozmowie z Kacprem Merkiem. Uśmiechnięty, jak to Piotr, ale tak naprawdę powodów do tego uśmiechu wielkich nie miał ani on, ani jego koledzy, ani kibice. Bo szóste miejsce na własnej skoczni to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Najbardziej boli chyba jednak to, że taki rezultat… po prostu nas nie zaskoczył, bo przed dzisiejszym konkursem nie można było liczyć na wiele. Żyła poprzednimi skokami w Zakopanem nie imponował, a obecność w drużynie Stefana Huli i Jakuba Wolnego pokazywała, że sięgnąć trzeba było po naprawdę mocno zakurzonych już w tym sezonie skoczków, którzy nie prezentowali się tej zimy z dobrej strony.
Inna sprawa, że otrzymana przez nich dziś szansa może się okazać ważna w kontekście Pekinu.
Kto na igrzyska?
Nadzieje na dobre skakanie przed dzisiejszym konkursem pokładaliśmy w najmłodszym w tym towarzystwie – Pawle Wąsku. Bo on faktycznie zdaje się ostatnio rozkręcać. I na Wielkiej Krokwi to udowodnił, skacząc najlepiej z Polaków. Gdyby dzisiejsze zawody były konkursem indywidualnym, jako jedyny zakończyłby je w TOP 15 – na 14. miejscu. W tej chwili Wąsek jest pewniakiem do wylotu na igrzyska i do występu w drużynie na chińskich skoczniach.
Gdybyście napisali nam coś takiego przed tym sezonem, trudno byłoby w to uwierzyć.
Wiadomo, że do Chin polecą też Żyła, Kubacki i Stoch – ten ostatni niezależnie od tego, jak szybko będzie się poprawiać sytuacja z jego kostką. Jeśli tyko będzie w stanie skakać choćby na 60 procent swoich możliwości, w Pekinie musi wystąpić. A kto będzie numerem pięć? Sami nie wierzymy, że to piszemy, ale zawody w Zakopanem na razie zdają się sugerować, że… Stefan Hula. Nasz weteran, już 35-letni, w tym sezonie do tej pory formą nie imponował. Niedawno, wraz z innymi zawodnikami, był w Planicy i tam właśnie trenował. Mówił wtedy, że to ostatni moment na to, by coś w jego skokach się zmieniło.
Wychodzi, że zmiana faktycznie nastąpiła. Bo dziś oddał dwie solidne próby. Odległości – 125 i 119 metrów – może tego nie pokazują, ale w obu seriach Stefan skakał przy mocnym wietrze w plecy. I osiągnął na tyle dobre wyniki, że w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej był lepszy od Żyły czy Wolnego. Jeśli jutro podobnie będzie w konkursie indywidualnym, to w poniedziałek – gdy Michal Doleżal ogłaszać będzie skład kadry na igrzyska – możliwe, że nazwisko Stefana zostanie wyczytane.
– Z moich pierwszych odczuć wynika, że oba konkursowe skoki były do siebie podobne. Pierwszy był pewnie najlepszym, jaki dziś oddałem. Przy drugim też nie miałem złych odczuć, ale nie dało się odlecieć. Dawno nie skakałem w drużynie [ostatni raz w Planicy w marcu 2018 roku – przyp. red.], a skoki w reprezentacji to dodatkowa presja. Jak się coś popsuje, cierpi cała drużyna. Czułem się jednak dobrze. Szkoda, że nie udało się oddać tak dwóch dalekich skoków. Igrzyska? Chyba musiałbym być robotem, by o tym nie myśleć. Zobaczymy, co się stanie. Na nic się nie napalam. Moje skoki wyglądają jednak coraz lepiej – mówił Hula na antenie Eurosportu.
Oczywiście, Doleżal może zdecydować się na powołanie kogoś innego, nie musi sugerować się wynikami. Gdyby to jednak robił, to Hula w tej chwili jest na pole position, przed skoczkami takimi jak Andrzej Stękała czy Jakub Wolny – dziś najsłabszy z Polaków, który w konkursie i tak zaprezentował się lepiej, niż w seriach treningowych.
– Ten ostatni skok był lepszy. Nie super, ale taki, że trochę odleciałem. Na treningach miałem dosyć dużego pecha z warunkami. Do tego narta po wyjściu z progu w ogóle mi nie „wychodzi”, w tym skoku wreszcie „wyszła” i mimo że był spóźniony, to trochę poleciałem. Staram się jak mogę i będę się dalej starał. Wiadomo, że myślę o igrzyskach. Jak będzie, to zobaczymy – mówił Kuba.
No właśnie, zobaczymy. Bo wiele zmienić może jeszcze jutrzejszy konkurs indywidualny. Aczkolwiek jeśli w poniedziałek Doleżal przeczyta, że na igrzyska pojadą Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Stefan Hula – nie będziemy zdziwieni. Choć jeszcze dwa tygodnie temu obecność tego ostatniego byłaby wielką niespodzianką.
Fot. Newspix