To największe wydarzenie w historii polskich szachów. Arcymistrzowie zjechali do naszego kraju, by wziąć udział w mistrzostwach świata w szachach szybkich i błyskawicznych – mniej prestiżowych, ale znacznie bardziej widowiskowych od klasycznych – które rozpoczynają się już dziś. O tytuł powalczą tacy kozacy, jak Magnus Carlsen, Jan Niepomniaszczij, Hikaru Nakamura czy Jan-Krzysztof Duda. Czy ktoś może zdetronizować Carlsena? Na co stać Polaków? I jak to wszystko właściwie będzie wyglądać?
Spis treści
Najważniejsze wydarzenie w historii
Mistrzostwa świata do Polski trafiły nagle, jeszcze miesiąc temu nikt nie mógł się tego spodziewać. Przygotowywano się wtedy tylko do organizacji mistrzostw Europy w katowickim Spodku (które zresztą wygrał Jan-Krzysztof Duda). Potem jednak sytuacja się zmieniła. Kazachstan, który odpowiadał za organizację MŚ, zrezygnował z tego prawa, pozostawiając Międzynarodową Federację Szachową (FIDE) w trudnej sytuacji.
Na szczęście udało się znaleźć zastępstwo. W Polsce. Konkretnie – w Warszawie, na Stadionie Narodowym.
– Dostaliśmy tak naprawdę szesnaście dni na organizację całej imprezy, którą przyznano nam po rezygnacji Kazachstanu – mówi nam Radosław Jedynak, prezes Polskiego Związku Szachowego. – Wszystko stanęło na głowie, ludzie, w tym ja, nie mają przez to świąt. Niestety, tak to czasami jest. Dopiero na sylwestra wszyscy będą mogli sobie to zrekompensować.
Stracić święta w tym przypadku jednak warto, bo to wielkie wydarzenie. Choćby dlatego, że w normalnej sytuacji mistrzostwa kontynentu i świata po prostu nie odbywają się w jednym kraju w tym samym roku.
– To jest ewenement, nie przypominam sobie takiej sytuacji. Z reguły takie imprezy są dzielone na różne kraje. Polska jednak – sportowo, organizacyjnie i finansowo – stoi bardzo mocno. Mamy w ostatnich latach sporo sukcesów. Nieprzypadkowo przyznano tę imprezę właśnie nam. Jestem przekonany, że zorganizujemy ją na wysokim poziomie. Zresztą mamy też pomoc od władz państwowych, które nas regularnie wspierają – dodaje Jedynak.
By jednak uświadomić sobie, jak niesamowita to sprawa dla polskich szachów, trzeba napisać po prostu, że takiego turnieju jeszcze u nas nie było. Raz, że to mistrzostwa świata i już samo w sobie jest to wielkie wydarzenie. Dwa, że rywalizować o tytuł przyjedzie do nas Magnus Carlsen, urzędujący mistrz świata w szachach klasycznych, zresztą świeżo po kolejnej udanej obronie tytułu. A ostatni raz aktualny czempion pojawił się w Polsce, by wziąć udział w faktycznej grze (czyli nie na partie towarzyskie)… jeszcze przed wojną.
– Myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, iż będzie to najsilniej obsadzony turniej w historii polskich szachów. Będziemy mieć mistrza świata i ścisłą światową czołówkę. Na pewno jest to bardzo wyjątkowe wydarzenie i to był jeden z tych powodów, by walczyć o tę imprezę, choć było wiadomo, że czasu na organizację będzie bardzo mało. A zainteresowanie i walka o organizację tego typu imprez jest olbrzymia – mówił kilka dni temu Łukasz Turlej, wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Szachowej.
Warto tu też podkreślić jedno – Polska w ten sposób pokazuje FIDE, że można na nią liczyć nawet w sytuacjach wyjątkowych. Federacja będzie o tym pamiętać. – FIDE jest szczerze wdzięczna Polsce, krajowi o wielkich tradycjach szachowych, że mimo tak krótkiego terminu zaproponowała organizację mistrzostw. Jestem przekonany, że będzie to wspaniałe wydarzenie – mówił Arkady Dvorkovich, prezydent FIDE, dziękując Polsce.
Dziękować mogą też najlepsi szachiści, bo mają gdzie i o co grać. A wśród nich ten największy.
Magnus Carlsen, czyli wielki faworyt
O Carlsenie napisano i powiedziano już wszystko. Odkąd w 2013 roku zdobył mistrzostwo świata w szachach klasycznych, tytułu bronił czterokrotnie i żaden z jego rywali przesadnie mu nie zagroził. Wielu miało nadzieję, że może zrobi to w Dubaju Jan Niepomniaszczij, tegoroczny pretendent. I faktycznie, przez pięć pierwszych partii, zakończonych remisami, Rosjanin nie odstawał od rywala.
Zadecydowała jednak szósta – w której, po rekordowych dla meczu o mistrzostwo 136 posunięciach, Carlsen pierwszy raz pokonał Rosjanina. A dalej już poszło łatwo. Bo gdy Magnus poczuje krew, to rywale nie mają z nim szans.
– To, w jaki sposób on wygrywa… Widać w tym różnicę między nim, a pozostałymi zawodnikami. Większość szachistów ma świetne przygotowanie domowe, ale on – choć pewnie też je ma – wygrywa przede wszystkim w środkowej i końcowej fazie partii, kiedy widać siłę i prostotę gry. Gdy patrzy się na jego zagrania, ma się wrażenie, że nie robi nic wielkiego, a jednak pokonuje rywali regularnie – mówi Jedynak.
Szachy szybkie i błyskawiczne różnią się jednak od klasycznych znacznie ograniczonym czasem przeznaczonym na każdy ruch. W tych pierwszych gracze zaczynają z zegarem ustawionym na 15 minut, a za każdy ruch dostają dodatkowe 10 sekund. W drugich? Trzy minuty i dwie sekundy. To już tempo ekspresowe i każdy ruch, wymagający dłuższego namysłu, może się zemścić. Podejmować decyzje trzeba więc niesamowicie szybko, nie można na spokojnie analizować posunięć rywali.
I wiecie co? To niczego nie zmienia. Carlsen i tak jest najlepszy.
– Trudno mówić o detronizacji Carlsena – to człowiek-maszyna. W ostatnich ośmiu latach czterokrotnie zdobył tytuł mistrza w blitzu [szachach błyskawicznych], w tym trzy razy z rzędu w ostatnich trzech turniejach. Jak wszyscy wiemy, zdobycie tytułu mistrza świata nie wiąże się jedynie z pokonaniem go w bezpośrednim pojedynku – należy wygrać cały turniej. Właśnie tu pojawia się problem, bo o ile na przykład Alireza Firouzja jest w stanie ograć Carlsena, tak wydaje mi się, że wygranie całego turnieju może być dla niego problematyczne – mówi Bartosz Rudecki, znany pod pseudonimem xtentacion, szachista i streamer.
W 2019 roku, gdy po raz ostatni odbyły się mistrzostwa świata w tych odmianach szachów, Norweg był najlepszy w obu turniejach. W szachach szybkich triumfował też w 2014 i 2015 roku. W błyskawicznych – w 2014 (wtedy zaliczył swój pierwszy mistrzowski hat-trick, wygrywając turniej lub mecz o mistrzostwo w każdej odmianie), 2017 i 2018. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, to zapewne i w tym roku wygra wszystko, co tylko jest do wygrania.
Co ciekawe, Carlsen do Polski przyjeżdża niedługo po obronie tytułu w szachach klasycznych, ale – co może nawet ważniejsze – po zszokowaniu świata. Norweg powiedział bowiem, że… raczej nie będzie już bronić mistrzostwa po raz kolejny, chyba że ze wspomnianym Firouzją, genialnym nastolatkiem z Iranu, grającym pod francuską flagą. Zainteresowanie Carlsenem w świecie sportu po takiej deklaracji tylko wzrosło, a to podbija też zainteresowanie rozpoczynającym się dziś turniejem. Nawet jeśli nie wydaje się prawdopodobne, by Norweg faktycznie miał zrezygnować w przyszłości z obrony tytułu.
– Ja mu nie wierzę. Czytałem to i myślę, że to trochę gra pod publikę. Choć Magnus niby tak nigdy nie robi, ale proszę być spokojnym – on będzie bronić tego tytułu z każdym. Nie odejdzie. Nigdy w historii nie zdarzyło się tak, by mistrz świata któregoś dnia po prostu odszedł. Były kłótnie o pieniądze i zbyt niskie nagrody, kiedyś nie zagrał przez to Bobby Fischer, ale to zdarza się niezwykle rzadko. Magnus nie odejdzie, on kocha szachy – mówi Jedynak.
Kocha i dominuje. W Warszawie pewnie pokaże to po raz kolejny. No chyba że przydarzy się niespodzianka.
Czy ktoś strąci króla z tronu? Pozostali faworyci
Niespodzianka, bo właściwie niezależnie od tego, kto wygra, jeśli tylko nie będzie nazywać się „Carlsen”, to właśnie tak trzeba by to nazwać. I to nie tak, że szachistów gotowych do wytoczenia Magnusowi wojny na równych zasadach nie ma – po prostu, jak zauważył to Rudecki, problemem jest to, że trzeba tu nie tylko pokonać Norwega (co jest możliwe, zrobił to nawet, nie tak dawno temu, Jan-Krzysztof Duda w klasycznej odmianie szachów w Pucharze Świata), ale też utrzymać taki poziom, by na przestrzeni 13 (w szachach szybkich) lub 21 (w błyskawicznych) rund zdobyć więcej punktów od Magnusa.
Sensacji nie ma się więc co spodziewać. Kogo byśmy o to nie zapytali, mówi bowiem jedno – wygra ktoś z najwyższych rankingowych lokat. – Mogę się założyć, że będzie to ktoś ze ścisłej czołówki. Ktoś niżej notowany opcjonalnie mógłby pokusić się o medal. Może Radek Wojtaszek? Gdyby miał przy tym trochę szczęścia, to czemu nie? – mówi Jedynak. I takie głosy się powtarzają. Po prostu nie ma co marzyć o tym, że przydarzy się historia na miarę mistrzostwa Leicester w Premier League.
Kto więc może zdetronizować Magnusa Carlsena? Cóż, postawić trzeba przede wszystkim na czwórkę Hikaru Nakamura, Jan Niepomniaszczij, Alireza Firouzja i Jan-Krzysztof Duda, ale o szansach tego ostatniego napiszemy kawałek dalej, bo zasłużył, by poświęcić mu kilka odrębnych akapitach. A co z pozostałą trójką?
Ciekawym przypadkiem jest Nakamura. To gość, który w ostatnich latach działa przede wszystkim na rzecz promocji szachów. W sieci stał się swego rodzaju gwiazdą, można oglądać go na streamach i nagranych wcześniej wideo, jest aktywny, zawsze uśmiechnięty, do gry często zaprasza amatorów (zresztą podobnie robi Carlsen). Generalnie – z perspektywy FIDE to doskonały ambasador dyscypliny. A jak z jego grą?
– Ciężko utrzymywać najwyższy poziom gry i być jednocześnie promotorem szachów, gdzie bardzo ważne jest żeby trafiać do jak najszerszej publiki. Śmiem jednak twierdzić, że poziom jego gry na blitzu sięga samego szczytu poziomu światowego, różnicę zauważyć możemy jedynie w szachach klasycznych, ale w tej kwestii wszystko okaże się na kolejnym, nadchodzącym turnieju Grand Prix – mówi Rudecki.
Zgadza się z nim też Radosław Jedynak.
– Hikaru to ekspert od gry w szachy szybkie. Jego kariera, z uwagi na wiek, nieco przygasa, ale w szachach szybkich i błyskawicznych jest nadal jednym z faworytów. Na mistrzostwach będzie rozstawiony z „dwójką” i to nie jest przypadek.
Wspomniany wiek jest tu zresztą bardzo istotny. Im szybsza gra, tym bardziej premiuje ona młodszych szachistów, tak to zwykle wygląda. Dlatego 34-letni Nakamura nie jest głównym faworytem do ogrania Carlsena. Tu jednak na scenę wkracza genialny Firouzja, który niedawno pobił jeden z rekordów należących do Norwega – jako najmłodszy w historii szachista przekroczył 2800 punktów rankingowych w klasycznej odmianie gry, a to w szachach magiczna bariera, którą w aktualnym rankingu osiąga tylko dwóch zawodników: Firouzja i sam Carlsen.
W blitzu i szachach szybkich wygląda to nieco inaczej – tam reprezentujący Francję szachista jest już nieco niżej w rankingach, ale każdy wie, że stać go na rzeczy wielkie. Już dwa lata temu, w wieku ledwie 16 lat, zdobył tytuł wicemistrza świata, będąc zresztą blisko ogrania Carlsena w bezpośredniej partii. Przegrał tylko przez to, że zabrakło mu czasu. Firouzja przy szachownicy jest w stanie grać w tempie naprawdę błyskawicznym i nie dziwi, że jest powszechnie uważany za najpoważniejszego rywala Norwega w zaczynającej się dziś imprezie.
– Zgadza się. Szachy błyskawiczne to nieco inna gra od klasycznych, nie mają tu takiego znaczenia otwarcia, raczej liczy się pomysłowość, szybkość reakcji i liczenia wariantów. Do gry wchodzą w dużej mierze inne cechy. Uważam, że Firouzja ma spore szanse, choć jest rozstawiony z dalszym numerem. To bardzo młody, ale też bardzo niebezpieczny zawodnik. W szachy szybkie ma stosunkowo niski ranking, ale jego potencjał jest ogromny – mówi Jedynak. A Rudecki dodaje wprost: to przyszły mistrz świata, być może nawet w każdej z trzech odmian szachów. Pytaniem pozostaje tylko, kiedy to nastąpi.
Mistrzem świata nie został za to Jan Niepomniaszczij, który w każdej z odmian ranking ma minimalnie pod poziomem 2800 punktów. Ale groźny jest niezmiennie, bo to po prostu niezwykle utalentowany szachista. Tym, co go zwykle zawodzi, jest jednak psychika. Tak jak to było w meczu o mistrzostwo świata w klasycznej odmianie szachów. Gdy przegrał wycieńczającą fizycznie i psychicznie partię, to w kolejnych popełniał łatwe błędy. Takie, że dziwił się im nawet Carlsen.
Jeśli Rosjaninowi uda się nad tym zapanować – a w przypadku krótszych partii w teorii powinno być to, paradoksalnie, łatwiejsze – może powalczyć nawet o wygraną. W końcu z mistrzostw świata w tych odmianach szachów przywiózł na przestrzeni lat już trzy srebrne medale. Kto wie, może kolejny, nawet złoty, dorzuci w tym roku.
A co z gościem, na którego my powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?
Duda i reszta – na co stać Polaków?
– Będąc realista, poza Janem-Krzysztofem Dudą i Radosławem Wojtaszkiem, nie mamy zawodnika który byłby w stanie walczyć o czołową dziesiątkę. Owszem, mamy wielu mocnych arcymistrzów, jednakże każdy kraj ma jedną “supergwiazdę” – u nas jest to Duda. I to właśnie te supergwiazdy rywalizują ze sobą o zwycięstwo. Niemniej jednak życzę sukcesów naszym zawodnikom – mówi Rudecki.
I to uczciwe postawienie sprawy. Choć w turnieju udział weźmie udział wielu polskich zawodników (poza wspomnianą dwójką choćby Kacper Piorun, Mateusz Bartel czy Bartosz Soćko oraz szachistki takie jak Klaudia Kulon czy Monika Soćko), którzy pewnie wygrają co najmniej kilka partii na głowę, to jednak jeśli liczyć na sukces – trzeba patrzyć przede wszystkim na Dudę. On sam wie doskonale, na co go stać. Choć przed rozpoczęciem imprezy powtarzał, że przez organizowanie jej w Polsce czeka na niego dodatkowa presja.
– To jest wielkie wydarzenie, że mistrzostwa świata w szachach szybkich i błyskawicznych po raz pierwszy w historii odbędą się w Polsce. Czuję dodatkowe emocje związane z tym faktem. Oczywiście, osiągałem sukcesy w poprzednich latach poza granicami Polski, ale wiadomo, że granie u siebie jest wyjątkowe. Z jednej strony będzie dodatkowa presja, a z drugiej mówi się przecież, że gospodarzom ściany pomagają. Dobrze, że wystartowałem w mistrzostwach Europy, bo ten turniej będzie dobrym przetarciem przed mistrzostwami świata – mówił.
Na mistrzostwach Europy nasz arcymistrz wystąpił tylko w szachach błyskawicznych i rywalizację tam wygrał. To nie był jednak przesadnie mocno obsadzony turniej, zresztą świadczy o tym po części fakt, że niespodziewanym wicemistrzem został Maciej Klekowski. Choć przyznać trzeba, że pokazał się z bardzo dobrej strony, w jednej z partii ogrywając nawet Dudę. Nikt jednak nie obstawia, że o niespodziankę mógłby się pokusić i na Narodowym.
– Faktycznie, jego wicemistrzostwo Europy było niespodzianką, choć to świetny zawodnik. Przypomnę, że zdobył Puchar Polski, składający się z trzech turniejów, gdzie grają mocni polscy zawodnicy. On naprawdę potrafi grać w szachy szybkie. Mistrzostwa świata, choć na pewno ogra w nich wielu rywali, to jednak nie ten poziom. Na mistrzostwach Europy w Katowicach brakowało światowej czołówki (poza Janem-Krzysztofem Dudą, który zagrał tylko blitza, trochę na rozgrzewkę). Sukces jest jednak sukcesem, Maciej jest drugim zawodnikiem w Europie – mówi Jedynak.
A więc zostaje Duda, mierzący się z najlepszymi na świecie rywalami i presją występu w ojczyźnie. I to człowiek, który może pokusić się o napisanie historii. Stać go na to, tym bardziej, że Polak woli szachy szybkie od klasycznych, a przecież w tych drugich zaliczył najlepszy rok w życiu – wygrał między innymi Puchar Świata, kwalifikując się przy okazji do kolejnego Turnieju Pretendentów, w którym nigdy jeszcze nie było Polaka. To fenomenalny wynik.
– Janek jest dużo lepszy w szachy szybkie, niż te zwykłe, grane tempem klasycznym. Tu fachowcy widzą jego szanse. Nieprzypadkowo będzie rozstawiony z „trójką”. W szachach klasycznych – choć też jest w światowej czołówce – nie ma tak wysokiego rankingu. W szybkich zgromadził już jednak ponad 2800 punktów rankingowych. Uważam, że ma dużą szansę wygrać – zresztą szanse będzie miał nawet dwie, bo i w szachach szybkich, i błyskawicznych. Pamiętajmy, że trzy lata temu zajął w tym turnieju drugie miejsce, przegrywając tylko z Magnusem Carlsenem. Więc już jako dużo młodszy zawodnik odniósł wielki sukces – dodaje Jedynak.
Choć wyróżnić z naszej rozmowy z prezesem PZSzach chcielibyśmy jedno zdanie. – Nie jestem pewien, czy Carlsen jest w tej odmianie gry lepszy od Jana-Krzysztofa.
I to wcale nie przesada. Duda od kilku lat należy do ścisłej światowej czołówki. Lubi szachy szybkie, gra w nie świetnie i wciąż jest bardzo młody, a to – jak już ustaliliśmy – premiuje go w walce o tytuł. Nie zdziwi ani nas, ani nikogo na świecie, jego potencjalny złoty medal.
Byłaby to jednak niesamowita historia, gdyby zdobył go właśnie w Warszawie.
Mistrzostwa świata – termin, miejsce i pula nagród
Mistrzostwa odbędą się w dniach 26-30 grudnia. W ciągu pierwszych trzech dni rozgrywek szachiści i szachistki rywalizować będą w szachach szybkich, codziennie od godziny 15:00. Czwartego – już w szachach błyskawicznych – zawody rozpoczną się o tej samej porze, ale w ostatnim dniu rywalizacji wystartują o godzinę wcześniej. Cała impreza przeprowadzona zostanie na Stadionie Narodowym w Warszawie, oglądać zmagania będzie można w Internecie.
Pula nagród wynosi milion dolarów. W rywalizacji szachistów za wygrane w obu kategoriach zgarnąć można po 60 tysięcy dolarów, u kobiet za pierwszej miejsce przypada 40 tysięcy dolarów – tyle samo zgarnie zdobywca III miejsca w rywalizacji najlepszych szachistów.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj także: