Nie był to najbardziej sprawiedliwy konkurs w historii, choć wyniki okazały się bliskie przewidywanych. Wiatr kręcił tak, że jeden skoczek w pierwszej serii był w stanie odlecieć daleko, a w drugiej spaść przed punktem K. Trzeba było mieć trochę szczęścia i mocy w nogach, by wzlecieć ponad złe podmuchy czyhające tuż za progiem. Polakom udawało się to z różnym skutkiem. I dało to efekt w postaci szóstego miejsca. Jakby jednak nie patrzeć – taki wynik dobrze oddaje nasze aktualne możliwości.

Ani słabo, ani świetnie
Minimum przyzwoitości. Tak trzeba określić ten konkurs w wykonaniu polskich skoczków. Jasne, jeszcze w październiku szóste miejsce określilibyśmy mianem wielkiej porażki. Patrząc jednak na przebieg tego sezonu w wykonaniu Polaków – to mniej więcej lokata, jakiej oczekiwaliśmy. Bo jedno to to, że nasi skoczkowie nie prezentowali się dobrze. Drugie – pech, jakiego mieli. Kamil Stoch na miesiąc przed igrzyskami walczył z urazem. Dawid Kubacki i Piotr Żyła przechodzili kwarantannę z powodu pozytywnych wyników testów na koronawirusa. Nie mieliśmy też długo gościa do drużyny.
Gdyby ktoś tuż przed igrzyskami powiedział nam, że w jednym konkursie indywidualnym Kubacki będzie brązowy, a w drugim Stoch zajmie czwarte miejsce – nie uwierzylibyśmy. Bo nie było podstaw, by sądzić, że takie wyniki będą możliwe.
I to właśnie z tych konkursów czerpaliśmy nadzieję na konkurs drużynowy. Jasne, oczywiste było, że będzie trudno powalczyć z najlepszymi ekipami, ale w skokach wystarczy jedna gorsza próba któregokolwiek z czterech zawodników i nagle kadra faworytów do medalu może spaść daleko. Niestety, to nasi zawodnicy dziś skakali bardzo nierówno. W pierwszej serii i Piotr Żyła, i Dawid Kubacki nie mieli szczęścia do warunków, a i sami nie by sobie pomogli, więc lądowali blisko. Zwłaszcza ten pierwszy miał pecha w dzisiejszej loterii – niedługo po jego próbie wiatr zaczął się odwracać. I rywale od razu nam odlecieli.
Świetnie w pierwszej serii pokazali się za to i Paweł Wąsek, i Kamil Stoch. W drugiej jednak obaj skoczyli gorzej, choć akurat lider naszej kadry jest ostatnim gościem, którego po dzisiejszych zawodach można by krytykować – po dwóch skokach był czwartym najlepszym zawodnikiem konkursu, jak dwa dni temu.
– Chciałem, znowu chciałem. Co mogę powiedzieć? Zawaliłem drugi skok, był mocno spóźniony. Nie było tu kalkulacji. Jak w konkursie indywidualnym – szedłem pełną parą, wiedziałem, że to nie czas, by próbować na pół gwizdka albo coś kontrolować. Tu się daje, ile się ma w nogach i tak to chciałem zrobić. Pierwszy skok wyszedł, drugi nie. Tak to jest.[…] Wiele rzeczy działo się w tym sezonie niezależnie ode mnie. Koniec końców na skoczni wszystko jednak zależało ode mnie – mówił Kamil na antenie Eurosportu.
Reszta Polaków również skakała na podobnym poziomie jak w sobotę – Żyła byłby w dzisiejszym teoretycznym konkursie indywidualnym o jedno miejsce wyżej, Wąsek z kolei o dwa niżej. Kubacki utrzymałby to, które zajął wtedy. Sęk w tym, że wszyscy i dwa dni temu, i dziś byliby dopiero w drugiej połowie stawki.
I to właśnie zadecydowało. Choć był jeden moment – po pięciu oddanych skokach – gdy zaczęliśmy wierzyć w miejsce na podium. Po lepszym skoku Żyły (który, swoją drogą, pozostaje bez olimpijskiego medalu w całej karierze) w drugiej serii, rywale lądowali bliżej. I nagle byliśmy na czwartym miejscu, do trzeciej lokaty tracąc tylko 11 punktów. Niestety, potem przyszła słabsza próba Wąska, Kubacki też nie odleciał, a Kamilowi nie udało się skoczyć na tyle daleko, by utrzymać nas przed Japonią.
Bo o tyle mogliśmy dziś tak naprawdę walczyć – żeby wygrać z Japończykami. I zająć dzięki temu piąte miejsce. Nie udało się.
Kraft ma medal. I to złoty
Długo mówiło się o Stefanie Krafcie i igrzyskach olimpijskich. Bo to jeden z największych skoczków XXI wieku. Gość, który dwukrotnie zdobywał Kryształową Kulę, wygrywał Turniej Czterech Skoczni, trzykrotnie zostawał indywidualnym mistrzem świata i tak dalej. Ale medalu igrzysk nie miał, nawet drużynowego. W Pekinie też mu się nie udawało – aż do dziś. Zdobył w końcu medal, i to złoty.
Żeby ta historia była jeszcze lepsza – Kraft jest mistrzem olimpijskim w dużej mierze dzięki znakomitemu w Chinach Manuelowi Fettnerowi, który w Pekinie też przeżył niesamowite dla swojej kariery momenty. Bo przecież tego gościa dwa lata temu wysyłano już na emeryturę, kompletnie nie radził sobie na skoczni. A teraz jest srebrnym i złotym medalistą olimpijskim. Ot, magia igrzysk zadziałała.
Nie zadziałała za to w pełni dla Słoweńców. Byli faworytami dzisiejszego konkursu, znakomicie skakała cała ich czwórka. I przez sześć kolejek skoków nadal tymi faworytami pozostawali. Aż zaatakowali Austriacy i Słoweńcom nie udało się odpowiedzieć. Ostatecznie zdobyli srebro. Jasne, to świetny wynik. Ale możliwe, że lepszej szansy na złoto długo nie będą mieli. W pełni zadowolony może być za to Stefan Horngacher, bo jego podopieczni po fatalnym występie na skoczni normalnej, odkupili się na dużym obiekcie – Karl Geiger zdobył brązowy medal, a drużyna powtórzyła ten wynik.
Rozczarowani byli z kolei Norwegowie, którzy medal przegrali… o osiem dziesiątych punktu! To jak wynik Piotra Michalskiego, któremu do podium w łyżwiarskim sprincie zabrakło trzech setnych sekundy. Gdyby Marius Lindvik w ostatnim skoku wylądował ledwie pół metra dalej, to podopieczni Alexandra Stoeckla, a nie Stefana Horngachera cieszyliby się z trzeciej lokaty. A tak – jest odwrotnie.
No chyba że Stoeckl znajdzie w kieszeni kurtki 100 franków i pójdzie do Miki Jukkary…
Fot. Newspix
Konkurs mimo warunków dość przewidywalny. Było tak jak pisałem wczoraj, że Polska realnie może zająć miejsca 4-6 i tak się stało. Bez formy i powtarzalności nic więcej nie dało się ugrać.
Podium dość przewidywalne, ale uważałem, że Słoweńcy obronią pierwsze miejsce, ale tak się jednak nie stało.
Niespodzianką in minus Lindvik. Norwegowie skakali dobrze i byli pewni medalu, nawet mogli ugrać złoto, ale Lindvik, młody chłystek za mocno popił po zdobyciu złota indywidualnie i koncertowo spierdolił drużynówkę Norwegom z czego skorzystali Niemcy.
Zawody w sumie bez większych emocji. Wszystko do bólu przewidywalne.
NAJWAŻNIEJSZE, ŻE POLO WĄS I DYREKTOR NO DOKŁADNIE ZADOWOLENI
6 miejsce na 9 startujących ekip, to tak jakby zająć 24. Miejsce na mundialu. Zgodnie z retoryką dziennikarzy piłkarskich tytuł powinien być taki:
„WSTYD, HAŃBA, KOMPROMITACJA! NIE WRACAJCIE DO DOMU!”
Ale na szczęście dziennikarze i kibice od skoków są ponad te prymitywne hasła. 🙂
6 miejsce na 11 ekip, ośle.
Racja. Mój błąd. Aczkolwiek z ostatnimi dwoma przegrać się nie dało. Tak czy siak proporcjonalnie wychodzi około 20. Miejsca, czyli nadal na poziomie odpadnięcia z grupy na mundialu. 😛
Oczywiscie ze wstyd zeby zajac tylko 6 miejsce i tylko 1 medal wogole na zawodach dla Polski kompromitacja polskiego sportu.
zanim pojawił się Małysz to w zimówkach sukcesem było miejsce w pierwszej 10-tce. dzieciaki nie pamietajo
Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, w jakich czasach żyją, w XX. wieku mieliśmy w dorobku 4 medale (Gąsienica-Groń w 1956, Seroczyńska i Pilejczyk w 1960 oraz Fortuna w 1972). Od 2002 zdobyliśmy ich 19 (wliczając już ten Kubackiego), z każdych igrzysk przywożąc chociaż jeden krążek, więc naprawdę jojczenie, że mamy tylko jeden medal zakrawa o absurd, bo nie jesteśmy żadną potęgą w sportach zimowych
to jest w tym najciekawsze, mamy góry i 36 mln ludzi, kupa z tych ludzi jezdzi na nartach, a jakby nie Kowalczyk i Małysz, ostatnio Stoch (pokłosie małyszomanii) to byłaby totalna lipa.. mała Słowenia (kraj trochę podobny do nas) leje nas na głowę w medalach, zawsze lepsi od nas byli Czesi i Slowacy, ostatnio nawet Węgrzy … mamy wszystko u siebie i nie potrafimy (poza skokami ostatnie 15 lat) wychować żadnego mistrza, a dyscyplin zimowych jest na obecnych IO tylko 15 sztuk, my mamy reprezentacje w aż 8 😀 .. obsadzona połowa dyscyplin, zresztą trudno pisać że obsadzona, jesli nadzieja na sukces jest w zasadzie w jednej czyli skoki, przed igrzyskami można było doliczyć Maliszewską w shorcie. … to ciężko nawet nazwać totalnym wstydem, w piłce jakby spojrzeć na brak Lewandowskiego to mamy to samo … jakoś kuleje to wszystko u nas
wcale nie mamy dużo gór, to niewielki obszar naszego kraju, i są na tyle niskie, że nie ma tam lodowców czy wiecznego śniegu. Na nartach wcale tak dużo ludzi nie jeździ, a to i tak tylko amatorsko. Do sukcesów w narciarstwie alpejskim potrzeba urodzić się w Alpach albo przy innych górach gdzie są lodowce i infrastruktura, żeby cały rok od dzieciństwa nawalać na nartach. Skoki to sport dla niewielu ludzi, bo siłą rzeczy niewielu ludzi ma zdolności do nienaturalnego rzucania się z wysokości.
Hokej w Polsce nie zaistniał po wojnie, bo nie było inwestycji w hokej.
Wbrew pozorom w Polsce nie ma dobrym warunków do uprawiania sportów zimowych, nawet narciarstwa nizinnego i łyżwiarstwa. Paradoksalnie lepsze były te warunki w PRL, bo były ostrzejsze zimy, ale wtedy nie było żadnych medali, a w XXI wieku są. Biorąc to pod uwagę, i tak nie jest źle. Inna sprawa, że sporty zimowe naprawdę Polaków nie interesują. Teraz kończą się sukcesy w skokach, więc skoki nie będą obchodzić nikogo
ale ja nie porównuje nas do Austrii, Norwegii czy Szwajcarii 🙂 , bo to dla nas jest kosmos …ale porównując do takiej Słowenii, gdzie żyje ogólem 2 mln ludzi i mają kawałek Alp to jesteśmy niestety w dupie.. mamy góry na całym południu kraju, nadające się do sportu od Krakowa do granicy z Niemcami, to pas około 250 km z wycinkiem, a nasze Tatry są porównywalne do Alp Słowenii… dalej Czechy, to nie jest górzysty kraj, Słowacja już bardziej, ale ludzi 3 x mniej, Węgry no mocno alpejski kraj i naród typowo zimowy 😀 .. ale dobra co powiesz na najlepszy przykład zajebiście górzystej Holandii? od lat tłuką wszystkich na łyżwach. … moim zdaniem to nie w położeniu główna wina, a po prostu jesteśmy nędzni w wielu dziedzinach, i mało czym się interesujemy, jak napisałeś, skoki się skończą za max 2 lata., po Kowalczyk nie ma śladu nawet nikogo.. a nam się wydaje, że jesteśmy ciągle mistrzami 😀 i „zbawiciel” narodów .. zawsze sie zastanawiam, skąd u nas takie mniemanie o sobie? przenosząc na inne dyscypliny : tacy jesteśmy waleczni, ale pokaż mi jakiegoś naszego mistrza w boksie? obecnie, nie emeryt Diablo czy wyboksowany Głowacki… wielka dupa, ale jak przychodzi co do czego to mamy 36 mln trenerów 😀
Większość Słowenii to Alpy, a kraj niewielki, więc duża liczba ludnośc mieszka w górach. Poza tym za miedzą jeszcze wyższe Alpy.
Nasze góry nie umywają się do Alp, ani wysokością, ani powierzchnią.
Ja się sportami zimowymi jak 99 proc. Polaków nie interesuję, mam je w dupie i nie uważam się za nędznego. Jeśli uważasz się za nędznego to porozmawiaj z matką, skąd takie niskie poczucie łasnej wartości
myślałem, że pogadamy jak ludzie, a ty wyjechałeś z matką.. nisko.
Dlaczego Słowenia ma tyle medali? Proste. Jedne kraje żyją sportem i uprawiają go w wolnym czasie (Słowenia, Holandia), a w innych ludzie w wolnym czasie chleją w pubach i siedzą na kanapie, oglądając Netfliksa.
Robili dzisiaj za tło dla głównych aktorów.
A z innych newsów równych rangą skokom narciarskim, mój kot się wczoraj bawił papierkiem, a sąsiad wieczorem palił papierosa na balkonie.
Nawet w obecnym, chujowym sezonie oglądalność skoków w telewizji jest rzędu 2.5-3.5 miliona widzów (liczę otwarte pasmo + Eurosport). Przypomnę tylko, że to 2,3 razy więcej niż Ekstraklasa, którą też możemy oglądać na otwartym TVP. Więc z kogo się śmiejesz? Z siebie? 🙂
Wiem, co odpiszesz – „ale na świecie nikogo ten sport nie obchodzi, a piłka nożna już tak”. Czyli jako Polak masz kompleksy względem innych narodów i dla ciebie coś jest wartościowe tylko wtedy, jeżeli inne narody tez tak to postrzegają. Zalecam konsultację z psychologiem. Ja mam w piździe, że inne narody nie cenią polskiej kultury (poza Wiedźminem) i sportów narodowych. Ważne, że mnie sprawiają radość.
To może do kadry porównaj a nie do meczu ligowego 😀
ciekawe jaka oglądalność mistrzostw Polski w skokach
rozumiem, że w wolnych chwilach skaczesz na nartach i całe dzieciństwo skakałeś na nartach