Reklama

Tenis. Polacy w mieszanych nastrojach: Świątek wygrała, Hurkacz nie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

07 stycznia 2022, 13:55 • 7 min czytania 1 komentarz

Trudno było przed dzisiejszymi meczami stwierdzić, kto stoi przed trudniejszym wyzwaniem – Iga Świątek, która w Adelajdzie miała się zmierzyć z Wiktorią Azarenką, czy też Polacy walczący w ATP Cup o awans do finału przeciwko Hiszpanom. Obie te konfrontacje okazały się naprawdę trudnymi. Iga ze swojej wyszła zwycięsko. Hurkacz i spółka niestety musieli uznać wyższość rywali.

Tenis. Polacy w mieszanych nastrojach: Świątek wygrała, Hurkacz nie

Rewanż za 2020

Iga Świątek w Adelajdzie broni tytułu mistrzowskiego. A że zeszłoroczny występ był jej pierwszym w tym turnieju – choć wtedy odbywał się on w zupełnie innym terminie – to znaczy, że jeszcze tam nie przegrała. W tym roku zdołała już pokonać Darię Saville (do niedawna Gawriłową) i sensacyjną finalistkę ubiegłorocznego US Open – Leylah Fernandez. W obu tych meczach imponowała skutecznością i dokładnością zagrań. Pokazywała też coś, o czym mówiła w wywiadzie dla WTA:

– Kiedy nie byłam faworytką i dopiero budowałam swój ranking, grałam właśnie tak, agresywnie. Kiedy weszłam do TOP 20, stałam się niepewna swoich zagrań. W tym roku chcę wrócić do agresywnej gry i dyktować warunki. 

Bo i faktycznie, w ubiegłym sezonie tylko w niektórych meczach z rywalkami z czołówki Idze udawało się narzucić swoją grę. Najjaśniejszym tego przykładem był finałowy mecz turnieju w Rzymie z Karoliną Pliskovą, gdzie Świątek nie straciła nawet gema. Ale już starcie z Paulą Badosą na igrzyskach czy spotkania z Marią Sakkari przedstawiały zupełnie inny obraz Polki.

Reklama

Dlatego byliśmy ciekawi, co Iga zrobi w meczu z niezmiennie grającą ofensywny tenis Azarenką (która zresztą zdołała już w Adelajdzie pokonać wspomnianą Badosę). Do tej pory bowiem wszystko wyglądało dobrze, ale mecz z Białorusinką miał być swego rodzaju papierkiem lakmusowym formy Polki – bo to już po prostu zupełnie inny poziom rywalki i piłki nadlatujące z większą mocą z drugiej strony siatki. Gdy Iga spotkała się z nią poprzednim razem, na US Open 2020, przegrała 4:6 2:6, choć po całkiem solidnym meczu.

Dziś liczyliśmy na rewanż.

I faktycznie od początku wszystko zapowiadało właśnie triumf Igi. Polka zdawała się mieć bowiem receptę na każde rozwiązanie zaproponowane przez rywalkę. Gdy Wiktoria na początku meczu chodziła do siatki, Iga świetnie mijała. Gdy Azarenka próbowała załapać się na grę z głębi kortu, Świątek znakomicie zmieniała kierunek i rytm wymian, korzystając przy tym z głębokich piłek, które utrudniały rywalce grę. Szybko, bo już w czwartym gemie, przyszło zresztą pierwsze przełamanie dla Polki, ale wtedy Białorusinka pokazała, dlaczego nie można jej lekceważyć. W kolejnym gemie zaatakowała odważniej i zmusiła Igę do błędów, czym odrobiła stratę.

Polka jednak zupełnie się tym nie przejęła. To ona na przestrzeni całego seta była bowiem solidniejsza i grała lepiej. Zdecydowanie uwidoczniło się to w końcówce, gdy przełamała Wiktorię po raz drugi, świetnym forehandem wymuszając jej błąd. Swoim serwisem zamknęła po chwili seta, wygrała 6:3. W drugim sytuacja wyglądała jednak inaczej, w dużej mierze przez to, że Igę zaczęło zawodzić jej podanie. Białorusinka to wykorzystała i wyszła na prowadzenie 3:1, nakręcając się tym dodatkowo i coraz śmielej atakując. Polka została zepchnięta do defensywy i grała w dużej mierze z kontry. Nie przynosiło jej to jednak punktów i to Azarenka wygrała tę partię 6:2.

Przed trzecim setem Iga skorzystała z przerwy toaletowej i ten moment oddechu okazał się bardzo ważny. Od razu po powrocie na kort Polka zaczęła bowiem wyglądać jak na początku spotkania. Wrócił serwis, poprawił się – i to zdecydowanie – return, świetnie funkcjonował też jej forehand, zarówno pod względem siły, jak i dokładności zagrań. Azarenkę przełamała już w pierwszym gemie i ta wyraźnie opadła z sił, na jej twarzy od tego momentu regularnie pojawiał się grymas bólu, szwankowało też poruszanie się po korcie.

Wątpliwości w tej partii po prostu nie była. Iga wygrała 6:1 i awansowała do półfinału. – W tym sezonie chcę być jak najwięcej obecna tu i teraz. Dziś było blisko do utraty tego stanu, ale wróciłam do gry po drugim secie. I w tym momencie…jestem po prostu bardzo zadowolona z tego meczu i mam zamiar odpocząć na tyle, na ile to możliwe przed kolejnym wyzwaniem – napisała Polka na Twitterze.

Reklama

W kolejnej fazie czeka na nią wyzwanie najtrudniejsze z możliwych – liderka rankingu, Ash Barty. Jeśli jednak Świątek zdoła wypocząć, a na korcie zagra tak jak w pierwszym i trzecim secie meczu z Azarenką, może pokusić się o zwycięstwo z faworyzowaną Australijką.

Pech Majchrzaka, Hurkacz o włos

Jeszcze przed rozpoczęciem półfinałowego meczu Polaków z Hiszpanami wiedzieliśmy, że o awans będzie trudniej, niż przypuszczaliśmy. Pozytywny wynik testu na koronawirusa otrzymał bowiem Kamil Majchrzak i nie mógł wyjść na spotkanie z Pablo Carreno-Bustą. Dla polskiej rakiety numer dwa ATP Cup to zresztą bardzo pechowy turniej – dwa lata temu doznał tam kontuzji, teraz nie wiadomo, czy wystąpi na Australian Open (jeśli będzie musiał grać w kwalifikacjach, to nie ma na to szans, w przypadku jeszcze kilku wycofań zawodników z głównej drabinki, może wejść bezpośrednio i zdążyć się wykurować).

Zamiast Majchrzaka na mecz z Carreno-Bustą wyszedł… Jan Zieliński. Pech Polski okazał się bowiem podwójny, nasz trzeci singlista – Kacper Żuk – narzeka na uraz kostki i stara się dojść do sprawności przed kwalifikacjami do Australian Open. A Zieliński to z kolei deblista, w singlowym rankingu notowany jest na 860. miejscu. Wiadomo było, że szans wielkich nie ma. I kort tylko to potwierdził – Polak przegrał 2:6, 1:6.

Dlatego Hubert Hurkacz na mecz z Roberto Bautistą-Agutem wychodził postawiony pod ścianę.

Napisać trzeba przede wszystkim, że było to niesamowite spotkanie. Dostaliśmy niemal wszystko, czego moglibyśmy chcieć od takiego meczu. Świetne, długie wymiany. Doskonałe zagrania z głębi kortu i przy siatce. Przełamania i zwroty akcji. Zabrakło nam tylko jednego – zwycięstwa Polaka. Po 2 godzinach i 44 minutach gry to on schodził bowiem z kortu pokonany. Choć gdybyśmy tylko mogli, zarządzilibyśmy w tym meczu remis. Bo obaj grali znakomicie.

Choć najpierw zaatakował Hiszpan i to on zdobył przełamanie, korzystając ze słabszego gema serwisowego Hurkacza. I to był pierwszy w tym sezonie przypadek, w którym Polak swoje podanie stracił. Od tamtego momentu jednak powoli zaczął wchodzić na swój typowy poziom gry. Grał dokładniej, ofensywniej, znacznie lepiej serwował i popełniał przy tym niewiele niewymuszonych błędów. Stratę przełamania, z pomocą taśmy, o którą zahaczyła piłka, odrobił w ósmym gemie.

Potem obaj otrzymali już swój serwis, doszło więc do tie-breaka. I tu żałować wiele może Hurkacz. Prowadził już bowiem 4:1 z przewagą jednego małego przełamania, ale Hiszpan wygrał kolejne trzy punkty, a potem przez chwilę obaj nie popełniali błędów przy własnym podaniu. Z kolejności serwisu wynikało jednak, że to Bautista jako pierwszy dostanie piłkę setową, ale tę wspaniałym backhandem po linii obronił Hurkacz. Tyle tylko, że po dłuższej chwili – bo obaj zagrali naprawdę wyniszczającą wymianę – Hiszpan uzyskał drugiego setbola i tego zamienił już na pierwszą partię.

https://twitter.com/ATPCup/status/1479404364460666880

Po przerwie jednak Hurkacz wspiął się na swój najlepszy poziom. Już w pierwszym gemie, zdobył przełamanie, w kolejnym sam obronił dwa break pointy i prowadził już 2:0 w II secie. Od tego momentu podawał wprost znakomicie, przy własnym serwisie nie dając dojść rywalowi do głosu. A i na returnie dawał radę, w siódmym gemie znów przełamał Bautistę, a potem zamknął sprawę we własnym gemie serwisowym. Było 1:1 i zapowiadało się na to, że czekają nas wielkie emocje.

W trzeciej partii to Bautista-Agut postawił na znacznie bardziej agresywną grę, z której na co dzień nie słynie. Hubert regularnie miał problemy przy swoim serwisie, ale raz za razem był w stanie się skutecznie bronić. W 10. gemie oddalił dwie piłki meczowe, w 12. małej partii tego seta, przy trzecim meczbolu, to Hiszpan wyrzucił backhand na aut. Hubertowi w utrzymaniu się w meczu pomagała przede wszystkim znakomita gra przy siatce (wygląda w tym elemencie coraz lepiej) i niezmiennie dobry serwis. Dzięki nim doprowadził do kolejnego tie-breaka.

W nim okazał się jeden punkt. Przy stanie 3:3 Hiszpan uzyskał małe przełamanie, po czym wygrał obie piłki przy swoim serwisie. Miał trzy kolejne meczbole. Dwa pierwsze Hurkacz jeszcze znakomicie wybronił. Trzeciego, choć walczył, nie zdołał. Minimalnie, ale to Bautista-Agut okazał się lepszy, zresztą po raz trzeci w historii ich pojedynków. A Polacy musieli odłożyć marzenia o finale na kolejne lata.

Fot. Newspix

WTA Adelajda: Iga Świątek – Wiktoria Azarenka 6:3 2:6 6:1

ATP Cup: Jan Zieliński – Pablo Carreno-Busta 6:2 6:1

Hubert Hurkacz – Roberto Bautista-Agut 6:7(6) 6:2 6:7(5)

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...