Reklama

“Stal Mielec w City Football Group? Podpisuję nawet jutro!”. Jak sprzedać polski klub?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 września 2024, 09:02 • 11 min czytania 24 komentarzy

Krzysztof Kapinos obiecał dziadkowi, że gdy zarobi, kupi jego ukochaną Stal Mielec. Jak powiedział, tak zrobił, ale teraz przyjdzie mu klub sprzedać. – Nie będę udawał wielkiego milionera – mówi nam i tłumaczy, dlaczego Stal ma zmienić właściciela i co sprawia, że inwestycją na Podkarpaciu interesują się ludzie z Australii, Japonii oraz Szwajcarii. Czy przy polskich klubach kręcą się podejrzani ludzie? Jakie są szanse na to, że Stal dołączy do międzynarodowego konsorcjum jak City lub Red Bull? Co zrobić, żeby nie oddać klubu w ręce niewłaściwych osób? Zapraszamy. 

“Stal Mielec w City Football Group? Podpisuję nawet jutro!”. Jak sprzedać polski klub?

Dlaczego Stal Mielec musi zmienić właściciela?

Nie musi, nie musi. Zwykle, szczególnie w Polsce, klub staje się przedmiotem transakcji, gdy ma długi i właściciel nie jest w stanie ich zasypać, więc ma naturalną pokusę pozbycia się problemu. W przypadku Stali Mielec sytuacja jest inna, bo jako jeden z trzech klubów Ekstraklasy mamy trzy pozytywne wyniki finansowe: dodatni kapitał własny, zysk netto oraz niezachwianą płynność. Nie jesteśmy na kolanach, na dziś nie musimy klubu sprzedawać.

Żadna jednak tajemnica, że chcecie.

Patrzymy długoterminowo. Budżet na ten sezon mamy spięty, ale w przyszłym i w kolejnych sezonach… Straciliśmy dwóch głównych sponsorów — PGE oraz PZU — i musimy szukać strategicznych rozwiązań.

Reklama

Tomasz Poręba: Sport i polityka jeszcze długo będą siebie potrzebować

Wspomniani sponsorzy gwarantowali klubowi około sześciu milionów złotych rocznie. Rozumiem, że szukacie tych rozwiązań, bo pan jako przedstawiciel obydwu obecnych właścicieli, Stowarzyszenia FKS Stal oraz firmy Enervigo, nie jest w stanie tego „wyrównać”.

Stal Mielec to historia mojego życia. Dziadek z tatą zabierali mnie na mecze, przebierałem się nawet za bramkarza. Karierę przerwała mi pani dyrektor, która kazał mi się uczyć i wypisać ze szkoły sportowej, ale zawsze był to dla mnie istotny klub. Obiecałem dziadkowi, że jeśli będzie mnie stać, zajmę się Stalą. To moja największa duma, że doprowadziliśmy do piątego sezonu z rzędu w Ekstraklasie, co jest cudem samym w sobie.

Niestety, nie stać mnie na to, żeby dalej utrzymywać klub na tym poziomie. Nie będę udawał wielkiego milionera, nie jestem nim. Jako Enervigo daliśmy Stali 3,3 mln zł jako wejście kapitałowe i dodatkowe środki sponsorskie, łącznie ok. pięciu mln zł. Zrobiłem to kosztem prywatnych rzeczy, jednak nie chcę wpaść w spiralę, która doprowadzi mnie do personalnego bankructwa, bo klub to emocje, adrenalina. Gdyby to zależało ode mnie, to dałbym, ale nie mam. Muszę być odpowiedzialny wobec siebie i swojej rodziny.

Pan ma osobiste przesłanki ku inwestycji w Stal, ale wielu takich osób pewnie nie ma. W gronie zainteresowanych, o których słyszałem, są ludzie z Australii, Japonii czy Szwajcarii. Od razu nasuwa się pytanie: po co im ten klub?

Też zadaję sobie pytanie: czemu oni chcą Stal Mielec? Dokładnie o to zapytałem Australijczyków przy naszym pierwszym kontakcie. Pomyślmy więc, po co można kupić klub piłkarski?

Reklama

Najczęściej: z sentymentu, przywiązania. Czasami, gdy widzimy się okazję na świetny interes…

… albo po to, żeby robić wałki, wyprowadzać pieniądze. Mamy więc trzy motywacje, tę ostatnią wykluczamy, bo mamy procedurę weryfikacyjną, która takich ludzi odsiewa. Wszystkie rozmowy zaczynamy od sprawdzenia wiarygodności ludzi, którzy się do nas zgłaszają. Odmówiłem już trzem podmiotom, których wiarygodność uznałem za niską.

Żeby to ocenić, działamy dwutorowo, zaczynając od kwestii formalnej. Dokumenty, wpisy w stosownych ewidencjach — odpowiednikach polskiego KRS — weryfikacja na poziomie wyników finansowych, białego wywiadu. Sprawdzamy nazwiska: kim są, co reprezentują, jakie mają biznesy, co o nich pisze prasa.

Druga część tego procesu to rozmowa o modelu działania Stali w przyszłości. Musimy mieć przekonanie, że ci ludzie znają się na piłce nożnej. Nie chodzi tylko o kasę, nowy właściciel powinien wnieść dodatkową wartość, na przykład mieć plan na skauting. Wie pan, nasz mityczny dyrektor sportowy, którego brakuje… Mamy swoje wąskie gardło. Myśląc o rozwoju, musimy zainwestować skauting, zbudować solidne fundamenty, bo to, co robimy do tej pory, jest dobre, ale na krótką metę, w określonych warunkach.

Zatrzymajmy się przy próbie sprawdzenia tego, kim są inwestorzy. Ma pan wrażenie, że przy polskich klubach kręcą się dziwni ludzie, którzy zwietrzyli okazję, żeby kupić klub, bo procesu przejęć nie nadzoruje żaden organ wyższy niż aktualny właściciel?

Doświadczam tego na co dzień. Mam pewien dyskomfort, dzwonią do mnie ludzie, którzy nie wiadomo skąd mają mój numer. Okazuje się potem, że nie mają pieniędzy, ale proszą, żeby im zaufać, bo pieniądze się znajdą. Są dziwne, niewytłumaczalne historie. W przypadku jednego podmiotu w procedurze weryfikacyjnej okazało się, że zarząd jest związany z kapitałem dziwnego pochodzenia, z kryptowalutami niskiej reputacji.

Odpowiedzialność za pozyskanie inwestora do klubu w polskich realiach prawnych spoczywa tylko na właścicielach, co jest niewdzięczną rolą. Nie obraziłbym się, gdyby federacja czy ktokolwiek „nad nami” miał mechanizm wspierający kluby w takiej sytuacji. Łatwo dziś dorobić komuś gębę. Przykładowo: mam zaplanowane spotkanie z kolejnym zainteresowanym. Co, jeśli taka osoba okaże się czarnym charakterem? Wystarczy, że ktoś zrobi nam zdjęcie i dopisze historię, że robię szemrane interesy. To nie jest klasyczna transakcja, to nie są łatwe sytuacje.

Zwłaszcza że przykłady ze świata uczą, że sprawy mogą się potoczyć bardzo różnie. Gdy Pacific Media Group wchodziła do Polski, przypominaliśmy, jak położyli kluby w kilku krajach, mimo że w momencie przejęcia wszystko wyglądało rozsądnie.

Mamy to z tyłu głowy, dlatego ściągnąłem do rady nadzorczej doświadczonych mecenasów, Tomasza Michalika i Jakuba Zawadzkiego, którzy zabezpieczą nas stosownymi zapisami w umowie. To jedni z najlepszych w Polsce specjalistów od transakcji typu fuzje oraz przejęcia. Wziąłem ich na pokład, żeby nie popełnić błędów, które popełniono przy innych sprzedażach. Zostawimy pakiet akcji w stowarzyszeniu, które będę reprezentował. Będę też chciał zabezpieczyć sobie miejsce w radzie nadzorczej, żeby sprawować funkcje kontrolne.

A co z prezesem Jackiem Klimkiem?

Wszyscy zainteresowani zakupem akcji deklarują, że Jacek Klimek pozostanie prezesem Stali Mielec po zmianie właściciela. Wiemy, że ma opinię osoby rzetelnej i uczciwej, oni także cenią to, jak zarządza klubem.

Jacek Klimek i Krzysztof Kapinos

Wróćmy do motywacji.

Druga z nich motywacja jest oczywista: finanse. Ktoś deklaruje, że będzie ogrywał młode talenty i sprzedawał je do bogatszych lig. Trzecia motywacja to emocje. Prestiż połączony z realizacją życiowych pasji. Która wersja jest lepsza? Nie wiadomo. Jeżeli trzecia, to musiałaby to być niewyobrażalnie bogata osoba, tacy Saudyjczycy. Niestety, ci ludzie są na to zbyt duzi, kupują kluby w Premier League lub w Ligue 1. Numer dwa, czyli produkowanie młodych talentów… Komu w tym kraju to się udało? Lechowi Poznań. Czapki z głów, mają pozytywne wskaźniki — jak my, ale w zupełnie innej skali — generują zysk netto. Nie przypuszczamy nawet, że dla nas jest to osiągalne. Czyli potrzeba miksu: trochę motywacji finansowej, trochę emocjonalnej.

Motywacja emocjonalna może brzmieć trochę abstrakcyjnie, gdy mowa o podmiocie z Australii czy Japonii.

Nie oczekujemy deklaracji o miłości do Stali Mielec i historii o plakatach Grzegorza Laty nad łóżkiem. Człowiek, który reprezentuje Australijczyków, ma wielką wiedzę oraz pasję. Nie mamy spiętej transakcji, jesteśmy po etapie due diligence. Oni zweryfikowali naszą wiarygodność, wynajęli profesjonalną, polską kancelarię prawną, która działa w sporcie. Nie znaleźli trupów w szafie, nie mamy sporów sądowych, nie mamy przeterminowanych zobowiązań.

Zadawał pan sobie pytanie: czemu ci ludzie interesują się Stalą Mielec?

Myślę, że rynek zorientował się, że straciliśmy dwóch głównych sponsorów i jesteśmy okazją. Wiemy, jak ci ludzie na nas trafili. Fundusz ze Szwajcarii poprzez relacje personalne, mój przyjaciel jest jednym z największych aniołów biznesu, zna ludzi z całego świata. Australijczycy znaleźli nas poprzez pośrednika. Nie dawali wiary, że nie mamy długów, byli w szoku. Dlatego uznali nas za atrakcyjny klub. Inwestor z Japonii to także pewna siatka kontaktów. To nie tak, że inwestorzy polują tylko na Stal Mielec. Niedawno spięte zostały transakcje w GKS Tychy czy Lechii Gdańsk, do Pogoni Szczecin zgłasza się Andrzej Grajewski ze Szwajcarami. Wiele osób szuka klubów do kupienia, także w Polsce, dlatego nie dziwi, że zgłosili się i do nas. Każdy sygnał, że ktoś ma klub na sprzedaż, budzi jakiś odzew.

O, pan Grajewski! To nie on kryje się pod hasłem „fundusz ze Szwajcarii” w kontekście Stali?

Obowiązują mnie umowy poufności, więc pewnych rzeczy nie mogę powiedzieć wprost, ale nie — to dwa inne tematy. Szwajcarski fundusz mamy zweryfikowany. Korzystamy z pewnego płatnego portalu, który zajmuje się takimi sprawami. Mamy także znajomego bankiera w tym regionie Europy, zna wiele osób, pomaga. Potwierdzam jednak, że pan Grajewski też się do nas zgłosił, reprezentuje innego zainteresowanego ze Szwajcarii. Czytałem o sprawie Pogoni Szczecin, widziałem tę przepychankę. Chcę tego uniknąć, więc weryfikuję temat i postawiłem sprawę jasno: chcemy wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Wtedy możemy rozmawiać.

Kto jeszcze interesuje się kupnem Stali?

Rozmawiam również z nieformalnym konsorcjum mieleckich przedsiębiorców, którzy wyrazili zainteresowanie objęciem większościowego pakietu. Negocjuję z nimi także pakiet dodatkowego wsparcia. Po artykule prezesa Jacka Klimka w magazynie „Forbes” pojawiła się jeszcze jedna opcja. Za nami spotkanie i wstępne rozmowy, będziemy weryfikować wiarygodność tego podmiotu.

W Mielcu pytają pana: a miasto?

Dla mnie to byłoby dobre rozwiązanie. Będę rozmawiał o tym z prezydentem, ale nie chcę go szantażować, jak ma to czasami miejsce: weź to, daj, bo klub upadnie. Wolę dialog partnerski.

Powierzenie klubu w ręce miasta nie jest wizją stabilną. Nawet jeśli nie mamy pewności co do potencjalnego inwestora, wiemy, jak kończy się prowadzenie klubu przez lokalnych polityków, jak mocno zależne jest to od wyniku kolejnych wyborów.

Znam historię działania niektórych miejskich klubów w Polsce. Niemniej nie chcę przehandlować klubu za czyimiś plecami, nie mam w tym interesu. Jestem umówiony na spotkanie z prezydentem Mielca razem z inwestorem z Australii. Oni zresztą już tutaj byli, widzieli, jak to wygląda. W naszych warunkach współpraca z miastem i tak będzie konieczna, więc zainteresowani muszą rozmawiać nie tylko z nami.

To znaczy?

Nie ma możliwości wykupu stadionu, stawiamy sprawę jasno od samego początku. On nie jest perełką, jego wykonanie jest dalekie od ideału. Dawno temu były pomysły, żeby stadion połączyć z galerią handlową, co generowałoby przychody, ale to się nie udało. Rosła wówczas presja, żeby zrobić cokolwiek, i mamy to, co mamy. Niefortunna bieżnia zaburza jakość widowiska. Dzień meczowy przynosi nam maksymalnie sto tysięcy złotych zysku, to żaden biznes. Inwestor nie jest zainteresowany wykupem stadionu, który nie ma potencjału komercyjnego.

