Reklama

Czy polscy skoczkowie odżyją w Wiśle? Czas na konkursy w Malince

Sebastian Warzecha

06 grudnia 2025, 11:59 • 10 min czytania 0 komentarzy

Pierwszych pięć konkursów Pucharu Świata w wykonaniu polskiej kadry nie zachwyciło, a pozytywnie podchodziliśmy co najwyżej do skoków Kamila Stocha i (szczególnie) Kacpra Tomasiaka. Miejscem na odmianę tego stanu rzeczy ma być Wisła. Tylko czy będzie? Już kwalifikacje sprawiają, że można w to powątpiewać. Może jednak któryś z konkursów okaże się przełomem? Czy w ogóle możemy na to liczyć?

Czy polscy skoczkowie odżyją w Wiśle? Czas na konkursy w Malince

Puchar Świata w Wiśle, czyli czy Polacy zaczną skakać daleko

Kacper Tomasiak punktował we wszystkich pięciu dotychczasowych konkursach i jest jedynym takim skoczkiem w naszej kadrze. Od biedy można by zaliczyć też to osiągnięcie Kamilowi Stochowi, który w Ruce nie wszedł do drugiej serii, ale… no, to po prostu Ruka. Wiało, kręciło, w dwa dni odbyła się tylko jedna seria konkursowa. Wpadka tam to akurat nic niezwykłego, tak się po prostu zdarza.

Reklama

Tyle że Kamil po tej Ruce nadal się chyba nie odkręcił. Właśnie nie przeszedł kwalifikacji – był 51. – i już wiemy, że w sobotnim konkursie w Wiśle też nie zapunktuje.

Do końca nie wiem, co się stało. Idąc po skoku myślałem o tym, co się wydarzyło, ale nie potrafię tego skomentować. Dzisiaj miałem bardzo dużo trudności ze wczuciem się w obiekt i znalezieniem rytmu skoczni. To się przełożyło na kompletny brak energii w samych skokach. Nie będę tego długo analizował. Minione tygodnie były bardzo intensywne. Gdzieś mogło się to odłożyć, aczkolwiek jestem na tyle doświadczony, że powinienem sobie poradzić na tyle, żeby wejść do konkursu. Jest, jak jest. Niczego z tym nie zrobię. Pozostaje to zaakceptować i popatrzeć w przyszłość – mówił dziennikarzom (cytaty za skijumping.pl).

Inna sprawa, ze z resztą kadry nie jest lepiej. Paweł Wąsek i Piotr Żyła punktowali do tej pory dwukrotnie, Dawid Kubacki trzy razy, a Aleksander Zniszczoł… ani razu. I nie zapunktuje też dziś – w kwalifikacjach był o miejsce za Stochem. W nich nie zachwyciła też przesadnie nasza grupa krajowa – bez szans na awans byli Adam Niżnik, Jakub Wolny i Klemens Joniak, a udało się to jedynie Maciejowi Kotowi.

Innymi słowy: jeśli ktoś szukał poprawy względem zeszłej zimy, to owszem, znajdzie ją – ale głównie za sprawą debiutującego Tomasiaka.

Kacper, czyli wielka nadzieja

Kacper Tomasiak przede wszystkim nagle ożywił wszystkich kibiców. A tych ożywień spowodowanych formą naszych młodych skoczków od lat mamy mało – niektórzy pokazywali się w pojedynczych konkursach, na nieco dłużej wyskoczył (ale potem zniknął) Jan Habdas. Tomasiak w tym sezonie debiutował w Pucharze Świata i od razu zapunktował. A potem w kolejnym konkursie. I kolejnym, i kolejnym, i kolejnym.

Jeśli w Wiśle dołoży choć jeden punkcik, najpewniej samotnie będzie najlepszym Polakiem w generalce (aktualnie ma tyle oczek, co Kamil Stoch, czyli 73). Co jednak imponuje u niego najbardziej, to… kompletny spokój. Kacper ma niespełna 19 lat (urodziny w styczniu), zalicza pierwsze konkursy PŚ w karierze, a wygląda, jakby zupełnie go to nie ruszało.

Oczekiwania fanów? Trochę to do mnie dociera, ale podczas samych skoków potrafię się od tego odciąć, skupić na tym, co mam zrobić na skoczni. Ostatecznie nie przeszkadza mi to w skokach. Miejmy nadzieję, że tak zostanie, bo na ten moment jestem w stanie po prostu nie zwracać uwagi na tę otoczkę, liczą się tylko dobre skoki – mówił nam.

Kacper Tomasiak: „Za rok powinienem walczyć o miejsca podium”

Zachwyceni postawą Tomasiaka są zresztą wszyscy. Adam Małysz, kiedyś wiadomo kto, dziś prezes Polskiego Związku Narciarskiego, mówił na spotkaniu z mediami przed Pucharem Świata w Wiśle:

– Kacper to dziś taki perszing, który wchodzi, nie myśli za wiele i robi swoje. Sami wiecie doskonale, jak na niego patrzycie i z nim rozmawiacie, to jest tak, jakby nie miał emocji. Jest w stu procentach skoncentrowany na tym, co ma robić. W pierwszym konkursie zajął 18. miejsce, gdyby ktoś je dawał jeszcze przed konkursem, to każdy brałby to w ciemno. Po tych skokach Kacpra czy w Lillehammer czy Falun, to każdy oczekiwał, że może wskoczy do tej „10”. Myślę, że gdyby był w stanie bardziej opanować narty w locie, to ta dziesiątka by była.

Kacper Tomasiak

Kacper Tomasiak w czasie kwietniowych „Skoków w Punkt”. Fot. Newspix

To opanowanie nart w locie to na razie podstawowy problem Kacpra. Tomasiak ma świetne wybicie, dobrze przekłada się na narty po wyjściu z progu – z tym jest dobrze. Tylko w momencie, gdy skok jest długi, nieco traci na „dystansie”. Jest jednak nastawiony do tego wszystkiego pozytywnie. Mówił nam:

– Mam problem z utrzymaniem odpowiedniej sylwetki przed samym lądowaniem. Na tym tracę trochę metrów, trudniej też ładnie wylądować, co odbija się na notach. Ale w porównaniu do pierwszych konkursów [w Lillehammer], to w Falun czy Ruce i tak było lepiej. Miejmy nadzieję, że ten progres się utrzyma i z każdym konkursem będzie odrobinę do przodu. Jeśli chodzi o samo odbicie czy pierwszą fazę lotu to nie dostaję uwag od trenera, co najwyżej odnośnie do timingu na progu. Ale na razie chcemy się skupić właśnie na tej końcówce skoków.

Problem jest taki, że te skoki w Wiśle nie były przesadnie imponujące. Z drugiej strony – w wieku Tomasiaka małe dołki formy to coś zupełnie normalnego i trudno oczekiwać od niego, że z każdym konkursem będzie się wyłącznie rozwijać. Skocznię w Malince Kacper teoretycznie zna, choć sam mówił, że gorzej od Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Do tego to specyficzny obiekt, wielu skoczków – nawet tych z czołówki – ma z nim problemy.

Oczekiwania wobec Kacpra powinny być więc takie, żeby po prostu punktował. Nic mniej, ale też nic więcej.

Brakuje regularności

O tym, ile razy Polacy wchodzili do tej pory do drugiej serii, już wspomniano. Wielkim problemem tej kadry jest – jak na razie – właśnie brak regularności. Po ostatnich dwóch sezonach raczej nikt nie oczekiwał cudów, ale regularnego punktowania jak najbardziej, jeszcze jak. Co niepokoi najbardziej? Pewnie forma Pawła Wąska (do tej pory siedem punktów PŚ), o którym Maciej Maciusiak mówił nam tak:

– Jeżeli popatrzymy, w jakim jest miejscu teraz, a gdzie był jeszcze dwa miesiące temu, to zrobił wielki postęp. Na razie jest w konkursach na granicy trzydziestki, ale w zeszłym roku też nie miał wybitnego początku. W Ruce skoczył wtedy jakieś osiemdziesiąt metrów, nie zrobił punktów. Teraz idzie małymi krokami do przodu, w okresie letnim miał wielkie problemy, głównie spowodowane techniką. Musiał sporo zmienić, bo to, co robił w zeszłym roku, teraz nie funkcjonowało. Teraz potrzebuje pewności, a tę pewność dają tylko dobre starty. Mam nadzieję, że od Wisły takie będą i Paweł zrobi tu nie jeden, a dwa kroki do przodu.

Z tą Ruką to prawda, ale równocześnie Paweł po pięciu konkursach poprzedniego sezonu miał 66 punktów, najwięcej z Biało-Czerwonych i już wtedy wydawał się liderem kadry, którym w dalszej części sezonu został w pełni. Teraz ma ich o 59 mniej, to duży spadek, największy z Polaków. Zresztą sezon po sezonie – biorąc pod uwagę szóstkę, która jeździła teraz na konkursy – wygląda to tak:

  • Kacper Tomasiak: 0 punktów → 73 punkty (+73).
  • Kamil Stoch: 25 punktów → 73 punkty (+48).
  • Piotr Żyła: 0 punktów → 14 punktów (+14).
  • Dawid Kubacki: 37 punktów → 23 punkty (-14).
  • Aleksander Zniszczoł: 43 punkty → 0 punktów (-43).
  • Paweł Wąsek: 66 punktów → 7 punktów (-59).

Regularność jest tu więc słowem-kluczem nie tylko jeśli chodzi o ten sezon i to, jak punktujemy, ale też o to, że sezon po sezonie sytuacja dynamicznie się zmienia. Zniszczoł i Wąsek zaliczyli spore spadki. Odżył Stoch, ale on ma swój własny sztab, z którym na co dzień pracuje. Jasne, Maciusiak mówił nam, że nie można tego rozdzielać, że to wszystko jedna kadra i współpracują. To prawda. Równocześnie jednak fani i tak będą o tym mówić. Bo z zawodników prowadzonych latem wyłącznie przez trenera kadry A poprawił się jedynie Żyła. Ale to dlatego, że sezon temu… nie wziął udziału w pierwszych czterech konkursach, a w piątym nie zapunktował, udało się dopiero następnego dnia.

Paweł Wąsek. Skoki

Paweł Wąsek tej zimy na razie nie przypomina siebie sprzed roku. Czy Wisła to zmieni? Fot. Newspix

Jeśli więc miał być progres, to go nie widać. Choć w kadrze raczej wszyscy pozostają na razie spokojni. Dawid Kubacki – przypomnijmy, że jeden z głównych orędowników zmiany trenera pod koniec poprzedniego sezonu – mówił portalowi skijumping.pl:

Prawda jest taka, że wychodzimy z dołka i to wymaga sporo pracy oraz czasu. Czasami, przy szczęśliwym zbiegu okoliczności, takie rzeczy udaje się zrobić błyskawicznie. Jak widać, wymaga to jednak pracy i czasu. Nie powiedziałbym jednak, że jesteśmy zakładnikami swoich sukcesów. Radości oraz sukcesów z przeszłości nikt nam nie odbierze. Te wspomnienia zostaną w nas do końca życia. Człowiek po prostu chce. Ma ambicje, wierzy w to, że jest w stanie wrócić na szczyt i walczyć o czołowe lokaty, dając radość ludziom wokół. I po to się dalej pracuje.

Z kolei Adam Małysz zapowiadał jakiś czas temu, że nie planuje brać trenera na dywanik. I tę deklarację potwierdził też w czwartkowej rozmowie z mediami, usprawiedliwiając przy tym nieco dotychczasowe wyniki Polaków:

– Czemu mam go na dywanik brać? Niech się starają i robią swoje. Wiadomo, że te pierwsze konkursy w Lillehammer sprawiły, że myśleliśmy, że idzie to wszystko dobrym kierunku. Nie było to jeszcze nie wiadomo co, ale nieco nadziei tamte skoki dały. Później to Falun było troszkę gorsze, a o Kuusamo chciałbym zapomnieć. Zresztą nie tylko ja. Jeden konkurs, jednoseryjny, a do tego właśnie tam, gdzie nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie. Oczywiście, jeśli jesteś w super formie, choćby tak jak Anze Lanisek [aktualny lider PŚ – przyp. red.], to zawsze jesteś w stanie sobie lepiej poradzić nawet ze złymi warunkami. A jeśli popełniasz błędy, to to co się dzieje w Kuusamo może ci pokrzyżować plany.

Konkursy w Lillehammer faktycznie były niezłe, ale… wydaje się, że nieco je przeceniliśmy. Owszem, na otwarcie sezonu do drugiej serii weszło pięciu Polaków, czyli komplet tych, którzy wzięli udział w konkursie (Zniszczoł odpadł w kwalifikacjach), ale już następnego dnia do Olka dołączyli Paweł Wąsek i Piotr Żyła, a punktowali jedynie Stoch, Kubacki oraz Tomasiak. Szału nie było, a każde kolejne zawody wyglądały gorzej.

Wisła ma ten trend odwrócić, ale czy to zrobi?

Na co liczyć w Wiśle?

Będziemy się starać, by Wisła była nowym otwarciem – mówił nam Maciej Maciusiak. – Oczywiście, nie możemy zapomnieć o tym, co wydarzyło się w Skandynawii. Staramy się za to wymazać z pamięci Rukę. Mamy dobrą bazę, potrzebujemy poprawić skoki technicznie, a właściwie wrócić do tego, co było przed wyjazdem na pierwsze konkursy. Wtedy wyniki powinny przyjść.

Trenera Polaków zapytaliśmy też, czy ma jakiś cel na te konkursy w Wiśle, choćby najlepszą „10” dla któregokolwiek z naszych skoczków. Powiedział, że rzadko ustalają sobie cele wynikowe, raczej patrzą na jakość skoków, bo za nimi rezultaty w końcu pójdą. Dodał też, że jest przekonany, że któryś z naszych reprezentantów do dyszki wskoczy.

Kwalifikacje sugerują jednak, że może być o to trudno.

Abstrahując już od Stocha, Zniszczoła czy większości krajówki – pozostali Polacy skakali solidnie (wszyscy byli w „30”), ale nie było z tym związanych wielkich zachwytów. Wąsek, Kubacki, Kot i Tomasiak zmieścili się w miejscach od 20. do 25. Odskoczył jedynie Żyła, który skończył 13. Tyle że Piotrek jest absolutnie nieprzewidywalny. W jednym skoku poleci na 130 metrów, żeby w kolejnym klapnąć gdzieś na 115. Nie da się za nic ocenić, czy jest w stanie takie skakanie powtórzyć potem w konkursie.

Ba, nawet jeśli w serii próbnej znów poleci daleko, to i tak nie będziemy brać tego pod uwagę. Trzeba poczekać na pierwszy skok konkursowy, po prostu. Zresztą podobnie jest z innymi z Polaków, w tym Tomasiakiem. Dopiero po ich punktowanych próbach będziemy w stanie cokolwiek powiedzieć. Ten brak regularności – a u Kacpra w tym przypadku brak „połączenia” z tą konkretną skocznią – po prostu wybija nam z głowy jakiekolwiek bardziej konkretne przewidywania.

Więc zamiast przewidywać, można napisać, na co powinniśmy w ten weekend liczyć i względem czego oceniać Biało-Czerwonych.

Dziś wśród naszych oczekiwań znajdzie się więc z pewnością piątka Polaków w drugiej serii i walka o to, by choć jeden wszedł do dyszki. A jeśli to się nie uda – to przynajmniej o to, by był to najlepszy w tym sezonie konkurs pod względem zdobytych w nim punktów. Przy następnym konkursie oczekiwana będzie poprawa względem kwalifikacji, wykorzystanie krajówki i wprowadzenie do pierwszej serii przynajmniej siedmiu gości. A do drugiej minimum pięciu i powtórka z tego, co pisaliśmy o sobocie – czyli celownik ustawiony na dyszkę i rekordowy dla tej zimy wynik punktowy.

To nie są wygórowane oczekiwania. To podstawy. Polacy powinni być w stanie – na własnym terenie i przed swoją publiką – sobie z nimi poradzić. A jeśli im się nie uda, to uwierzcie, pytania zaczną się mnożyć, a presja, którą odczuwają już teraz, tylko wzrośnie.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama