Reklama

Snowboard czy narty? Nie chce wybierać. Ester Ledecka znowu zmierzy się z historią

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

31 stycznia 2022, 17:59 • 8 min czytania 0 komentarzy

W 2018 roku w pojedynkę zapewniła reprezentacji Czech wyższą pozycję w klasyfikacji medalowej od naszej kadry. Sięgnęła po dwa złote krążki olimpijskie w dwóch różnych… dyscyplinach. Ester Ledecka kapitalną snowboardzistką była od zawsze, ale wygrania rywalizacji w alpejskim supergigancie nikt od niej w Pjongczangu nie oczekiwał. Nawet ona sama. Z racji, że apetyt rośnie w miarę jedzenia – w Pekinie znowu spróbuje swoich sił w obu sportach.

Snowboard czy narty? Nie chce wybierać. Ester Ledecka znowu zmierzy się z historią

To musi być dziwne uczucie, kiedy w wieku 22 lat dokonujesz czegoś, co jest praktycznie nie do powtórzenia. Bo zaznaczmy – Czeszka w Pjongczangu naprawdę zapisała się złotymi głoskami w historii olimpizmu. Żadna inna kobieta – jeśli chodzi o zimowe igrzyska – nie zdobyła dwóch złotych medali w dwóch różnych dyscyplinach na tej samej imprezie.

Wspomnieć można co najwyżej o Anfisie Rezcowej – ona jest mistrzynią olimpijską w biathlonie i biegach narciarskich. Ale swoje sukcesy rozłożyła na kilka edycji igrzysk. Poza tym – jeśli chodzi o pierwszy z tych sportów – najlepsza okazała się tylko w sztafecie, nie starcie indywidualnym.

Ester Ledecka już jest zatem wielka. Szczególnie że podobnych sukcesów próżno szukać w ogóle w całym świecie sportu.

Jedyny taki “multisportowiec”?

Oczywiście – przypadki, w których sportowcy uprawiali – z dobrymi wynikami – dwie różne dyscypliny, miały miejsce w przeszłości. Zazwyczaj jednak tej bardzo odległej. Jim Thorpe zdobywał chociażby złote medale olimpijskie w pięcioboju oraz dziesięcioboju, a potem grał w baseball czy futbol amerykański. Eddie Eagan natomiast został mistrzem olimpijskim w boksie, a także… bobsleju.

Reklama

Obaj panowie urodzili się jednak w XIX wieku, a okres ich sportowej dominacji przypadł naturalnie na pierwszą połowę XX wieku.

Jeśli natomiast popatrzymy na nieco świeższą historię – zdarzali się ludzie, którzy robili karierę zarówno w NFL, jak i MLB (choć nie równocześnie). A także tacy, którzy za młodu parali się sprintem, a potem przechodzili na futbol amerykański (często wtedy, kiedy kariera lekkoatletyczna im nie wypalała). Willie Gault, zdobywca Super Bowl z 1986 roku, miałby szansę zostać medalistą olimpijskim, gdyby nie… bojkot igrzysk przez Stany Zjednoczone.

Obecnie zazwyczaj słyszymy o sportowcach (a nawet celebrytach), którzy najpierw wchodzą do ringu bokserskiego, a potem biją się w klatce. Albo w drugą stronę. Nie robią tego jednak zazwyczaj, walcząc na specjalnie wysokim poziomie (a nawet jeśli – Conor McGregor nikogo nie oszukał, nie jest wybitnym bokserem).

Trudno zaś wytłumaczyć, jak ktoś może wygrywać zawody na wielkiej, olimpijskiej(!) scenie, jeżdżąc zarówno na nartach, jak i snowboardzie. Możecie to nawet powiedzieć na własnym przykładzie – zazwyczaj stawia się na jedno, albo drugie. Ledecka uznała jednak, że nie ma co rozgraniczać.

Oczywiście – cel zawsze ma ten sam. Jak najszybciej pokonać daną trasę. Jest jednak powód, dla którego nikt wcześniej nie był w stanie tego zrobić i zdobyć złota olimpijskiego, korzystając z dwóch różnych sprzętów. To po prostu piekielnie trudne.

To był szok!

Mogła pójść w ślady ojca, który był gwiazdą muzyki w Czechach, albo dziadka, który jako hokeista dwukrotnie zdobył olimpijski medal. Kiedy miała sześć lat, udała się jednak z rodziną na wakacje i po raz pierwszy spróbowała jazdy na snowboardzie. Wcześniej co prawda jeździła na nartach, ale to deska okazała się jej pierwszą miłością. Karierę na wysokim poziomie zaczęła robić bardzo szybko. W 2013 roku przebiła się do czołówki Pucharu Świata. Już w kolejnym sezonie, jako osiemnastolatka, zajęła drugie miejsce w łącznej klasyfikacji generalnej (uwzględniającej rywalizację zarówno w gigancie, jak i slalomie równoległym).

Reklama

W kolejnych latach Czeszka wyrastała na najmocniejszą zawodniczkę w stawce. Aż czterokrotnie sięgała po Kryształową Kulę. W międzyczasie jednak zaczęła pojawiać się również w zawodach narciarstwa alpejskiego. Oczywiście – musiała dostosowywać się do kalendarza, terminów danych zawodów – bo co, nie dziwi, nie da się tak łatwo połączyć startów w dwóch dyscyplinach.

Generalnie – przed zimowymi igrzyskami w Pjongczangu Ledecka była znana jako kapitalna snowboardzistka, faworytka do złotego medalu w slalomie gigancie. I jako – co najwyżej – niezła narciarka alpejska. Jak wyglądały wówczas jej wyniki w drugiej dyscyplinie? Zmagania w supergigancie potrafiła zakończyć na 17. miejscu. A w zjeździe – na 7.

Nikt nie spodziewał się, że podczas najważniejszej imprezy czterolecia okaże się najlepszą zawodniczką w stawce supergiganta. Startowała zresztą z odległym numerem – musiała długo czekać, aż przejazd ukończą wszystkie zawodniczki. Żadna jednak nie pokonała trasy w lepszym czasie od niej.

Czeszka nie mogła uwierzyć w swój sukces – już po przejechaniu trasy krzyknęła w kierunku kamerzysty „jak do tego doszło?”. W dzień startu nawet nie zrobiła sobie makijażu, bo nie spodziewała się, że będzie udzielać jakichkolwiek wywiadów. Stąd na konferencji prasowej nie chciała ściągać gogli. Żeby tego było mało – korzystała z… pożyczonych nart. Użyczyła jej ich Mikaela Shiffrin, która w Pjongczangu też została mistrzynią olimpijską, tylko w innej konkurencji. Może zatem to był klucz do wygranej.

– Myślałam, że to jest pomyłka. Że zaraz zmienią mój czas na kogoś innego – mówiła Czeszka pytana o swoją pierwszą reakcję. – Naprawdę nie wiem, co się stało. Wy mi powiedzcie. Po prostu zjeżdżałam. Nie wiem, dlaczego tak dobrze mi poszło. To było świetne – zachwycała się Czeszka.

Mistrzyni świata w snowboardzie pokonała choćby Annę Veith, faworytkę z Austrii i obrończynię tytułu (Czeszka była od niej szybsza 0.01 sekundy!), a także wielokrotną medalistkę mistrzostw świata, Larę Gut, czy najsłynniejszą zawodniczkę w historii dyscypliny, Lindsey Vonn. Podsumowując: to była jedna z największych sensacji w historii zimowych igrzysk w XXI wieku.

Czeszka jednak nie zamierzała się zatrzymać. Musiała unieść jeszcze presję faworytki w zmaganiach snowboardowych. I dokładnie to zrobiła – z komfortową przewagą wygrała slalom gigant, sięgając po swój drugi złoty medal w Pjongczangu. Co ciekawe – w czasie igrzysk założyła Twittera. Udostępniła kilka linków, pożartowała ze swojego sukcesu (“potrzymajcie mi piwo” – w nawiązaniu do tego, że jako snowboardzistka wygrała rywalizację w narciarstwie alpejskim). Odezwała się do niej też Katie Ledecky – czyli w tamtym czasie najlepsza pływaczka globu – sugerując, że mogą być… dalekimi kuzynkami.

https://twitter.com/katieledecky/status/964718117229244416

Od marca 2018 roku – tyle Ester Ledeckę na tym portalu widziano. Może w Pekinie zdecyduje się na powrót?

Pół na pół

Ledecka do dzisiaj mówi, że czuje się „pół snowboardzistką i pół narciarką”. Nie chce wybierać między tymi dwoma dyscyplinami, wciąż miesza występami w obu Pucharach Świata. Co trochę ją kosztuje. – Problem w tym, że kiedy jeżdżę na nartach, muszę poświęcać snowboard, bo zawody często odbywają się w tym samym czasie. Więc tracę sporo punktów w rankingach. Jeśli chodzi o mój plan startów – wszystko zależy od tego, na ile pozwala mi terminarz na dany sezon – mówiła dla portalu „Olympics.com”

W ostatnim czasie jednak Czeszka – o dziwo – częściej stawiała na narciarstwo alpejskie. Momentami co prawda to nie było zależne od niej – bo z ubiegłorocznych mistrzostw świata w snowboardzie wykluczyła ją kontuzja. Zanim to jednak nastąpiło – w grudniu 2020 roku zanotowała pierwszy snowboardowy start od jedenastu miesięcy. I był to jej jedyny, jeśli chodzi o ten sport, w całym sezonie.

Jak to natomiast wygląda w bieżącym? Zaliczyła dwa występy w snowboardowym Pucharze Świata. We włoskiej Carezzie była druga, a w Cortina d’Ampezzo pierwsza. Formy zatem nie traci. Natomiast jej występy w narciarstwie alpejskim pozwalają myśleć, że podczas igrzysk w Pekinie też może pokazać się z dobrej strony – zajmuje 24. miejsce w klasyfikacji supergiganta i 13. w zjeździe. Nie brzmi to rewelacyjnie, ale weźmy pod uwagę, że zanotowała nieco mniej występów od większości swoich rywalek (łącznie osiem).

Oczywiście – wielki sukces sprzed lat nie sprawił, że Ledecka nagle stała się dominującą narciarką alpejką. Jeśli na igrzyskach stanie na podium, w jakiejkolwiek konkurencji, będzie to niespodzianka. Ale już miejsce w pierwszej dziesiątce jest jak najbardziej w jej zasięgu. I pewnie takie byłoby dla niej zadowalające. Bo jak sama podkreśla – cały czas robi kroki do przodu, uczy się swojej drugiej dyscypliny. – Nawet kiedy jestem już znacznie lepszą narciarką, niż byłam wcześniej, wciąż nie mam doświadczenia, które pozwalałoby wygrywać mi każde zawody – mówiła.

Zakazane słowo i brak presji

Czeszka i jej sztab mają swój sposób na igrzyska olimpijskie. Przede wszystkim… nie używają w ogóle tych słów. Zastępują je: „chińskim zawodami przyjaźni”. Tak jak w 2018 roku przygotowywali się nie do igrzysk w Pjongczangu, tylko „koreańskich zawodów przyjaźni”. Skąd ten pomysł? Podczas igrzysk Ledecka spotyka wielu przyjaciół z różnych krajów, więc uznała, że taka nazwa będzie pasowała idealnie. Szczególnie że nie chce wpaść w – jak to nazwała – “olimpijską panikę”. I zamierza skupiać się na każdych zawodach, nie tylko tych najważniejszych.

Co jeszcze pomaga Czeszce? Fakt, że swoje już zrobiła. – Nawet, kiedy nie ukończę zjazdu, wciąż będę mistrzynią olimpijską. To coś fajnego. Będę starała się dać z siebie wszystko, będę chciała być jak najszybsza. Ale ten tytuł to taki mały bonus w kieszeni – opowiadała dla “Olympics.com”.

Oczywiście – trudno mówić, żeby Ledecka nie odczuwała presji. Sukces sprzed czterech lat nie tylko zapisał ją w historii zimowych sportów, ale sprawił, że stała się wielką gwiazdą, celebrytką w Czechach. Kontrakty reklamowe posypały się w jej kierunku. Obecnie jest choćby jedną z twarzy Richard Millie – firmy produkującej luksusowe zegarki, które zakłada choćby Rafael Nadal. Zresztą nawet jej trener od snowboardu (ma dwóch, po jednym na dyscyplinę) Justin Reiter nazywał swoją podopieczną jednym z najwspanialszych żyjących sportowców. A było to… jeszcze w 2017 roku.

Jeśli ktoś cię wychwala w taki sposób, wiesz, z jak wysokimi oczekiwaniami się mierzysz. Ester Ledecka będzie czołową gwiazdą nadchodzących zimowych igrzysk. W przeciwieństwie do imprezy w Pjongczang – najpierw powalczy w rywalizacji snowboardzistek, a potem przerzuci się na narty. To jedna z tych postaci, których występu lepiej nie przegapić. Szczególnie że jest szansa, iż Czeszka stanie w szranki z Maryną Gąsięnicą-Daniel, która – poza slalomem gigantem – może również pokazać się w alpejskim supergigancie.

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...