Wspomniał pan, że inwestorzy z Australii byli już w Mielcu. Czasami dziennikarz musi zadać głupie pytanie, żeby dostać ciekawą odpowiedź, więc proszę wybaczyć mi tę złośliwość: byli w Mielcu i nadal chcą kupić Stal?!

Zrobiliśmy tournée po klubie, mieście. Powiedziałem im na początku: przyjedźcie, zobaczcie. Nie chcę was oszukać, tradycje mamy wielkie, ale potencjał komercyjny i infrastrukturalny tak wielki już nie jest. Zobaczyli Stal od środka i ten pomysł nadal ich kręci. Nam z kolei podoba się to, że widzimy, że ci ludzie rozumieją futbol. Dostaliśmy na przykład konkretną analizę naszego zespołu, plan potencjalnych wzmocnień, możliwości wydobycia czegoś więcej z obecnego składu, zarys kierunku, w jakim chcieliby iść jako właściciele Stali. Nie mówimy o klasycznym funduszu kapitałowym, lecz o grupie biznesmenów, którzy są majętni, niektórzy już inwestowali w sport. Oni prowadzą interesy w Europie, więc to też nie tak, że zachciało im się klubu na drugim końcu świata. Reprezentuje ich osoba związana z futbolem na poziomie Premier League, co dodatkowo ich uwiarygadnia.

Brzmi jak pewnik, że Australijczycy przejmą klub.

Nie, nie. Mamy wynegocjowane grube punkty, ale negocjujemy jeszcze tak zwany ład korporacyjny. Mamy wypracowane kwestie kierunkowe, ale diabeł tkwi w szczegółach. Nadal czeka mnie wiele godzin rozmów, nadal też jestem gotowy na różne rozwiązania. Jeżeli ktoś chciałby wziąć odpowiedzialność za Stal czy w formule dokapitalizowania, właścicielskiej czy sponsoringu, moje drzwi są otwarte. Otworzę konkurs na funkcję wiceprezesa Stali Mielec i wiceprezesa stowarzyszenia. Dam szansę, żeby się wykazać.

Co różni oferty Australijczyków, Japończyków i Szwajcarów?

Rozmawiamy o różnych pakietach akcji — od 51 procent do 80 procent. Wyjątkiem jest inwestor z Japonii, który deklaruje zakup mniejszościowego pakietu i współfinansowanie kosztów stałych w postaci pensji jednego lub dwóch zawodników. Oczywiście oznaczałoby to, że miałby prawo do części zysku z ich późniejszej sprzedaży, ale to ciekawy pomysł.

Ile w ogóle kosztuje klub pokroju Stali Mielec?

Zdradzenie widełek cenowych mogłoby zaszkodzić w rozmowach, ale mogę powiedzieć, jak wyglądał proces wyceny. Są dwie składowe: kwota sprzedaży oraz kwota zabezpieczenia dalszego funkcjonowania klubu. Druga kwestia jest bardziej skomplikowana. Jeśli ktoś mówi, że kupi i sprzeda zawodnika, ciężko to traktować jako zabezpieczenie. Nie wierzę w to. Aczkolwiek deklaracja, że jego kontakty pozwolą ściągnąć na określonych warunkach przykładowo pięciu piłkarzy z Anglii, też jest jakąś wartością. Po prostu ciężko to ubrać w liczby, zapisać w umowie. Plan zakłada też zostawienie części pieniędzy w stowarzyszeniu, to także forma zabezpieczenia, tyle że z naszej strony.

Taka wizja ściągnięcia piłkarzy nasuwa scenariusz dołączenia Stali Mielec do klubowej sieci na wzór City Football Group.

To byłoby moje marzenie i najlepsze rozwiązanie dla Stali. Z City Football Group podpisałbym umowę nawet jutro! Mam jeden problem: nie potrafię tam dotrzeć. Toczyły się pewne rozmowy, ale… nie ma co się oszukiwać — Stal Mielec na taki podmiot nie trafi. Nie zapewnia tyle prestiżu, nie ma takiego potencjału komercyjnego ani medialnego. Po prostu tam nie pasujemy.

Kiedy więc można się spodziewać domknięcia sprawy nowego właściciela?

Poruszamy się po niepewnym gruncie. Mogę mówić jedynie o oczekiwaniach, albo stwierdzić najprościej, jak się da: nie wiem. Chciałbym to zakończyć jak najszybciej, bo to leży w interesie klubu. Poza tym zajmuje to bardzo dużo czasu, a mam biznes, rodzinę. Pomocne jest to, że mieleckie środowisko traktuje to jako szansę na zbudowanie czegoś pozytywnego, a to zawsze trochę przyśpiesza cały proces.

WIĘCEJ O WŁAŚCICIELACH KLUBÓW PIŁKARSKICH:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

24 komentarzy

Loading...