Jeszcze niedawno mało kto by się tego spodziewał, ale Justyna Kowalczyk-Tekieli rozstaje się z biegami narciarskimi. Mistrzyni olimpijska rozpoczęła pracę w Polskim Związku Biathlonu, w którym będzie pełnić funkcję dyrektora sportowego. Co to oznacza? Jak zapewnia nas prezes PZBiath Zbigniew Waśkiewicz – wcale nie zostanie „przykuta” do biurka. Wciąż będzie blisko sportu, blisko zawodników. Tylko uprawiających inną dyscyplinę.
Wiadomo, że polski biathlon kojarzymy głównie z osobą Tomasza Sikory. To nie jest jednak tak, że po zakończeniu przez niego kariery sukcesy całkowicie się skończyły. Choć główną rolę przejęły wówczas nasze panie. Zdarzały się im miejsca na podium mistrzostw świata, zdarzały nawet zwycięstwa w Pucharze Świata czy dobre występy w sztafetach. Regularnie mieliśmy bowiem co najmniej dwie, a czasem nawet trzy zawodniczki startujące na wysokim poziomie. Dziś są to głównie Monika Hojnisz-Staręga i, walcząca niezmiennie o wejście do czołówki, Kamila Żuk. Ostatnio pojawiło się też światełko w tunelu, gdy mowa o mężczyznach – udany występ na juniorskich mistrzostwach świata zanotowali Jan Guńka, Konrad Badacz oraz Marcin Zawół. Razem sięgnęli po złoto w sztafecie 3×7,5 km, a Guńka i Zawół zdobywali też medale indywidualne.
Generalnie – są powody do optymizmu. Nie dziwi zatem, że polski biathlon chce stawiać kolejne kroki naprzód. Od teraz pomagać w rozwoju tej dyscypliny będzie Kowalczyk-Tekieli, która do niedawna była asystentką trenera w kadrze biegów narciarskich. – Szukaliśmy osoby, która wniosłaby coś nowego do naszego biathlonowego świata. I stwierdziliśmy, że jest to idealna kandydatka – mówi nam Zbigniew Waśkiewicz, prezes Polskiego Związku Biathlonu. – Justyna jest bezpośrednia, wypowiada się bezkompromisowo. Miałem wrażenie, że za bardzo się w naszym środowisku klepaliśmy po plecach, opowiadaliśmy sobie różne historie. A chyba potrzebna jest nam osoba, która po prostu potrafi powiedzieć, że coś jest źle.
No właśnie – nie ma co ukrywać, że Justyna autorytet ma olbrzymi. Trudno o drugą osobę, która podczas swojej kariery zawodniczej odnosiła takie sukcesy. Sukcesy, na których wychowało się wielu obecnych przedstawicieli polskich sportów zimowych. Mistrzyni olimpijska ma też oczywiście wiedzę – i choć wiadomo, że sama uprawiała biegi narciarskie, tak również biathlonistom może służyć radą. Na to zresztą liczy prezes PZBiath.
– Wierzymy, że pomoże trenerowi Adamowi Kołodziejczykowi [którego zastąpiła w roli dyrektora sportowego przyp-red.] w pracy, nie tylko tej biurowej, papierowej, ale będzie dla niego wsparciem w pracy z kobietami. I wesprze również nasze dwie reprezentacje młodzieżowe. Jestem przekonany, że jej obecność – dla trenerów oraz zawodników – będzie nieobliczalną wartością – komentuje Waśkiewicz.
Jeśli zatem myśleliście, że Justyna, będąc dyrektorem sportowym, zostanie zamknięta w biurze, byliście w sporym błędzie. Bo przyjęła propozycję Polskiego Związku Biathlonu również dlatego, że ten dał jej wolność w działaniu. Waśkiewicz: – To był jeden z elementów umowy. Justyna postawiła warunek, że absolutnie chce uczestniczyć, chce jeździć na zawody, chce przy tym sporcie być. Natomiast nie chciała już całych tygodni spędzać w wyjazdach. Tylko pracować w innej formule. A posada dyrektora sportowego, choć trochę urzędnicza, pozwala wsiąść w samochód, podjechać na zgrupowanie, poobserwować, porozmawiać z zawodnikami.
– Bardzo nie lubię, kiedy zawodnik zajął, na przykład, 57. miejsce i mówi coś w stylu: „oj, to słabe miejsce, ja wiem na co mnie stać” – kontynuuje prezes PZBiath. – Super, że wiecie, ale to trzeba pokazać na trasie. Mam nadzieję, że Justyna, będąc wśród naszego towarzystwa, będzie to ludziom tłumaczyła – że nie ma co gadać za dużo, tylko trzeba zrobić to, tamto, uniknąć tego. Wierzę, że słowa z jej ust będą dla zawodników i zawodniczek równie wartościowe, co te trenerów.
Cóż, z naszej strony możemy dodać tylko tyle, że czekamy na efekty pracy Justyny. To dla niej nowe, ciekawe wyzwanie, któremu – jesteśmy pewni – jest w stanie sprostać.
Fot. Newspix.pl