Reklama

Nokaut w Bydgoszczy! Trzecioligowiec w ćwierćfinale Pucharu Polski

Mikołaj Duda

04 grudnia 2025, 23:09 • 4 min czytania 49 komentarzy

Na zakończenie zmagań w 1/8 finału Pucharu Polski doszło do starcia dwóch drużyn spoza Ekstraklasy. Zawisza Bydgoszcz podejmował Wisłę Kraków i boleśnie dla przeciwnika udowodnił, że dwa poziomy rozgrywkowe to znacznie mniejsza różnica, niż niektórym mogłoby się wydawać – pokonał rywala 4:1. Piłkarze z Reymonta w tym sezonie tak wyraźnie jeszcze nie przegrali.

Nokaut w Bydgoszczy! Trzecioligowiec w ćwierćfinale Pucharu Polski

Zawisza nie przegrał domowego meczu od końcówki maja. Siła stadionu w Bydgoszczy okazała się większa, niż ktokolwiek – z Mariuszem Jopem na czele – mógł się spodziewać. Wisła straciła cztery gole. Tyle w obecnych rozgrywkach ligowych nie strzelił jej nikt.

Reklama

Zawisza Bydgoszcz – Wisła Kraków 4:1. Wielki mecz w Pucharze Polski

Wisła po piorunującym początku nieco spuściła z tonu. Michał Oczkowski od pierwszego gwizdka sędziego musiał popisywać się skutecznymi interwencjami, jednak po pierwszej fali nawałnicy do głosu doszedł Zawisza. Zbliżył się do bramki Kamila Brody, jednak, jak się okazało była to tylko zasłona dymna. Wisła podpuściła, a następnie –  za sprawą duetu Ertlhaler-Nikaj – skasowała. Austriak przełamał linię obrony rywala, poprzez dobre wyjście do podania prostopadłego. Wrzucił piłkę na głowę Nikaja, a 23-latek z najbliższej odległości wpakował ją do bramki.

Wisła przy korzystnym wyniku mogła pokazać swoją wyższość – wystarczyło ostudzić tempo meczu i dłużej utrzymywać się przy piłce. Mogła, ale Mariusz Kutwa miał inne plany. Jego zawahanie wykorzystał Marcel Wszołek, który zabrał piłkę przeciwnikowi i dał się sfaulować spóźnionemu Wiślakowi. Po analizie VAR jasny werdykt – karny. Do piłki podszedł Maciej Kona i po chwili na tablicy wyników znów był remis.

Pierwsza połowa dla bezstronnego widza była widowiskiem godnym uwagi. Kompletnie nie było widać, że oba zespoły dzielą dwa poziomy rozgrywkowe. Zawisza grał z wyżej notowanym przeciwnikiem jak równy z równym. Akcje rozgrywane raz pod jedną, a raz pod drugą bramką, parady bramkarzy, interwencje obrońców, skuteczne dryblingi, ciekawe podania. Przede wszystkim sporo emocji. Zdecydowanie było na czym oko zawiesić.

11 minut, trzy ciosy. Zawisza znokautował przeciwnika

„Często w starciach z lepszymi zespołami. Stałe fragmenty gry mogą być główną bronią”. Słowa komentatora TVP Sport na początku drugiej połowy okazały się prorocze. Kilkanaście sekund po ich wypowiedzeniu Kamil Broda musiał wyciągać piłkę z siatki. Kapitalne dośrodkowanie Michała Cywińskiego, wygrana walka w powietrzu przez Mikołaja Staniaka i wybuch radości na stadionie w Bydgoszczy. Sytuacja Wisły musiała się zrobić trudna, skoro w trybie przyśpieszonym do wejścia na boisko przygotowano Angela Rodado.

Hiszpan nie zdążył wejść na boisko, a kibice Zawiszy po raz kolejny wpadli w euforię. Znów Michał Cywiński. Znów stały fragment gry. Dla gracza gospodarzy nie zrobiło to różnicy, że zamiast rzutu wolnego, miał kopać piłkę z rogu boiska. Groźna centra, tym razem na Frederico Duarte. Piłkarz Wisły postanowił odbić futbolówkę za siebie. Efekt? 3:1 dla Zawiszy!

Piłkarze Adriana Stawskiego poczuli przypływ energii i nic nie było w stanie ich zatrzymać. Mówiąc „ich” mamy na myśli przede wszystkim Michała Cywińskiego, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Poza udziałem przy dwóch bramkach, chciał też sam wpisać się na listę strzelców. W jaki sposób? Oczywiście, że przez stały fragment gry. 29-latek był blisko, ale trafił w słupek. Jednak, spokojnie. Nic straconego! Zawiszy tego wieczoru wychodziło wszystko. Piłka tak się odbiła, że spadła pod nogi Macieja Kony. Dobitka i 4:1! Trzecioligowiec po nieco ponad godzinie gry był niemal pewny awansu. Wisła była na deskach.

Wisła już się nie podniosła. Trzy gole w nieco ponad 10 minut to dla zespołu Mariusza Jopa był nokaut. Była nieuznana bramka Juliusa Ertlhalera, uderzenie w poprzeczkę Ervina Omicia, ale pierwszoligowiec walczył tylko o honor. Zawisza był zbyt dobrze zorganizowany, by roztrwonić taką przewagę. Piłkarze Adriana Stawskiego walczyli do samego końca, nie odpuszczali przeciwnikom nawet na moment, a gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni to niezwykle zmęczeni mogli unieść w górę ręce w geście pełni zasłużonego triumfu.

Bydgoszcz dzisiaj szybko nie zaśnie!

To miasto 11 lat czekało na taki mecz. Młodsze pokolenie już nawet nie pamięta, jak ekipa Ryszarda Tarasiewicza z choćby Wahanem Geworgianem w składzie na Stadionie Narodowym świętowała zdobycie Pucharu Polski. Do powtórzenia tego celu prosta droga. Wystarczy wygrać trzy następne mecze. Dla zespołu Adriana Stawskiego nie ma rzeczy niemożliwych!

Zawisza Bydgoszcz – Wisła Kraków 4:1 (1:1)

  • 0:1 – Ardit Nikaj 25′
  • 1:1 – Maciej Kona 32′
  • 2:1 – Mikołaj Staniak 53′
  • 3:1 – Frederico Duarte (gol samobójczy) 61′
  • 4:1 – Maciej Kona 64′

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

49 komentarzy

Legenda w rodzinie głosi, że piłka podobno towarzyszyła mu już podczas narodzin. Jego pierwsze wspomnienia sięgają do MŚ w Brazylii w 2014 roku, kiedy jako siedmiolatek z zafascynowaniem oglądał jak przyszły piłkarz Górnika Zabrze sięga po trofeum. 100% na 100% jego uwagi zajmuje polska piłka. Przy trzeciej godzinie monologu o rezerwowym Radomiaka jego słuchacze często tracą cierpliwość. We wtorek i środę zbiera siły przed czwartkowym wieczorem, spędzanym wspólnie z jego ulubioną Ligą Konferencji. Gdy ktoś się go zapyta o piłkarza o imieniu Lamine, to bez zawahania odpowie Diaby-Fadiga

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama