Pogoń znów kręciła się wokół Grosickiego. Ostatni raz?

Michał Kołkowski

20 grudnia 2025, 17:22 • 11 min czytania 7

To był naprawdę szalony rok dla kibiców Pogoni Szczecin. Finansowo-organizacyjna katastrofa firmowana nazwiskiem Jarosława Mroczka, zawirowania właścicielskie z Nilo Efforim w roli głównej, kolejna porażka w finale Pucharu Polski, no a później jeszcze runda jesienna, kiedy to nieco rozczarowujące rezultaty przeplatały się z kontrowersjami generowanymi regularnie przez Alexa Haditaghiego, sterującego od wiosny ekipą Portowców. Do drużyny dołączyli mistrz świata oraz zawodnik z przeszłością w Premier League, natomiast opuścił ją najskuteczniejszy strzelec i trener, który w minionym sezonie osiągnął nadspodziewanie dobre rezultaty. Słowem – totalny młyn. 

Pogoń znów kręciła się wokół Grosickiego. Ostatni raz?
Reklama

Wydawało się jednak, że w całym tym zamieszaniu utrzyma się pewien stały element. Mianowicie – świetne liczby wykręcane przez Kamila Grosickiego. 37-latek jesienią nie zawiódł i zapisał na swoim koncie sześć goli oraz cztery asysty w osiemnastu ligowych występach. Nie można jednak wykluczyć, że były to już ostatnie mecze rozegrane przez „Grosika” w barwach Pogoni i reprezentant Polski pożegna klub bez upragnionego trofeum, na które Szczecin czeka od tak dawna.

A w zasadzie – czeka od zawsze.

Reklama

Podsumowanie rundy jesiennej Ekstraklasy – Pogoń Szczecin

Zanim jednak przejdziemy do kwestii kontraktu Grosickiego, pochylmy się na dłuższą chwilę nad minioną rundą w wykonaniu Pogoni. Łatwo bowiem zauważyć, że wynikom Portowców towarzyszyło mnóstwo skrajnych emocji (jak pamiętacie, doszło nawet do tego, że jeden z rozjuszonych kiboli zaczął otwarcie grozić piłkarzom pobiciem podczas „rozmowy wychowawczej” po meczu z Radomiakiem), zdecydowanie niepotrzebnych w okresie tak gruntownej przebudowy klubu. Choć można rzecz jasna ocenić, że nowi włodarze szczecińskiej ekipy sami są sobie winni, skoro latem pozwalali sobie na składanie naprawdę szumnych deklaracji.

Haditaghi broni piłkarzy Pogoni. „Stoimy murem za zespołem”

Choćby wspomniany już Haditaghi przekazał w jednym ze swoich twitterowych poematów:

– Przez 78 lat to miasto czekało. Miało nadzieję. Cierpiało. […] Ale ta historia musi się już skończyć. W tym sezonie nasi zawodnicy, trenerzy i każda osoba w tej organizacji ma wielką szansę stać się kimś więcej niż wspaniałym. Mogą stać się nieśmiertelni, zaspokajając pragnienie tego wspaniałego miasta i naszych fanów oraz zdobywając pierwsze w historii mistrzostwo lub trofeum. To jest rok, w którym możemy uciszyć duchy. To jest rok, w którym możemy pogrzebać wątpliwości. To jest rok, w którym możemy przełamać klątwę. Witamy w Roku Nieśmiertelności.

Jeśli zapowiadasz „rok nieśmiertelności”, a robi się z tego „rok przeciętności”, to rozgoryczeniu fanów trudno się dziwić. Trzeba jednak brać poprawkę na fakt, że Pogoń tak naprawdę już w minionej kampanii wykręciła – jak się zdaje – wynik wyraźnie ponad stan. Z trzech zasadniczych przyczyn:

  • w okresie najgłębszego kryzysu drużyna (mimo ubytków kadrowych) zmobilizowała się wewnętrznie do walki o przetrwanie – zjawisko znane i wielokrotnie obserwowane w Ekstraklasie, spora w tym zapewne zasługa przywództwa Kamila Grosickiego
  • trener Robert Kolendowicz, doskonale rozumiejący szczecińską szatnię, umiejętnie zarządził tymi emocjami i przełożyło się to na wyniki
  • Efthymios Koulouris rozegrał jeden z najlepszych strzelecko sezonów w historii polskiej piłki ligowej

Nietrudno dostrzec, że wszystkie trzy z wymienionych powyżej czynników… należą już do przeszłości. Od strony finansowej klub został ustabilizowany przez Haditaghiego, zatem odpadło źródło nadzwyczajnej, „kryzysowej” motywacji. Z kolei Kolendowicz nie najlepiej zaczął sezon 2025/26, co zaowocowało utratą posady. Natomiast Koulouris wylądował latem w Arabii Saudyjskiej. Zresztą pożegnał się z klubem w niezbyt sympatycznych okolicznościach. No i szybko wyszło na jaw, że awans do finału Pucharu Polski, połączony z walką do ostatniej kolejki o ligowe podium, nie do końca odzwierciedlał realne możliwości Pogoni.

To nie jest ekipa z tej samej półki co Lech, Raków czy Jagiellonia. Już nie.

piłkarze Pogoni Szczecin

Nie najlepsze transfery Pogoni. Kibice tracą cierpliwość

Z drugiej strony, latem do Szczecina trafiła cała grupa zawodników, których obecnie spora część kibiców – niejako hurtem – klasyfikuje jako kompletne niewypały. Na trybunach pojawił się nawet stosowny transparent w tym temacie. Ale to też jest trochę bardziej skomplikowane.

Bo czy naprawdę można już machnąć ręką na Rajmunda Molnara, skoro Węgier nie został jak dotąd porządnie przetestowany w Szczecinie w swojej podstawowej, boiskowej roli? Czy już teraz należy załamywać ręce nad kiepskimi liczbami Sama Greenwooda, skoro trener Thomas Thomasberg ewidentnie dopiero szuka dla Anglika optymalnej pozycji w systemie taktycznym? Nawet odsądzany obecnie od czci i wiary Musa Juwara rozegrał dla Pogoni parę obiecujących spotkań. Choć fakt, że jego nieodpowiedzialne lub zwyczajnie głupie zachowania (faule, symulki, koszmarne pudła w stuprocentowych sytuacjach) zapewne niełatwo będzie wyplenić.

Owszem, kilku graczy ściągniętych latem przez Pogoń nie dojechało poziomem do wymagań Ekstraklasy. Na przykład Marian Huja, znajdujący się już – jak się zdaje – na wylocie ze Szczecina. Hussein Ali na razie jest najwyżej uzupełnieniem składu Portowców, Benjamin Mendy praktycznie całą jesień poświęcił na powrót do optymalnej dyspozycji fizycznej. Natomiast Mor Ndiaye na razie wygląda na przyzwoitego defensywnego pomocnika, lecz – co tu kryć – nic ponadto.

Przypomnijmy sobie jednak, kogo wszyscy ci piłkarze latem zastąpili. Mianowicie: Kacpra Łukasiaka i Marcela Wędrychowskiego, którzy wcale nie notują dużych minut w GKS-ie Katowice. Mariusza Malca, który zjechał na poziom pierwszoligowy. Rafała Kurzawę, który jest zmiennikiem w Bruk-Becie. No i Joao Gamboę, który nieczęsto łapał się do wyjściowej jedenastki Jeonbuk Hyundai Motors. Choć trzeba mu oddać, że z miejsca sięgnął po mistrzostwo Korei Południowej. 

Można więc podsumować w uproszczeniu, że Pogoń zastąpiła graczy raczej średniej klasy… innymi graczami średniej klasy. A także piłkarzami, co do których jest jeszcze za wcześnie, by wydać ostateczny werdykt na temat ich przydatności do drużyny. Nie przynosi to wielkiej chluby Tanowi Keslerowi i współpracującym z nim skautom, fakt, ale na dużo poważniejszy problem szczecińskiego zespołu wygląda raczej niewłaściwe zbalansowanie kadry, a nie niedostatki w umiejętnościach u tego czy innego zawodnika. Niektóre z pozycji w ekipie Portowców są bowiem obecnie obsadzone… aż do przesady, podczas gdy braki na innych od razu rzucają się w oczy.

Flagowym przykładem transferu z gatunku „ni w kij, ni w oko” jest bez wątpienia Jose Pozo, co do którego z góry można było przewidywać, że nie wpasuje się do mającej w założeniu grać dynamicznie i intensywnie Pogoni. Już latem celnie punktował to Mateusz Janiak z „Przeglądu Sportowego”.

Jest jednak wątpliwe, czy Pogoń byłaby dziś w lepszym położeniu, gdyby w drużynie dalej grali – dajmy na to – Gamboa, Łukasiak czy Kurzawa zamiast Ndiaye’a, Biegańskiego albo, powiedzmy, Mukairu. Prawdziwie dotkliwe okazało się w gruncie rzeczy wyłącznie rozstanie ze wspomnianym już Efthymiosem Koulourisem, no ale akurat to było do przewidzenia, że goleadora tej klasy trudno będzie tak od razu zastąpić jeden do jednego. Może zatem niezbyt udana jesień w wykonaniu Pogoni nie wynika tylko z tego, że nowi gracze tak strasznie nie dowieźli? Może także liderów nie stać już na walkę o najwyższe cele, a Koulouris tuszował to wcześniej golami?

Sam Greenwood, Pogoń Szczecin

Nowy kontrakt dla Grosickiego? Reprezentant Polski przelicytował

Jeśli spojrzymy na piłkarzy Dumy Pomorza z największą liczbą rozegranych minut w bieżącej kampanii, na szczycie listy znajdziemy Linusa Wahlqvista, Kamila Grosickiego, Valentina Cojocaru, Fredrika Ulvestada oraz Leonardo Koutrisa. A zatem w pełni zachowany trzon zespołu z poprzednich rozgrywek. Zresztą zaraz za ich plecami plasują się też między innymi Danijel Loncar oraz Adrian Przyborek – kolejni zawodnicy, którzy nie są w Szczecinie od przedwczoraj. Znów, upraszczając – Pogoń dalej jest zespołem Grosickiego, a nie Greenwooda czy Molnara. I pewnie również w tym kontekście należy rozpatrywać ostanie zamieszanie wokół „Grosika”.

Jasne, kapitan Portowców niezmiennie zalicza się do grona najlepszych ligowców. Po rundzie jesiennej zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej Ekstraklasy. Zanotował najwięcej kluczowych podań w lidze. Ale w ścisłej czołówce najaktywniejszych dryblerów już go nie znajdziemy. Dawny „Grosik” – klasyczny skrzydłowy, huragan w bocznym sektorze boiska – odchodzi w zapomnienie. 37-letni Grosicki to już nieomal fałszywy napastnik, zawodnik skupiony na ofensywnych konkretach.

I niby nie ma w tym nic złego, skoro reprezentant Polski dalej dowozi poważne liczby. Ale na tym etapie jego kariery trzeba się już mimo wszystko zastanawiać nie tylko nad tym, ile Pogoń dzięki niemu zyskuje – zarówno na boisku, jak i poza nim – ale też ile traci na tym, że gra całej drużyny nadal się wokół niego skupia. Tego rodzaju kalkulacje nie są w futbolu żadną nowiną, wystarczy przecież prześledzić, w jaki sposób wielu gwiazdorów-weteranów Realu Madryt żegnał Florentino Perez. Bez najmniejszych sentymentów, nawet kiedy wydawało się, że mają oni jeszcze trochę paliwa w baku i mogą dalej stanowić o sile zespołu.

Dlatego nie ma się co dziwić Alexowi Haditaghiemu, że nie zamierza spełniać wygórowanych oczekiwań Grosickiego odnośnie nowej umowy z Portowcami. Bo to wcale nie jest tak, że Pogoń bez 37-latka jest wiosną z góry skazana na degradację. Akcenty w drużynie niewątpliwie trzeba by było porozkładać zupełnie inaczej, ale może to właśnie byłaby okazja dla trenera Thomasberga, by uwolnić pełnię potencjału paru zawodników, którzy do Pogoni dołączyli latem i na razie nie rozwinęli skrzydeł?

Krótko mówiąc – „Grosik” przelicytował, czy wręcz: przeszarżował, a przecież sam również ma niemało do stracenia. Widać było przecież na przestrzeni ostatnich lat, jak bardzo zależy mu na występach dla szczecińskiego zespołu. Jak mocno przeżywa jego wzloty i upadki. Gdyby zatem opuścił Pogoń w trakcie sezonu, na dodatek z przypiętą łatką piłkarza o oderwanych od rzeczywistości oczekiwaniach finansowych, stanowiłoby to sporych rozmiarów rysę na jego pięknej (choć nieuświetnionej trofeami) przygodzie z klubem. Natomiast dla Pogoni byłby to już naprawdę początek zupełnie nowej ery. Z nowym właścicielem, trenerem oraz kapitanem.

I możliwe, że szefostwo Pogoni wcale się takiego scenariusza nie obawia. Pewnie najbezpieczniej dla obu stron byłoby się po prostu dogadać, ale czasu się nie oszuka. Drużyna Portowców skonstruowana wokół Grosickiego, nawet jeśli przetrwa te burzliwe negocjacje, to z krótkim terminem ważności.

Wydarzenie rundy

Alex Haditaghi w natarciu.

Spięcia z dziennikarzami, ataki na ligowych rywali, szpilki wbijane byłym właścicielom. Kwieciste oświadczenia publikowane namiętnie na platformie X. O ile od strony sportowej Pogoń niczego wielkiego tej jesieni w Ekstraklasie nie zwojowała, tak w mediach społecznościowych jest o Portowcach głośno właściwie bez przerwy. Oczywiście za sprawą ich właściciela. Na razie trudno stwierdzić, jak te niecodzienne metody komunikacyjne wpłyną na klub jako organizację w dłuższej perspektywie, ale jedno jest pewne – wokół Pogoni nie ma spokoju i wydaje się mało prawdopodobne, by ten stan rzeczy miał wkrótce ulec zdanie.

Świadczy o tym choćby niedawna potyczka Haditaghiego z Grosickim albo lekka zadymka wokół Axela Holewińskiego.

Jednak – jak już zresztą wspominaliśmy – w cieniu tych wszystkich medialnych awantur, w klubie sporo się pozmieniało na płaszczyźnie czysto sportowej. Mieliśmy przecież imponujący na papierze transfer Sama Greenwooda, głośne zakontraktowanie Benjamina Mendy’ego, zmianę Roberta Kolendowicza na Thomasa Thomasberga. Do tego kilka meczów niewątpliwie wartych wzmianki, jak choćby listopadowa konfrontacja Portowców z Jagiellonią (1:2).

Niemniej, głównym bohaterem jesieni w Szczecinie był bez wątpienia Haditaghi. Reszta robiła za tło.

Alex Haditaghi

Rozczarowanie rundy

Nieudana końcówka jesieni.

Kibol Pogoni groził piłkarzom. Skandal po meczu w Szczecinie

Kadencja Thomasa Thomasberga w Szczecinie zaczęła się naprawdę optymistycznie – od zwycięstw z Piatem i Cracovią, a także wyeliminowania Legii z Pucharu Polski. Jednak im dalej w las, tym było gorzej, a na finiszu Portowcy kompletnie się posypali. Od początku listopada odnieśli tylko jedno ligowe zwycięstwo. Przegrali w tym czasie trzy spotkania w Ekstraklasie, a Widzew pozbawił ich szans na trzeci z rzędu awans do finału krajowego pucharu. Ponurą puentą tego wszystkiego był remis przed własną publicznością z Radomiakiem i skandaliczna „rozmowa pod płotem”, która nastąpiła po tym meczu.

Summa summarum, szczecinianie zamknęli 2025 rok w ponurych nastrojach. Z poczuciem, że może ich wiosną czekać niełatwa walka o utrzymanie. A wystarczyłyby przecież ze dwa korzystniejsze rezultaty, by Pogoń po zakończeniu rundy jesiennej zerkała raczej ku europejskim pucharom niż w stronę strefy spadkowej.

Największa potrzeba na wiosnę

Napastnik z prawdziwego zdarzenia. Nie oznacza to oczywiście, że zaprzeczamy sami sobie i stawiamy krzyżyk na Rajmundzie Molnarze. Wprawdzie Węgier jesienią nie zachwycił, ale w paru spotkaniach udało mu się jednak zademonstrować, że drzemią w nim spore możliwości. Problem w tym, że Molnar – czego można się w sumie było spodziewać – chyba po prostu nie czuje się najlepiej na pozycji numer dziewięć i lepiej by się sprawdził jako napastnik schodzący z lewego, ewentualnie prawego skrzydła. W takich rolach był zresztą najczęściej wykorzystywany w MTK Budapeszt. Na szpicy też tam grywał, prawda, ale rzadziej.

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

Jeśli chodzi o współczynnik spodziewanych goli na mecz, Pogoń po rundzie jesiennej legitymuje się najlepszym wynikiem w Ekstraklasie (1,82). I to wyraźnie najlepszym. Portowcy potrzebują zatem piłkarza, który naprawdę wypełni wyrwę pozostawioną przez Efthymiosa Koulourisa.

CZYTAJ WIĘCEJ PODSUMOWAŃ JESIENI NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

7 komentarzy

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama