Reklama

Upada mit o szwajcarskim kopciuszku. To jedna z najlepszych drużyn świata

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 lipca 2024, 09:29 • 12 min czytania 18 komentarzy

Reprezentacja Szwajcarii wyszła z grupy na każdym dużym turnieju po 2012 roku. Drugi raz z rzędu dotarła do ćwierćfinału mistrzostw Europy – seria byłaby dłuższa, gdyby lepiej spisali się w rzutach karnych w meczu z Polską. Chyba najwyższy czas, żeby o sukcesach Helwetów przestać mówić w kategoriach niespodzianki sprawionej przez kopciuszka. Krajem może i są niewielkim, jednak w piłkę nożną grają w najwyższej lidze.

Upada mit o szwajcarskim kopciuszku. To jedna z najlepszych drużyn świata

Wyeliminowanie Włochów przez ekipę Murata Yakina odebrano jako zaskoczenie, wygraną underdoga z faworytem. Nie była to teza oderwana od rzeczywistości, w końcu Italia broniła mistrzostwa Europy. Jest państwem zdecydowanie ludniejszym, o większej powierzchni; jego potencjał też jest nieporównywalnie większy. Obydwie ligi dzieli przepaść na korzyść Półwyspu Apenińskiego.

Wszystko to fakty, jednak starciem Dawida z Goliatem nazwać tego spotkania nie wypada. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, Szwajcaria jest regularniejsza od Włochów. Od 2014 roku, który postawiliśmy za linię graniczną sukcesów kraju ze stolicą w Bernie, Squadra Azzurra wygrała tylko jedno spotkanie na mundialu, dwukrotnie nawet na światowy czempionat nie pojechała.

Sukces sprzed trzech lat rzecz jasna sprawia, że osiągnięć na EURO nie ma sensu porównywać, Włosi wypadną lepiej. Niemniej: luka między nimi a Szwajcarami zmniejsza się systematycznie, z roku na rok, nie tylko dlatego, że przedstawiciele południa Europy cieniują. Po zdobyciu złota na Starym Kontynencie to Helweci zatrzymali Italię w eliminacjach, nie dając się im pokonać, nie gubiąc punktów ze słabszymi.

Według rankingu Elo reprezentacja Szwajcarii już parę lat temu na krótko wyprzedziła swoich sąsiadów. Teraz zrobiła to po raz drugi i całkiem możliwe, że tym razem utrzyma przewagę na dłużej.

Reklama

Szwajcarska regularność. Jak reprezentacja Szwajcarii przestała być kopciuszkiem i dołączyła do wielkich

Zabawnym, choć zupełnie pobocznym akcentem spotkania Włochów ze Szwajcarami było to, że jeden z niewielu pozytywnych akcentów występu kadry Luciano Spallettiego na mistrzostwach Europy – Riccardo Calafiori – jest ściśle związany z Helwetami. To tam musiał na chwilę wyemigrować utalentowany stoper, żeby w ogóle dostrzeżono jego zdolności, żeby zdołał na stałe przebić się do włoskiej ligi.

Calafiori zagrał sezon w FC Basel, stamtąd ściągnęła go Bologna, w której zachwycił Europę.

Podobną ścieżką podążył wcześniej Wilfried Gnonto, którego ściągnęło FC Zurich. Marinko Jurendić, dyrektor sportowy, który go wypatrzył, mówił nam, że do takiego ruchu mogło dojść dzięki dobrej siatce kontaktów Szwajcarów. Ci obserwowali go w młodzieżówce Interu Mediolan przez dłuższy czas i stwierdzili, że muszą się o niego postarać. Później sprzedali go do Anglii za blisko pięć milionów euro.

Szwajcarski epizod w młodym wieku zaliczył również Federico Dimarco, choć w jego przypadku stwierdzenie, że pobyt w FC Sion rozhulał jego karierę, byłoby grubą przesadą.

Całą trójkę łączy jednak to, że są ofiarami włoskiego systemu szkolenia. Systemu, który na potęgę czerpie z całego świata, tłumiąc tym samym potencjał swoich własnych zawodników. W niedawnej analizie wypisywaliśmy druzgocące dla Italii liczby. Tylko Turcy i Grecy stawiają na wychowanków rzadziej niż Włosi. Akademie sięgają po tytuły w piłce młodzieżowej, ale miażdżąca większość obcokrajowców, którzy wyjeżdżają szkolić się poza granice swojego kraju, kariery nie robi.

Reklama

Sprzedawcy marzeń. Jak Włosi szkodzą sami sobie

Według raportu Europejskiego Stowarzyszenia Klubów w latach 2011-2022 do Włoch wyjechało trzydziestu nastoletnich szwajcarskich piłkarzy. Być może jakiejś jednostce się to opłaciło, ale Yakin nie powołał na EURO 2024 żadnego zawodnika, który mógłby się pochwalić taką historią. Poza Gregorem Kobelem Helweci zwykle byli poddawani piłkarskiej obróbce w ojczyźnie. Ci, którzy odnieśli sukces w Serie A – Remo Freuler czy Sylvian Widmer – trafili do niej już jako gotowe produkty.

To o tyle ciekawe, że w Bernie i okolicach i tak nie udaje się utrzymać wszystkich talentów w obrębie granic kraju. Wliczając w bilans inne destynacje, dopatrzymy się ponad stu nastolatków, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę w poszukiwaniu lepszego miejsca na Ziemi. Dwudziestu wybrało Niemcy, dziewiętnastu Anglię, mniej niż dziesięciu Francję, Portugalię i Hiszpanię.

Dan Ndoye to wychowanek Lausanne-Sport. Urodził się w sąsiednim Nyonie

17,5% z nich zadebiutowało w dorosłej reprezentacji, ale jednak odkryciem turnieju został ten, który urodził się w Londynie, żeby wrócić do ojczyzny i przejść przez akademię Young Boys – Kwadwo Duch.

Opłaca się ufać szwajcarskiemu systemowi szkolenia. Szwajcarski system szkolenia funkcjonuje lepiej.

Jak Szwajcarzy szkolą piłkarzy?

Mamy mniej talentów niż inni, dlatego nauczyliśmy się o nie dbać i pracować nad nimi z najdrobniejszą precyzją. Nie możemy zostawić żadnego utalentowanego zawodnika na uboczu, rozwijamy młodych piłkarzy. Nie damy im możliwości gry w finale Ligi Mistrzów, ale zapewnimy pole do rozwoju – opowiadał Jurendić, gdy pytaliśmy go o to, skąd biorą się szwajcarskie sukcesy na tym polu. 

Maxime Dominguez, jeden z owoców tamtejszego systemu, który akurat wylądował nad Wisłą i którego dzięki temu mogliśmy z tego tematu odpytać, podkreślał z kolei wielką rolę trenerów, których spotkał na swojej drodze.

Mieliśmy specjalne zajęcia doskonalące technikę: dwa razy w tygodniu, rano. Kontrola piłki, szlifowanie techniki podań i przyjęcia – wyjaśniał.

Jurendić sam był trenerem, odpowiadał za młodzieżowe reprezentacje kraju, pracował z dzieciakami w FC Zurich, zaliczył chyba każde możliwe doświadczenie, zanim usiadł za biurkiem w roli działacza. Jego zdaniem kluczem do sukcesu w szkoleniu jest wykształcenie trenerów.

Szwajcarska federacja przygotowuje ich do precyzyjnych zadań. Inwestujemy w nich, żeby oni mogli jak najlepiej rozwinąć nasze talenty.

Za kulisami FC Zurich i szwajcarskiej piłki. Jak oni to robią?

Żeby zrozumieć, jak wiele zrobiono, by trenerzy w alpejskim państewku byli tak dobrzy, trzeba cofnąć się aż do 1984 roku. To wtedy, gdy na świecie nie było jeszcze nawet Cristiano Ronaldo, zaczęto budować podwaliny pod przyszłe sukcesy za sprawą Ursa Siegenthalera, który lata nauki i zbierania doświadczeń przekuł w stworzenie szkołę trenerów, którą odwiedzali nawet Niemcy, z Joachimem Loewem na czele.

Dekadę później powstał pierwszy narodowy program szkolenia, który z biegiem lat poprawiano, modyfikowano i uaktualniano, krążąc wokół podstawowego założenia: kształcenia odważnych graczy. Skupiono się na budowie ekosystemu, w którym mniejsze kluby służą większym, a nastolatkowie dopiero na finalnym etapie szkolenia mają dowolność wyboru, więc siłą rzeczy trzeba było stworzyć mocne ośrodki w każdym zakątku kraju.

Dla najzdolniejszych utworzono specjalne możliwości rozwoju talentu w dodatkowych, indywidualnych programach. Dominguez mówił nam, że bogate państwo naprawdę mocno dokłada się do stworzenia młodzieży jak najlepszych warunków i wykłada duże pieniądze na utrzymanie wysokiego standardu.

Olivier Jarosz z „LTT Sports”, który na co dzień mieszka i działa w tym kraju, zna filozofię tamtejszej federacji na wylot. Gdy pytamy go o metody prowadzące do wybitnych wyników, mówi:

W Szwajcarii wprowadzono zasadę równych szans. Starają się integrować potencjalne talenty i unikać przedwczesnej selekcji. Kluczowe są równy dostęp do sportu i uczciwa rywalizacja, dlatego dzieci i młodzież dzielą się na grupy wiekowe według roczników szkolnych. Fizyczne i psychiczne korzyści z bycia w starszej części rocznika często prowadzą do nierównego rozkładu dat urodzenia w drużynach młodzieżowych.

Specyficzny podział grup wiekowych znany jest tam pod pojęciem „Player Labelling”.

Większość cech fizycznych, jak wzrost, waga, siła, szybkość czy wytrzymałość, zależy od biologicznego wieku. To oznacza, że starsi biologicznie zawodnicy często wypadają lepiej, na przykład w pojedynkach. Dlatego ważne jest, żeby większy nacisk kłaść na perspektywę i potencjał niż na obecne osiągnięcia – wyjaśnia Jarosz.

Multikulturowość wspomaga sukces

Mówiąc o szkoleniu i cechach fizycznych na pewno nie ominiemy wątku migracji, który wzmocnił pulę genów szwajcarskich talentów. To nie tak, że szwajcarskich kadrowiczów trzeba było pozbierać z całego świata. W 2008 roku, gdy wspólnie z Austriakami organizowali EURO, powołali pięciu zawodników urodzonych poza granicami kraju. Teraz jest ich czterech, z których jeden to absolutny weteran – Xherdan Shaqiri.

Wiadomo jednak, że patrząc na zdjęcie grupowe podopiecznych Murata Yakina, nikt nie pomyśli, że oto stoją przed nim potomkowie ludów, które zamieszkiwały okolice Alp od setek lat. Powołani do Nati mogą pochwalić się jedenastoma różnymi paszportami, oczywiście poza głównym, szwajcarskim. Rozstrzał jest ogromny, bo znajdziemy tam i Dominikanę, i Chile, i Kosowo, i Turcję plus sporą dawkę Afryki.

Marinko Jurendić, z którym zgłębialiśmy tajniki szwajcarskiego skautingu oraz szkolenia, sam ma korzenie w innym miejscu świata, konkretniej: w Chorwacji. Uważał, że nieprzypadkowo udało się wyszkolić tylu dobrych piłkarzy z podwójnym paszportem.

Oni wszyscy mają atut, którego brakuje rodowitym Szwajcarom. Są jeszcze bardziej ambitni. Szwajcarzy nie skupiają się tylko na piłce, budują swój plan B, kończą szkołę. To nie tak, że reszta się nie uczy, ale osoby wywodzące się spoza kraju mają inne myślenie, dla nich piłka jawi się jako jedyna szansa. Ich rodzice wykonywali najprostsze prace, żeby się utrzymać, dlatego dzieciom nie brakuje motywacji, żeby zmienić swój status społeczny.

A skąd wziął się selekcjoner tej bandy, Murat Yakin? Toż to urodzony w Bazylei szwajcarski Turek, posiadacz paszportu tego kraju, tak samo zresztą jak jego brat, Hakan. Łącznie rozegrali oni dla Helwetów 126 spotkań. Drugim najlepszym strzelcem w historii drużyny narodowej pozostaje Kubilay Turkyilmaz, którego familia wywodzi się z tego samego kraju.

Takich historii nie da się uniknąć. Czterdzieści procent szwajcarskiego społeczeństwa ma zagraniczne korzenie. Nie wszyscy wywodzą się z biednych regionów świata – największą mniejszością w kraju są Włosi. Państwo w zasadzie podzielone jest na trzy części: francuską, niemiecką i włoską. W zależności od dominującego języka.

Ledwie dwóch Szwajcarów, których oglądaliśmy lub oglądamy w Ekstraklasie, nie ma podwójnego paszportu. Marco Burch i Robin Kamber. Rodziny dwóch innych pochodzą z Portugalii, spotkaliśmy także przypadki związane z Hiszpanią, Turcją oraz Serbią. 

Kluczowe jest jednak to, że dzieci migrantów z kolejnych pokoleń przechodzą przez szwajcarski system szkolenia. W niektórych przypadkach geny mogą dawać im lepsze predyspozycje fizyczne do uprawiania sportu, ale nie byliby takimi samymi piłkarzami, gdyby wychowali się w innym zakątku Europy. Wielu z nich identyfikuje się jako obywatele dwóch państw, nie zapominają o kraju przodków, ale wdzięczność i miłość do Szwajcarii za szansę, jaką otrzymali, jest zbyt silna, żeby nie przywiązywali do tego państwa żadnej większej wartości.

Dominguez: Zakaria był najlepszy. W Genewie mieliśmy talenty, ale i łatkę leniów

W Szwajcarii funkcjonuje obecnie ponad 1300 zarejestrowanych klubów, które prowadzą blisko piętnaście tysięcy drużyn. Piłkarskie licencje posiada 330 tysięcy osób, czyli 3,4% całej populacji. W 2021 roku „TVP Sport” podawało, że w Polsce mamy jedynie sto tysięcy więcej zawodników, co stanowi 1,1% społeczeństwa. Tak jak zauważył Jurendić: pula talentów z racji wielkości kraju może być mniejsza, ale skoro tak liczna grupa kopie piłkę, przeszkolona przez niezwykle wydajny system, to sukcesy drużyny narodowej przestają dziwić.

Szwajcaria szkoli dla sukcesów w seniorach, nie w piłce młodzieżowej

Efekty szwajcarskiego szkolenia są specyficzne. Nie powiemy przecież, że kadrę Helwetów aż rozsadza od gwiazd. Jasne, Granit Xhaka jest piłkarzem cudownym, liderem wspaniałego Bayeru. Xabi Alonso wiedział, co robi, gdy przekonywał go do zostania mózgiem tego projektu. Manuel Akanji także wyrósł na gościa ze światowej czołówki wśród defensorów. Ciężko jednak nazywać ich największymi z największych.

Szwajcarzy wolą mieć szereg piłkarzy solidnych, dopasowanych do konkretnego systemu, o pewnym zakresie umiejętności niż kilka wybitnych jednostek, od których reszta mocno odstaje.

Olivier Jarosz mówi nam, że liga szwajcarska nie może być stawiana na równi z reprezentacją kraju. Na poziomie federacji Szwajcarzy wiele rzeczy robią dobrze, rozgrywki ligowe to jednak inna para kaloszy. Tamtejszym klubom ciężko jest przebić szklany sufit, dorównać innym z mniejszych. Gdy w rankingu najlepszych drużyn świata portalu „Opta” zestawimy ze sobą Austrię, Belgię, Portugalię, Szwajcarię oraz Szwecję, w czołowej dziesiątce nie będzie żadnego klubu z kraju ze stolicą w Bernie.

W dwudziestce będą tylko trzy.

Liga służy jednak reprezentacji kraju, bo daje szansę młodym zawodnikom, który szybko zaczynają łapać doświadczenie w seniorskiej piłce. Tylko sześć krajów w całej Europie daje wychowankom więcej minut. Jak wynika z raportu „CIES Football Observatory”, przodują w tym największe kluby – FC Zurich, Young Boys i FC Basel, które dzielą między siebie wszystkie mistrzostwa od dwóch dekad, dają swoim talentom odpowiednio 31,7%, 21,3% i 27,6% minut gry w sezonie.

Znów zauważymy paradoks: to niekoniecznie przekłada się na wyniki np. w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Do finału rozgrywek docierali już Portugalczycy, Austriacy, Holendrzy, Grecy, Chorwaci i Ukraińcy. Szwajcarzy nie. Szwajcarzy ani razu nie przebrnęli przez pierwszą rundę fazy pucharowej, z grupy wyszli jedynie trzykrotnie.

Helweci nie odnoszą też wielkich sukcesów w międzynarodowej piłce młodzieżowej. Lata temu zdobywali medale na juniorskich imprezach, ale flagowa kadra – u21 – po srebrnym medalu w 2011 roku zdołała zakwalifikować się jedynie na dwie mistrzowskie imprezy z sześciu i wygrała na nich łącznie dwa mecze (tyle, ile Polska!). Od tamtej pory do półfinałów docierały Dania, Izrael, Norwegia, Rumunia, Szwecja i Ukraina, więc drzwi dla mniejszych nie były zamknięte.

Spójrzmy jednak na to, kto osiągał lepsze wyniki w seniorach? Od wspomnianego 2014 roku ćwierćfinał wielkiej imprezy raz udało się zaliczyć Ukrainie, która jednak wciąż nie może dostać się na mundial. Szwedzi raz wyszli z grupy na EURO, zrobili ćwierćfinał na mistrzostwach świata, ale na dwie pozostałe takie imprezy nie pojechali. Nawet Duńczycy nie są tak regularni, jak Szwajcarzy, ale ok – mają na koncie półfinał mistrzostw Europy, więc przymknijmy oko na to, że na pozostałych turniejach albo ich nie było, albo radzili sobie średnio (jeden wygrany mecz).

Cel udaje się więc spełnić. Szwajcaria nie produkuje wielkich talentów, nie skupia się na tym, żeby sięgać po tytuły w juniorach. Świetnie działa tam jednak to, co dla wielu jest najważniejszym elementem szkolenia: przejście z juniora do seniora. Przez sito przechodzi wystarczająco wielu solidnych tudzież bardzo obiecujących piłkarzy, żeby przy mądrej i stabilnej selekcji oraz prowadzeniu kadry zestawić z nich drużynę narodową zdolną do regularnego wychodzenia z grupy na dużych imprezach.

To chyba ostateczny dowód, żeby przestać patrzeć na Szwajcarię jak na zaskakującego kopciuszka tylko dlatego, że na mapie kontury tego kraju nie wyglądają imponująco w porównaniu – na przykład – z Polską. To trochę tak, jakby uparcie twierdzić, że niespodziankę sprawia Chorwacja. Helweci takich sukcesów jak Hrvatska jeszcze nie odnoszą, ale konsekwentną pracą zasłużyli na to, żeby odejść od utartych haseł i sztywnych założeń, że wielkość można mierzyć tylko historią i rozmiarem.

Przy czym całkiem możliwe, że w Zurychu, Bernie i Bazylei oddaliby komuś tę swoją systematyczność, żeby chociaż raz przeżyć coś więcej i sięgnąć po medal albo chociaż mocniej się do niego zbliżyć. Marinko Jurendić w rozmowie z nami był jednak przekonany o tym, że krążek na szyi Szwajcarów, w tym jego wychowanków, zawiśnie raczej prędzej niż później. A śledząc działania jego rodaków raczej ciężko w jego tezę wątpić i ją podważać.

Kto wie, może jej spełnienie przyjdzie nam obejrzeć już teraz?

WIĘCEJ O EURO 2024:

fot. Newspix, FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

18 komentarzy

Loading...