Reklama

Na papierze ten transfer wygląda źle. Tim Hall w Wiśle Kraków

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 stycznia 2021, 13:18 • 6 min czytania 19 komentarzy

Wisła Kraków dokonała pierwszego zimowego transferu, ale umówmy się: nie da się nim zachwycić. Wielu z miejsca go krytykuje, inni w najlepszym razie mówią, żeby dać piłkarzowi czas i jeszcze nie przesądzać. Trudno jednak ukryć, że Tim Hall raczej nie wzbudza pozytywnych odczuć, gdy spojrzy się na jego dotychczasowe losy. 

Na papierze ten transfer wygląda źle. Tim Hall w Wiśle Kraków

23-letni obrońca, z którym “Biała Gwiazda” od razu związała się do 2023 roku z opcją przedłużenia, delikatnie mówiąc, europejskiego futbolu na razie nie podbił. Zniechęcających punktów znajdziemy tu naprawdę sporo.

  • jesienią jeden mecz w Portugalii dla Gil Vicente
  • w tamtym sezonie pobyt w Karpatach Lwów, które z hukiem spadły z ukraińskiej ekstraklasy
  • wcześniej występy w Luksemburgu, drugiej lidze belgijskiej i piątej niemieckiej
  • nieustanne zmienianie klubów

Do tego dochodzi fakt, że w reprezentacji Luksemburga to ławkowicz. Pierwsze powołanie otrzymał w maju 2016 roku i od tamtego czasu regularnie pojawia się na zgrupowaniach, ale zaliczył zaledwie trzy występy. No, nie jest to najlepsza rekomendacja.

W Karpatach na tle beznadziejnych kolegów się wyróżniał. Byłoby bardzo źle, gdyby działo się inaczej, skoro mowa o ekipie, która na 32 mecze wygrała zaledwie dwa. Gorzej, że ostatni występ zaliczył jeszcze przed lockdownem (14 marca). Potem w klubie nawarstwiły się problemy finansowe i Hall myślami był już gdzie indziej. Trudno się dziwić, że dążył do odejścia, skoro Ukraińcy nie płacili mu przez pięć miesięcy. Do dziś stara się o odzyskanie przynajmniej części należności. Miał szczęście w nieszczęściu co do terminu odejścia, bo kilka dni później w Karpatach wykryto 25 przypadków koronawirusa i klub na dwa tygodnie zamarł. Jak się zaraz okaże, przebojów covidowych i tak miał aż za dużo.

Z tekstu Piotr Koźmińskiego w Sportowych Faktach wynika, Wisła już latem chciała sprowadzić tego stopera. On jednak miał z czego wybierać (media w jego kraju pisały także o poważnym zainteresowaniu Śląska Wrocław) i zdecydował się na inny kierunek. – Otrzymałem wiele ofert. Reggina od dawna była na pierwszym planie, ale skrycie liczyłem na jeszcze lepszą propozycję i stało się tak w przypadku Gil Vicente, co bardzo mnie ucieszyło. Chciano mnie też w holenderskiej Bredzie, dwóch innych włoskich drugoligowcach, dwóch zespołach z Polski [Wisła i Śląsk, zgadzałoby się, PM], dwóch cypryjskich i dwóch z 2. Bundesligi. Wolałem grać w najwyższej lidze danego kraju, ale dla Niemiec mógłbym zrobić wyjątek. Przez koronawirusa minęło jednak dużo czasu, wolałem najpierw odbyć przygotowania z nowym zespołem. Finansowo miałem lepsze kierunki niż Gil Vicente, decydowały aspekty sportowe – tłumaczył dwa dni po ogłoszeniu transferu.

Reklama
Skończyło się na dużym rozczarowaniu, po części przez sprawy covidowe.

Co by nie mówić, są one przynajmniej okolicznościami łagodzącymi co do jego marnego dorobku za ostatnie półrocze. Z Portugalczykami związał się w sierpniu i zapewne liczył, że wróci do regularnego grania. Liga NOS wystartowała pod koniec września. W pierwszych dwóch kolejkach siedział na ławce, a potem wyjechał na zgrupowanie reprezentacji i to był początek jego problemów.

Wróciłem z kadry i miałem pozytywny wynik testu na covid. Dwa tygodnie izolacji, perspektywa wznowienia treningów i… znów byłem pozytywny. Za pierwszym razem nie czułem żadnych objawów. Wydaje mi się, że wynik był wtedy fałszywy, podobnie jak u dwunastu kolegów z zespołu. Wszyscy śmialiśmy się, że to żart, że musimy skończyć z koronawirusem. A potem powiedzieliśmy sobie, że nie można dwukrotnie uzyskać pozytywnego wyniku. Przechodziłem mnóstwo testów. Najpierw wynik negatywny, potem znów pozytywny. Niesamowita historia. Tym razem jednak czułem się znacznie gorzej, byłem chory i tak przez pięć dni. Dopiero pod koniec listopada byłem wreszcie negatywny, poczułem wielką ulgę. Przez półtora miesiąca siedziałem sam w domu. Można było oszaleć – opowiadał kilka tygodni temu w rozmowie z lequotidien.lu.

Tak długa przerwa odbiła się negatywnie na jego dyspozycji. – Kiedy pierwszy raz jeździłem na rowerku, musiałem się zatrzymać po piętnastu minutach. Byłem wycieńczony, brakowało mi tchu. Zadzwoniłem do naszego trenera od przygotowania fizycznego i go przeprosiłem. Stopniowo dochodziłem do siebie – przyznawał.

W międzyczasie czekało go kolejne zaskoczenie.

W połowie listopada, po czwartej z rzędu porażce, posadę stracił francuskojęzyczny trener Rui Almeida, którego zastąpił Ricardo Soares. Z nowym szkoleniowcem miał pod górkę ze względów językowych. – Oczywiście słyszałem w klubie, że nadal na mnie liczą, ale ja i inni obcokrajowcy szybko zauważyliśmy, że Soares niekoniecznie mówi po francusku lub angielsku, dlatego komunikacja z nim była mocno utrudniona. Często zbierałem pochwały po portugalsku podczas treningów, ale ciągle nie grałem – wspominał.

Jedyny występ w portugalskiej ekstraklasie zaliczył tuż przed świętami, 20 grudnia przeciwko Benfice. Tym razem pomógł mu pech innych. – Nasz kapitan Ruben Fernandes wypadł na ten mecz przez koronawirusa. W kadrze znalazło się tylko trzech środkowych obrońców. Na dodatek tuż przed przerwą Ygor Nogueira został wyrzucony z boiska po drugiej żółtej kartce. Kiedy w 39. minucie został upomniany po raz pierwszy, pomyślałem sobie, że mogę wejść do gry, bo Ygor lubi wchodzić w pojedynki. No i niedługo potem wyleciał. Trener powiedział, że czas na mnie i zagrałem całą drugą połowę. Chyba nie stanąłem w karierze przed większym wyzwaniem. Rozgrywałem pierwszy mecz od dziewięciu miesięcy, od razu przeciwko najlepszej drużynie w Portugalii, ze świadomością, że będziemy się tylko bronić, a trener do tej pory mi nie ufał. Mimo że straciliśmy dwa gole i przegraliśmy, wypadliśmy świetnie przez tych 45 minut. Benfica strzeliła, co miała, to my stworzyliśmy więcej sytuacji i zasługiwaliśmy na zwycięstwo – przekonywał.

Kontynuacji w jego przypadku nie było.

W następnych trzech kolejkach raz usiadł na ławce, dwukrotnie znalazł się poza kadrą. Nie dość, że nie mógł przeskoczyć w hierarchii dotychczasowej trójki konkurentów, to jeszcze po kontuzji wrócił Diogo Silva, z którym sztab szkoleniowy wiązał poważne plany. Dalszy pobyt w Gil Vicente nie miałby większego sensu. Hall przestał się łudzić i 12 stycznia rozwiązał umowę za porozumieniem stron.

Reklama

Teraz w wieku dwudziestu trzech lat otwiera rozdział w szóstym europejskim kraju, okrężną drogą trafiając do Krakowa. Niczego nie można wykluczyć, papier nie zawsze wszystko powie (Beqiraj miał zachęcające CV, a okazał się oldbojem), ale wyjściowo nie znajdziemy zbyt wielu pozytywnych punktów zaczepienia. W ostatnich dziesięciu miesiącach Tim Hall rozegrał jeden mecz, runda wiosenna startuje już za dwa tygodnie, a jego dotychczasowy sufit to słabeusz ukraińskiej ekstraklasy. Dłuższy kontrakt sugeruje, że to być może inwestycja długoterminowa, niekoniecznie w perspektywie na tu i teraz. Tak czy siak będziemy miło zaskoczeni, jeżeli Luksemburczyk okaże się lepszy niż Adi Mehremić, który niecałe pół roku temu również przyszedł z Portugalii i również lubił sobie pozwiedzać Stary Kontynent.

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

19 komentarzy

Loading...