Reklama

Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

13 kwietnia 2024, 11:46 • 20 min czytania 19 komentarzy

Goncalo Feio i Raków Częstochowa to rozdział, bez którego podbój niższych lig i przejście do Legii Warszawa nie byłoby możliwe. Nie tylko dlatego, że do Motoru Lublin wciągnął go kolega spod Jasnej Góry. Feio czerpał z nauk Marka Papszuna, jednocześnie rozwijając jego model gry. Zdobył ogromne zaufanie architekta sukcesu Rakowa, sam siebie widział w roli jego następcy. Wreszcie popadł w konflikty, odszedł w kuriozalnych okolicznościach, spalił kilka mostów. Jak jest wspominany przez ludzi, z którymi pracował?

Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Dwuipółletni pobyt Goncalo Feio w Częstochowie jest pigułką wiedzy o portugalskim trenerze, który w Rakowie zaprezentował całą gamę cech i zachowań, jakie później powtórzyły się w Motorze Lublin. Żeby była jasność: nie mówimy tu jedynie o tym, co miał na sumieniu. To w Medalikach pokazał, że potrafi zdobyć serca piłkarzy. Dał się poznać jako przesadnie ambitny człowiek, który poświęca się pracy dniami i nocami. Wysyłał sygnały, że ma zadatki na pierwszego trenera, ale też alarmy dotyczące jego charakteru i wybujałego ego.

W krótkim czasie stał się głównym asystentem Marka Papszuna, który słuchał go cierpliwie i uważnie, traktując jego uwagi śmiertelnie poważnie. Jego pozycję umocnił transfer Iviego Lopeza, w którym miał spory udział. Przede wszystkim jednak broniła go praca, którą wykonywał i która przynosiła efekty na murawie. O tym, jak istotnym elementem układanki był, niech świadczy wypowiedź Dawida Szwargi, z którym rozmawialiśmy o sztabie Rakowa:

Osobą, z którą miałem okazję pracować, która wiele rzeczy ulepszyła, uaktualniła, był Goncalo Feio. Największą siłą trenera Papszuna jest to, że on szuka ludzi, od których może dostać jakąś wiedzę.

Dawid Szwarga: Mówili mi, że oglądam za dużo „Ligi+ Extra” [WYWIAD]

Reklama

Papszun dostał od Feio olbrzymią dawkę wiedzy. Wydaje się, że gdyby pierwszy trener mógł sam wskazać swojego następcę, Portugalczyk byłby jego faworytem. Jak więc doszło do tego, że pole position po Goncalo przejął Szwarga, a Feio zamiast kolekcji medali z Rakowem, będzie walczył z nim o sukcesy w Ekstraklasie?

Goncalo Feio i Raków Częstochowa. Od prawej ręki Marka Papszuna do wyrzutka po bójce z kierownikiem

Wszystko zaczęło się od telefonu Dominika Ebebenge do Marka Papszuna. Kongijczyk kiedyś doradzał w Rakowie Częstochowa i to on podsunął trenerowi kontakt do Goncalo Feio, który wówczas pracował w Grecji z Kiko Ramirezem. Feio przyznawał, że śledził wcześniej Medaliki, które imponowały mu wynikami oraz stylem na zapleczu Ekstraklasy. Zgodził się przylecieć do Polski i spotkać się z Papszunem. Ich rozmowa trwała „dłużej niż trzy, cztery godziny”. Goncalo przyznawał później, że opiekun Rakowa zaimponował mu tym, jak mocno przygotował się do tego posiedzenia. Widać było, że nadają na tych samych falach.

To było spotkanie dwóch ludzi, którzy pod względem merytorycznym prawdopodobnie nigdy wcześniej nie pracowali z osobą, z którą mogli rozmawiać na tym samym poziomie. Nie wiem, czy zgrabnie to przedstawiłem, ale pod względem etyki pracy i rozumienia tego, co trzeba robić, żeby wygrywać, byli bardzo podobni — mówi nam osoba, która przez dłuższy czas współpracowała z Goncalo Feio w Rakowie. Prosi o anonimowość, jak większość.

O tym, jak skrajne opinie wzbudza Portugalczyk, najlepiej świadczy fakt, że wiele osób albo nie chciało o nim rozmawiać, albo wolało nie komentować jego zachowań poza boiskiem, albo zgadzało się pomóc tylko, jeśli ich nazwisko nie padnie w tekście.

Skrajności świadczą jednak o tym, że Feio zasłużył na wiele pochlebstw. Jedną z jego głównych zasług dla Medalików jest sprowadzenie do Częstochowy Iviego Lopeza. Hiszpana polecił mu Ivan Gonzalez, którego Goncalo spotkał w Wiśle Kraków. Po zakończeniu kariery piłkarz zajął się menedżerką, szukał Lopezowi nowego klubu. Pod Jasną Górą przeanalizowano tę opcję i transfer otrzymał zielone światło. Portugalczyk prowadził temat do spółki z Kiko Ramirezem, a potem, już na miejscu, ułatwił Iviemu życie, opiekując się nim i tłumacząc mu, co się z czym je w Rakowie.

W tym miejscu drzewko zadań Goncalo Feio zaczyna się rozrastać. Jego udział w transferach klubu wykraczał poza ściągnięcie Lopeza. Marek Papszun zaufał mu na tyle, że Feio został głównym „skautem” z ramienia sztabu szkoleniowego.

Reklama

Opiniował, miał rozeznanie na rynku hiszpańskim oraz portugalskim, potrafił kogoś wskazać, polecić i z nim porozmawiać — słyszymy w Rakowie.

Nie zawsze kończyło się to tak dobrze, jak z Ivim. Feio sam przyznawał, że jest łącznikiem na rynku portugalskim, ale wszystkie transfery z tamtego kierunku nie wypaliły. Fabio Sturgeon, którego znał także z Grecji, to zmarnowane pół miliona euro. Alexander Guedes zalicza się do grona napastników-niewypałów. Pedro Vieira oraz Miguel Luis kończyli na wypożyczeniach, nie rozwinęli skrzydeł.

Marek Papszun nadal jednak ufał własnemu oku i opiniom wydawanym przez Goncalo. Gdy Feio pracował w Legii ze Stanisławem Czerczesowem, Rosjanin raz wpadł do pokoju analityków, rzucił okiem na niego i Macieja Krzymienia, po czym stwierdził „to nie moja komnata” i odwrócił się na pięcie. Papszun w pokoju Feio gościł częściej, i vice versa, obaj blisko współpracowali. Tamte czasy częstochowscy skauci wspominają przez pryzmat wielu przepychanek i kasowania przez trenerów wielu ciekawych — jak się później okazało — pomysłów dotyczących talentów z rynku europejskiego. Jedna z osób przywołuje też historię o polskim piłkarzu, na którego Feio mocno nalegał.

Pracował wtedy indywidualnie z kilkoma zawodnikami, między innymi z Legii Warszawa. Pamiętam, jak zachwycał się Mateuszem Hołownią. Wmawiał wszystkim, że to idealny wahadłowy pod profil Rakowa.

Skupmy się jednak na zagranicznych zawodnikach, z którymi Goncalo miał świetny kontakt. Marek Papszun, który nie zna języków obcych, znalazł w nim idealnego „translatora”. Feio mówi płynnie po polsku, hiszpańsku, angielsku czy portugalsku, więc kiedy szef sztabu szkoleniowego kreślił piłkarzom rys taktyczny, jego asystent mógł natychmiast szczegółowo przedłożyć wskazówki obcokrajowcom z szatni.

Kontakt z zagranicznymi piłkarzami zawsze był zresztą jego atutem. Już gdy podpisał kontrakt z Legią Warszawa, Orlando Sa odwołał się do wspomnień ze stolicy i stwierdził, że w końcu będzie mógł nauczyć zespół tego, co objaśniał Henningowi Bergowi.

Na Legię szykował się jak na wojnę. Feio motywowali ci, którym chciał coś udowodnić

W czasach pracy Norwega przy Łazienkowskiej 3 Goncalo Feio pełnił rolę analityka. To kolejna rzecz, która była jego zadaniem w Rakowie. Portugalczyk w analizę angażował się wręcz do przesady — sformułowanie „work-life balance” w jego przypadku nie ma racji bytu. Gloryfikowanie pracoholizmu to zjawisko szkodliwe, zresztą Portugalczykowi wielokrotnie to szkodziło. Już w Motorze Lublin Zbigniew Jakubas tłumaczył wybuchowość i nerwowość Feio tym, że zbyt dużo czasu poświęca pracy, że nie potrafi odpocząć i odpuścić.

Zostańmy jednak w Częstochowie. Od jednej z osób słyszymy „smutne, ale prawdziwe” podsumowanie takiego podejścia — żeby wygrywać, trzeba mieć bardzo dużo rzeczy pod kontrolą, a żeby mieć dużo rzeczy pod kontrolą, trzeba pracować. Wygrywanie to nie loteria, tylko konsekwencja konkretnych, długofalowych działań. Kolejny rozmówca podaje konkretne przykłady poświęcenia Feio:

W Rakowie Marka Papszuna kryzys to były dwa, trzy mecze bez zwycięstwa. Większych nie było, także ze względu na Goncalo Feio. Wiadomo, że to nie tylko jego zasługa, bo sztab jest duży, ale Goncalo siedział w klubie po nocach, spadł po trzy, cztery godziny, aż drużyna zaczynała z powrotem wygrywać.

Ciekawą opowieścią dzieli się z nami Kamil Kościelny, obrońca Stali Rzeszów, który pracował pod okiem Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa. Defensor mówi nam, że Portugalczyk był kompletnie zafiksowany na punkcie wygrywania meczów. Gdy Medaliki przegrywały, był zły, że czegoś nie dopilnowano, że można było przygotować się lepiej. Szczególną mobilizację wykazywał jednak w przypadkach, w których mierzył się z ludźmi lub klubami, którym miał coś do udowodnienia.

Tak było, kiedy Raków rywalizował z Legią Warszawa. Kiedy odchodził ze stołecznego klubu, śmiał się, że nie wie, czy to Stanisław Czerczesow zrezygnował z niego, czy odwrotnie. Nie potrafił kupić wizji futbolu Rosjanina. Przede wszystkim jednak Goncalo nie potrafił się pogodzić z tym, że Legia nie zatrudniła go w roli pierwszego trenera. Bogusław Leśnodorski wspominał, jak rozhisteryzowany Feio wpadł ze łzami w oczach do jego gabinetu i wygarniał, że zasłużył na szansę.

Na Legię Feio przygotowywał się więc tak, jakby szedł na wojnę.

Nad odprawą dotyczącą stałych fragmentów gry siedział chyba trzy dni, bo było tam wszystko. Brakowało tylko tego, z której nogi kto się odbija. Analiza była przygotowana od A do Z, łącznie z indywidualną analizą odnośnie krycia — tego, kto, z której strony wbiega, jak się zachowuje. Wcześniej pracował w Legii i widać było, że jego podejście do tego meczu jest specjalne. Odprawa była dłuższa niż zwykle, było więcej informacji — opowiada Kościelny.

Raków potraktuje tak samo. Wiele osób zwraca uwagę, że Goncalo Feio ma tę przewagę, że model gry Medalików zna na wylot. Kilku rozmówców podkreśla zresztą, że miał spory udział w jego tworzeniu.

Goncalo był zaangażowany w tworzenie systemu, którym grał Raków. Teraz zespół gra już trochę inaczej, zdążyło to ewoluować, ale podwaliny pod zasady to w dużej mierze jego udział. Oczywiście trzeba pamiętać, że to model zbudowany przez Marka Papszuna, ale jak Raków grał z Motorem, było widać, że Motor stara się wychodzić z piłką z pola karnego, uciekać spod pressingu, co nie jest normą dla drugoligowca, a co robi także Raków. Rzeczy, które funkcjonowały, mógł sobie „pożyczyć”.

Andrzej Niewulis, z którym rozmawiamy o roli Goncalo Feio w Rakowie, przyznaje, że Marek Papszun mógł nauczyć się czegoś nowego od Portugalczyka.

Wiele rzeczy dzięki Goncalo udoskonalał. Na początku Portugalczyk był odpowiedzialny za stałe fragmenty gry i w defensywie byliśmy pod tym względem najlepsi. W ofensywie zawsze byliśmy dobrzy, więc swoje dokładaliśmy. Były więc efekty tej pracy. Podobno trener Papszun i trener Feio trochę się „zarażali” swoimi działaniami, zachowaniami, pomysłami. W momencie, w którym awansowaliśmy do Ekstraklasy, Goncalo widział więcej, bo pracował w Legii, za granicą, więc mógł pomóc. Trener Papszun był mądry, dobierał ludzi od których mógł coś wyciągnąć.

Kościelny wspomina natomiast, że i Feio wzorował się na swoim przełożonym. Marek Papszun był na tyle skrupulatny w kwestii kontroli drużyny, że kiedyś, gdy nowi zawodnicy wrócili z meczu rezerw, dziesięć godzin po planowanym treningu pierwszej drużyny zastali w klubie Papszuna, który cierpliwie czekał, żeby sprawdzić, czy udadzą się na zaleconą im wcześniej odnowę. Tak samo było z Goncalo w Motorze Lublin: jak najmniej rzeczy chciał pozostawić przypadkowi.

Goncalo Feio wiedział więcej. Jak wyglądała jego praca w Rakowie Częstochowa?

To zresztą jedno z haseł, którymi się kieruje. Jeden z rozmówców mówi nam wprost:

Goncalo miał powiedzenie, że piłka nożna to gra małych detali i wygrywa ten, kto zna ich więcej. Generalnie jest tym człowiekiem, który zna ich więcej.

Powiedzenie, które zapożyczył od Radosława Kucharskiego z Legii, kierowało jego kolejnymi działaniami. W Rakowie słyszymy:

– Widać, że to nie jest trener z szarzyzny, on się pod wieloma względami bardzo wyróżnia. Na przykład gigantycznym pracoholizmem, absolutnie do granic możliwości. Nie spotkałem nikogo, kto tyle pracuje i jest w stanie to wytrzymywać fizycznie, komu nie brakuje przy tym motywacji.

Jednego z członków sztabu szkoleniowego pytamy o to, czym na tle współpracowników wyróżniał się Goncalo Feio? Co sprawiało, że był lepszym trenerem niż reszta?

Jedna rzecz, której nie widziałem wcześniej u żadnego trenera, to umiejętność analizowania w czasie rzeczywistym, podczas dynamiki treningu, ćwiczenia, w trakcie meczu. Wielu trenerów i analityków jest w stanie dostrzec pewne rzeczy po meczu albo na podstawie wideo, a on będąc w środku bardzo szybko diagnozował nie tylko to, co się źle dzieje, ale też dlaczego. To kluczowe, bo dzięki temu proces treningowy wchodzi na wyższy poziom. Wystarczy przerwa w grze, wskazówka, a nie analiza po fakcie — słyszymy.

O zakresie obowiązków Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa trochę już powiedzieliśmy. To jednak nadal nie wszystko. Dawid Szwarga w podcaście „Jak Uczyć Futbolu” nazwał Portugalczyka głównodowodzącym działu analiz stałych fragmentów gry. Dane „StatsBomb” za okres jego pracy pod Jasną Górą wskazują, że Medaliki miały wówczas najwyższy współczynnik przewidywanych bramek ze stojącej piłki i jednocześnie najlepiej SFG broniły.

Ciekawostką jest to, że czasami wcielał się nawet w rolę pierwszego szkoleniowca.

Był prawą ręką trenera Marka Papszuna, jego najbliższym współpracownikiem. Brał udział w najbardziej odpowiedzialnych zadaniach: od planowania procesu treningowego, przez zarządzanie organizacją i dynamiką treningów, po prowadzenie części zajęć, głównie pomeczowych, wyrównawczych. Prowadził też zespół jako pierwszy trener w niektórych meczach towarzyskich na początku rundy, organizowanych dla zawodników, którzy nie grali w lidze — mówi nam jeden z rozmówców.

Kamil Kościelny dobrze pamięta treningi formacyjne i indywidualne, które prowadził Goncalo Feio.

Raczej dotyczyły one gry ofensywnej — szukanie przestrzeni, dogrania, wprowadzenie piłki, zagranie w dobrą strefę. Ćwiczenia dotyczyły też jakości zagrań, np. dobrych podań po ziemi między linie. Zawsze było to sensowne, potrzebne. Mogliśmy to potem przekuć na mecz.

Andrzej Niewulis, a więc kolega Kościelnego z linii defensywnej, wraca pamięcią do wielu szczegółowych wskazówek, które przekazywał im Portugalczyk.

W treningu zwracał uwagę na te same rzeczy, na które uwagę zwracał Marek Papszun. Kazał myśleć do przodu. To mogą być proste sprawy, ale na boisku, w trakcie meczu, gdy wszystko dzieje się bardzo szybko, to już nie jest takie proste. W trakcie akcji trzeba mieć rozwiązania, myśleć o piłce, która stworzy sytuację, być gotowym na fazy przejściowe. Jego drużyna na pewno będzie grała intensywnie, wysokim pressingiem, ale też będzie dobrze się zabezpieczać.

Dla zawodników równie ważne było jednak to, jak Goncalo Feio zachowywał się poza treningiem. Jeśli jakaś grupa nigdy nie miała z nim problemu, to byli to właśnie piłkarze. Owszem, czasami i w tym przypadku reagował nerwowo, tak jak wtedy, gdy w Motorze Lublin odsyłał piłkarzy do rezerw za popełnione błędy. Nie przekraczał jednak granicy, jak miało to miejsce w relacjach z przełożonymi czy kolegami ze sztabu szkoleniowego.

Wręcz przeciwnie. Piłkarze byli jego oczkiem w głowie i wszyscy to czuli.

Piłkarze Rakowa uwielbiali Goncalo Feio. „Dla niego kluczowe są relacje”

Niewulis w zasadzie nie ma wątpliwości. Twierdzi, że Goncalo Feio szatnię Legii Warszawa zdobędzie momentalnie, w okamgnieniu. Inne osoby z Rakowa Częstochowa twierdzą, że nie ma szans, żeby merytoryką nie zdobył szacunku nawet najbardziej doświadczonych i najwyżej noszących głowę piłkarzy. W tym, że Feio potrafi zjednać sobie zespół, dużą rolę odgrywa jednak nie tylko jego wiedza. Portugalczyk dobrze wie, co robić, żeby zyskać szacunek w szatni.

W Motorze Lublin wystarczyło, że zadbał o zawodników. Gdy przychodził do klubu, często brakowało im odżywek. Załatwił to, tak jak i pomógł z ułożeniem właściwej diety, zagwarantowaniem posiłków, ale i sprzętu potrzebnego do ćwiczeń. Nie dość, że poprawił ich warunki treningowe, to zajął się także sferą życiową, zabiegając o nowe umowy dla najważniejszych postaci szatni.

Przypomniała mi się historia, gdy Goncalo do nas dołączył, a ja zmagałem się z urazem – opowiada Andrzej Niewulis. – To był dla mnie bardzo trudny moment, awansowaliśmy do Ekstraklasy. Na początku, podczas przygotowań, rozmawiałem z nim i byłem zaskoczony, jak do mnie podszedł, jak doceniał moje dokonania. Miałem wrażenie, jakby był w tym zespole dłużej. Cały sezon się leczyłem, a wracając do zdrowia miałem swoje problemy, szczególnie mentalne. Goncalo często podnosił mnie na duchu, gdy myślałem, że to moment, że będzie dociskał. On jednak czuł, kiedy potrzebowałem wsparcia i bardzo to doceniam, miło go pamiętam. W moim przypadku był bardzo wyrozumiały.

Obrońca Rakowa wspomina też, że Feio był bardzo otwarty i chętny do pracy. Jeśli ktoś chciał zostać po treningu, dodatkowo poćwiczyć, zawsze wyrażała gotowość do pracy indywidualnej.

Dla niego kluczowe są relacje. To, co przed i po treningu, co się u kogo dzieje. Chce, żeby każdy czuł się komfortowo. Zawsze pytał mnie, jak rodzina i tak dalej. Wiem, że to proste, małe rzeczy, ale pokazywał, że się interesuje — dodaje Niewulis.

Także Kamil Kościelny wspomina Goncalo Feio w samych superlatywach. Trener ujął go do tego stopnia, że gdy pracował w Motorze Lublin, obrońca… włączał jego konferencje prasowe. Lubił słuchać, co myśli o futbolu.

Można było z tego wiele wyciągnąć! – śmieje się piłkarz Stali. – Z trenerów, których spotkałem, jest jednym z najlepszych jeśli chodzi o wiedzę, trzeźwe patrzenie na piłkę i rozumienie gry. Dużo daje mu to, że jest z Portugalii, gdzie kultura piłki nożnej jest trochę inna. W Warcie rozmawiałem o tym z Miguelem Luisem — tam w piłce młodzieżowej rozmawiają o tematach, które u nas poruszamy w wieku dwudziestu kilku lat, jak wykorzystanie wolnej strefy, otwarta pozycja ciała.

Wracając pamięcią do wspólnej pracy, opowiada:

Od jego przyjścia czuć było energię oraz zaangażowanie. Czasami przychodził bardzo zmęczony, śmialiśmy się, że chyba miał ciężką noc. Gdy zbliżał się mecz, potrafił do późnych godzin przygotowywać analizę, oddawał temu całe serce. Wspominam go dobrze, wydaje mi się, że mieliśmy dobry kontakt. Jest człowiekiem ceniącym zawodników, którzy dużo pracują, a myślę, że takim byłem i to mi pomagało. W zespole Rakowa był zresztą kult pracy i rozwoju, w co trener Goncalo dobrze się wpasował.

Jeden z członków sztabu Rakowa Częstochowa zwraca uwagę na to, że to Goncalo Feio miał duży wpływ na rozwój indywidualny zawodników. Nawet tych, którzy początkowo nie zapowiadali się na gości, którzy mogą jeszcze wskoczyć na wyższą półkę. Portugalczyk miał ten magic touch.

Mroczna strona Goncalo Feio. Bójka, samouwielbienie, zawód w sprawie następcy Papszuna

Po kilkunastu miesiącach pracy Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa można było odnieść wrażenie, że to osoba nieodzowna i niezastąpiona. Wydaje się, że była to jedna z rzeczy, która na końcu zgubiła Portugalczyka i sprawiła, że musiał pożegnać się z klubem spod Jasnej Góry.

W życiu nie powiedziałbym o nim, że mógłby odwalać takie numery. Nie widziałem nigdy, żeby coś komuś niemiło powiedział, coś zrobił. Często nawet myślałem, że fajnie byłoby, jakby kiedyś został pierwszym trenerem Rakowa. Miał tylko jeden problem — kiedy dookoła świat nie jest profesjonalny i generuje problemy, to traci cierpliwość. Zakładam, że z tego brały się jego wyskoki. On przełamuje bariery głową. Jest ambitny, ale bardzo, do przesady — słyszymy w Rakowie.

Goncalo miał jednak jeszcze jeden problem. Jeśli coś dorównywało jego wiedzy i zaangażowaniu, było to jego ego. Niedawno Fabian Huerzerel, trener FC St. Pauli, opowiadał historię o docenieniu, podając przykład wody. W sklepie kosztuje złotówkę, na siłowni trzy złote, na lotnisku sześć złotych. Cena rośnie wraz z tym, jak istotna jest butelka wody w danym miejscu. Mówił, że w Hamburgu cenią go tak, że czuje się jak woda na lotnisku. Feio sam siebie uważał za „wodę na lotnisku”. Zawsze był wybitnie pewny siebie, już jako nastolatek zaczepił Jose Mourinho i przekonywał, że będzie idealnym uzupełnieniem jego sztabu. Łaknął pochwał i uwielbienia.

Już gdy dołączył do Rakowa Częstochowa i wziął w obroty stałe fragmenty gry, kręcił nosem i narzekał, że ludzie nie mówią o jego roli tak często, jak w przypadku Macieja Kędziorka, którego rolę przy SFG opisywano bardzo szczegółowo i szeroko. Stał się prawą ręką Marka Papszuna i wziął tę rolę na serio. Kiedy Papszun rozmawiał z Legią Warszawa, media informowały, że może zabrać ze sobą Feio, żeby ten pełnił rolę asystenta. Portugalczyk widział jednak siebie w zupełnie innej roli — następcy Papszuna w Rakowie.

W mediach Goncalo wypowiadał się ostrożnie. Rzucił anegdotą, że w rozmowie z Markiem Papszunem stwierdził, że nie chce być w sytuacji, w której jako drugi trener przejmuje po nim zespół, że Papszun musiałby sam wyznaczyć go do tej roli. W klubie wspominają to jednak nieco inaczej, podobnie jak w przypadku historii Leśnodorskiego – jako zawód Feio, który zupełnie poważnie twierdził, że rozważanie kogokolwiek innego do tej roli to dla niego potwarz. W mediach pojawiały się wówczas różne nazwiska, m.in. Aleksieja Szpilewskiego.

Śmiertelnie się wtedy obraził, że nikt nawet nie spytał go o chęć wejścia w buty mentora. Być może to w tamtym momencie zdecydował, że w Rakowie nie ma już przyszłości, choć kolportowana przez niego historia o tym, że z Częstochowy odszedł sam, gdy wszyscy dookoła prosili go o pozostanie, jest mocno naciągana.

Fakty są takie, że o ile Marek Papszun Feio uwielbiał — choć, jak słyszymy, nie wykraczało to poza stopę zawodową, bo „Marek to nie jest osoba, która buduje relacje na stopie międzyludzkiej. U niego 90% to jest praca, więc bycie jego zaufanym człowiekiem oznacza docenienie zawodowe” — tak reszta dostrzegała, że pracoholizm w połączeniu z nerwowością i skłonnościami do przesadzonych reakcji, czynią z Goncalo tykającą bombę.

Wiele osób twierdzi, że Michał Świerczewski od zawsze wyżej cenił Dawida Szwargę. Ma to sens, w końcu to on polecił Markowi Papszunowi Szwargę do sztabu, a gdy w Rakowie rodziły się plany kupna klubu filialnego, to Szwarga, a nie Feio, miał zostać tam wysłany na „przyuczenie” do roli następcy Papszuna.

Drogi Goncalo Feio i Rakowa Częstochowa ostatecznie rozjechały się, gdy trener wystartował do Kamila Waskowskiego, kierownika drużyny i wyszedł z tej bójki przegrany. Trzeba jednak pamiętać, że już wcześniej Portugalczyk prowokował awantury i niepotrzebne starcia. Po finale Pucharu Polski rzucał się do Macieja Palczewskiego, trenera bramkarzy Lecha Poznań. Powinien chyba podziękować kolegom, że nie dopuścili do starcia z potężnie zbudowanym szkoleniowcem, które mogłoby się skończyć mocnym nokautem.

Sytuacja z Waskowskim jest o tyle absurdalna, że gdy pytamy o konflikty w sztabie szkoleniowym Medalików, słyszymy:

U Marka Papszuna trochę nie było miejsca na międzyludzkie relacje, miała być dowieziona robota i tyle. Zawsze szybko kasował sympatie i antypatie.

Całe zajście miało miejsce na obozie w Sopocie, który poprzedzał główny obóz przygotowawczy w Austrii. Podczas towarzyskiej gierki Feio zagotował się na jedną z decyzji Waskowskiego. Kierownik, który w przeszłości był sędzią, podjął jego zdaniem decyzję, która nie była słuszna. Goncalo ruszył do niego z pięściami, a do dogrywki doszło później, podczas kolacji.

Feio przegrał podwójnie, bo uważał, że jest postacią nie do ruszenia i to Waskowski zapłaci za konflikt, który wywołał. Choć Portugalczyk powtarza, że odszedł z Rakowa sam, to werdykt klubu był jasny. Dla Feio w Częstochowie nie ma już miejsca. Zaskakujące jest przy tym to, że choć nikt nie chciał zdradzić, czy w sztabie szkoleniowym były jakieś konflikty, to spora grupa osób straciła kontakt z trenerem.

Goncalo spalił za sobą wiele mostów, zupełnie niepozornych, bo mówimy o zwykłych kolegach z pracy. Słyszymy, że niektórzy składali nawet zeznania w sprawie ataków agresji Portugalczyka, gdy PZPN poza sprawą z Lublina rozpytywał także o wydarzenia z przeszłości. Zresztą: awantura w Motorze dotyczy przecież Pawła Tomczyka, człowieka, którego Feio wychwalał pod niebiosa, którego pracę wyjątkowo cenił. Gdzieś w tle była jeszcze jego partnerka, także zapoznana w Rakowie.

Ciekawe jest jednak to, że nawet osoby, z którymi Feio zerwał relację, oddają mu honor jeśli chodzi o pracę, więc chodzi tylko i wyłącznie o drugą stronę trenera, czyli jego zachowanie w relacjach prywatnych.

Jego poziom merytoryczny przewyższał resztę, przyznaję to z czystym sumieniem — słyszymy.

Dawid Szwarga z powodzeniem zastąpił Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa

Gdy Goncalo Feio przekonał się, że w Rakowie Częstochowa jednak nie jest nie do zastąpienia, pod Jasną Górą zaczęła się era Dawida Szwargi, nowego pupila i nowej prawej ręki Marka Papszuna. Szybko okazało się, że jeśli chodzi o jakość, mówimy o dwóch prymusach.

Duży szacunek dla Dawida, że po odejściu Goncalo wszedł w jego buty i pomimo utraty ważnego członka sztabu, trener Papszun nie ucierpiał jeśli chodzi o poziom wsparcia. Obie te postaci są bardzo ważne — mówi nam jeden z rozmówców.

Start kariery pierwszego trenera w przypadku Dawida Szwargi robi zdecydowanie mniejsze wrażenie niż to, jak pracę na własny rachunek zaczął Goncalo Feio, ale i stopień trudności jest w ich przypadku diametralnie inny. Dopiero bezpośrednia konfrontacja, najlepiej na dłuższym odcinku, a nie tylko w pojedynczym spotkaniu, pozwoli nam porównać możliwości obydwu akolitów Marka Papszuna.

Wydaje się, że z tej dwójki to Portugalczyk w większym stopniu naśladuje „mistrza”. To jego zespoły są niemal dokładnym odbiciem filozofii wieloletniego opiekuna Rakowa Częstochowa, opartej na intensywnej grze, wysokim pressingu, ale też dokładnym zabezpieczeniu pola karnego. Co ciekawe tę ostatnią rzecz Goncalo Feio zapożyczył m.in. od Dawida Szwargi, który w GKS-ie Katowice miał styczność ze specyficzną zasadą bronienia własnej szesnastki.

Jeżeli piłka jest na dwunastym, trzynastym metrze, zawodnik, który znajduje się blisko niej, nie może dopuścić do strzału po ziemi czy pomiędzy nogami. Dlatego piłkarze tak często rzucali się na uderzoną futbolówkę, żeby — w najgorszym przypadku — dopuścić do półgórnego strzału.

Kiedy Dawid Szwarga w rozmowie z nami rzucał, że Medaliki to europejski top pod względem obrony własnego pola karnego, miał na między innymi to. W obecnym sezonie Raków ma jednak problem z utrzymaniem wysokiej formy w tym aspekcie.

Osoby, z którymi rozmawiamy o pracy Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa, niemal zawsze rzucają w trakcie pogawędki jedno, to samo pytanie: czy Portugalczyk wytrzyma w Legii Warszawa mentalnie? Jedni twierdzą, że tak, bo skala niedoróbek jest tam zdecydowanie mniejsza niż w Motorze Lublin, a warunki są nieporównywalnie lepsze niż w Rakowie Częstochowa.

Inni, po latach pracy z Feio, nie wierzą, że to typ, który jest skłonny do głębszych refleksji i zmian. Rzucają, że nawet z Motoru Lublin, gdzie wszyscy stanęli za nim murem, odszedł w dziwnych okolicznościach, zostawiając zespół, współpracowników i zawodząc kibiców, którzy wcześniej bronili go, jakby był jednym z nich.

Wygląda więc na to, że tylko skłonność do autodestrukcji siebie i otoczenia może sprawić, że Goncalo spali się w Legii. Żadna to niespodzianka, trąbią o tym wszyscy dookoła. W Rakowie mają jednak świadomość, że do tego momentu Feio może napsuć im sporo krwi i sprawić, że uzyskana niedawno przez Medaliki przewaga w ich rywalizacji może zostać odwrócona.

WIĘCEJ O GONCALO FEIO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK, Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
0
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Ekstraklasa

Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
0
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Komentarze

19 komentarzy

Loading...