Jesień Piasta Gliwice jak runda Frantiska Placha. Im dalej, tym lepiej

Przemysław Michalak

18 grudnia 2025, 16:50 • 9 min czytania 1

Początek był fatalny, potem było średnio, a na koniec można się uśmiechnąć. Taka była jesień dla Piasta Gliwice i taka była dla Frantiska Placha. Postawa słowackiego bramkarza w sporej mierze odzwierciedlała też postawę całej drużyny. Po drodze władze klubu w sposób zawoalowany, ale jednak przyznały się do błędu, dzięki czemu Piast nie kończy 2025 roku na dnie tabeli.

Jesień Piasta Gliwice jak runda Frantiska Placha. Im dalej, tym lepiej
Reklama

Mowa oczywiście najpierw o zatrudnieniu, a później o szybkim zwolnieniu Maxa Moeldera. 40-latek pracujący wcześniej w drugiej lidze szwedzkiej miał stworzyć przy Okrzei zespół o zupełnie innym obliczu. Chciano, żeby do jeszcze większej intensywności dołożył futbol dominujący, ofensywny i jakościowy.

Miała w tym pomóc znacząca przebudowa kadry, po części wymuszona trudną sytuacją finansową klubu. Aż siedemnastu zawodników odeszło, choć tak naprawdę żałowano tylko Akima Zedadki, Miguela Nobregi i Thierry’ego Gale’a. Pozostałych – łącznie z odgrywającymi dotychczas ważną rolę Tomasem Hukiem i Tihomirem Konstadinovem – tak czy siak by w Gliwicach pożegnano.

Reklama

Nowych piłkarzy przyszło dziesięciu, ale wielu dość późno, już po zakończeniu przygotowań. Juande Rivas mimo to dobrze się odnalazł w drużynie i już można uznać go za wzmocnienie. Skrzydłowi Leandro Sanca, Jason Lokilo czy Hugo Vallejo pełnię możliwości powinni pokazać dopiero wiosną. Do tego Adrian Dalmau został zakontraktowany z kontuzją, stracił letni obóz i do gry wrócił dopiero pod koniec sierpnia.

To były okoliczności łagodzące dla Maxa Moeldera, ale tylko do pewnego stopnia. Zatrudnienie go Piast traktował jako skorzystanie z okazji.

Max Moelder

Max Moelder przyprawił kibiców Piasta Gliwice o wiele nerwowych momentów. 

Gdyby długo będąca liderem drugiej ligi szwedzkiej Landskrona w ubiegłym roku nie sprzedała dwóch kluczowych zawodników – jednego do Bodo/Glimt, drugiego do Molde – to w ogóle nie byłoby tematu tego trenera w Polsce. Landskrona wywalczyłaby awans do Allsvenskan i Max Moelder pewnie byłby dla nas niedostępny. W gruncie rzeczy tylko decyzje biznesowe jego poprzedniego klubu sprawiły, że mówimy dziś o szkoleniowcu z drugiej ligi szwedzkiej. Swoją pracą udowodnił, że powinien pracować w tamtejszej ekstraklasie. To jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się go zatrudnić  – mówił nam przed startem sezonu dyrektor sportowy Łukasz Piworowicz.

W praktyce absolutnie nic z tych założeń nie wyszło.

Podsumowanie rundy jesiennej Ekstraklasy – Piast Gliwice

Piast wyróżniał się jedynie tym, że mając najwyższe posiadanie piłki w Ekstraklasie praktycznie nie stwarzał zagrożenia. Strzelał najmniej, najmniej kreował, oddawał najmniej celnych uderzeń. Siłą rzeczy był też ostatni w klasyfikacji sprintów, skoro głównie rozgrywał od prawej do lewej. W takich okolicznościach niezmiennie poprawna defensywa nie wystarczała.

A nawet z tą poprawnością bywało różnie. Frantisek Plach nie zaliczył udanego wejścia w sezon, delikatnie mówiąc. W inauguracyjnym meczu z Górnikiem Zabrze – jeszcze nie takim złym w wykonaniu gliwiczan – popełnił chyba swój największy błąd, odkąd w 2018 roku trafił na śląską ziemię. Po banalnym, zdawałoby się, centrostrzale Erika Janży przy krótko rozegranym rzucie rożnym piłka jakimś cudem przeszła mu przez ręce i między nogami wturlała się do siatki.

Tydzień później w Płocku zabrakło mu trochę szczęścia. Piłka po strzale Dominika Kuna odbiła się od poprzeczki i wyszłaby w pole, gdyby nie trafiła w plecy Placha. Gol samobójczy zapisany na konto Słowaka, kolejna porażka do przełknięcia.

Piast pod wodzą Moeldera już się nie odkręcił. Co prawda przestał głównie przegrywać, lecz ciągle nie wygrywał. No i wciąż najczęściej męczył oczy swoją grą. Jak już trafiły się lepsze momenty (druga połowa z Jagiellonią, druga z Termaliką), to głównie dlatego, że piłkarze grali inaczej niż zazwyczaj po czerwonych kartkach Boisgarda i Dalmau: szybciej, bardziej bezpośrednio.

Wygrana 4:2 z beniaminkiem z Niecieczy nie okazała się żadnym przełomem. Moelder zdążył jeszcze przegrać w końcówkach z Pogonią Szczecin i Lechią Gdańsk. Rozstanie było nieuniknione.

Frantisek Plach wówczas był już ponownie najlepszą wersją siebie. Po fatalnym starciu i przeciętnych kolejnych tygodniach zaczął robić różnicę na plus w meczu z Jagiellonią. Później dał też coś ekstra z Termaliką i przede wszystkim z Pogonią. Głównie dzięki jego genialnej postawie między słupkami Piast tak długo remisował w Szczecinie i o wszystkim decydował dopiero rzut karny za zagranie ręką Tomasza Mokwy, o który Moelder miał mnóstwo pretensji do Damiana Sylwestrzaka. Stwierdził wtedy, że gorszego sędziego nigdy nie spotkał. Niezwykle mocne słowa jak na kogoś, kto w obszarze kompetencji miękkich i empatii miał się zdecydowanie wyróżniać.

„Max Moelder dał nam bazę, na której możemy budować przez lata” [WYWIAD]

Mimo że Moelder wyleciał z hukiem, Łukasz Piworowicz bronił u nas decyzji o zaproszeniu go do współpracy. – Trener Moelder przez pięć miesięcy pracy w klubie dał nam to, czego oczekiwaliśmy. Dał zawodnikom coś, co w dzisiejszej piłce jest bardzo ważne i na czym będziemy mogli budować przez kolejne sezony, czyli pewność gry z piłką przy nodze, pod presją, umiejętność wychodzenia z trudnych sytuacji. Do tego dołożył dużą dawkę profesjonalizmu i trochę innego spojrzenia na futbol. Mamy dziś drużynę, która bardzo dobrze czuje się w pressingu. We wszelkich rankingach jesteśmy w pierwszej trójce pod względem gry defensywnej w strefie ataku. Tych dobrych rzeczy, które otrzymaliśmy dzięki zatrudnieniu trenera Moeldera jest wiele – przekonywał.

Nawet ten bezproduktywny styl gry miał nie iść na marne. – W wielu meczach przeciwnicy nie tworzyli praktycznie żadnego zagrożenia pod naszą bramką. Totalnie kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń, co powodowało, że nawet takim drużynom jak Górnik Zabrze, Jagiellonia czy Cracovia – czyli czołówce tabeli – nie pozwalaliśmy na rozwinięcie skrzydeł. Jak się jeszcze raz obejrzy te spotkania, warto zwrócić na to uwagę. A defensywa faktycznie działa dobrze, do tej pory tracimy mniej goli niż wynosi średnia ligowa – analizował Piworowicz.

Cały czas widział pozytywy na przyszłość. – Na razie faktycznie stwarzamy mało okazji, ale jeśli wniknie pan trochę głębiej w temat, widać wyraźnie, że Piast ma dużą łatwość wejścia w strefę ataku. Jesteśmy w tej statystyce czwartą drużyną ligi. Praca dotychczas wykonana pozwala nam łatwo docierać do trzeciej tercji – mówił, dodając, że głównym problemem była głęboka przebudowa ofensywy i brak zgrania. 

Łukasz Piworowicz

Łukasz Piworowicz za pierwszym razem nie trafił z wyborem trenera, ale koniec końców sprowadził nieźle rokujących piłkarzy. 

Czas w gruncie rzeczy pewne tezy dyrektora Piasta obronił. Na przykład to, że nowi zawodnicy w większości coś w sobie mają i jest szansa, że Ekstraklasa na dłuższą metę ich nie przerośnie. Do tego był jednak potrzebny odpowiedni trener.

Wydarzenie rundy

Trudno zatem za wydarzenie rundy w kontekście gliwickiego zespołu uznać coś innego niż zatrudnienie Daniela Myśliwca. Piast myślał nad nim już latem, ale sam trener nie był wtedy przekonany, że jest gotowy do wejścia w ten projekt. De facto wchodziłby do niego w ciemno, bo kształt kadry dopiero się tworzył. Teraz wszystko było już jasne i Myśliwiec podjął wyzwanie.

Od tego momentu znów oglądamy zdrową drużynę, która gra futbol zbalansowany, dostosowany do jej możliwości. Piast spadł na drugie miejsce jeśli chodzi o procent posiadania piłki, za to w klasyfikacji sprintów jest już dziesiąty, nie jest już także najgorszy jeśli chodzi o xG i strzały celne na mecz. Normalność powróciła.

Już przegrany debiut Myśliwca w Gdyni pokazał, że nastąpił zwrot we właściwą stronę. Bezbramkowy remis u siebie z Koroną Kielce był z kolei mocno fartowny, ale od wyjazdowego triumfu w Katowicach coś przeskoczyło. Piast wygrał jeszcze na stadionie Rakowa oraz „dwumecz” z Legią Warszawa.

Daniel Myśliwiec

Daniel Myśliwiec ma z Piastem to, czego nie miał jego poprzednik – wyniki. 

Po drodze doszło do wpadki z Widzewem – również w wykonaniu Placha, który faulował na rzut karny – i pucharowej porażki z Lechem Poznań. 0:2 z Kolejorzem pokazywało jednak, że możliwości w kreacji są spore, mistrzowie Polski mogli mówić o sporym szczęściu, że nie stracili żadnej bramki. Za takie przegrane trudno mocniej krytykować.

Z Legią defensywa Piasta bezbłędna nie była, ale od czego ma się Placha? Na Okrzei wygrał pojedynki z Rajoviciem i Chodyną, na Łazienkowskiej ponownie zatrzymał Rajovicia. Dwa czyste konta, dwa zwycięstwa i zima nad strefą spadkową. Myśliwiec w lidze punktuje na poziomie 1,86. Gdyby działo się to od początku sezonu, Piast byłby dziś… liderem.

Rozczarowanie rundy

Quentin Boisgard. Łukasz Piworowicz znów by polemizował, ale od kogoś, kto ma w CV 80 meczów w Ligue 1, a przed przyjściem do Polski odbudował się na Cyprze naprawdę można wymagać więcej. I wcale nie chodzi o gole czy asysty, bo w tym aspekcie Francuz wyróżniał się tylko na poziomie ojczystej trzeciej ligi.

Zwyczajnie dostaliśmy od niego zdecydowanie za mało jakości. W pojedynczych zagraniach pod presją rywala widać, że facet umiejętności ma, ale w generalnym ujęciu jego wpływ na zespół był zdecydowanie zbyt skromny. Na tę chwilę Boisgard wyróżnia się głównie seryjnie otrzymywanymi żółtymi kartkami. Dostał ich już sześć, z czego raz oznaczało to wykluczenie za dwa upomnienia.

 – Wszystko zależy od tego, jakie są oczekiwania. Mówimy o zawodniku, który przychodził tutaj jako środkowy pomocnik, mogący dać nam intensywność, grę pod presją, odpowiednią mentalność, żywiołowość, charakter i doświadczenie. To wszystko Quentin wnosi, ale to nie będzie król asyst czy regularny strzelec goli, bo to po prostu nie ten profil – ocenił Piworowicz na przełomie października i listopada.

Chyba jednak nie jest przypadkiem to, że Boisgard dość szybko stał się rezerwowym u Myśliwca.

Quentin Boisgard

Quentin Boisgard na razie nie pokazał w Piaście zbyt wiele dobrego. 

Wyraźny minus można także postawić przy nazwisku Dalmau. To już uznany ekstraklasowiec za okres spędzony w Koronie Kielce, a nie ma jeszcze ofensywnego konkretu. Jesień Hiszpana jest mieszaniną kilku niesprzyjających czynników. Jak mówiliśmy, w czerwcu i lipcu leczył kontuzję, więc ominęły go przygotowania. Gdy wrócił do gry, dość szybko wskoczył do wyjściowego składu, tyle że w spotkaniu z Termaliką, w którym strzelił premierowego gola, wyleciał z boiska w 70. minucie. Od tamtej pory w ataku Piasta przeważnie zaczyna German Barkowskij, a Dalmau musi liczyć na końcówki.

Największa potrzeba na wiosnę

Zdecydowanie zwiększenie siły rażenia. W defensywie było i jest w porządku. Piast z dziewiętnastoma straconymi golami pod tym kątem plasuje się na drugim miejscu w lidze razem z Koroną. Lepsza jest tylko niesamowicie broniąca dostępu do własnej bramki Wisła Płock.

Pod kątek ofensywnym wychodzi na odwrót. Mimo poprawy wyników, nadal mniej bramek zdobywa jedynie Arka Gdynia. Kibicom pozostaje wierzyć w to, że Myśliwiec po kilku tygodniach spokojnej pracy między rundami porządnie przygotuje Dalmau, Lokilo, Sancę i Vallejo, a Jorge Felix przypomni sobie, że jeszcze nie tak dawno był czołową postacią całej Ekstraklasy.

Na znaczące transfery raczej byśmy nie liczyli. Piast musi zaciskać pasa i podnosić się po starych długach. Z drugiej strony, tabela jest tak spłaszczona, że o utrzymaniu bądź spadku mogą decydować najdrobniejsze rzeczy, dwa tygodnie lepszej lub słabszej formy, więc może w klubie uznają, że trzeba zaryzykować. Byleby, dla własnego komfortu psychicznego, nie szukali znów w drugiej lidze szwedzkiej.

CZYTAJ WIĘCEJ PODSUMOWAŃ JESIENI NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK/Newspix

1 komentarz

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama