Z reprezentacją Chorwacji gramy tak rzadko, że niewielu z nas pamięta o nietypowym problemie, jaki się z tym wiąże. Mianowicie: o strojach. Hrvatska związana jest z bielą i czerwienią tak samo silnymi nićmi, jak my, co w przeszłości prowadziło do nietypowych rozwiązań w naszym wykonaniu. Oto momenty, w których Biało-Czerwoni byliśmy tylko z nazwy.
Biel i czerwień Polska porzuca rzadko, a gdy już to robi, zwykle kończy się to porządną aferą. W długiej historii międzynarodowych spotkań nasza drużyna narodowa tylko ośmiokrotnie (na blisko dziewięćset przypadków!) zakładała komplet kolorystycznie nietypowy, odstający od klasycznego zestawu strojów. Pierwsze odstępstwo od reguły zdarzyło się w 1961 roku, ostatnie — w 2010.
Zmianę dwukrotnie wymuszała konfrontacja z Chorwatami i ich sahovnicą.
Lista meczów reprezentacji Polski w strojach innych niż biało-czerwone:
- 1961 vs ZSRR: stroje błękitne
- 1973 vs Walia: stroje błękitno-niebieskie
- 1998 vs Chorwacja: stroje niebiesko-czerwone
- 1998 vs Luksemburg: stroje czarno-białe
- 2002 vs Dania: stroje granatowe
- 2005 vs Austria: stroje biało-czarne
- 2006 vs Chorwacja: stroje niebieskie
- 2010 vs Bułgaria: stroje granatowe z biało-czerwonymi rękawami
Bywało jednak i tak, że nietypowe barwy Polaków wynikały nie z przymusu, lecz z eksperymentów dostawcy sprzętu.
Reprezentacja Polski nie zawsze biało-czerwona. Historia innych strojów drużyny narodowej
Warszawa, rok 2010. Stadion przy ul. Konwiktorskiej 6 wyglądał tak, jak wygląda obecnie. Oglądanie międzynarodowego futbolu na takim obiekcie nie należało do rzeczy przyjemnych, ale kibiców znacznie bardziej rozeźliło Nike. Jeszcze przed meczem do sieci wyciekł projekt nowej „wyjazdówki” na lata 2010-2012. Granatowe spodenki, granatowa koszulka i czerwono-biały rękawek. Tak, czerwono-biały, bo kolory ułożyły się tak, jakby amerykański producent pomylił flagi Polski i Indonezji.
– To nowa strategia firmy odzieżowej, która ubiera nasz zespół. Chcą zaszokować, stąd te kolory — mówiła mediom Agnieszka Olejkowska, rzeczniczka PZPN, na którą spadła konieczność wytłumaczenia absurdalnego pomysłu Nike.
Dostawca sprzętu faktycznie, zszokował. „Interia” ironizowała, że może i flagę odwrócili, ale orzełek jest po właściwej stronie, więc dramatu nie ma. Maciej Iwański z „TVP Sport” przypominał, jak Jerzy Engel w 2002 roku walczył z pomysłami Pumy, która rozważała eksperyment z barwami reprezentacji Polski. Dziennikarz zadzwonił do byłego selekcjonera, wówczas już działacza PZPN i dociekał, kto pozwolił, żeby po latach temat wrócił i został przeforsowany. Iwański pisał:
„Oto nowy sponsor techniczny reprezentacji postanowił sobie zakpić z biało-czerwonych. Tak, zakpić. Rozmyślnie, celowo, intencjonalnie, z premedytacją. Polacy w dzisiejszym meczu zagrają w granatowych koszulkach z rękawami w kolorach czerwono-białych. Nie tylko rękawki, całe ręce opadają”.
Na Weszło przygotowaliśmy natomiast zaktualizowany śpiewnik kibica biało-czerwonych, w którym zawarły się klasyki z ulicy Cichej 6 w wykonaniu fanów Ruchu Chorzów. Jako że trykoty miały nam towarzyszyć głównie w meczach rozgrywanych poza Polską, wyjazdowiczom ułożyliśmy nową wersję popularnej przyśpiewki:
Jesteśmy zawsze tam
Gdzie nasza Polska gra
Niebieska szarańcza
Przedstawiciele Nike bronili pomysłu tak, że jedynie potęgowali absurd całej sytuacji. Stwierdzenie o tym, że taka kompozycja barw podkreśla narodowe barwy Polski (kij, że postawione na głowie) brzmiało śmiesznie, ale jeszcze gorsze zdanie padło później: takie zestawienie przydaje sylwetkom piłkarzy agresji.
Faktycznie, agresji naszym piłkarzom nie zabrakło, ubrani na granatowo ograli Bułgarię na tyle przekonująco, że wychwalano Franciszka Smudę, ówczesnego selekcjonera. On sam bagatelizował temat strojów w typowy dla siebie sposób:
– Koszulki mi się podobają. Kolor jest nieistotny, ważne, żeby nie były jaskrawe i nie kuły w oczy. Ładnie to my mamy grać.
Zawodnicy chyba nie podzielali jego zdania. Gdy Nike prezentowało nowe stroje, odbyło się to po cichu, bez udziału piłkarzy, którzy nie pomogli w rozkręceniu machiny promocyjnej. Kibicom — dla których według Nike „kolor koszulek nie ma żadnego znaczenia” – także trudno było się pogodzić z takim obrotem spraw, więc spotkanie z Bułgarami zyskało wyjątkową oprawę. Sektorówce towarzyszyło biało-czerwone flagowisko oraz transparent z cytatem z popularnego wtedy „Pamiętaj”:
„Bo w pamięci jest siła zaklęta; więc pamiętaj synu mój; o kolorach białym i czerwonym; o symbolach orła i korony”.
Na tym zresztą się nie skończyło — na innym „prześcieradle” przypomniano artykuł Konstytucji RP, który stanowi o narodowych barwach Polski.
Cel osiągnięto: biało-czerwoni nigdy więcej nie wystąpili już w granatowym stroju. Nike i PZPN raz jeszcze podpadły jednak widowni, tym razem już nie przez eksperymenty z barwami, lecz z tym, co na koszulce widniało. A raczej: czego brakowało, bo mówimy o orzełku, który przez chwilę zniknął, zastąpiony logotypem federacji.
W Osijeku na niebiesko-czerwono
Osijek, rok 1998. Chorwacja szykuje się do mundialu, który skończy się sensacyjnym brązowym medalem zdobytym przez od niedawna niepodległy kraj. Na test-mecz do największego miasta Slavonii zaproszono reprezentację Polski, która mistrzowskie imprezy oglądała wówczas jedynie z kanapy. Ówczesny prezes PZPN, Marian Dziurowicz, obiecał piłkarzom wysoką premię za zwycięstwo, ale federacją targały wtedy inne problemy. Już w delegacji dowiedzieli się, że Jacek Dębski, szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, zawiesił trzy najważniejsze osoby w związku: Dziurowicza, wiceprezesa Jerzego Kosińskiego oraz sekretarza generalnego Michała Listkiewicza.
Jakby tego było mało, „Przegląd Sportowy” na pierwszej stronie krzyczał o zbliżającym się procesie. Puma żądała od PZPN miliona marek odszkodowania, sugerując, że federacja bezprawnie związała się z Nike, bo umowa z niemiecką firmą wciąż była ważna. Charakterystyczna łyżwa widniała jednak na froncie czerwonych ortalionów, w których reprezentacja Polski wyszła na murawę w Osijeku. Gdy kadrowicze je zdjęli, oczom kibiców ukazał się widok niecodzienny. Tym razem do czerwonych getrów i spodenek dobrano bowiem niebieskie koszulki.
Gospodarze meczu nie mieli zamiaru rezygnować z klasycznej kraty, więc Polacy zaczęli kombinować, co można zrobić, żeby się od nich odróżnić. Padło na wykorzystanie trykotów treningowych, na które naszyto orzełka. Jako niebiesko-czerwoni zebraliśmy łomot: do przerwy było 0:3, na koniec 1:4. Wojciech Kowalczyk grzmiał potem, że na kadrę przyjeżdżają ludzie, których bardziej niż międzynarodowe sparingi interesuje to, z kim w weekend zmierzą się w lidze.
Jego złość nie dziwi: mecz z Chorwatami był naszym czwartym spotkaniem w 1998 roku i trzeci raz przegraliśmy, a przecież i poprzedni rok kończyliśmy porażką. Wygląda jednak na to, że po Osijeku kadra wyciągnęła mityczne wnioski, bo następnie dziewięć gier to osiem zwycięstw i remis. A może po prostu błogosławieństwo, którego przed podróżą na Bałkany udzielił drużynie kardynał Józef Glemp, pomogło, tyle że z lekkim opóźnieniem?
Polska – Chorwacja. Niebiescy w Niemczech
Wolfsburg, 2006. Tym razem do mistrzostw świata szykują się i Chorwaci, i Polacy, więc spotkanie rozegrano na neutralnym gruncie, już w Niemczech. Na mundial Hrvatska jechała z dwoma kompletami strojów: tradycyjnym, w szachownicę oraz drugim, niebieskim z pasem w narodowych barwach. Drużyna Pawła Janasa za Odrą miała się pokazać w białych lub czerwonych koszulkach z motywem husarza. Tym dziwniej więc, że podczas sparingowego starcia na Volkswagen Arena to my biegaliśmy w niebieskich strojach.
„TVP Sport” informował, że PZPN nie był przygotowany na takie rozwiązanie i alternatywne stroje organizowano naprędce, ściągając koszulki prosto z magazynów Pumy. Na miejscu nadrukowano godło Polski i voila: można grać. Gol Euzebiusza Smolarka dał nam wówczas zwycięstwo i nadzieje na to, że mundial skończy się lepiej niż wyprawa do Korei Południowej i Japonii cztery lata wcześniej. Nadzieja uleciała jednak tak szybko, jak niebieskie stroje, które okazały się jednorazówkami. Więcej ich już nie ujrzeliśmy.
Nie była to pierwsza historia z niemieckimi strojami, które szykowano za pięć dwunasta. W 1993 roku z Anglią graliśmy w kompletach HSV. Fakt, że w „naszych” kolorach, ale trzeba było jeszcze przykryć herb klubu z Hamburga i dokupić białe getry. Godło Polski na trykotach reprezentantów swoje przeżyło. Eliminacje do Mistrzostw Świata 1974 zaczynaliśmy w Walii, ubrani na błękitno-niebiesko, ale na turniej jechaliśmy już w koszulkach firmy Adidas. Problem był jeden: naszyte na nie orzełki blakły i zlewały się ze strojem.
Gdy rok później PZPN próbował rozwiązać problem i zamówił gotowe trykoty, okazało się, że Adidas przez pomyłkę przysłał nam komplety z czerwonym orłem.
Faceci w czerni. Polska – Luksemburg i historia czarnych koszulek reprezentacji
Dla wielu najgorszym wspomnieniem jest jednak mecz z Luksemburgiem i „faceci w czerni”. Piłkarski kopciuszek przyjechał do Warszawy na mecz eliminacji EURO 2000 z jednym, jedynym kompletem strojów w kolorze czerwonym. W teorii mogliśmy założyć białe koszulki i w ten sposób obejść problem, ale obserwator UEFA rodem z Albanii nie był fanem tego pomysłu. Mieliśmy więc dwie opcje. Jako gospodarze mogliśmy twardo obstawać przy swoim i nie iść na ustępstwa, co skończyłoby się walkowerem.
Mogliśmy też poszukać alternatywy i tak też się stało. Nikt jednak nie spodziewał się, że rozwiązaniem okażą się trykoty w kolorze… czarnym.
– Kierownik drużyny je rozłożył, a oni spojrzeli na niego, wytrzeszczyli oczy i nie chcieli nawet wziąć. Byli zdezorientowani. „Ale, trenerze… czarne?!” – pytali. „Niestety, tak wyszło. Ubierajcie to i gramy!” – mówił selekcjoner Janusz Wójcik.
Jeszcze bardziej zaskoczeni byli kibice, którzy żartowali, że na boisko wyszła chyba drużyna Polonii Warszawa. Jako że mecz był rozgrywany w stolicy, na stadionie Legii, wyglądało to tym bardziej groteskowo. Tomasz Jagodziński, rzecznik PZPN, twierdził, że nie ma co kruszyć kopii o barwy, skoro Polska mecz wygrała, ale niesmak pozostał. Sylwester Czereszewski w „TVP Sport” stwierdził, że zespół czuł się dziwnie i nie trzeba było godzić się na takie rozwiązanie. W końcu nie graliśmy z Anglią czy Włochami.
Inny uczestnik tamtych wydarzeń, Sławomir Majak, uznał, że nie powinniśmy grać w kolorach innych niż nasze narodowe barwy, a sprawę zaniedbano na wyższym szczeblu, bo przecież federacje mogły z wyprzedzeniem ustalić, kto założy jakie koszulki. Najlepiej jednak zapamiętano ironiczny komentarz Andrzeja Juskowiaka, który nazwał reprezentację Polski „facetami w czerni”. „Przegląd Sportowy” apelował natomiast, żeby wraz z nastaniem XXI wieku skończyło się dziadostwo w PZPN, którego owocami są takie właśnie historie.
Czerń w meczu reprezentacji Polski powróciła wiele lat później, gdy szykowaliśmy się do wyjazdu na niemiecki mundial. W meczu z Austrią białym trykotom towarzyszyły bowiem czarne spodenki. Rywale zagrali wtedy w strojach czerwono-białych, podobnie jak Duńczycy w 2002 roku. Na Parken biało-czerwoni wyszli więc w jednolitych, granatowych kompletach, ale uszło im to na sucho, bo obiektem krytyki był wówczas Zbigniew Boniek. Zibi w roli trenera kompromitował się za każdym razem, gdy prowadzony przez niego zespół wychodził na boisko, ale ówczesny selekcjoner winy szukał wszędzie dookoła.
Po wygranej z Nową Zelandią nazywał dziennikarzy nieudacznikami, więc gdy Polaków wyjaśnili Duńczycy, media go kontrowały: chyba myślał o swoich piłkarzach (część wypowiedzi Bońka, w której zarzucał żurnalistom alkoholizm, riposty się nie doczekała). Kibice też raczej nie mieli do niego zaufania: na stadionie w Kopenhadze wywiesili transparent „Boniek trenerem, Polska outsiderem”.
Brzydota nocy. Jak Boniek przegrał jako trener
Wkrótce Boniek zdezerterował. Drużynę zostawił już na lotnisku, gdzie szukali go piłkarze i przedstawiciele sponsora reprezentacji. Michał Listkiewicz tłumaczył, że Zibi poleciał do Włoch z polecenia żony, która zabroniła mu dalszej pracy „ponieważ jest znerwicowany”. Prezes PZPN niedługo potem odebrał telefon z prostą informacją od Bońka: rezygnuję.
Chorwacja odchodzi od tradycji. Niebieski przynosi im szczęście?
Tym razem w Osijeku problemów z niebieskimi, granatowymi czy nawet obsydianowymi (tak Nike przedstawiało nowy komplet w 2010 roku) strojami reprezentacji Polski nie będzie. Chorwaci, którzy niegdyś uparcie trzymali się narodowej tradycji i eksponowali szachownicę wszędzie, gdzie tylko się da, łatwiej niż my pogodzili się z istnieniem innych barw na koszulkach drużyny narodowej. W Lidze Narodów biało-czerwoni zagrają na biało-czerwono, gospodarze zaś ubiorą niebieski.
Ten kolor towarzyszy im od dawna, z czasem przeszedł w ciemniejsze odcienie, barwy navy. Kibicom nie przeszkadza ani to, że Chorwacja gra w drugim komplecie jako gospodarz, ani to, że występuje w nim na wielkich turniejach. Ba, w pewnym momencie nieśmiało sugerowano, żeby trzymać się granatowych koszulek, które na mistrzostwach świata przynosiły Hrvatskiej szczęście. Na przykład w roku 2018 drużyna założyła tradycyjną szachownicę tylko dwukrotnie: na otwarcie turnieju oraz w finale, do którego dotarła grając w granatowych trykotach.
I co? Finał Chorwaci przegrali. Wyliczenia z mistrzostw świata nie pozostawiają złudzeń:
Tradycyjna szachownica – dwadzieścia meczów, dziewięć zwycięstw.
Niebieskie stroje – dziewięć meczów, siedem zwycięstw.
Alternatywa sprawdzała się też na mistrzostwach Europy. W tych dla Chorwacji pierwszych, z 1996 roku, zawodnicy w białych strojach dwukrotnie świętowali zwycięstwa, podczas gdy zmiana na szachownicę oznaczała dwie porażki. W 2008 roku Hrvatska pokonała nas w grupie, w której zresztą nie potknęła się ani razu. Grała oczywiście w ciemnoniebieskich barwach, ale ten kolor nie pomógł jej w fazie pucharowej i meczu z Turcją.
Wielki Boruc, przeklęty Webb. Polska, Beenhakker i EURO 2008
Z klątwy sahovnicy można byłoby się śmiać, gdyby nie fakt, że… coś w niej jest. W 2016 roku Chorwaci wyszli z grupy, w której grali w granatowych strojach i odpadli, gdy przebrali się w biało-czerwone stroje na mecz z Portugalią. Parę miesięcy temu w Niemczech podstawowy komplet też nie przyniósł im szczęścia. Łączny bilans Hrvatski w strojach w szachownicę na EURO to tylko jedno zwycięstwo, cztery remisy i trzy przegrane.
Chorwaci w niebieskich strojach wygrali zaś sześć z dziesięciu gier na turnieju o mistrzostwo Starego Kontynentu, przegrywając ledwie dwa razy.
Może więc ich dobroduszne ustąpienie nam w temacie koloru strojów jest tak naprawdę podstępną kalkulacją?
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Urbański jak Lubański, Zalewski jak Smolarek
- Chorwaci to wariaci! Łukasz Gikiewicz opowiada o Chorwacji
- Z Rudy Śląskiej do Los Angeles. Amerykański sen Mateusza Bogusza
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix