Reklama

O dwa punkty. Hurkacz przegrał z Djokoviciem

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 listopada 2021, 17:22 • 6 min czytania 2 komentarze

Hubert Hurkacz swoje najważniejsze zadanie w turnieju ATP 1000 w Paryżu wypełnił wczoraj – wygraną z Jamesem Duckworthem zapewnił sobie udział w kończącym sezon turnieju ATP Finals dla ośmiu najlepszych graczy trwającego tenisowego roku. Dziś jednak stawał przed szansą na odniesienie największego zwycięstwa w swojej dotychczasowej karierze – w półfinale mógł pokonać Novaka Djokovicia, lidera rankingu i aktualnie najlepszego tenisistę świata. I był blisko. Niestety, ostatecznie wygrał Serb. 3:6, 6:0, 7:6 (7:5). 

O dwa punkty. Hurkacz przegrał z Djokoviciem

Czas Huberta

Przed startem 2020 roku liczyliśmy, że Hubert Hurkacz zaliczy świetny sezon. Było – choć oczywiście rozgrywki zbombardowała wtedy pandemia, co też na pewno nie pomogło – jednak zupełnie inaczej. Dlatego na początku tego roku nie nastawiliśmy się raczej na nic wyjątkowego. W swoje możliwości wierzył jednak sam Hubert. Gdy rozmawialiśmy z nim rok temu powtarzał, że stać go na walkę z najlepszymi i wcale nie odbiega znacząco od czołówki. Wtedy – gdy regularnie przegrywał z graczami nawet spoza najlepszej “50” rankingu – trudno było w to uwierzyć.

Dziś już jest zupełnie inaczej.

Bo trwający rok zdecydowanie należy do Huberta Hurkacza. To jego najlepszy sezon w karierze, a być może i przy tym najlepszy singlowy rok polskiego singlisty w historii. W poniedziałkowym notowaniu rankingu ATP Hubert wskoczy na 9. miejsce – żaden polski tenisista nie był nigdy tak wysoko, w “10”, na samym jej końcu, był jedynie Wojciech Fibak (i sam Hurkacz). Do tego dodać musimy półfinał Wimbledonu. Do tego trzy wygrane turnieje, w tym jeden rangi 1000. Do tego kilka innych naprawdę dobrych występów i cennych zwycięstw.

ZAŁÓŻ KONTO W FUKSIARZ.PL I POSTAW NA SIEBIE!

Reklama

Przede wszystkim jednak – awans do ATP Finals, który zapewnił sobie wczoraj. Bo to wyznacznik tego, jak dobry sezon miał dany tenisista. Być w najlepszej ósemce świata trwającego sezonu obok dwóch mistrzów wielkoszlemowych (Djokovicia i Miedwiediewa), dwóch finalistów turniejów najwyższej rangi (Berrettiniego i Tsitsipasa) oraz trzech gości, którzy zanotowali znakomity 2021 (Ruuda, Rublowa i Zvereva) – to naprawdę wyczyn.

Dziś Hubert pokazał – mimo porażki – że nie znalazł się w tym gronie bezpodstawnie.

Rywal najlepszy z możliwych

Novak Djoković na Paris Masters ma patent, wystarczy spojrzeć na rekordowe osiągnięcia dotyczące tego turnieju, by zobaczyć, że króluje tam jego nazwisko. Serbski tenisista:

  • wygrywał w tej imprezie najwięcej razy (5);
  • zaliczył najwięcej finałów (7, razem z tegorocznym);
  • jako jedyny obronił tytuł (3 z rzędu w latach 2013-2015);
  • zaliczył najwięcej finałów z rzędu (jak wyżej);
  • rozegrał najwięcej spotkań (48);
  • wygrał najwięcej spotkań (40);
  • wygrał najwięcej spotkań z rzędu (17).

Wiadomo, nie jest to wielkim zaskoczeniem. Mówimy w końcu o jednym z trzech najlepszych tenisistów w historii – a dla wielu najlepszym – który ukochał sobie właśnie korty twarde. Ale jednak turniej w hali Bercy ma w sobie coś takiego, że trudno jest tam wygrywać nawet największym. Rafa Nadal – choć on akurat nie lubi grać pod dachem – nie triumfował tam nigdy. Roger Federer tylko raz. Osiągnięcia Djokovicia muszą więc budzić podziw. Mieliśmy jednak wielką nadzieję, że Hubert Hurkacz nie pozwoli mu marzyć o szóstym triumfie. I niewiele brakowało, by Polakowi udało się Serba pokonać.

Bo dziś na kort wyszedł inny Hubert niż w poprzednich meczach. Rozluźniony, bez wielkiej presji. W starciach z Paulem, Koepferem i Duckworthem raz, że był faworytem, a dwa, że grał o ATP Finals. I widać było, że ta perspektywa nieco krępuje jego ruchy. Popełniał sporo błędów, gorzej działał jego serwis, nie potrafił ustabilizować swojej gry, choć zwycięstwa odniósł, awans do finałów wywalczył. I to się liczyło. Dziś mógł pokazać, jak potrafi grać naprawdę, bo przecież faworytem zdecydowanie był Djoković, nikt porażki Polaka nie przyjąłby z zaskoczeniem.

I choć ostatecznie przegrał, to zdecydowanie pozostawił po sobie dobre wrażenie.

Reklama

Bliżej się nie dało

Pierwszy set był popisem Hurkacza. Owszem, przy kilku punktach Djoković nieco mu pomógł, ale ogółem to Polak był stroną przeważającą, on prowadził grę i przejmował inicjatywę w wymianach. Od początku świetnie funkcjonował jego serwis, pozwalając mu komfortowo wygrywać większość swoich gemów serwisowych. Dobrze czuł się też na returnie, a przede wszystkim – w długich wymianach, które zwykle są domeną Djokovicia. Dziś Hubert wcale nie odstawał od rywala, nawet jeśli obaj wymieniali ponad 20 odbić , ale też często skracał wymiany udanymi wypadami do siatki. Do tego znakomicie poruszał się po korcie – Novak niemal nie dostawał punktów “za darmo”, nawet jego świetne skróty nie przynosiły bezpośrednio wygranych wymian. Widać było, że to robi na nim wrażenie.

Jeszcze większe musiało zrobić przełamanie dla Hurkacza, zdobyte po znakomitej akcji zakończonej wolejem. Polak prowadził 5:3 w I secie, ale z Serbem już tak to jest, że gdy zagrożony – gra najlepiej. Mało więc brakowało, by zdobył przełamanie powrotne już w następnym gemie. Hubert jednak obronił break pointa, a potem zdołał wygrać gema – w dużej mierze serwisem – a wraz z nim całego seta. Było 1:0 i w głowie zaświtała nam myśl, że może do trzech razy sztuka – obaj przecież grali już ze sobą dwukrotnie i dwa razy lepszy był Djoković. Wtedy jednak mecze rozgrywali na dystansie do trzech wygranych setów, a Novak w takim wariancie jest najgroźniejszy. W spotkaniu do dwóch wygranych partii łatwiej go pokonać.

Wspominaliśmy jednak o jednej cesze Novaka – ten gość ma po prostu niesamowitą zdolność mobilizacji i podnoszenia poziomu swojej gry, gdy rywal przeważa. Drugi set należał już tylko do niego. Hubert z kolei zaczął popełniać błędy, oddał też Serbowi inicjatywę. Skończyło się więc setem bez żadnej historii, Djoković wygrał 6:0. Trzecia partia była już za to o wiele ciekawsza, obaj od początku grali na przewagi, obaj mieli problemy przy własnych podaniach. Jako pierwszy przewagę uzyskał Novak. W czwartym gemie przełamał Huberta, choć ten zdołał wcześniej obronić aż trzy break pointy. Serb prowadził więc 3:1 i wydawało się, że teraz pewnie będzie zmierzać po wygraną.

https://twitter.com/HubertHurkacz/status/1457017445596733454

No właśnie, wydawało się. Hurkacz, który, jak się zdawało, grał w tamtym gemie zbyt pasywnie, po stracie przełamania potrzebował chwili na ochłonięcie, a gdy mu się to udało – zaczął atakować. To przyniosło niemal natychmiastowy skutek – ze stanu 1:4 wyszedł na 4:4, przełamując po drodze Serba. I wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Przy stanie 5:4 Novak miał piłkę meczową, Hurkacz jednak zaatakował, poszedł do siatki, a Djoković przyparty do defensywy wyrzucił backhand. Po chwili Hubert zgarnął gema, potem kolejne dwa wygrali serwujący.

Doszło do tie-breaka.

Do 5:5 wszystko szło w planowo, choć po drodze zdarzyły się mini breaki. Dopiero wtedy, dwa punkty od wygrania meczu, nerwy dały o sobie znać. Hurkacz przy łatwym zagraniu popsuł forehand, dając Djokoviciowi drugą piłkę meczową. W następnej akcji wyrzucił z kolei trudny wolej, dosłownie o kilka centymetrów. Polak wziął jeszcze challenge, ale ten pokazał, że aut faktycznie był. Hurkacz przegrał, o dwa punkty w tie-breaku trzeciego seta. Bliżej wygranej naprawdę trudno byłoby się znaleźć.

Ten mecz, choć przegrany, pokazał jednak jedno – w zbliżających się ATP Finals Hubert nie będzie chłopcem do bicia. Zagrozić może tam każdemu z rywali.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...