Reklama

Olimpijskie złoto na drodze do WWE (i UFC?), czyli zawrotna kariera Gable’a Stevesona

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

11 października 2021, 18:58 • 8 min czytania 13 komentarzy

Masz dwadzieścia jeden lat, złoty medal przywieziony z Tokio i perspektywę występu na kolejnych igrzyskach w 2024 roku. Co dalej? Raczej nie decydujesz się zejść z olimpijskiej sceny, prawda? Gable Dan Steveson jednak dokładnie tak zrobił. We wrześniu zapaśnik (kategoria do 125 kilogramów) z USA podpisał kontrakt z WWE. I nie była to spontaniczna decyzja, podyktowana względami finansowymi. Tylko zimna kalkulacja – wybił się, zyskał popularność, dlatego poszedł do świata wielkiej rozrywki i wielkich pieniędzy.

Olimpijskie złoto na drodze do WWE (i UFC?), czyli zawrotna kariera Gable’a Stevesona

Jak bardzo wyjątkowa jest sytuacja, w której medalista igrzysk trafia do WWE? Znajdziemy tylko kilka takich przypadków, a najbardziej znaczącym jest ten Kurta Angle’a, którego historię opisywaliśmy w materiale o najbarwniejszych olimpijczykach wszech czasów. Zanim ten legendarny zapaśnik trafił do stajni Vince’a McMahona i stał się jej nieodłączną częścią, jako 28-latek wystąpił na igrzyskach w Atlancie.

I nie skończyło się tylko na udziale. Angle pokonał w finale w kategorii do 100 kilogramów irańskiego faworyta, zostając mistrzem olimpijskim. Po tym sukcesie na igrzyska już nie powrócił. Postawił na dziennikarstwo sportowe i zaczął komentować wrestlingowe zmagania spod szyldu ECW (Extreme Championship Wrestling). Dwa lata później postanowił sam spróbować swoich sił jako wrestler. Jego debiut w WWE (wówczas jeszcze WWF) przypadł na 1999 rok. A reszta, jak to mówią, jest historią.

Gable Steveson ma nadzieję na zrobienie równie spektakularnej kariery. I to nie są tylko nasze przypuszczenia. Sam Amerykanin w 2020 roku zapewniał, że „będzie dominował w WWE”. Jeszcze przed igrzyskami w Tokio na Twitterze fantazjował na temat tego, jak wspaniale byłoby usłyszeć swoje nazwisko na stadionie wypełnionym wielotysięczną publicznością.

Teraz jego marzenia znalazły się na wyciągnięcie ręki. We wrześniu podpisał kontrakt z WWE (a w ubiegłym tygodniu został oficjalnie wybrany w „drafcie”), który w życie wejdzie już 22 października. Dwudziestojednolatka będzie można oglądać na RAW, jednym z cotygodniowych programów WWE. Zanim jednak przejdziemy do jego nieuniknionych występów i przyszłości w słynnej organizacji, zastanówmy się:

Reklama

Czemu mistrz olimpijski zdecydował się uciec ze świata olimpijskich zapasów?

Złoty medal jako trampolina?

Gdybyśmy zapytali się o to samego Stevesona, zapewne mówiłby o planie, który w jego głowie pojawił się już dawno temu. Mówiłby też o tym, że wychował się na WWE i zawsze, szczególnie jako szeroki w barkach i dźwigający ponad sto kilogramów nastolatek, chciał być jego częścią. Nic z tego by nas nie zdziwiło. Bo dlaczego amerykańskiemu chłopakowi, wychowanemu w kulturze ubóstwiającej wrestling, bardziej imponować miałby Rulon Gardner, aniżeli The Rock czy John Cena?

Dalej przechodzimy oczywiście do pieniędzy. Nawet gdyby Steveson obronił tytuł w Paryżu, nawet gdyby stał się ikoną sportu olimpijskiego, jaką choćby w judo jest Teddy Riner, nie mógłby liczyć na korzyści finansowe, jakie – z miejsca – daje mu WWE. Zresztą – w obecnych czasach sportowcy jak Gable Steveson naprawdę mają wybór co do swojej przyszłości. Bo Amerykanin może pójść też w stronę mieszanych sztuk walki. Z czego doskonale zdaje sobie sprawę Dana White, od dawna mający oko na młodym talencie.

Realia, w jakich znajduje się Steveson, tłumaczy nam Andrzej Supron: – Igrzyska olimpijskie w Paryżu są już za trzy lata. W moim odczuciu mógłby się na nich skoncentrować. Ale on sobie zdaje sprawę, że jest na topie w tym momencie i chce to wykorzystać. To jest typowe dla Amerykanów – osiągają sukces, a za sukcesem idą konkretne korzyści finansowe, które pozwalają się ustawić na całe życie. A przecież jakby Steveson za trzy lata nie powtórzył sukcesu z Tokio, to startowałby z innego pułapu. Dlatego idzie do WWE teraz.

– Pieniądze w zapasach na poziomie olimpijskim a WWE? – kontynuuje srebrny medalista igrzysk w Moskwie i od wielu lat komentator amerykańskich gal wrestlingowych. – Nie ma porównania. Podejrzewam, że podpisał kontrakt na przynajmniej milion dolarów. To nie ulega wątpliwości.

Można powiedzieć, że Steveson wykorzystał zapasy na poziomie olimpijskim jako trampolinę do dalszej kariery. Nie jest w tym jednak pierwszy, ani nie będzie ostatni. Podobne historie znajdziemy nawet na polskim podwórku. Damian Janikowski w wieku 23 lat zdobył brązowy medal na igrzyskach w Londynie. I już w w 2016 roku, po tym, jak nie wywalczył kwalifikacji na imprezę w Rio de Janeiro, zadebiutował w KSW. Zawodnikiem mieszanych sztuk walki jest oczywiście do dzisiaj, choć nie odnosi większych sukcesów.

Reklama

Pamiętamy jednak jakie jeszcze parę lat temu były wobec niego oczekiwania. Wydawało się, że Polak ma wszystko, aby zostać gwiazdą. Zapaśnicze podłoże, setki stoczonych walk w karierze, odpowiedni charakter do tego sportu i wciąż korzystną metrykę – bo wówczas daleko mu było do trzydziestki. No i właśnie: tak jak wówczas szefowie KSW patrzyli na Janikowskiego, tak WWE nie może doczekać się historii, jaką napiszę dla nich Gable Steveson.

Trzeba mieć to coś. I on to ma

Co jest lepsze niż podpisanie kontraktu z młodym, popularnym i będącym na fali zawodnikiem, który ma szansę stać się gwiazdą twojej organizacji? Sytuacja, w której ten zawodnik jest… wielkim fanem produktu, który tworzysz. A Gable Steveson WWE oglądał wręcz nałogowo. Uwielbiał choćby Brocka Lesnara i poniekąd dlatego, że ten przed karierą w wrestlingu studiował na uniwersytecie w Minnesocie, sam wybrał tę ścieżkę edukacji. – Mam wrażenie, że każdy kiedyś śledził WWE. Każdy wiedział, kim są John Cena czy Lesnar. Mam nadzieję, że dzieciaki będą na mnie w przyszłości patrzeć tak jak na nich. WWE jest moim celem, moim głównym celem – mówił jeszcze w 2020 roku.

Vince McMahon i spółka starają się „złowić” właśnie takich ludzi jak mistrz olimpijski z Tokio. Ambitnych, mających zapaśnicze podstawy, czujących klimat świata wrestlingu, a także identyfikujących się z nim. – Generalnie opierają się na zawodnikach, którzy są popularni, a do tego w latach młodzieńczych sami byli fanami zapaśniczej rozrywki. Najczęściej wywodzą się ze sportów walki, dzięki czemu są gotowi na to, żeby wykonywać w WWE dane elementy, ewolucje. Kiedyś natomiast liczyły się przede wszystkim gabaryty. Zawodnik musiał być wielki, tak jak na przykład Andre the Giant czy Mike Shaw – dodaje Andrzej Supron.

Steveson do dryblasów nie należy. Mierzy zaledwie 185 cm, co zazwyczaj sprawiało, że na macie był niższym z dwójki zawodników. W finale olimpijskim pokonał jednak Geno Petriaszwiliego, trzykrotnego mistrza świata, który ma niemal dwa metry. Wzrost nie jest bowiem koniecznością, żeby osiągać sukcesy w zapasach. Amerykanin nadrabiał jego brak niespotykaną siłą, atletyzmem, a na wagę wnosił blisko… 120 kilogramów. Jeśli jednak popatrzymy na jego sylwetkę – nie ma mowy o specjalnym „pomaganiu sobie” tkanką tłuszczową. Tylko o potężnej, zbitej kupie mięśni.

SPRAWDŹ OFERTĘ ZAKŁADÓW BUKMACHERSKICH W FUKSIARZ.PL!

Przed igrzyskami Steveson szlifował swoje umiejętności w lidze uniwersyteckiej. Jak powiedział nam Andrzej Supron, ten system, zapasów na poziomie NCAA, bardzo pomaga Amerykanom wychowywać przyszłych medalistów igrzysk. Zanim jednak Steveson został zawodnikiem „Minnesota Golden Gophers”, robił swoje w zawodach szkolnych. Po tym, jak jako ośmioklasista przegrał finałową walkę o mistrzostwo stanu, był niepokonany przez 171 kolejnych pojedynków. Żeby podkreślić skalę jego dominacji, warto wspomnieć też amerykańskie kwalifikacje przed Tokio. Steveson wypunktował podczas nich swoich rywali łącznie 42 do 4.

– To dla ludzi, którzy jeszcze nie widzieli go w akcji: kiedy pojawia się na macie, nie możesz oderwać od niego oczu – mówił o swoim wychowanku trener na uczelni w Minnesocie Brandon Eggum. – On zrobi show, sprawi, że będziesz czuł ekscytację i nigdy nie da za wygraną. 

Supron: – Jak to mówią Amerykanie – jest bardzo „forward”, do przodu. Ma dużą wiarę w swoje możliwości. Pochodzi ze szkoły amerykańskich zapasów, a to są urodzeni zwycięzcy. Nawet jak nie mają na to pokrycia, to zachowują się, jakby byli najlepsi na świecie. Co oczywiście stanowi ich ogromną zaletę, która na wyrównanym poziomie może okazać się decydująca.

Sam Gable Steveson mówił zaś o sobie: – Większość ludzi chce przyjść i zobaczyć show, nie tylko siedem minut walki, w której decydują szczegóły. Pragną rozgrywki. I właśnie ją chcę im dostarczać, dlatego staram się być najlepszym zapaśnikiem, jakim mogę być. Lubię być w centrum uwagi. Lubię tłum, lubię światła, kamery, wszystko w tym stylu. Myślę, że to mnie napędza, sprawia, że chcę walczyć.

Brzmi jak idealny kandydat do WWE, prawda?

Jeszcze trochę poczekamy, ale to kwestia czasu

Gable Steveson studia rozpoczął w 2018 roku. Został mu jeszcze rok nauki, a co za tym idzie – rok walki w akademickich zawodach. Na ten moment nie zapowiada się, żeby miał z nich zrezygnować. O ile może spokojnie odpuścić przygotowania do igrzysk w Paryżu, bo – szczególnie jako mistrz olimpijski – nie musi nic udowadniać, tak swoim kolegom i trenerom z uczelni jest winien ten ostatni rok wspólnych treningów oraz zawodów. Zdają sobie z tego sprawę również w WWE. Dlatego nie spieszy im się rzucać 21-latka w wir telewizyjnych zobowiązań.

Przez najbliższy rok Amerykanin będzie przygotowywał się do występów na wrestlingowych galach, brał udział w reklamówkach, budował masę mięśniową i trenował różne ewolucje. To wszystko na razie posłuży mu jednak jako dodatek do walk na uczelni. Pewne jest jednak to, że Steveson nie spróbuje – po raz pierwszy i ostatni w karierze – zostać mistrzem świata w zapasach. Choć po zdobyciu olimpijskiego medalu automatycznie wywalczył przepustkę na imprezę w Oslo w 2022 roku, już 15 sierpnia zdążył poinformować, że z niej nie skorzysta.

Co będzie dalej, kiedy Steveson skończy swoją edukację? Oczywiście zobaczymy go w jednym wielkich show spod znaku WWE. Jak sam zapewniał – będzie chciał zostać legendą wrestlingu. Na tym się może jednak nie skończyć. Oto rada, którą dał mu Daniel Cormier, ikona MMA i również były zapaśnik. – Jeśli byłbym Gable’em Stevesonem, najpierw poszedłbym do WWE. Tak jak Brock Lesnar. Tam zrobiliby ze mnie potwora i potem, kiedy trafiłbym do UFC, z miejsca byłbym na kartach głównych i z miejsca ludzie kupowaliby dla mnie Pay-per-view.

Możliwości Gable’a Stevesona są zatem nieograniczone. Jest na drodze, aby stać się oczkiem w głowie Vince McMahona, a Dana White nie będzie miał nic przeciwko, żeby za parę lat dać mu zarobić dziesiątki milionów dolarów. Przy tym wszystkim obrona tytułu mistrza olimpijskiego traci na atrakcyjności.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Uncategorized

Polecane

Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Michał Trela
15
Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Komentarze

13 komentarzy

Loading...