Maciej Maciusiak w sobotę w rozmowie z mediami dowiedział się, że jego skoczkowie zaliczyli najgorszy konkurs w historii występów Polaków w Wiśle, zdobywając 29 punktów. W niedzielę uzbierali ich łącznie 109, znacznie się poprawiając. Nic dziwnego, że trener Biało-Czerwonych był zadowolony, choć z zastrzeżeniem, że trzeba nadal pracować. Bo nikt w kadrze nie chce zadowalać się miejscami poza podium. I choć do dziś myśl o takich brzmiała abstrakcyjnie, to teraz przestała. – W skokach wszystko może odwrócić się z dnia na dzień – mówi Maciusiak.

Maciej Maciusiak o niedzielnym konkursie w Wiśle
Nie wszystko jednak, co mówił trener Polaków, się sprawdziło. W sobotę wyrażał nadzieję, że do drugiej serii w niedzielnych zawodach wejdzie sześciu, może nawet siedmiu Polaków, a do konkursu to w ogóle ośmiu albo dziewięciu. Jeden odpadł jeszcze zanim konkurs się zaczął – Jakub Wolny nie wystartował. Z zawodami szybko pożegnał się też Adam Niżnik, który nie dość, że skoczył blisko, to jeszcze miał fatalne noty za styl, bo upadł na śnieg na odjeździe.
W kwalifikacjach odpadł też… Dawid Kubacki, który tym samym wpuścił do pierwszej serii – choć potem okazało się, że jego poświęcenie nie było potrzebne, bo było miejsce zapasu – Olka Zniszczoła. A tuż przed Olkiem wszedł do niej Klemens Joniak, dla którego był to pierwszy taki moment w karierze.
Obaj nie dostali się jednak do „30”, więc w drugiej serii zostało nam pięciu Polaków. A tylu w tym sezonie już mieliśmy, nasi kadrowicze nie zdołali poprawić tego najlepszego rezultatu, a Wisła miała właśnie to przynieść. Z drugiej strony w czwartek Maciusiak mówił nam, że jest przekonany, że w Wiśle uda się wprowadzić Polaka do najlepszej dziesiątki konkursu. Po wczoraj można było mieć do tego wątpliwości, ale dziś wyszło, że trener miał rację – w dyszce wylądowali Piotr Żyła (7.) i Kacper Tomasiak (5.).
– Potrzebna nam była chociaż jedna taka seria. Od samego początku zapowiadaliśmy, że ta wiara w zespole jest i że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Takie konkursy napędzają. Musimy jednak pamiętać o wczoraj, gdy było gorzej. Dziś wielki dzień dla Kacpra, skakał normalnie, nie jak wczoraj, gdy widzieliśmy u niego napięcie. Piotrek Żyła pozbierał się przez ten weekend, dobrze się nastawił. Jak trafi w próg, to odlatuje. Szkoda trochę drugiego skoku, ale to zamykamy. Ogółem dostaliśmy dużo fajnej energii dla całego zespołu – mówił trener Polaków.
Trzeba było go jednak zapytać: skąd ta nagła odmiana losu? Z trzech Polaków w drugiej serii w sobotę zrobiło się pięciu w niedzielę. Z zera w dyszce zrobiło się dwóch. Tomasiak awansował z 25. na 5. miejsce. Generalnie – jak na nasze obecne warunki – z piekła do nieba, serio.
– To pokazuje, jakie są skoki narciarskie. Często mówimy, że wszystko może odwrócić się z dnia na dzień. Oczywiście, na poziomie Pucharu Świata jest trudniej, bo poziom jest wyższy. Ale przykład Maćka Kota, który po wielu latach wraca do tej szerszej czołówki – to też pokazuje, że trzeba być cierpliwym, pracować na maksa i efekty na pewno przyjdą – mówił trener. Kot zresztą miał pecha wczoraj, skończył konkurs 31., a pewnie gdyby wylądował nieco lepiej, to by zapunktował.
Dziś jednak skoczył świetnie w obu seriach i zajął dość wysokie, 14. miejsce.
Nagroda? Wyjazd na konkursy do Klingenthal, gdzie zajmie miejsce Olka Zniszczoła, który na liczniku punktów nadal ma okrągłe zero. Jeśli coś jednak martwi to, że w każdym konkursie jest ktoś, kto zawodzi. W sobotę w ogóle nie skakał Kamil Stoch, bo odpadł w piątkowych kwalifikacjach. Dziś na etapie kwalifikacji sprawę zawalił Dawid Kubacki.
– U większości był dziś ten luz, ale u Dawida na przykład go zabrakło. Wczoraj wszystkie skoki wybijał za późno, dziś chciał zrobić to inaczej, ale dziś wybił się dużo, dużo za wcześnie. Nie dostał się przez to do konkursu. Ale Piotrek w Kuusamo nie wszedł do konkursu, a dziś był w TOP 10. Czasem nie da się pewnych rzeczy w pełni wytłumaczyć. Widzieliśmy już w tym sezonie fatalne konkursy – taki był w Ruce, wczoraj też było słabo. Ale dziś udało się to odwrócić o 180 stopni – mówił Maciusiak.
Rozmawialiśmy też chwilę o odporności psychicznej skoczków. Choćby Kamila Stocha, który w Wiśle wydawał się poruszony tym, że to jego ostatnie skoki na tej skoczni – po sezonie kończy przecież karierę. Sam mówił, że już przyzwyczaił się do tej myśli, ale widać było, że trochę to pożegnanie z publiką w tym miejscu na niego zadziałało.
– Jest z nami psycholog kadrowy, Daniel Krokosz, który współpracuje z zawodnikami. Kamil ma swojego trenera mentalnego. U Kamila to nie pierwszy raz, gdy ta Wisła oddziałuje na niego bardzo emocjonalnie. Trudny weekend za nim, dziś się trochę pozbierał, dało mu to miejsce w TOP 30, choć na pewno nie takie, jakiego by oczekiwał. Bo już nawet w tym sezonie pokazywał, że stać go na lepsze skoki. Brakowało trochę kontroli, pewnie nawet z dołu to widzieliście. Ale to konsekwencja tych emocji. Ale i tak się pozbierał, bo te piątkowe kwalifikacje dały mu w kość – mówił Maciusiak.
Ogółem trener Polaków mówił, że ci muszą skorzystać z tych wyników i się nakręcić. Co prawda będą musieli pewnie nieco zmienić plany, bo pogoda w Polsce może nie pozwolić na skakanie w środę, jak to sobie wcześniej rozpisali. Ale taki trening da się zastąpić innym. W czwartek skoczkowie ruszą do Niemiec, by tam – miejmy nadzieję – zaliczyć kolejne dobre konkursy.
Bo ten niedzielny w Wiśle możemy uznać za pierwszy dobry za kadencji Maciusiaka. Dobry, czyli na czwórkę, a dla Tomasiaka – nawet piątkę. Obyśmy za kolejne też mogli wystawić takie oceny.
Fot. Newspix