Reklama

Czwarta piramida. Za co Egipcjanie kochają Mohameda Salaha?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

18 stycznia 2024, 15:48 • 14 min czytania 4 komentarze

Oto prawdziwa twarz Mohameda Salaha. Prawdopodobnie najpopularniejszy Egipcjanin od czasów faraonów. Wielki piłkarz, wspaniały człowiek. Dobroczyńca, filantrop, przykładny muzułmanin. Postać, która przeszła długą drogę od zera do bohatera. Przez jednych wychwalany pod niebiosa, przedz drugich karcony za rzekome angażowanie się w politykę i łamanie religijnych zasad. Jedyny symbol przemian w Egipcie, które nigdy nie nadeszły. Ale dający nadzieję, że w końcu nadejdą.

Czwarta piramida. Za co Egipcjanie kochają Mohameda Salaha?

8 października 2017 roku, stadion Borg El Arab w Aleksandrii. W 88. minucie meczu eliminacyjnego mistrzostw świata Arnold Bouka Moutou pokonuje leciwego Essama El-Hadary’ego, Kongo wyrównuje w starciu z Egiptem i ucisza niemal 90 tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach oraz niezliczone miliony przed telewizorami.

NAJGORSZA CHWILA W ŻYCIU

Mohamed Salah, który chwilę wcześniej był w euforii po tym, jak dał swojej drużynie prowadzenie, sprawiając jednocześnie, że ta była już jedną nogą w fazie grupowej mistrzostw świata w Rosji, pada bezwładnie na murawę. – To była najgorsza chwila w moim życiu – będzie później powtarzał wielokrotnie.

Na jego szczęście ta najgorsza chwila w życiu jeszcze tego samego wieczoru przemieniła się w najlepszą. W 95. minucie meczu z Kongiem Salah wykorzystał rzut karny, co oznaczało, że Egipt wraca na mundial po 28 latach przerwy. – Nie myślałem. Na te sekundy przed rzutem karnym w ogóle nic nie myślałem. Już wcześniej zdecydowałem, że jeśli dostanę szansę, uderzę tak mocno, jak to tylko możliwe, nie było innej opcji. Nie myślałem o uderzeniu piłki w róg, po prostu wiedziałem, że uderzę ją tak mocno, jak potrafię i to wszystko – opowiadał później w rozmowie z magazynem GQ.

Jak powiedział, tak też zrobił. Faktycznie uderzył mocno, w zasadzie na ślepo, ale w światło bramki. Kongijski bramkarz był bez szans, tym samym miliony Egipcjan i sam Mohamed Salah jednego wieczoru przeszli drogę z nieba do piekła.

Reklama

Dla Salaha niewątpliwie był to najważniejszy dzień i najważniejszy mecz w życiu. Zrobił to, o czym marzył i to, czego oczekiwali od niego rodacy. Zapewnił coś, czego nie potrafiło zapewnić wielu przed nim, bo nie byli tak wyjątkowi, jak on. Mo zapewnił sobie wtedy również nieśmiertelność w swoim kraju. To był przełomowy moment, kiedy chłopak z małego Nagrig, położonego w samym sercu Delty Nilu, został największym bohaterem Egiptu.

CZWARTA PIRAMIDA

Okrzyknięty został wówczas „czwartą piramidą”.

Ten przydomek nie jest specjalnie popularny poza Egiptem, w końcu jest on ściśle związany z tamtejszą kulturą. Piramidy to zdecydowanie najpopularniejsze dziedzictwo egipskiej cywilizacji, a więc można sobie w ten sposób uzmysłowić, że trzeba być kimś naprawdę wielkim, aby ktokolwiek tak cię nazwał.

Już przed tamtym meczem w Aleksandrii Salah był gwiazdą futbolu, może jeszcze nie na skalę światową, ale bez wątpienia europejską, choć jak doskonale pamiętamy, bardzo szybko się to zmieniło. W końcu był to wówczas ten pamiętny, pierwszy sezon w Liverpoolu, kiedy to wszedł z buta do Premier League, ale przede wszystkim poprowadził The Reds do nieszczęsnego finału Ligi Mistrzów w Kijowie.

Salah strzelał bramki wszystkim jak leciało. Zainteresowanie meczami Liverpoolu w Egipcie zaczęło narastać, choć wcześniej nie było specjalnie wysokie. W tym kraju kibice dzielili się zawsze na dwa obozy – tych wspierających Al-Ahly i tych wspierających Zamalek. Łączyła ich tylko i wyłącznie reprezentacja narodowa, choć i na tym polu krewki naród potrafił się często różnić. Szczególnie kiedy kadra zawodziła, a to w historii egipskiej piłki działo się wyjątkowo często. Równie często pojawiały się oczywiście sukcesy. W końcu Egpcjanie najczęściej triumfowali w mistrzostwach kontynentu.

Reklama

Z czasem struktura społeczności egipskich kibiców nieco się zmieniła. Nowe pokolenie nie jest już tak zaangażowane w rywalizację Al-Ahly i Zamalek, znacznie częściej wybiera sobie kluby europejskie. Jednak do momentu pojawienia się Salaha, celowano raczej w kluby pokroju Barcelony, Realu czy Manchesteru United. Mo sprawił, że dziś w Egipcie liczy się przede wszystkim Liverpool. Niemal w każdym kairskim barze można obejrzeć mecz The Reds. Oczywiście kiedy Salah nie gra, zainteresowanie znacznie spada. Ludzie wyłączają telewizory.

Mimo wszystko, kiedy Salah jednak jest na boisku, jego wyczyny oglądają dosłownie niemal wszyscy. Osoby starsze, kobiety, osoby totalnie nieinteresujące się piłką. Napastnik Liverpoolu to dla nich już nie tylko napastnik Liverpoolu. To ikona, a nawet być może pewne niezwykłe zjawisko, które sprawia, że rodacy są dumni. Salah to dzisiaj symbol Egiptu tak jak faraonowie, Kanał Sueski czy właśnie piramidy.

DUMA ARABÓW

Salah stał się jednak ikoną nie tylko Egiptu, ale w ogóle szeroko rozumianego świata islamskiego. W pewnym momencie przebił się nawet do światowego mainstreamu, otarł się o świat popkultury. U szczytu popularności powstał przecież jego mural na Times Square, dostawał propozycje sesji w dużych magazynach modowych, które z chęcią przyjmował, pomimo tego, że raczej nie kojarzy się z tego typu działalnością. Nie jest to typ człowieka pokroju Cristiano Ronaldo czy Davida Beckhama.

Jedna z tych sesji – dla magazynu GQ – wzbudziła zresztą sporo kontrowersji w jego kręgu religijnym. Może nie sama sesja, ale to, że wystąpił w niej u boku znanej modelki Alessandry Ambrosio. Zostało to potraktowane jako złamanie zasad, pojawiło się wiele głosów, że prawdziwemu muzułmaninowi nie wypada brać udziału w czymś takim, A przecież Salah kojarzył się do tamtej pory właśnie jako przykład wzorowego wyznawcy islamu. Przecież początkowo nawet jego podstawową cieszynką była seddża, czyli pokłon dla Allaha.

W pewnym momencie religijność Salaha stała się przecież nawet inspiracją do powstania wielu memów, na których na przykład doklejony do zdjęcia piłkarz zakrywał czymś kobietę w bikini – na przykład Antonellę Roccuzzo, życiową partnerkę Leo Messiego. Żartowano też z niego, jako „Dumy Arabów”, która uratuje świat i będzie stała na straży religijnych wartości.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez اخلاق محمد صلاح (@a5la3)


To nie były zresztą jedyne rysy na wizerunku religijnego Salaha. Od jakiegoś czasu w każde święta Bożego Narodzenia w świecie islamskim rozpoczyna się wielka burza, wokół której również powstają miliony memów, ale tym razem nie wyśmiewających Salaha, a raczej tę część użytkowników mediów społecznościowych wzburzoną na widok zdjęcia Egipcjanina z… choinką. Tak, piłkarz Liverpoolu od niedawna regularnie publikuje zdjęcia drzewka bożonarodzeniowego, przy okazji składając życzenia i to jest dla wielu niedopuszczalne.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Mohamed Salah (@mosalah)

Podobnie było zresztą z jednym z wywiadów, w którym Salah został zapytany o to, czy uważa, że ludzie nie powinni pić alkoholu. Piłkarz odpowiedział szczerze, że on sam nie pije, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby i w ogóle go do tego nie ciągnie. I tym razem również znalazło się oburzone grono, które wytknęło Egipcjaninowi, że powinien być bardziej stanowczy i powiedzieć wprost, że alkoholu pić się nie powinno, bo jest to sprzeczne z zasadami religii. W przeciwnym razie daje zły przykład innym, szczególnie tym młodszym wyznawcom Allaha.

NIEDOSZŁY PREZYDENT

Te wszystkie rysy nie szkodzą jednak w żaden sposób pozycji Salaha w świadomości samych Egipcjan. Dla nich jest bohaterem bez względu na wszystko, choć i rodacy miewali do niego różne pretensje. Jedni o to, że nie angażuje się w politykę, a powinien. Drudzy zarzucają mu z kolei, że rzekomo angażuje się w politykę, a nie powinien. Skąd my to znamy…

Mimo tych poniekąd absurdalnych zarzutów, bo Salah faktycznie raczej stara się nie angażować w politykę, nie oznacza to, że nie jest w nią pośrednio zaangażowany. Chcąc nie chcąc jest w pewien sposób narzędziem w rękach egipskiego reżimu prezydenta Abd al-Fattaha as-Sisiego. Postać Salaha pozwala egipskiemu przywódcy szczycić się wartościami moralnymi i nowoczesnością współczesnego państwa egipskiego pod jego rządami. Egipscy politycy lubią się ogrzewać w blasku Salaha, ale przecież to domena nie tylko tamtejszych polityków. W końcu na całym świecie nic tak nie ociepla wizerunku, jak doczepienie się do sukcesu sportowego.

Na tym polu doszło już zresztą do pewnych napięć na linii rząd – otoczenie Salaha. Piłkarzowi, a być może przede wszystkim jego doradcom, nie spodobało się, kiedy w kwietniu 2018 roku Egipski Związek Piłki Nożnej (EFA) umieścił bez pytania jego wizerunek na samolocie, którym podróżowała reprezentacja. Sytuacja była trudna ponieważ Salah miał wówczas umowę sponsorską z operatorem komórkowym Vodafone, a głównym sponsorem związku był Telecom Egypt. Oznaczało to więc, że wizerunek piłkarza pojawił się obok loga konkurencyjnej firmy.

Spór zaognił się na tyle, że Salahowi przyszło nawet na myśl przedwczesne zakończenie kariery reprezentacyjnej. Na szczęście kilka miesięcy później udało się rozwiązać konflikt, głównie dzięki wyjątkowo obrotnym prawnikom zawodnika. Wywołali oni na tyle wielki szum medialny, że udało im się nastawić egipskie społeczeństwo przeciwko rządowi. Lud stanął po stronie Salaha, a przecież reżim niczego się tak nie boi, jak buntu ludności. Dlatego też ostatecznie związek przyznał rację piłkarzowi, że nie miał prawa do wykorzystywania jego wizerunku.

Na tym polu Salah również miał kilka wpadek wizerunkowych. Największą było spotkanie z Ramzanem Kadyrowem w przededniu mundialu w Rosji. Czeczeński przywódca był wówczas oskarżany o łamanie praw człowieka, dziś można by było do tego dodać jeszcze zaangażowanie w wojnę w Ukrainie, a Egipcjanin jak gdyby nigdy nic zrobił sobie z nim zdjęcie i uciął krótką pogawędkę. Mało tego, Kadyrow nadał mu wówczas… honorowe obywatelstwo Czeczenii. Najbardziej oberwało się oczywiście Salahowi, który zapewne nie do końca zdawał sobie sprawę, kim jest ten człowiek.

Kolejną wpadkę, choć już niekoniecznie na tle politycznym, a raczej obyczajowym, Salah zaliczył rok później, podczas Pucharu Narodów Afryki 2019. Głośna była wówczas sprawa jego kolegi z reprezentacji Amra Wardy, który dostał zarzuty za molestowanie seksualne. Egipska federacja nie miała więc wyjścia i natychmiast wyrzuciła go z drużyny, co spotkało się ze… sprzeciwem Salaha. Piłkarz Liverpoolu posługiwał się wówczas dość pokrętną logiką, mówiąc, że powinni dać jego koledze drugą szansę i, że nie da się rozwiązać problemu, unikając go. Pomimo krytyki uderzającej go ze wszystkich stron, kapitan znów dopiął swego. EFA ugięła się pod jego naciskiem i przywróciła Amra Wardę do składu.

Wracając do prezydenta Sisiego, trzeba przypomnieć jeszcze jeden zgrzyt w jego „relacji” z Salahem. Mowa tutaj znów o sytuacji z 2018 roku, która wyraźnie pokazuje, jaką pozycję ma Mo w swojej ojczyźnie. Odbyły się wówczas wybory prezydenckie, których faworytem był Sisi, bo oczywiście nie mogło być inaczej i ostatecznie rzeczywiście triumfował. Najciekawsze w tamtej elekcji było jednak to, że ponad milion głosów otrzymał… tak, nie kto inny jak Mohamed Salah. Piłkarz oczywiście nie był kandydatem w wyborach, ale ponad milion obywateli Egiptu skreśliło pozostałych kandydatów i dopisało jego nazwisko. To wszystko były głosy nieważne, ale reżim poczuł wówczas na własnej skórze z kim mają do czynienia. Znamienne było wówczas przecież to, że podstawiony kandydat Moussa Mostafa Moussa, w rzeczywistości zwolennik egipskich władz, który miał kandadować na pokaz, otrzymał trzy razy mniej głosów od kapitana reprezentacji.

FILANTROP

Powiedzieliśmy już sporo o dobroduszności i religijności Mohameda Salaha, która i tak nie dla wszystkich jest wystarczająca. Zwróciliśmy uwagę na wszelkie rysy na wizerunku, a więc przyszedł czas na to, co najważniejsze. Dlaczego, oprócz tego, że jest fantastycznym piłkarzem i ambasadorem ojczyzny na całym świecie, Salah jest tak istotny dla samych Egipcjan. W końcu przed chwilą wyciągnęliśmy mu wszelkie „brudy”, które wiążą się z jego osobą. Jest ich jednak zdecydowanie mniej, niż tych dobrych uczynków.

Przede wszystkim Salah zwyczajnie dba o to, aby być blisko zwykłych ludzi. Pomimo ogromnej popularności, wszystkich tych murali na Times Square i sesji z modelkami, Mo zdaje się twardo stąpać po ziemi. Nigdy nie zapomniał o tym, jak trudne miał dzieciństwo, w jakiej warunkach przyszło mu się wychowywać, jak jeździł po cztery godziny w jedną stronę na treningi do Kairu czterema różnymi autobusami.

Salah nigdy nie zapomniał nie tylko o Egipcie, czyli o tej dużej ojczyźnie, ale przede wszystkim o tej małej – Nagrig. 31-latek faktycznie co roku w okresie ramadanu wraca w swoje rodzinne strony i oddaje się modlitwie. W międzyczasie pomaga lokalnej społeczności, gra w piłkę z dzieciakami na boisku, na którym sam stawiał pierwsze kroki. Potrafi przyjść do małej kawiarni niedaleko swojego domu rodzinnego, przysiąść się do miejscowych i oglądać z nimi mecze w telewizji.

Ale oczywiście Salah pomaga lokalsom przede wszystkim finansowo. Już kiedy zarobił pierwsze większe pieniądze na Zachodzie – w FC Basel – zaczął od tego, że założył fundację, która pomaga potrzebującym z jego rodzinnych stron. Od tamtej pory przez fundację przwinęły się miliony, którymi na miejscu zarządza jego ojciec, człowiek, który od zawsze był poważnie zaangażowany w życie Nagrig, jeszcze zanim syn zyskał międzynarodową sławę.

Burmistrz Nagrig ujawnił jakiś czas temu, że fundacja Salaha co miesiąc przekazuje 60 tysięcy funtów egipskich biednym wdowom, rozwiedzionym kobietom, sierotom i osobom starszym. Pomaga też młodym małżeństwom przy organizacji ślubów. Przyznaje biednym syryjskim uchodźcom miesięczne stypendia w wysokości do 400 funtów egipskich. Kilka lat temu zakupiła też pierwszą w pełni wyposażoną karetkę oraz zmodernizowała szpital  w pobliskim mieście Bassioun, który jest najbliżej Nagrig, wyposażając go w sprzęt i remontując sieć kanalizacyjną.

Fundacja przeznaczyła też 17 milionów funtów na budowę szkoły, w której naucza się według programu kairskiego instytutu Al Azhar, głównej światowej siedziby nauk muzułmanów sunnickich, co oczywiście również wzbudziło pewne kontrowersje wśród części wyznawców islamu.  Tym bardziej, że spory wpływ na instytut ma reżim Sisiego. Salah przekazał też między innymi ponad 50 milionów funtów na remont głównego szpitala onkologicznego w Kairze, który ucierpiał w zamachu z 2019 roku, w którym zginęło 20 osób.

Przy tej okazji trzeba niestety znów wrócić do polityki, bo Salah w działalności charytatywnej musi współpracować często z rządem Sisiego. W 2016 r. przekazał pięć milionów funtów egipskich na rzecz funduszu Long Live Egypt Fund, który finansuje projekty rozwojowe i jest osobiście zarządzany przez prezydenta. Kilka lat później zaangażował się w promocję programu wspierającego osoby uzależnione od narkotyków, co spowodowało wzrost zainteresowania nim o 400 procent.

BOHATER MITU

To wszystko są fakty, ale wokół Salaha narosło także sporo mitów. Za taki uważana jest choćby historia jakoby podczas pamiętnego meczu z Kongiem w Aleksandrii ktoś miał włamać się do domu jego rodziców i ukraść 30 tysięcy funtów egipskich. Kiedy złodziej został schwytany, piłkarz miał namówić ojca, aby ten wycofał zgłoszenie i puścił go wolno. W dodatku miał wesprzeć go finansowo i pomóc w powrocie na dobre tory życiowe. Ta historia jest niezwykle popularna w Egipcie, ale wielu podaje w wątpliwość jej prawdziwość. Szczególnie że żaden z bohaterów nigdy jej nie potwierdził. Jednak samo to, że takie mity narastają wokół postaci Salaha idealnie obrazuje, kim on jest w świadomości tych ludzi.

Prawdziwa jest z kolei historia o tym, jak w mediach społecznościowych wypłynął adres domu Salaha w Egipcie. Kiedy do tego doszło, pod wskazanym adresem pojawiły się tłumy domagające się wyjścia piłkarza, co ten… faktycznie zrobił. Gwiazdor Liverpoolu zwyczajnie wyszedł do ludzi i zaczął robić sobie z nimi zdjęcia i dawał autografy. Oczywiście w końcu musiała interweniować policja, bo liczba zgromadzonych osób nie zmniejszała się, a raczej zwiększała. Mimo wszystko gest Egipcjanina został doceniony na całym świecie, zdjęcia spod jego domu obiegły media.

CZŁOWIEK Z NADZIEI

Mohamed Salah to postać zdecydowanie wielowymiarowa. Jest wielkim piłkarzem, bo osiągnął wszystko, co tylko mógł w karierze klubowej, z reprezentacją zagrał na mistrzostwach świata, choć nie był to występ wymarzony z uwagi na uraz, w odniesieniu którego pomógł mu znienawidzony do dzisiaj w Egipcie Sergio Ramos. Wciąż brakuje mu jeszcze sukcesu w Pucharze Narodów Afryki, ale być może to uda się już w tym roku, bo Faraonowie są jednym z głównych faworytów turnieju. Najlepszym piłkarzem Afryki był i jest, chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości.

Jednak przede wszystkim Salah jest wielkim człowiekiem. Stał się pierwszym tak znanym na całym świecie Egipcjaninem od czasów faraonów. Dla swoich rodaków jest symbolem tego, że można osiągnąć wielki sukces i wyrwać się z targanego ciągłymi niepokojami kraju. Jego droga z podwórka w małym mieście na sam szczyt futbolowej piramidy jest inspiracją dla społeczeństwa, a przede wszystkim dla młodych ludzi, których dotyka dziś to, że po rewolucji z 2011 roku w Egipcie niewiele się nie zmieniło, a przynajmniej nie tyle, żeby ludzie widzieli sens w tym, co wydarzyło się podczas Arabskiej Wiosny. Wyjazd Salaha na Zachód miał miejsce właśnie tuż po obaleniu prezydenta Mubaraka i dał tym samym nadzieję na lepszą przyszłość.

I mowa tutaj oczywiście nie tylko o Egipcie, bo Salah jest bohaterem całego świata arabskiego, choć często zbiera od niego cięgi. Mimo wszystko nie miał on nigdy tak poważnego przedstawiciela w świecie sportu, który nie tylko liczy się w walce o Złotą Piłkę, ale znalazł się już nawet wśród 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie magazynu Time.

Przez kibiców Liverpoolu Salah jest nazywany egipskim królem, ale jest też lokalnym królem. Na Anfield kochają go równie mocno, co w Egipcie. Mówi się także o nim jako o faraonie, nazywa się go czwartą piramidą. Mało brakowało, a zapracowałby sobie także na przydomek „prezydent”.

Salah jest jednak w tym wszystkim po prostu człowiekiem. Człowiekiem, który daje nadzieję.

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Komentarze

4 komentarze

Loading...