Biorąc pod uwagę skalę przebudowy składu Widzewa i pompę, z jaką została ona przeprowadzona, można mieć wątpliwości, czy włodarzom chodziło o osiągane w tym momencie efekty. Jest jednak jeden wygrany całego tego zamieszania – nieco zaskakująco coraz więcej zyskuje na słabości zespołu z Łodzi jego napastnik, Sebastian Bergier. Choć sam wolałby pewnie wygrywać mecz za meczem.

Wstępnie ogłaszano transfer piłkarza GieKSy jako zakontraktowanie „tego drugiego napastnika”. Na papierze też nadal to tak wygląda – teoretycznie pierwsze skrzypce w ekipie Widzewa powinien grać Andi Zeqiri, lecz Szwajcar jeszcze nie odpalił i wszyscy w Łodzi niezmiennie czekają na jego przebudzenie. Póki jednak nie daje odpowiedniej jakości, status ulubieńca trybun utrzymuje Sebastian Bergier, do którego kibice nie mają na ten moment wielkich zastrzeżeń.
Wręcz przeciwnie. To na ten moment największy wygrany w regularnie przegrywającym zespole.
Sebastian Bergier po prostu robi swoje. Jest piekielnie skuteczny
Po kilku kolejkach wymienialiśmy go w jednym szeregu z innymi liderami zespołu z Łodzi – Juljanem Shehu, Franem Alvarezem czy Ricardo Visusem. Teraz jego koledzy nie mają już tak dobrej prasy, ale Bergier trzyma się mocno. Z siedmiu goli zdobytych w dwunastu występach można być dumnym, szczególnie jeśli twój zespół ze wszystkich tych spotkań przegrał aż siedem. Forma strzelecka napastnika Widzewa zdaje się potwierdzać, że w ostatnim czasie tylko on czerpie jakąś dobrą energię z ogólnie niezbyt dobrej sytuacji w klubie.
W pięciu ostatnich meczach ligowych Bergier wpisywał się na listę strzelców czterokrotnie. To wyczyn godny pochwały, zresztą pisząc te słowa trudno nie pokiwać z uznaniem głową. Piłkarz ekipy z Łodzi miał swój wkład w:
- wygraną 4:2 w Niecieczy (gol),
- wygraną 3:2 z Radomiakiem na własnym stadionie (gol),
- remis z Legią Warszawa 1:1 (gol).
Trudno powiedzieć, że przyłożył się też do wczorajszej porażki z Lechią Gdańsk, ale i w Trójmieście zdobył bramkę. Jest więc w gazie – w tym sezonie więcej trafień od niego zanotowali w Ekstraklasie jedynie Jesus Imaz i Tomas Bobcek, a to świadczy o naprawdę niezłej skuteczności Bergiera.
Pójdźmy nawet krok dalej. Ze wszystkich zawodników, którzy osiągnęli już w tym sezonie pułap co najmniej siedmiu trafień, Sebastian Bergier ma zdecydowanie najniższy wynik goli oczekiwanych:
- Tomas Bobcek – 7,44 – 9 goli
- Filip Stojilković – 7,00 – 7 goli
- Mikael Ishak – 5,91 – 7 goli
- Ousmane Sow – 5,21 – 7 goli
- Karol Czubak – 4,94 – 7 goli
- Jesus Imaz – 4,08 – 8 goli
- Leonardo Rocha – 3,94 – 7 goli
- Sebastian Bergier – 3,43 – 7 goli
Strzałów też oddał z tego grona najmniej, ledwie piętnaście (15). Średnio więc niemal co drugie jego uderzenie ląduje w siatce, a jeszcze większe wrażenie może robić stopień konwersji strzałów celnych – tych Bergier oddał dziesięć (10) – na gole.
Strzały celne ośmiu najlepszych strzelców w tym sezonie Ekstraklasy:
- Tomas Bobcek – 23
- Jesus Imaz – 22
- Mikael Ishak – 16
- Leonardo Rocha – 15
- Ousmane Sow – 15
- Filip Stojilković – 14
- Karol Czubak – 13
- Sebastian Bergier – 10
Wyobraźcie więc sobie, że na moment wchodzicie w buty ekstraklasowego bramkarza i widzicie, jak napastnik Widzewa odwodzi nogę szykując się do strzału na waszą bramkę. No beznadziejna sprawa…
Miejsce w tabeli satysfakcji nie daje, ale cała reszta już tak
Można śmiało ukuć takie chwytliwe stwierdzenie – Sebastian Bergier jest wygranym przegranych Widzewa. Bo gdy nawet wszyscy na boisku zawodzą, on, dostając swoją szansę na gola, właściwie zawsze dowozi. Koledzy nie kreują mu jakiegoś mnóstwa okazji, ale widać że 25-latek zwyczajnie nie potrzebuje wiele.
Teraz, gdy niektórzy kwestionują już zasadność transferu Zeqiriego, Bergier uznawany jest za mały skarb ekipy z Łodzi. Zresztą, gdzie tam mały – na ten moment były piłkarz GieKSy śmiało może nazywać siebie liderem Widzewa i nie będzie w tym nawet cienia przesady.
Cała sztuka teraz w tym, żeby reszta kolegów wykazywała się równie mocno, jak on.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
Fot. Newspix